wtorek, 25 listopada 2014

C'est la vie

- Nie wierzę w miłość. – usłyszała od córki. 
Te słowa zabrzmiały echem w jej głowie, w jej sercu, w niej całej. Od dawna były w niej nieobecne. Kiedyś były treścią jej życia, prawie każdej chwili, tysiące razy wymawiała je na różne sposoby. Sprawiały ból, zabierały radość życia, jego sens, odbierały nadzieję, przeszywały smutkiem, chłodem, oczy pozbawiały blasku.
Dlatego, gdy tylko poczuła, że coś w jej córce zgasło, zobaczyła łzy i smutek w jej oczach, zapytała: -  Nie wierzysz w miłość?

Mimo, że mogła zapytać o szczegóły, o to, dlaczego nie wierzy, nie zapytała. Zaproponowała: - Córciu moja kochana, nie będę cię o nic pytać, chciałabym ci tylko, jeśli pozwolisz, coś opowiedzieć. Pozwolisz? - córka przytaknęła skinieniem głowy. 

Matka rozpoczęła.

Pociąg mknął wśród wybarwionych jesienią lasów i pól. Samotnie podróżujący stary mężczyzna z ciekawością obserwował przesuwające się za szybą obrazy. Pogoda na jego twarzy, w oczach, a pewnie i w duszy odzwierciedlała świat za oknem. Być może stary człowiek nie oderwałby ani na chwilę oczu od tej harmonii i spokoju, gdyby nie to, iż do przedziału  weszła kobieta. Wyszeptała ciche „Dzień dobry” i bezszelestnie usiadła na kanapie, a twarz szybko ukryła w dłoniach.

Mężczyzna odpowiedział i przy okazji spojrzał na nią. Przez kilka następnych chwil patrzył albo na to, co za oknem, albo na ukrywającą płacz kobietę.

- Straciłaś wiarę w miłość? – w końcu rzucił pytanie w jej stronę. Drgnęła zaskoczona, lecz nic nie odpowiedziała. Przez dłuższy czas w jej postawie nic się nie zmieniało. Można było przypuszczać, że nie chciała rozmawiać. W pewnym momencie sięgnęła po chusteczkę, przetarła oczy i gdy ponownie ukryła się za dłońmi odpowiedziała pytaniem: - skąd pan wie, że straciłam wiarę? Skąd pan może to wiedzieć? 

- Nie jesteś w stanie tego ukryć przede mną, nie ukryjesz płacząc, czy chowając za dłońmi, nie ukryjesz uciekając na drugi koniec świata. - odpowiedział.

- Skąd pan wie, że płaczę z powodu braku wiary w miłość, w moją miłość? – ponowiła zaciekawiona.

- Wiem, bo … bo znam kogoś, kto też ją utracił.- odpowiedział.

- I co, odzyskał ją?

- Tak, ale to bardzo długa historia. – odpowiedział tajemniczo.

- Może mi ją pan opowiedzieć? Mam dużo czasu, bardzo dużo. – poprosiła.

Mężczyzna nie zareagował. Jego twarz tylko na chwilę spochmurniała, tak jakby, gdzieś w zakamarkach pamięci zobaczył burzę. Zaraz jednak powróciła na niej pogoda i spokój. Nadal nic nie mówił, tylko spoglądał za okno. Śledził mijane drzewa, leśne polanki, lekko zamglone łączki, bezkresne przestrzenie pól. Sprawiał wrażenie jakby zapomniał o prośbie kobiety.
Czas wydawał się dla niej dłużyć, jednak ten mężczyzna mocno ją zaciekawił swoją tajemniczością, spokojem i milczeniem, więc czekała. W końcu jej cierpliwość się wyczerpała, postanowiła powtórzyć prośbę, lecz w tej samej chwili mężczyzna powiedział:

- Tak, czas. Wszyscy go mamy dużo. Całą wieczność, lecz tego nie zauważamy. Mamy na wieczność też parę innych rzeczy, ich też nie dostrzegamy, bo szukamy ich nie tam gdzie trzeba, nie tam, gdzie są ukryte. Ach, one w ogóle nie są ukryte, lecz my jesteśmy, z jakiegoś powodu, ślepi. Tak, jesteśmy ślepi, głusi i … głupi. – tu się zaśmiał i znowu zamilkł. Tym razem już na krócej. Po czym odwrócił twarz od okna i spojrzał na kobietę. Ona poczuła jego spojrzenie pełne ciepła, spokoju i empatii. Poczuła natychmiast jego harmonię, jego mądrość i … ciszę. Od tej chwili, nawet gdy trwał w ciszy, a przeplatał swoje opowiadanie długimi przerwami, wiele rozumiała.

Zaczął opowiadać.

- Tak, to długa historia, bo w życiu człowieka u którego się zdarzyła, trwała kilkadziesiąt lat. Otóż pewien człowiek się zakochał. Tak mu się przynajmniej zdawało, bo nie wiedział czym jest miłość. Zadurzył się w pewnej kobiecie, zapragnął by z nim była. Jego umysł spowiła mgła, nie widział nic poza swoim pragnieniem. Mówił tysiące razy, że ją kocha. Oddawał jej wszystko co ma, gotów był oddać nawet życie. Lecz ona go nie pokochała, powiedziała mu to kiedyś. Mówiła, że kocha i tęskni do innego, że jest z tamtym szczęśliwa. I co on miał biedny zrobić?

Gdy zniknęła, w jego wyobraźni dni, tygodnie, miesiące bez niej, powoli zaczęły zacierać rysy jej twarzy, głębię jej spojrzenia. Tylko jej słowa na zawsze zostały w jego pamięci. I to one najbardziej bolały. Nie, nie te ostatnie, lecz te pierwsze, te w których mówiła o miłości, o przyjaźni, o pięknej przyszłości, o gwiazdach, księżycu i słońcu, o wiośnie, lecie, jesieni i zimie. On widział w tych jej słowach, wspólną przyszłość, cztery poru roku razem z nią … ona zaś mówiła o swoich marzeniach, tylko o swoich.

Tracił wiarę w miłość. Minął rok. Minął drugi, trzeci. Tęsknił i cierpiał. Jednak gdy minął kolejny i kolejny, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden, powoli przestał pragnąć i powoli coś się zaczęło w nim zmieniać. Ot tak, zaczęły mu się ujawniać jedna po drugiej jakieś tajemnice ... to gdy spojrzał na drzewa, na ptaki, to na kwiaty, to na innych ludzi, to na siebie. 

I powoli zaczęła wracać wiara. A gdy ona wróciła, powróciła miłość …. nie to pragnienie, które trwało w nim kiedyś, nie do jakiejś konkretnej kobiety, ale miłość. Czuł, że coś w jego sercu wezbrało, że jest gotów kochać, że jest gotów obdarowywać. No i otworzył się.

I wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego, ale i tragicznego.

Minęło chyba z dwadzieścia lat od kiedy jego ukochana odeszła. Pewnego jesiennego wieczoru jechał samochodem - gdzieś wśród łąk i pól. Światła odbijały się od mlecznej bieli, więc jechał powoli. Wtem nagle, nie wiadomo skąd, ktoś wyskoczył z boku drogi wprost pod jego samochód. Nie zdążył zahamować i uderzył. Zatrzymał się wystraszony. Wybiegł z samochodu. Uszkodzone światła nie pozwoliły mu nawet dojrzeć kogo potrącił. Wezwał pomoc.

Pieszy przeżył, trafił jednak do szpitala. Czuł się winny i coś podpowiadało mu, by pójść do szpitala i porozmawiać, przeprosić …

Poszedł. Gdy dotarł, stanął jak wryty … w poobijanej, smutnej, cierpiącej twarzy rozpoznał twarz … swojej dawnej ukochanej. Ona rozpłakała się. Porozmawiał z nią jednak w końcu.

To zdarzenie pokazało potęgę życia i moc wiary.

Wszystko co nastąpiło później to kolejne odkrycia, wielkie odkrycia.

Jego nieszczęście, jego cierpienie z powodu utraconej miłości nauczyło wiele, zaprowadziło do odkryć, które pozwoliły zagubić cierpienie, a znaleźć szczęście. Natomiast jej szczęście nie pozwoliło jej odkryć niczego. Okazało się wielką grą pozorów, tak samo jak jej miłość. To pozorne szczęście poprowadziło ją ku nieszczęściu, ku cierpieniu, na dno – do próby unicestwienia siebie, do rezygnacji z życia.

Takie jest życie. Ono jest takie jakie jest. I trzeba się z nim zgodzić, bo nie ma innego sposobu. Akceptacja życia, pogodzenie się z tym, co ono przynosi, pełne oddanie się mu, otwarcie się na jego przepływ, to przejaw mądrości.

Takie jest życie. Pełno w nim sprzeczności, paradoksów, fałszywych dróg i podpowiedzi ze świata. Pełno chęci wyręczenia go i prób zastąpienia go swoimi decyzjami, wiedzą. Pełno w nim dróg prowadzących na manowce, ku cierpieniu, ku snom i mirażom. Pełno walki i strachu. Pełno niewoli.

Czasem, gdy dostajemy dużo, niczego to nas nie uczy. Spotykamy miłość, zachwycamy się nią, cieszymy, konsumujemy. W końcu zatrzymujemy się, tracimy nie tylko miłość, ale nadzieję i wiarę. A gdy staniemy na krawędzi, tuż przed zatraceniem, okazuje się, że to nie była miłość, a rozczarowanie, nieszczęście, zguba.

Bywa też odwrotnie, gdy czasem, życie zabiera i to co mamy, a w zamian daje ciągle te same problemy, lecz w efekcie, po latach doprowadza do zrozumienia. Wtedy okazuje się, że te cierpienia, problemy, utracone miłości miały dać mądrość. Musiały jednak być przeżyte do końca, musiały dotrzeć do głębi i obudzić świadomość, odkryć prawdziwe światło, to światło które tkwi w nas samych. Pozwoliły odnaleźć miłość, której wcale nie trzeba było szukać, bo ona jest w nas i cały czas tam była.

On odkrył to na drodze. Odkrył, iż … i tu nawet święte księgi okazały się mówić coś, co nie było prawdą … jeśli szukasz to nie znajdziesz. Znalazł, kiedy przestał szukać i pogodził się z życiem, zaufał mu. Odkrył,  że życie lepiej wie, co dla nas jest dobre.
To jest mądrość życia i jedyne co możesz zrobić, to zaufać tej mądrości, uwierzyć.

Czasem zakochasz się i wierzysz, że to to. Podczas, gdy egzystencja ma zupełnie inny plan. Mimo, że walczymy, rozpaczliwie walczymy, a nawet zdążamy do samounicestwienia, to i tak nie dostaniemy tego czego pragniemy. Bo życie chce nam powiedzieć, że to nie dla nas, bo to dla nas za małe, za płytkie, nic nie znaczące, nie warte naszej wielkości, nie tak doskonałe jak my. Na początku tego nie widzisz, ale życie widzi. Gdy się rozwiniesz, gdy się obudzisz, gdy opadnie mgła sprzed twoich oczu, gdy dojrzejesz, to zrozumiesz i samo to zrozumienie uczyni cię szczęśliwym, radosnym, kochającym,  i wolnym. Przede wszystkim wolnym. I nic więcej już nie musisz dostać, niczego więcej nie musisz posiąść. Wystarczy to zrozumienie. Takie jest życie, bo jego celem jest spowodować, byś zrozumiał.

Takie ono jest, po to płynie w nas. Pozwólmy mu płynąć, otwórzmy się. Przestańmy się bać. Pokochajmy takie życie, właśnie takie.  

Czasem pokochasz różę, jej kolor, kształt, zapach, ale to tylko miłość do jej zewnętrznego piękna, chęć zawłaszczenia tego piękna dla siebie, a to nie jest miłość, bo nie zauważasz tego co jest istotą miłości, serca, tego co jest w środku, prawdy o kimś. Zachwycasz się różą i jej chwilowym pięknem, a nie zauważasz serca i jego głębi współodczuwania w kwiecie ostu lub zwykłej pokrzywy.

Wiara w życie. Wiara? Jest lepsze słowo – bardziej odpowiednie, lepiej oddające sens tego doświadczenia: UFNOŚĆ. 
Uwierz więc w miłość. Zaufaj życiu. Przeciwstawianie się życiu rodzi ból, cierpienie, poddanie się rodzi szczęście i radość, rodzi miłość.

Oto historia, którą usłyszałam od starca. To była jego własna historia. Przy okazji opowiedziałam ci sporo z mojej historii, bo one się splotły bardzo dziwnie. Od chwili, gdy starzec mi to opowiedział wszystko się zmieniło.

Co mogę ci jeszcze powiedzieć? Chyba tylko to, że ty jesteś owocem odzyskania mojej wiary w miłość. Ty nie możesz nie uwierzyć w miłość, bo nie uwierzysz wtedy w siebie.
Uwierz w siebie, bo ty jesteś miłością, jesteś jej owocem, ale jesteś też jej nasieniem.

Uwierz. Podziękuj za swoje cierpienie, bo to twoje cierpienie pozwoli ci zrozumieć, podziękuj za ból, bo dzięki niemu wznosisz się wyżej i w końcu odkryjesz prawdziwą miłość. Podziękuj życiu za cierpienie i ból, które ono przynosi – zrozum dobrze: podziękuj za ból i cierpienie, które przynosi życie, a nie za to, które kreujesz sama. Podziękuj, bo tą drogą przychodzi do ciebie mądrość i szczęście.
To tyle.
Ja dziękuję od chwili, gdy spotkałam tego starca na swojej drodze, bo od tej pory wiem jakie jest życie. On mnie obudził. On dał mi wiarę w miłość. - skończyła wzruszona patrząc na córkę.

Córka zaś płakała krokodylimi łzami, a na koniec chciała zapytać: - Czy starzec i jego ukochana zostali razem? – nie zapytała jednak, bo to nie było już dla niej istotne.   


Piotr Kiewra