wtorek, 1 maja 2018

Nowicjusze na Giewoncie, czyli: Nie budź Śpiącego Rycerza!

29. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Idę w lekkiej, porannej mgiełce Ścieżką pod Reglami, a tu zaczepia mnie młode małżeństwo z może dziesięcioletnim chłopcem. – Którędy na Giewont? – pytają.
- Jest kilka ścieżek. – odpowiadam i wymieniam je.
- A która naj … - jednocześnie zaczęli małżonkowie. Gdy on jej ustąpił pierwszeństwa, dokończyła: - Która najciekawsza i najpiękniejsza?
A on: - Która najkrótsza?
- Z tego miejsca i najkrótsza, i najciekawsza prowadzi przez Strążyską, zaś najkrótsza w ogóle, ta z Kuźnic przez Halę Kondratową. – mówię i już wiem, co mi los za ścieżkę dzisiaj wyznaczył. Po chwili potwierdza to ich prośba o wspólny marsz ku Strążyskiej i dalej w stronę Giewontu. Uprzedzam ich jednak, iż na szczyt nie idę, że przed nim zdecyduję, gdzie dalej pójdę.
- Dlaczego nie idze pani na Giewont? – tym razem zapytał zaciekawiony chłopczyk.
- Bo nie chcę budzić śpiącego rycerza. – odpowiadam z uśmiechem.
- Jakiego rycerza? – pyta jeszcze bardziej zaciekawiony, a ja odpowiadam.
- Górale od wieków mówią tak o Giewoncie. Jak mu się przyjrzysz z daleka, to zrozumiesz, dlaczego. - wyjaśniłam.

Już w samej Dolinie, pokazuję im rycerza w całej okazałości, wtedy kobieta zauważa: - Z tego co widzę, daleko i wysoko na ten Giewont!
Mąż do niej: - Damy radę. Wejdziemy, obiecaliśmy.
Coś mnie tknęło i od razu pytam: - Po tych kilku waszych ostatnich słowach zaniepokoiłam się. To wasza pierwsza, górska wycieczka, tak?
- Tak. Dzisiaj rano przyjechaliśmy. Zawsze jeździliśmy nad morze na wakacje, ale znajomi byli w górach. Opowiedzieli nam o nich, pokazali trochę fotek. Wyjawili, iż chcieliby kiedyś wejść na Giewont, bo to taki sprawdzian odwagi. Za pierwszym razem im się nie udało. Postanowiliśmy w trójkę, że my wejdziemy i pokażemy im fotki. – szczerze przyznała się kobieta.
- Zaraz, zaraz … Chcecie wejść na Giewont, by zaimponować komuś? Czy tak?
- Tak. Mąż tak to obmyślił, a my się zgodziliśmy.
- No dobrze, coś wam opowiem. Opowiem, bo zgodziłam się z wami pójść i czuję się za was odpowiedzialna. Gdyby nie to, skrzyczałabym was i bym z wami nie poszła. Ale  … i tak was skrzyczę, i zanim ruszymy, powiem parę słów.
Otóż, sam pomysł, by iść na Giewont dla innych, a nie dla siebie, to wielki egoizm, szaleństwo, to choroba. By ryzykować życiem, aby komuś zaimponować … to nie może być nic innego jak choroba.
Giewont to nie jest sklep, gdzie można tanio kupić, jak bułki, szacunek sąsiadów, czy znajomych.
Chodzę po nich od pięćdziesięciu lat, pierwszy raz byłam jako studentka. Ale chodzę dla siebie, nie dla innych. Nigdy nikomu o nich nie opowiadam, to, co w nich zobaczę i poczuję, jest moje, tylko moje. Tylko siostra wie o moich górskich wędrówkach. Nigdy nie zdobyłam żadnego szczytu dla kogoś. Nie zdobyłam żadnego też dla siebie, w ogóle nie zdobyłam żadnego szczytu, bo chodzę w góry, by się uczyć, by tu być, bo je kocham, bo odczuwam tu wielką radość. Byłam na najwyższych tatrzańskich szczytach i to wiele razy, ale nigdy ich nie zdobywałam. Tylko na Giewoncie nie byłam, by go nie obudzić. Tak, by nie obudzić.
Opowiem wam prawdziwą historię z tym związaną, właśnie sprzed pięćdziesięciu lat. Gdy pierwszy raz miałam wejść na tę górę z moim studenckim bractwem, oni też chcieli się popisać przed nami, dziewczynami, przed sobą nawzajem. Wtedy to, w drodze, jeszcze w Zakopanem, spotkaliśmy człowieka, który stał się góralem, bo był w górach tylko raz. Był na nim też z kumplami. Obudzili Śpiącego Rycerza, a ten się zezłościł i poraził ich piorunem. Stracił dwie nogi, bo chciał go pokonać. A jego nie można pokonać.
Dlatego powiedziałam sobie, że będę chodzić po górach, ale będę wędrować, a nie zdobywać. Nie będę niczego i nikogo pokonywać. I tak jest do dzisiaj, i dlatego dzisiaj na wierzchołek też nie wchodzę. A ponieważ chcieliście go zdobyć, pójdę z wami, pokażę wam drogę, to, co was czeka, ale też pokażę ludzi, takich jak wy – zdobywców.
Zobaczycie jak wyglądają, zobaczycie jak stoją w kolejce … jak po bułki. Zobaczycie tam dwa rodzaje ludzi, tych z chęcią walki, pokonywania. Obok zobaczycie też innych ludzi, innych, spokojniejszych, którzy prawdziwie kochają góry. Nie można jednocześnie kochać i walczyć, pokonywać. Może być tylko miłość, albo agresja, albo egoizm, czyli pokonywanie dla innych, by się wywyższyć, by dodać sobie znaczenia. To nie jest miłość, to nie jest pasja, to nie jest przyjaźń, to nie jest naturalna więź z naturą.
Takie są te dwie różne ścieżki. Różnica jest w naszym wnętrzu, w intencjach, we wrażliwości, nie w tym, co robicie, lecz w tym co odkrywacie, w waszym rozwoju.
To chciałam wam powiedzieć, zanim ruszymy. Chcę wam pokazać góry, byście dokonali wyboru: miłość, czy wojna, pokój czy walka.
Nie porzucę was, bo chcę byście doświadczyli gór, byście się nie poddali, bo nie zdobylibyście doświadczenia, mądrości. Stracilibyście okazję  …
To, że się spotkailśmy to jakiś znak, to, że los zrobił dzisiaj ze mnie nauczycielkę gór, wobec was, to … chyba po to, byście wiedzieli, że jest wybór. Do spotkania ze mną nie mieliście go. Ja też kiedyś spotkałam człowieka, który mnie tego nauczył – tej umiejętności wyboru ścieżki. Jego nauczył Giewont. Udzielił mu srogiej lekcji. Przez pozostałą część życia patrzył ze swojego podwórka na swego nauczyciela – na Śpiącego Rycerza. Przyjechał tu z daleka i pozostał przyjacielem gór. Mimo kalectwa patrzył na nie z wdzięcznością.
Trudno jest wybrać, gdy kryterium wyboru są tylko słowa, więc przekonuję was do tego byście tego doświadczyli, by ten wybór był waszym wyborem ścieżki, ale by nie powodował jej strach, albo egoizm – wielka ambicja, tylko serce. Ono wam podpowie, nie ja, tylko wasze serce.
No to … Jaki jest wasz wybór? Chodźmy! – powiedziałam swoje. Obserwowałam ich. Kobieta miała łzy w oczach, chłopak ich nie miał, ale czułam, że go to dotknęło, lecz w mężczyźnie moje słowa tylko obudziły wojownika. Czułam, że się burzy w nim wszystko, że się nie zgadza, ale czy to z grzeczności wobec mnie, czy z powodu żony i dziecka, nic nie powiedział.
Ruszyliśmy. Szliśmy w ciszy. Gdzieś na podejściu pod Przełęcz na Grzybowcu okazało się, że ich kondycja pozostawia wiele do życzenia. Mężczyzna robił, co mógł, by dorównać swojej żonie i synowi, ale pocił się niemiłosiernie. Nie wiem, czy to z powodu wysiłku, czy napięcia wywołanego powstrzymywaniem emocji … hihi.
Wtedy zasapany zapytał: - Nie chcę być niegrzeczny, ale czy mogę zapytać … z tego, co rozumiem … czyli ma pani ponad siedemdziesiąt lat?
- Tak. – o nic więcej nie pytał, szczególnie, gdy po chwili, jego ego poniosło drugą porażkę. Otóż, gdy wyszliśmy z lasu, później skończyły się ostatnie kosówki i po prawej ukazała się Dolina Małej Łąki, oddzielona głęboką przepaścią. Kobieta i jej syn zachwyceni widokiem, tym, co w górze i na dole, natomiast mężczyzna odchylony w przeciwną stronę, przytulony do skały … bał się.
Wtedy powiedziałam cicho do niego: - Boisz się. To nic. Nie odwracaj głowy od przepaści, patrz tam w głębię doliny. Wiedz, że twój strach wynika z twojej wielkiej ambicji. Ambicja go wywołuje. Wojownik zawsze się boi, bo czuje, że nie wygra. Nawet jak pójdzie na wojnę, to i tak nie wygra … - patrzył w dolinę, w ścieżkę w środku Małej Łąki, lecz nie wiem, czy rosła, mimo wszystko, w nim ambicja, a wraz z nią odwaga, czy zastanawiał się nad rozejmem z samym sobą.
Powoli wchodziliśmy do góry, aż stanęliśmy przed ścieżką prowadzącą już bezpośrednio pod samym krzyż.
Wszyscy przyjrzeliśmy się ludziom stojącym w kolejce przy łańcuchach i tym wchodzącym, i tym z drugiej kolejki, wtedy zaskoczył mnie chłopczyk. Podszedł do ojca i powiedział:
- Tato! Ja się nie boję, ale nie pójdę tam. Nie chcę budzić rycerza.
Sekundę później jego mama też zakomunikowała:
- Czuję, że moja ścieżka jest inna niż tych ludzi. Serce mi mówi o pokoju, nie o wojnie. – i przytuliła syna.
Podszedł do nich ojciec i powiedział: - Ja wam się przyznam – boję się. Tutaj zrozumiałem, dopiero tutaj, o czym pani mówiła. Znamy się tak krótko, a czuję, że jest pani wielkim moim i mojej rodziny przyjacielem. Chyba wkroczyłem dzisiaj na nową ścieżkę. Jest dla mnie nowa … muszę się z nią oswoić, ale czuję, że moja żona i mój syn będą na niej razem ze mną. Dziękuję. Zobaczyłem dzisiaj w sobie tę brzydką twarz wojownika … - chciał jeszcze coś powiedzieć, może chciał użyć jeszcze większych słów, ale podeszli do niego żona i syn, objęli go. Ona położyła dłoń mu na ustach i powiedziała: - Wszystko rozumiem. Myślę, że wszyscy rozumiemy. Więc doświadczajmy tej nauki od gór.
Wszyscy byliśmy wzruszeni. Zaproponowałam:
- Zejdźmy tam w dół, do tej zielonej doliny, a pokażę wam kilka kawałków gór. I obiecuję, że już nie będę mówić. Niech mówią góry. Mam tylko pytanie do ciebie: co widziałeś tam nad Małą Łąką? Twój syn i żona widzieli piękno Małej Łąki, a ty pewnie widziałeś … przepaść. – uśmiechnął się, potwierdzając tym moje spostrzeżenie.
Zeszliśmy do Doliny Małej Łąki, przeszliśmy Ścieżką nad Reglami z powrotem do Strążyskiej, do Siklawicy, a później na Sarnią Skałę i zakończyliśmy naszą wspólną wycieczkę schodząc Doliną Białego.
Z tego co wiem, a wiem, bo spotkałam ich tydzień później nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, przedłużyli pobyt w Tatrach … pewnie zostaną tam już na zawsze, jak ja ... Zostaną na ścieżce serca …

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane