piątek, 12 lutego 2021

Ślepe drogi motywacji i rozwoju osobistego

 „Jak” nie istnieje


Kiedyś na jednym ze szkoleń motywacyjnych w branży marketingu sieciowego, pewien pan wysłuchał go do końca i wyszedł uśmiechnięty.

Na korytarzu, w czasie przerwy przed następną częścią, powiedział do mnie: - „Jak” nie istnieje.

- Nie rozumiem. – stwierdziłem zdezorientowany. Wyjaśnił:

- W rozwoju osobistym jest kilka kluczowych słów: Dlaczego? Jak? Kiedyś to, co za nimi się kryje nakręcało mnie do innego, tzw. pozytywnego myślenia, do działania. I tamten czas uważam za piękny, za pouczający, wzbogacający o doświadczenie, przyspieszający dojrzewanie. Fakt, odniosłem sukces stosując te pytania w mojej codzienności, idąc ku wyznaczonym celom. 

Później zrozumiałem, że te sukcesy były mi potrzebne, by zrozumieć, iż sukces jest porażką. Z jednej strony jest sukcesem w moim rozwoju świadomości, a porażką ego. Dzięki sukcesom zrozumiałem, że tak naprawdę sukces jest porażką, bo nie wzniósł mnie na wyższy poziom szczęścia, radości, wolności, a na to liczyłem i o tym przekonywali mnie trenerzy. 

Z drugiej strony jest sukcesem – brzmi paradoksalnie, prawda? Sukces jest porażką, a porażka sukcesem. Tak, porażka jest sukcesem, bo ona powoduje, że idziesz wyżej. Idziesz wyżej nie w rozwoju osobistym, lecz duchowym. 

I właśnie wtedy zrozumiałem, że jest coś więcej w człowieku, w naszej ludzkiej istocie, w jej głębi, niż materialna strona, niż sukces w relacjach, popularność, sława, znaczenie wśród innych ludzi. 

To był krok w górę. Nie do przodu, lecz w górę. Właśnie wtedy, gdy poczułem się pusty, nicnieznaczący, mimo sukcesów, wtedy przyszło zrozumienie, że szukałem nicnieznaczących rzeczy, więc nie mogłem się czuć inaczej. To, że znam odpowiedź na pytanie „Dlaczego?”, to, że wiem „Jak”? nie zbliża mnie do trwałego poczucia szczęścia, do wolności, do spełnienia, do odkrycia mojej własnej prawdy, do boskości. 

Zbliża o tyle, o ile zrozmiemy, że ta droga jest fałszywa i że jest inna.

Dlatego wyszedłem zadowolony. Tu w pełni sobie zdałem sprawę, że pytania: dlaczego, jak, nie istnieją. Mało tego, nie istnieją żadne pytania. 

To, co powiedział dało mi do myślenia. A jeszcze później wiele się zmieniło. Też zniknęły pytania „dlaczego” i „jak”. 

Dlaczego dzisiaj mówię o tym spotkaniu ładnych kilka lat temu? Bo chcę Ci powiedzieć, że tak naprawdę pytania „jak” i „dlaczego” nie istnieją też w dziedzinie zdrowia i samouzdrawiania. 

Od tamtej pory przestały mnie pociągać treningi motywacyjne, bo zobaczyłem ich płytkość, obłudę i wskazywanie ślepych dróg, co jest właśnie ich zaletą, hihi. Naprawdę. O tym samym mówią mistycy: „Cierpienie jest potrzebne, by zrozumieć, że jest niepotrzebne.” I to jest cała zasługa motywacji, że doprowadza cię do granicy twojej tolerancji, do krawędzi, z której widzisz więcej. I mimo, że motywacja nie jest w stanie spełnić pokładanej w niej nadziei, jest potrzebna. Tak jak wszystko inne w życiu. Tak jest w istocie: jeśli coś się w naszym życiu pojawiło – nieszczęśliwa miłość, śmierć kogoś bliskiego, choroba, niepokój, traumatyczne doświadczenie, to znak, że było potrzebne. 

Jest to potrzebne, by znikły pytania, by pojawiło się coś wewnątrz nas, co sprawi, że i odpowiedzi przestaną być potrzebne, bo … odkryjemy źródło prawdy. 

Kiedy zdarza się takie odkrycie, iż te pytania nie mają żadnego znaczenia również w tej dziedzinie? 

Wtedy, gdy się powierzymy. 

Komu? Czemu?

To nie ma znaczenia. Jeśli powierzenie się jest całkowite, bezwarunkowe, totalne, to nie ma znaczenia. Możesz powierzyć się Bogu, Egzystencji, Życiu, Światu, Całości, samemu sobie, czy ciału. Tak, ciało ma swoją mądrość i zaufanie tej mądrości uzdrawia, pozwala uruchomić mechanizmy samoozdrowieńcze. Ciało potrzebuje tylko naszego rozluźnienia, poddania się, odpuszczenia, zaprzestania walki. 

Powierzenie się to akceptacja tego, co jest. To akceptacja tego, kim jestem, a nawet tego, że mnie nie ma, że istnieję jako Całość, a nie jako utożsamiąjące się z jakąś formą istnienie. Powierzenie się to gotowość na śmierć i uświadomienie sobie, że istniejemy wiecznie. 

Powierzenie się to brak jakichkolwiek pytań, w jakąkolwiek stronę, również w odniesieniu do siebie. 

Nie ma znaczenia, co wiesz na temat zdrowia i choroby, nie ma znaczenia, co wiesz o zdrowym żywieniu, o zdrowym trybie życia. Nie ma znaczenia, ile odbyłeś szkoleń i u jakich autorytetów. A nawet nie ma znaczenia ilość i jakość twoich działań.

Ma znaczenie w jakim stopniu oddałeś kontrolę nad sobą i swoim ciałem. Jedynie znaczenie ma twoja ufność, czy jest, czy jej nie ma. Nie możesz mieć kawałek ufności. Każda mniejsza niż całość nie jest ufnością, jest namiastką, jest mentalnym wyobrażeniem. 

Ufność jest poza umysłem. Dlatego jedyną drogą do niej jest medytacja, uważność, powierzenie się, akceptacja, właśnie jako ufność. Pamiętaj! UFNOŚĆ, a nie wiara. 

Wiara, każda wiara, jest filozofią, teorią, koncepcją, jest obecnością w myślach, w przeszłości lub w przyszłości, a w sumie jest wątpieniem, czyli jej odwrotnością.  Ufność jest teraz.

W teraz nie ma pytań. W teraz wszystko jest oświetlone, jest prawdą. W teraz jest tylko prawda. 

W UMYŚLE JEST TYLKO NIEPRAWDA, która tak naprawdę nie istnieje. Istnieje jako sen i ten nocny i dzienny, na jawie.  


Piotr Kiewra 


czwartek, 11 lutego 2021

BYĆ ZNOWU DZIECKIEM


Gdy byłem małym chłopcem święta, choinka i prezenty pod nią przynosiły mi radość. I nie tylko wtedy była radość, trwała też między kolejnymi świętami, mikołajkami – wszystkie dni były nią przepełnione. 

Gdy patrzę na siebie, na Was, na świat, to zadaję sobie pytanie: dlaczego tak nie jest dzisiaj?

I chyba znam odpowiedź: bo życie przestało być zabawą. 


Dzieci są mądrzejsze od nas dorosłych, bo się bawią.  Bawią się nie tylko w życie zapatrzeni w dorosłych – wszystko jest dla nich zabawą.  

A co my robimy? 

Jesteśmy smutni, napięci, nieszczęśliwi, bo szukamy radości w gonitwie, a ta nie uszczęśliwia ani w trakcie, ani u celu.  

A mimo to - gonimy. 


Naszym marzeniem jest bycie bez trosk, lecz się nie spełnia, bo troski stały się naszymi zabawkami.

Co się zmieniło w nas: w chłopcach i dziewczynkach?


Nastawienie. Staliśmy się zbyt poważni.  

 

Przecież wtedy, nam – chłopcom i dziewczynkom przewracał się misternie układany domek z klocków może z tysiąc razy, a mimo to bawiliśmy się dalej, a radość nie znikała. 

Dzisiaj boimy się jednej zmiany - tego, że przewróci się parę klocków. 

Naprawdę jesteśmy zbyt poważni.  

Niech życie będzie całorocznym świętem. Więc świętujmy każdą chwilę, wszystkich ludzi, wszystko. 

Tak, życie jest zabawą, cały rok obdarowującym Mikołajem, a my dojrzalszymi chłopcami i dziewczynkami. Dojrzalszymi, bo radującymi się zabawą w życie.  


To tylko mała zmiana nastawienia. Naprawdę!


Małe dzeci naprawdę się bawią, jest to ich modlitwa, medytacja, jest obecnością w tu i teraz. Jest to prawdziwą zabawą. Nikomu ona nie szkodzi – i właśnie tym się różni od zabaw ludzi dorosłych, że gdy się bawią ludzie dorośli, to szkodzą sobie i innym. Dlaczego? Bo robią to na poważnie, uznają to za swoją misję, chcą uszczęśliwiać siebie i innych. Dziecięce zabawy są obecnością w tu i teraz, a ta obecność ich wzbogaca, pozwala im odnajdywać drogę do radości, do prawdy, do siebie. Dzieje się to instynktownie. Nie znają jeszcze przeszłości, ani przyszłości, nie zostali jeszcze tym zepsuci.  U dorosłych jest inaczej, tu i teraz przestaje się liczyć, priorytetem staje się przyszłość, jako poprawiona przeszłość. Jeśli staje się to obsesją, a szczgólnie wobec innych staje się to niebezpieczne dla tych innych. Kobiety chcą naprawiać mężczyzn, mężczyźni chcą naprawiać świat. Nauczyciele, księża, politycy, wszyscy chcą naprawiać, zmieniać. Jeśli dotyczy działań w szerszym zakresie staje się zabawą w Boga. Szczególnie niebezpieczną staje się, gdy podejmowana jest w celu uszczęśliwiania na siłę innych. Najbardziej niebezpieczna, wręcz zbrodniczą staje się, już jest, w wykonaniu najmożniejszych tego świata. 


O najbardziej niebezpiecznej zabawie świata – zabawie w Boga, innym razem.


Piotr Kiewra


wtorek, 9 lutego 2021

Rozmowa z premierem

 


Szedł ścieżką w parku. Jego ochrona oddalila się o parę kroków. Deszcz zaciął z przodu, więc pochylil parasol i po chwili uderzył nim w stojącego na środku ścieżki człowieka. Uniósł natychmiast uchwyt parasola i zobaczył starca. Ten stał twardo z rozpiętą pod szyją koszulą i długimi, siwymi włosami  ociekającymi wodą. Głośno się śmiał. 

- Zejdź … - i w tym momencie ich oczy się spotkały. Nie dokończył, a zamiast zazwyczaj stosowanego polecenia, padło: - Przepraszam!

Zadrżał.  Zaniepokoił się, znowu poczuł to, o czym już prawie zapomniał. Wystarczyła jednak raz powtórzona w głowie afirmacja by się otrząsnąć. 

- Jak to się stało, że moja ochrona cię ominęła?

- Widocznie boją się starych ludzi. - roześmiał się ponownie starzec.

- Czemu się śmiejesz dziadku? Kim jesteś?

-  Śmieję się z ciebie, chłopcze. Jesteś jak pył na wietrze, a silisz się na wielkie rzeczy i krzywdzisz siebie, i innych.

- Dziadku chyba nie wiesz, kim jestem. – powiedział, choć wiedział, że tym razem nie zapanował nad swoją arogancją.

- Kim jesteś? Ty nie wiesz, bo nie potrafisz na rzeczywistego siebie spojrzeć, ja to widzę.  Jesteś  pierwszym z nazwy, chciałeś nim zostać, bo czułeś się ostatnim. Czułeś  się tak mały, tak słaby, że zapragnales zostać wielkim, potężnym.  Lecz to pragnienie niczego nie zmieniło. Nie zmieniło niczego twoje działanie.

Ja? Kim jestem? Nikim. Lecz to ty drżysz przede mną, nie ja przed tobą, chłopcze. Tylko „nikt” może się nie bać premiera i jego osiłków.  Tylko „nikt” nie ma nic do stracenia i nic do zyskania, więc może być wolnym od lęku.Taka jest prawda. Prawda wyzwala ze strachu. 

- Skąd wiesz, że się boję i co czuję, że jestem słaby? – zapytał premier

- Widzę to w twoich oczach, w twojej postawie, w twoich działaniach, słyszę w każdym twoim słowie. To, że jest przy tobie ochrona, wszystko to mówi o twoim strachu i słabości. Jesteś słaby, bo domagasz się szacunku. Tylko słabi go pragną. Nie mogę obdarzyćę  cię szacunkiem, bo sam siebie nie szanujesz. Szacunek to oznaka siły, twojej siły, wynika sam z siebie, nie jest przekazywalny.

- Dlaczego stanąłeś na mojej drodze?

- To nie ja ci wszedłem w drogę, to ty zapragnałeś spotkania ze mną. Twoje cierpienie i twoje pytanie: kim jestem, wysłane do Egzystencji, to sprawiło.

Premier słuchał, każde słowo starca dotykało go głęboko. Stał i drżał cały na ciele, ale i w sercu i duszy.  W końcu spłynął na niego spokój. Odpłynęła gdzieś jego arogancja, jego strach. Parasol wypadł mu z ręki, a wiatr popchnął go na skraj ścieżki, lecz on nie zwracał na to uwagi. Woda zaczęła spływać po jego twarzy, włosach, poczuł jej chłód na całym ciele. Zapytał: 

- Jesteś mędrcem? – starzec nawet nie drgnął, cały czas się śmiał. Premier kontynuował:

- Zawsze marzyłem o mądrości, czułem, że istnieje. Szukałem jej, lecz chciałem jej tylko dla siebie. Chciałem jej użyć jako narzędzia w moich działaniach. Co byś mi radził, zatem?

- Nie przyszedłem na to spotkanie, by ci radzić. Przyszedłem okazać ci współczucie. – zaśmiał się starzec.

- Tylko to? To dlatego się ze mnie śmiejesz? – spytał poruszony.

- Nie rozumiesz tego, co ci chcę przekazać. Jest tak, bo nie odróżniasz prawdy od kłamstwa, nigdy nie zetknąłeś się z prawdziwym współczuciem. Ty grałeś i wszyscy przed tobą też udawali. Skąd miałbyś poznać, czym jest współczucie?  Nigdy nie poznałeś prawdy o sobie, o innych ludziach, skąd miałoby wyrosnąć twoje współczucie?  Zawsze opierałeś się na myślach, na opiniach innych ludzi, którzy również nie znają prawdy,  zawsze szukałeś mądrości w radach innych ludzi, lecz tam jej nie było. Mądrości nie znajdziesz w żadnej opinii, w żadnym słowie, w żadnej radzie, choćby mędrca. Nie odnajdziesz, póki odgradza cię od niej ... twoja słabość: pragnienia i pieniądze, póki ograda cię od niej … myśl.

Współczuję ci - jesteś zwykłym glupcem. Liczysz na to, że twoje działania są pożyteczne. Jest wręcz przeciwnie .... Tylko i wyłącznie szkodzisz.  I nie ma tu znaczenia, że robisz to, czy tamto. Każda władza.... Każda nie tylko ta zła z nazwy, ale też i ta dobra - szkodzą. Gdyby było inaczej Bóg byłby królem, sam siebie uczyniłby premierem. A tak nie zrobił, bo uczynił ludzi wolnymi. A Ty kim jesteś, za kogo się uważasz, że śmiesz  im ją zabierać. Każde prawo stanowione przez człowieka jest szkodliwe i niesprawiedliwe. Kim jesteś, by się uważać za Boga, by jednym zabierać i dawać innym. Powtarzam:  kim jesteś, że śmiesz dotykać wolności drugiego człowieka?

Ponadto jesteś głupcem również, dlatego, iż jesteś chłopcem na posyłki. Dlatego się boisz, boisz się tych, którzy cię tu posłali i wykorzystują cię. Boisz się siebie samego. Nie masz ani krzty odwagi, by się przeciwstawić. Powinieneś być jak dobry ojciec dla dzieci. A Ty? Niestety, występujesz przeciwko swym synom i córkom. Twoje pragnienie dobra, moralności, sprawiedliwości zrodziło się, gdyż sam jesteś zły, zepsuty, niemoralny, niesprawiedliwy. No i twoje działania tworzą przestrzeń zła, niemoralności, niesprawiedliwości. Siejesz to wśród synów i córek. Twoja nadopiekuńczość to robi. Twoja za nich odpowiedzialność zanosi im choroby w ciele, sercu i duszy. Rozumiesz to? 

Nie, nie rozumiesz. Dlatego uważam cię za głupca, bo tego nie rozumiesz, a jeśli rozumiesz, a mimo to narzucasz to, bo ulegasz presji … wtedy jesteś najbardziej niebezpiecznym głupcem, narzędziem. Wtedy możesz zostać nawet zbrodniarzem. Jesteś już blisko i dlatego się coraz bardziej boisz. Uznałeś, że wplątałeś się w matnię, iż nie masz gdzie uciec. Tak, od siebie nie uciekniesz, od swojej słabości nie uciekniesz – twoje myśli będą cię prześladować. Zawsze tak będzie. 

Dlatego posłałeś po mnie … 

Miej odwagę spojrzeć na swoje ręce, zajrzyj w swe serce ... na jego miejscu jest kamień. Władza pozbawia cię serca.

Gdybyś siebie szanował nie wystawiałbyś siebie na sprzedaż, Nie możnaby ciebie kupić. Niestety politycy to słabi i mali ludzie … i dlatego zostali politykami. Myślą, że władza powiększa. Jest przeciwnie, władza zabiera ci resztki twojej wielkości. Stajesz się najmniejszy ... im wyżej zasiadasz tym stajesz się mniejszy, tym mniej widzisz, tym bardziej rośnie w tobie głaz.

Gdybyś szanował siebie kroczyłbys inna drogą, chłopcze. Dlaczego? Bo być premierem nie jest wielką sztuką - wszyscy  mali i słabi ludzie pragną władzy jako leku. Jesteś politykiem, a politycy nie są zbyt inteligentni. Inteligencja jest dostępem do mądrości, to droga do niej, do źródła. Mądrość nie pozwoliłaby ci manipulować. Ona by ci pomogła odróżnić prawdę od kłamstwa. Nie pozwoliłaby ci wykorzystywać innych, nie godziłaby się na nieuczciwość, na niesprawiedliwość. Mądrość daje siłę. Inteligencja to droga do prawdy, do empatii, do siły. Ona mieszka w tobie.

Każdy premier, prezydent, każdy polityk, krzywdzi, bo nie wie, co czyni. Nie wie, bo nie zna drogi do tego źródła.  Pragnienia i wiedza przesłaniają inteligencję.   Jeszcze żaden polityk w historii świata nie zrobił niczego dobrego, bo tego się nie da zrobić bez inteligencji, bez zrozumienia prawdy.

Pragnąłeś zostać premierem. Gdy nim zostałeś słabość nie zniknęła.  Teraz pragniesz sukcesu jako premier, lecz to daremny trud. Już nie wejdziesz wyżej, a słabość zostanie. Obrales zła drogę.

Zawsze, gdy świat podąża w stronę dysharmoni, czyli wojny, rewolucji,  zamieszania, to znak, iż jest rządzony przez słabych ludzi o wielkim ego, o równie wielkim niezrozumieniu, bo w istocie są tym samym. Jest rządzony przez słabych, bo nieinteligentnych ludzi. Nieobecność inteligencji tworzy pole dla ego. Im mniejsze ego, tym silniejszy człowiek. Najsilniejsi nie mają ego. Taki był Budda, Jezus. Silny człowiek nie musi walczyć, manipulować, narzucać czegokolwiek. Silny człowiek nie używa siły, nie naucza (choć bywa mistrzem, który wskazuje innym drogę, tę drogę, którą sam poznał), bo zna prawdę.  Wystarczy, że jest i wtedy wszystko dzieje się samo. Silny człowiek, to człowiek pełny ufności do egzystencji.

Silny człowiek się śmieje. Słaby człowiek sam płacze i zmusza innych do płaczu.

Silny człowiek nikim nie rządzi, nie ma w nim takiego pragnienia. Nie ma żadnej misji, żądzy naprawiania świata, innych ludzi, czy nawet siebie samego, bo silny człowiek wie, iż wszystko i on sam, jest takie jakie jest. Jego siła wynika ze zrozumienia tego prawa.


To wszystko. - skończył i odszedł.

Premier postał chwilę sam ze sobą. Nieprzywoływana ochrona podbiegła do niego:

- Panie premierze wypadł panu parasol i moknie pan. – powiedzieli ochroniarze, a jeden z nich podał mu parasol. 

Powiedział do nich: - Deszcz obmywa, ma mnie obmyć z …. Tak, woda oczyszcza. Chłopaki, idźcie do domu! Już się nie boję. 

- Ależ panie premierze, ale ...  my się boimy o pana. – znowu odpowiedzieli chórem.

Premier roześmiał się: - A nie baliście się podczas mojej rozmowy z tym człowiekiem?

- Z jakim człowiekiem? Aaaa, z tym starcem? Wyglądał na niegroźnego dziadka, na śmiesznego świra. - stwierdzili.

- O jakże się mylicie, chłopaki, lecz ja myliłem się jeszcze bardziej.

Naprawdę idźcie już do domu, chcę pobyć sam. 

Chłopcy oddalili się posłusznie, lecz tylko na kilkadziesiąt kroków, choć wokół nie było żywej duszy.


Piotr Kiewra