sobota, 31 marca 2018

Ludzie maszyny

Wczoraj spotkałem niezapominajki, a one mi przypomniały, by pamiętać siebie. Dzisiaj spotkałem wiatraki, a one mi … powiedziały … to samo.
No jakże to? Przeciez wiatrak to maszyna? Co on mi może mówić? Jest wielki, zaprogramowany, szary, stalowy, bezimienny … przecież jest maszyną. A kimże ja jestem? Kim jest człowiek?
No tak … człowiek też jest maszyną. Został nauczony, wychowany, czyli zaprogramowany, czyli …. ucywilizowany.
Człowiek jest maszyną jak wiatrak, jak wiele innych maszyn jest zaprogramowany, wykonuje program.
Nie realizuje swojego potencjału, tylko daje się prowadzić rodzicom, dziadkom, nauczycielom w szkole, urzędnikom, prawu, zasadom, religiom, społeczeństwu. Ma pasować do ogółu, ma być posłuszny, moralny, etyczny, wyuczony, grzeczny. Ma mieć wiedzę, ma być przydatny, ma być trybikiem w całości, ma się nie wyróżniać z tłumu innych maszyn, wtedy jest maszyną.
Gdy pasuje do społeczeństwa, gdy jest wpasowany w jego oczekiwania, gdy jest zniewolony przez społeczeństwo i jego władzę, jest maszyną.
Gdy się zgadza by być takim jak inni, jest maszyną.
Jeśli się nie buntuje przeciwko temu, że inni kształtowali i kształtują w nim charakter, pozbawiali i pozbawiają go indywidualności, jest maszyną, jest niewolnikiem.
Jeśli biegnie tam, gdzie wszyscy biegną, jeśli mówi to, co inni chcą usłyszeć, jest maszyną.
Jeśli jego dzień wygląda tak samo jak 99% całej populacji, to jest maszyną.
Jeśli rajcują go pieniądze, jest maszyną.
Jeśli uważa, że głowa jest ważniejsza od serca, jest maszyną, jest maszyną – komputerem.
Jeśli korzysta z kredytów, jest maszyną.
Jeśli zgadza się na niszczenie środowiska, na zabijanie zwierząt, by wykarmić ludzkość, jest maszyną.
Jeśli wschód słońca i śpiew słowika, wiosna w rozkwicie, konwalia i bez, krzyk żurawia nie wywołują w nim łez, jest maszyną.
Jeśli wykorzystuje innego człowieka, a nie potrafi go bezinteresownie kochać, jest maszyną.
Jeśli całe życie robi to samo, jest maszyną.
Jeśli zarabia pieniądze, za które ma kupić coś do jedzenia, to jest maszyną.

Tysiące lat cywilizowania zrobiło z niego maszynę. Tysiące lat temu jego przodkowie mieli to samo bez zarabiania na jedzenie.
Maszyna ma program i ktoś ma nad nią władzę, nią steruje. Dzisiaj człowiek jest śpiącą maszyną, niewolnikiem, któremu nie potrzeba już zakładać łańcucha, bo i tak nie ucieknie. Dzisiejsi niewolnicy są niewolnikami na własną prośbę, dostają z niewolnictwa dyplomy, zdają matury, mają doktoraty.
Dlaczego? Bo nie wiedzą, czym jest wolność, jak wielcy i kreatywni mogliby być, gdyby z tej wolności korzystali. Nie wiedzą, co tracą, bo dzisiaj większą wartość niewolnicy i maszyny postrzegają w bezpieczeństwie, w cieple czterech ścian, w świętym spokoju i emeryturze na rok przed śmiercią, niż w czymś ukrytym w sercu i duszy.
Maszyny skłonne sa pójść jeszcze dalej, skłonne są dać się otruć przetworzonym, trującym jedzeniem, dać skrócić sobie życie lekami, poddać się eutanazji. Maszyny są skłonne pójść na wojnę, chociaz nie rozumieją, po co. Maszyny skłonne są zabijać inne maszyny, ale z większą przyjemnością a wręcz z poczuciem misji zabijają ludzi nie-maszyny, ludzi wolnych, ludzi spełnionych, ludzi szczęśliwych, bo tacy wprowadzają zamęt wśród maszyn, w działanie maszyny zbiorowej.
Maszyny wierzą w historię, w granice, patriotyzm, nacjonalizm, w naród, państwo i władzę. Maszyny wierzą w demokrację, w politykę, w lepszy byt, w dobro i zło, w wychowanie, w zasady. Maszyny mają wiarę i nadzieję, ale nie ufają sobie i Bogu. Maszyny wierzą w maszynę zbiorową i mają nadzieję, że wszystko od niej dostaną: i szczęście, i dobra materialne.
Maszyny chcą zmieniać świat, maszyny mają misję zmieniania świata, naprawiania go. Maszyny jednego tylko nie wiedzą, że zanim cokolwiek naprawią, to tysiąc razy więcej psują.
Czego potrzebują maszyny? Telewizora, wiadomości o innych zniewolonych maszynach, potrzebują sensacji, kredytu na samochód i mieszkanko, jednego lub dwójki dzieci, pracy dającej szanse na przeżycie i dotrwanie do emerytury, ograniczonej radości z seksu, pozorów dopuszczenia do podejmowania decyzji w sprawach ogółu …, no i to prawie wszystko. Resztę robią szkoły, pseudoreligie, kultura, seriale, motywacja, korporacje, rynek pracy i poczucie ważności z powodu udziału w jakiejś tam roli w społeczeństwie.
No nie, nie przegapmy tu narzędzia, którym się robi z człowieka maszynę – pieniądza. Pieniądz nakręca fabrykę maszyn, czyni umysł wyrachowanym, czymś, co każe ludziom maszynom, kalkulować, ile kosztuje zbawienie, ile dobrych rzeczy mają wyprodukować, w ilu misjach uczestniczyć, iloma uczynkami mają zrównoważyć grzechy, normy ustalone przez maszyny, ilu niewiernych mają zabić, ilu ludzi mają nawrócić na bycie maszyną, by osiagnąć niebo.
Maszyny są zadowolone, jeśli mieszczą się powyżej średniej lub, od biedy w średniej, w statystykach. To im podnosi poczucie ważności. Dlatego statystyki są ważne dla maszyn.
Maszyny potrzebują sportu, by rozładować napięcie spowodowane niewykorzystaną energią, niewykazaną kreatywnością, jeśli nie swojego – osobistego w sporcie udziału, to przynajmniej w roli kibica. Potrzebują psychologa, antydepresantów albo księdza, wtedy nadmiar ich energii nie służy do buntu przeciwko umaszynowieniu, przeciwko byciu częścią systemu, częścią maszyny zbiorowej.
Jeśli żyjesz w przeszłości lub przyszłości, zgadzasz się na trwanie w cierpieniu całe życie, nie rozchmurzasz swojej duszy, nie pozwalasz się sercu i duszy przebić przez chmury twego umysłu, jesteś maszyną.
Jeśli się nie rozwijasz, jesteś maszyną.
Twój rozwój jest buntem przeciwko maszynom, przeciwko władzy nad tobą innych maszym i maszyny zbiorowej.
Odszukaj w sobie mądrość, przestaniesz być maszyną.
Człowiek od człowieka maszyny różni się tym, że korzysta z mądrości, w przeciwieństwie do wiedzy. Wiedza jest domeną zaprogramowanych maszyn, mądrość domeną człowieka.
Maszyny są uśpione, bo zarzucone wiedzą, przekonaniem o wyższości ich racji, człowiek jest przebudzony.
Ktoś, kto jest częścią społeczeństwa, jest maszyną, człowiek wolny może w nim funkcjonować, żyć, ale nie jest jego częścią, nie jest przez nie zniewolony. Taki człowiek niczego od społeczeństwa nie oczekuje, jest odpowiedzialny sam za siebie.
Słuchanie głosu serca i duszy daje wolność, słuchanie głosu społeczeństwa, jego władzy wolność zabiera.
Wolność, odpowiedzialność za siebie, miłość, radość odróżniają człowieka od maszyn.
Bądź więc wolnym, odpowiedzialnym, kochaj, raduj się życiem, bo maszyny tego nie potrafią, w ten sposób się obudzisz, zrzucisz kajdany narzucone ci przez zbiorową maszynę.
Bądź indywidualnością, a nie maszyną! Bądź człowiekiem!

… i tu miał być koniec, ale miałem jeszcze trochę notatek …

P.s. No i jeszcze troszkę o maszynach. Miałem to wyrzucić, ale … niech będzie …


Ludzie stali się maszynami. Ulegli systemowi, który zrobił ich niewolnikami. System posługuje się prostymi narzędziami: szkołą do do produkowania toczka w toczkę podobnych ludzi, która wypuszcza ich z taśmy, by byli pokornymi pracownikami i konsumentami. Później posługuje się podobnym narzędziem: mediami, a media z kolei kształtują przekonania ludzi, że normalne jest to, co robi większość, co je większość, co myśli większość.  
Ludzie stali się maszynami, społeczeństwo jest zbiorem podobnych i przewidywalnych, bo zaprogramowanych maszyn. Większość ludzi wykonuje mechaniczne, zaprogramowane ruchy, są numerami w jakiejś statystyce.
Te statystyczne numerki posługują się mechanizmami w czymś, co tylko z nazwy jest życiem, bo przecież maszyny nie mają życia, mają program, sposób użytkowania i wg tych programów są wykorzystywane. Ludzie też są wykorzystywani. Jedne maszyny wykorzystują inne.
Przy wykorzystywaniu posługują się pewnymi mechanizmami.
Człowiek – dla wygody – sam siebie też czyni mechanizmem i żyje mechanicznie, wg pewnych statystycznych reguł: tyle to, a tyle lat chodzi do szkoły, idzie do pracy, rodzi dzieci, tyle to, a tyle zarabia, bierze kredyty i je to, co mu podają w markecie, czyli bardzo mechaniczne, bo przetworzone jedzenie.
Prawie nie ma tu spontaniczności - w ogóle nie ma tu spontaniczności. Maszyny nie mogą być spontaniczne, nie mogą, bo przestałyby być maszynami, spontaniczność zabija maszynę, uwalnia z zaprogramowania – jest oznaką wolności.
No tak, rozgadałem się, a w założeniu nie miałem pisać o tym, co się stało z człowiekiem, nie miałem filozofować o społeczeństwie, ale miałem napisać o odchudzaniu.
Otóż to. I tu właśnie miałem pisać o amerykańskim mechanizmie tycia. Na czym polega ten mechanizm. To proste: wmawia się ludziom, że przyczyną nadwagi są kalorie, że ludzie za dużo jedzą.
A jest zupełnie odwrotnie – ludzie sa niedożywieni i dlatego tyją. I nie chodzi tu o ilość, tylko o jakość.
Ciało człowieka posługuje się pewnym mechanizmem: instynktem, czyli domaga się tego, czego mu brakuje. Ma za mało witaminy C, to domaga się owoców, ma za mało tłuszczów to się ich domaga … ale o tym innym razem.
Dlaczego miałbyś czekać na ten następny raz?
Bo jeśli tylko uświadomisz sobie, że jesteś maszyną to, mój tekst przestanie ci być potrzebny.  Wiedza o zdrowiu, o odchudzaniu, wszystkie jak i dlaczego, przestają być potrzebne, gdy człowiek przestaje być maszyną, a staje się na powrót człowiekiem, gdy wraca do raju, gdy zwymiotuje jabłko, które połknął i odtąd stał się maszyną.
To tyle …
Gdy przestaniesz być zaprogramowaną przez system i siebie samego maszyną, okaże się, że wszystko masz i program, i jego realizacja, są zupełnie niepotrzebne. I to naprawdę wszystko.

Piotr Kiewra

Tatrzańskie świętowanie


12. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca


Kolejne fragmenty wspomnień wybrane z pamiętnika. Pochodzą z różnych jego miejsc, mają różne daty, opisują różne zdarzenia i różne wewnętrzne poruszenia i odkrycia, a łączy je miejsce, czyli Smreczyński Staw i łączy coś znacznie większego, łączy wartość wyniesiona z wędrowania po tatrzańskich ścieżkach. Ta wartość, to jej rozumienie, czym jest życie, czym jest ta wędrówka przez życie (tak to można wywnioskować z tych zapisków autorki pamiętnika) -  jest świętowaniem.

To odmienna filozofia, czy nawet religia, od tego, co obserwujemy wokół. W znacznej części ludzkiej populacji więcej mówi się o cierpieniu, o niesieniu swego krzyża, o poświęceniu w imię czynienia dobra. Tutaj celem życia jest świętowanie.

To piękne przesłanie, takie uniwersalne i takie odmienne, i tak pasujące do czasu Świąt Wielkiej Nocy, iż postanowiłem Ci je przynieść wędrowcze, zamiast zwykłych standartowych życzeń. W imieniu autorki pamiętnika życzę Ci nieustannego świętowania, by całe Twoje życie było świętowaniem.

Fragmenty cytowane poniżej nie są ułożone chronologicznie. Słowa rozpoczynające dzisiejszy odcinek to jeden z ostatnich zapisków w pamiętniku, następne są wcześniejsze.

Spotkałam na ścieżce na Smreczyński Staw młodego biznesmena, który chodzi po Tatrach, bo ... ma problem z zasypianiem. Ta chwila wspólnego wędrowania, a później prawie cały dzień wpatrywania się razem w głębię stawu i spoglądania w kierunku Bystrej, to jego spowiedź”, albo próba wygadania się, oczyszczenia z czegoś, czego nie był świadomy.

Wyznał starszej pani, że gdy pochodzi przez parę dni po Tatrach, to wtedy śpi, a gdy wraca do swego biznesu, nie może spać.  Pyta mnie, co to może być i co ma z tym zrobić, że chyba będzie musiał pójść z tym do psychiatry. 

Ja mu odpowiadam, że to ambicja nie pozwala mu spać. Ambicja i sen to antagoniści, jest albo sen, albo ambicja.  Ambicja też jest swego rodzaju snem.

Mówię mu, że też to miałam, ale od kiedy tatrzańskie ścieżki pozwoliły mi odkryć, co jest powodem bezsenności, wyrzuciłam ambicję  i ... teraz świętuję.

- Tak, kiedyś byłam szalenie ambitna i cierpiałam. Wszyscy młodzi to mają, chcą zdobyć wysokie szczyty, usilnie tego pragną. Parę razy im się udaje, ale pragnienie pozostaje, a to nie jest cel życia. To nie szczyty są celem, to świętowanie nim jest. Życie to wędrówka i zabawa, świętowanie, przyglądanie się. To przynosi radość, taką nieustającą radość. Cokolwiek się wokół dzieje, bez względu na ból ciała, upływający czas, we mnie jest ta radość, którą nazywam świętowaniem. Według mnie upadasz będąc nadal ambitnym i to Ci twoja dusza właśnie próbuje powiedzieć. Zrób, jak chcesz! tak mu opisałam swoje doświadczenie.

No i wpatrywaliśmy się dalej w staw i na Bystrą, i tak mi się wydawało, że ta głębia stawu była nim, a Bystra jego ambicją, a on walczył z nią. Jaki był skutek tej walki? Nie wiem. Zbliżający się wieczór zakończył naszą kontemplację. Ruszyliśmy z powrotem. Więcej go nie spotkałam na ścieżkach może już dobrze śpi! Może!


Każdy mój przyjazd, każda wędrówka, każdy krok na ścieżce, to dla mnie święto. Dzisiaj świetuję tu, gdzie zawsze jest świątecznie. Tak, zawsze, gdy gdzieś we mnie jest cisza, to najlepiej ze wszystkich tatrzańskich ścieżek i miejsc współgra ze mną ten staw, to otoczenie.

 

Patrzę na odległe szczyty – na Bystrą, patrzę w głębię jeziora i świętuję. Na tym polega właśnie świętowanie. To nie rytuały, to nie błagalne, ani nawet dziękczynne słowa, to zupełnie inna modlitwa – to takie połączenie z górami, z tym miejscem, z energią tego zakątka, ale i z całym światem, z całym Wszechświaten. Czuję, że moje serce ma energetyczne połączenie z Tatrami i z całą resztą. Tutaj te miejsca mnie wznoszą, przepełniają uczuciem … To uczucie to moje świętowanie. …


Dzisiaj przyszłam tu w niepogodę, gdzieś tam wyżej zaczynał się halny. Tu było ciszej. Słuchałam i słyszałam szeptane i wykrzykiwane wietrznym językiem słowa. Wiatr rozmawiał ze smrekami, z chmurami, które przebiegały nad ich wierzchołkami, czochrając się o nie jak koty. Rozmawiał ze stawem, a te słowa zamieniały się w fale i uderzały o brzeg. To burzliwa rozmowa, pełna argumentów, a staw widziałam w takich emocjach pierwszy raz. Mimo, że dużo emocji i dużo piany, to jednak czas pokoju, bardziej czas świąt niż wojny.

 

Rozmawiał i ze mną. Wydało mi się, że go rozumiem. Na pewno rozumiem, bo mam tak samo jak wiatr, raz jestem cicha, słoneczna, płynę jak łza po policzku, a innym razem mam w sobie burzę, niosę ją, gdzieś we mnie ten wewnętrzny halny szaleje i gra, aż się wyszaleje, uspokoi i zaczynam świętować. Więc zsynchronizowałam się z halnym i świętujemy razem. Wszyscy w halnym cierpią, a ja świętuję, hihi. Bo jesteśmy jednym.


17 sierpnia. Zawsze marzyłam, by zobaczyć odbicie gwiazd i Księżyca w Smreczyńskim Stawie. I zostałam tu na ławce po zachodzie słońca. Świętuję ja, gwiazdy na niebie i w stawie, Księżyc i Tatry. Ich nie widzę, lecz czuję, słyszę tę górską, tatrzańską ciszę. One też świętują. To przepiękna noc, przepiękny jeden sierpniowy dzień i noc w Tatrach. Prawdziwe, wielkie, niezapomniane święto.

Rano przeżyłam kolejne swiąteczne zjawisko. Gdy znikły wraz ze świtem gwiazdy, gdzieś za smrekami schował się Księżyc i zanim wzeszło słońce, uniosła się nad taflą jeziora mgiełka, niska, delikatna, biała, skrywająca tajemnicę … W pewnym momencie się zaróżowiła …

Wszystkie słowa okazały się za małe, by to opisać … przemilczę więc.

Tak się świętuje w Tatrach. I zrozumiałam: gdy piękno, które spotykam, które dotykam, nie przetwarzam na słowa, nawet te wewnątrz mnie, gdy ono we mnie trwa i gdy się łączę z tym widzianym, z tym, które odczuwam, to jest to świętem, jest to świętowaniem, jest to wzniosłym, radosnym, znaczącym doświadczeniem. Niestety nikomu nie mogę go zanieść, opowiedzieć, obdarować, w żaden sposób opisać. Pozostaje to na zawsze moje.

Piszę więc, że coś było … nazywam to świętowaniem, ale nie mogę nic więcej powiedzieć i napisać, bo nie wiem jak to wyrazić … tego nie można wyrazić …


Tatrzańskie ścieżki nauczyły mnie nieustannego świętowania. Teraz świętuję na ścieżce ku Polanie na Stołach. Wchodzę, spaceruję, siedzę tu w bezruchu, leżę, patrzę pod słońce, na Giewont, na kołyszące się trawy. Przylatują ptaki, coś mi tam zaśpiewają, przylatują owady, trochę pobzyczą … i nie ma ludzi …

Oni świętują w domach, przy stołach, przy modlitewnikach, przy swoim własnym dziele. Ja świętuję wśród boskiego dzieła. Nie, że to jakiś lepszy i głębszy sposób świętowania. Nie, to mój sposób, to moja radość … Lecz pod koniec dnia znowu zatęskniłam za moim stawem. Już prawie po ciemku tu dotarłam. Znowu było gwieździście, sierpniowo, ciepło, świątecznie. Znowu tu zostałam na noc …


Dzisiaj nie mogłam się zgodzić z jednym z wędrowców. Wg niego życie to udręka niesienia krzyża, a czas świąt to tylko krótki odpoczynek przed następnym bólem. Narzekał i narzekał tu w tym świętym miejscu. Zgodził się, że Tatry są dobrym miejscem na świętowanie, ale reszta ścieżek już takim nie jest. No cóż! I Staw, i Bystra go wysłuchali, ja też wysłuchałam i współczuję. Wg mnie wszędzie jest miejsce na świętowanie życia, a krzyż się niesie, by to zrozumieć. Zrozumienie tego kończy tę krzyżową drogę i przemienia w świąteczne ścieżki.


Piotr Kiewra