wtorek, 4 marca 2014

Płatki śniegu

Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad tym. Nie zdarzało się to nawet wówczas, gdy ktoś ze znajomych, przyjaciół, mówił na ten temat. U nich pojawiał się w czasie narzekań na brak zdrowia, ale bywał też wymówką, usprawiedliwieniem i to coraz częściej. Narzekali, skarżyli się, smucili z tego powodu. U niego? – nic z tych rzeczy.
Dzisiaj jednak było inaczej. Rankiem, to pytanie – jak echo – zagrało w jego głowie, ale szybko też nadeszła odpowiedź.
Wystarczyło, że wyjrzał przez okno. Odstawił trzymany w dłoni talerzyk, oparł łokcie na parapecie, a nos zbliżył do szyby. Za szybą powoli opadały płatki śniegu, z góry, z lewej, z prawej, bo nosił je wiatr. Czasem podrywały się nagle z dołu, tak, tak, chciały jeszcze podskoczyć, jeszcze chwilkę zabawić się zanm opadną i połączą się z białą kołderką pokrywającą świat za oknem.
Zapatrzył się. Tysiące, miliony białych, kruchych śnieżynek przykuwały wzrok – swoim ruchem, wirowaniem, tańcem.  Po chwili już zapomniał o talerzyku, o paru rzeczach, które obiecał sobie zrobić, zapomniał, że stoi przy oknie, zapomniał o … dzisiaj. Gdyby ktoś nagle podszedł z drugiej strony okna, pewnie nie został by zauważony. Myślami wniknął w obserwowane i powoli opadające białe drobiny, wniknął tak, jakby chciał odczytać kryjące się w nich tajemnice.
Każdy z płatków powstał z osobnej kropelki wody i dlatego każdy był inny, bo inną niósł wiadomość, inne wspomnienie i inną miał w sobie energię. Wszystkie miały magiczną moc, bo wszystkie kryły w sobie tajemnicę życia i wszystkie dawały mu siłę.
Każda z tych drobinek niosła jakąś informację, to z chmur, to z oceanu, to z ludzkich wspomnień, marzeń, lub lęków. Jedne z poprzedniej wiosny, inne z ubiegłego lata, a jeszcze inne wspomnienie jesieni.
Mężczyzna wierzył, że z niektórych można odczytać przyszłość.
Kto je jednak potrafi czytać, kto potrafi odkrywać ich tajemnice?
By je odczytać, by je odkryć, trzeba się w nie wpatrywać, trzeba się zapomnieć, trzeba przysunąć nos do szyby, trzeba wyjść na zewnątrz, nastawić twarz i pozwolić śnieżynkom padać na włosy, na skórę. Trzeba pozwolić im się roztopić od ciepła ciała, wtedy te wiadomości przenikną do serca, staną się częścią prawd, które gdzieś w sercu, w duszy człowieka, czekają na stosowny moment, by służyć tym, czego egzystencja akurat teraz wymaga.
- Co mi przyniosłyście tym razem? Dobrą, czy złą nowinę? Nieważne! Jestem wam wdzięczny za wszystko, co ze sobą niesiecie, za każdą wiadomość, czy złą, czy dobrą, za ciemność, za światło, za miłość, za lęk, za piękno, za brzydotę, … za wszystko. – Tak im wyraził wdzieczność.
Czuł intuicyjnie, że taką mają misję do spełnienia, że roznoszą po świecie miliardy wiadomości, a odbierają je ziemia, skały, rośliny, zwierzęta, ludzie, choć najczęściej ludzie, nie zdaja sobie z tego sprawy.
Gdy każdej zimy pojawiał się pierwszy śnieg, obserwował to zjawisko przez okno, wychodził na zewnątrz, patrzył, chłonął, czytał z pierwszych śnieżynek nowe wiadomości. Pozostawał w ciszy, medytował. Tym razem też tak było.
Nagle oderwał nos od szyby, wyprostował się. Szybko się ubrał i wyszedł, by pochodzić w padającym śniegu. Zadzwonił do kogoś, by się podzielić tą radością, bo … nie wiedział czemu, ale padający śnieg, może deszcz również, ale śnieg jednak … tak, na pewno – śnieg, miał w sobie więcej magicznej mocy, niósł – gdy padał – mnóstwo radości.
Od początku dał się prowadzić dla wiatru. Obserwował padający śnieg. Często chodzi i biega też w deszczu więc porównał deszcz i śnieg. Jakie są deszczowe krople? Są bardziej niecierpliwe, nie mają tyle ochoty do zabawy i nie chcą się wyróżniać. Zupełnie inaczej płatki śniegu, każdy z nich to indywidualność. Uwielbiają zabawę, a szczególnie z wiatrem. Lubią błyszczeć, skrzyć się. Krople deszczu potrafią grać swoją muzykę, potrafią być skromne, delikatne, mogą czule i cichutko plumkać, ale potrafią też uderzyć symfonią dźwieków, tak że zagłuszą prawie wszystko. Śnieg może jest mnej muzykalny, może za bardzo chrzęści, może zbyt prosta jest to myzyka, … ale za to ma inne talenty, szczególnie w rzeźbie, w malarstwie, tańcu. Każdy taki płatek ma nie tylko niepowtarzalny kształt, ale też bogatą treść. Jest w nim poezja, proza, muzyka, taniec i namalowany ręką mistrza obraz.
Mężczyzna szedł w ciszy. Spojrzał na chwilę w górę, kilka śnieżynek zaprószyło mu oczy i natychmiast sie roztopiły. Mężczyzna zmrużył oczy, a gdy tylko je otworzył,  odsłonił się przed nim … świat sprzed kilkudziesięciu lat. Ujrzał przed sobą szybę. Była zamarznięta, pokryta białymi liśćmi namalowanymi przez mróz. Przed nią stał mały chłopiec. Chuchnął na nią i po chwili urosła mała, ciemna plamka. Topił się jeden z listków. Po chwili pojawił się mały otworek, a w nim oglądany jednym okiem świat za szybą. Tam padał śnieg, sypał tak, że na kilka kroków nic nie było widać. Dmuchnął jeszcze kilka razy i po chwili można było przyglądać się temu co za szybą, już całkiem swobodnie.
Mały chłopak bardzo lubił patrzeć jak pada śnieg. Potrafił tak stać cały dzień, a najbardziej zachwycał się wieczorem, gdy dzięki światłu pobliskiej ulicznej lampy, widział tańczące płatki śniegu. Podziwiał jak wiatr zabierał te płatki w niekończącą się podróż, jak kręcił nimi kółka, zawijasy,  raz szybsze, raz wolniejsze. Czasem pozwalał im opaść prawie na ziemię, by za chwilę podrzucić je wysoko do góry i znowu zacząć wszystko od początku.
W dzień obserwował bawiące się w parku dzieci. Ciągały sanki, rzucały śnieżnymi kulkami, lepiły bałwana. Bardzo chciał być tam razem z nimi, ale nie mógł. Chorował, często chorował. Podobno od zimna, więc mama nie pozwalała wychodzić na dwór, stał więc przy oknie. Czasem nawet nie mógł i tam stanąć. Gdy był chory, musiał leżeć w łóżku. Jednak rano, gdy nikogo innego w domu nie było, gdy mama nie mogła go za to zganić, wstawał, wychuchiwał otworek na oszronionej szybie i obserwował. Gdy padał śnieg, zostawał przy niej już na dłużej.
Gdy świeciło słońce też lubił patrzeć na skrzące się od słońca, ściągnięte mrozem iskierki śniegu. Wszystko lśniło milionami światełek, na drzewach, na gałęziach, na elektrycznych drutach, na ścieżkach w parku. Najbardziej lśnił lód, bo odbijał promienie słońca tak mocno, jak lustro. To ich własne lodowisko. Zrobiła go grupa chłopców, lecz on nie mógł na nim jeździć, bo ciągle się przeziębiał, ciągle przechodził to anginę, to grypę, to inne choroby. Ciągle brał leki, ciągle lekarz mu zaglądał do gardła, ciągle były zastrzyki i gorzkie antybiotyki. Nie cierpiał ich, bo kojarzyły się z zabraną mu wolnością.
Mógł więc popatrzeć jak inni śmigają na łyżwach, jak słońce skrzy zimowymi skarbami, jak pada śnieg, ale wszystko to przez mały otworek w mroźnych malunkach na szybie.
Gdy padał śnieg, zapominał o swoim nieszczęściu – wręcz przeciwnie – każdy płatek śniegu, którego obserwował wypełniał go radością, przynosił – o dziwo – ciepło. Naprawdę, gdy patrzył na padający śnieg robiło mu się cieplej na sercu, robiło się przytulnie. Czuł się wtedy jakby była pełnia lata, jakby siedział w słońcu, wystawiając wreszcie twarz, ręce i nogi na jego promienie, by poczuć na skórze przyjemne ciepło. Niestety latem też chorował, więc mógł sobie jedynie pomarzyć  o bieganiu za piłką, o jeździe rowerem, o grze w berka i o innych podwórkowych grach.
Pewnego razu, gdy tak obserwował świat przez mały otworek w szronie, zobaczył małe, kolorowe ptaszki. Właśnie wyjadały swoje jedzonko zawieszone na drucikach za oknem . Dziobały je i przy okazji nurzały się w świeżym śniegu. Chłopczyk zaczął się zastanawiać, dlaczego one kąpią się w śniegu, chodzą boso w największy mróz i … nie przeziębiają się? Postanowił zapytać dziadka o to. Dziadek odpowiedział, że one nie chorują, bo są zahartowane, że przebywają cały czas na dworze, w deszczu, śniegu, słocie, w zimnie i to je właśnie hartuje. Stają się odporne na zimno i nie chorują. Dziadek opisał mu jak on się hartuje zimną wodą.
Wtedy to, postanowił się hartować. To miała być ostatnia zima oglądana przez okno.
Był wdzięczny, że ma tak mądrego dziadka.
Kiedy w tej małej główce zapadła decyzja, to mały chłopczyk po raz pierwszy zobaczył siebie przy lepieniu bałwana. Zobaczył jak biega, ślizga się, jak bawi się z innymi. Na razie widział to w wyobraźni, przez szybę, ale już poczuł się wolny. Już poczuł się tak, jakby tam stał za oknem z szeroko otwartymi oczami, ze zwróconą w górę, ku chmurom buzią i na twarzy czuł opadające płatki śniegu. Każdy z tych płatków pocieszał go, przynosił dobrą nowinę i o dziwo, każdy z nich był ciepły, przyjemny, przyjacielski, wyczekiwany.
50 lat później nadal był wdzięczny, że zobaczył wtedy za oknem ptaki kąpiące się w śniegu. To one zaciekawiły małego chłopaka, zainspirowały, by pytać, by poszukiwać odpowiedzi, by poszukiwać rozwiązań. Wdzięczny był dla dziadka, że potrafił mądrze odpowiedzieć na dziwne pytanie małego, tęskniącego za zdrowiem dziecka, tęskniącego za wolnością, za pięknem zimy, za bliskością płatków śniegu.
Dzisiaj rano, gdy temat starości podrzucany przez jego znajomych, przyjaciół, przez chwilę zaprzątnął mu głowę, w tym swoim dawnym wspomnieniu z dzieciństwa, znalazł odpowiedź: nie jesteś stary, dopóki jest w tobie ciekawość, dopóki jest zachwyt pięknem tego świata. Jesteś młody dopóki działaniem, ale przede wszystkim stanem umysłu i ducha panujesz nad zdrowiem swego ciała.
Dzisiaj rano, gdy zobaczył padający śnieg, poczuł się młodym chłopcem, tak młodym jak zawsze, w każdej minucie życia. Dlatego ten temat wydał mu się dziwny w ustach jego znajomych, bo część z nich była młodsza, lecz jednak nie potrafiła się cieszyć chwilą, pojedynczym promykiem słońca, płatkiem śniegu, kroplą rosy, pojedynczym krokiem w marszu, jak i całą drogą.
Gdy przypomniał sobie ten mały otworek na szybie, przez który oglądał padający śnieg, to ten jeden mały fragment świata, wystarczył, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest stary. Te tańczące na wietrze płatki śniegu przekonały go. Przekonało go wspomnienie światła ulicznej lampy, w którym widziany świat ograniczył się do jej zasięgu, a mimo to, był na tyle zachwycający, że potrafił patrzeć na ten jego fragment przez całe długie wieczory.
Jest i będzie młody, dopóki, padające płatki śniegu wywoływać będą tyle entuzjazmu, tyle zainteresowania, będą tak magiczne, by oczarować go na całe wieki. Będzie młody dopóty taką decyzję będzie obwieszczał światu.
Poszedł na długi spacer. Kaptur zasłaniał widok prawie tak, jak zamarznięta szyba w jego dziecięcych wspomnieniach, ale to nie przeszkadzało widzieć piękna, nie przeszkadzało czuć „ciepła”, którym zima i padający śnieg potrafią tchnąć. Od czasu do czasu spojrzał w górę, by kilka płatków spadło mu na twarz. Gdy tylko dotknęły jego skóry, ogrzały się jej ciepłem i roztopiły, poczuł, że przyniosły same radosne wiadomości. Poszedł więc dalej jeszcze bardziej dziarskim krokiem.
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane