12. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Kolejne fragmenty wspomnień wybrane z pamiętnika. Pochodzą z różnych jego miejsc, mają różne daty, opisują różne zdarzenia i różne wewnętrzne poruszenia i odkrycia,
a łączy je
miejsce, czyli Smreczyński Staw i łączy coś znacznie większego, łączy wartość wyniesiona z wędrowania po tatrzańskich ścieżkach. Ta wartość, to jej rozumienie, czym
jest życie,
czym jest ta wędrówka przez życie (tak to można wywnioskować z tych zapisków autorki pamiętnika) - jest świętowaniem.
To odmienna „filozofia”, czy nawet religia, od tego,
co obserwujemy wokół. W znacznej części ludzkiej populacji więcej mówi się o cierpieniu, o niesieniu
swego krzyża, o poświęceniu w imię czynienia dobra. Tutaj celem
życia
jest świętowanie.
To piękne przesłanie, takie uniwersalne i
takie odmienne, i tak pasujące do czasu Świąt Wielkiej Nocy, iż postanowiłem Ci je przynieść – wędrowcze, zamiast zwykłych standartowych życzeń. W imieniu autorki pamiętnika życzę Ci nieustannego świętowania, by całe Twoje życie było świętowaniem.
Fragmenty cytowane poniżej nie są ułożone chronologicznie. Słowa rozpoczynające dzisiejszy odcinek to
jeden z ostatnich zapisków w pamiętniku, następne są wcześniejsze.
Spotkałam
na ścieżce
na Smreczyński
Staw młodego
biznesmena, który
chodzi po Tatrach, bo ... ma problem z zasypianiem. Ta chwila wspólnego
wędrowania,
a później
prawie cały
dzień
wpatrywania się
razem w głębię
stawu i spoglądania
w kierunku Bystrej, to jego „spowiedź”,
albo próba
wygadania się,
oczyszczenia z czegoś, czego nie był
świadomy.
Wyznał
starszej pani, że gdy pochodzi przez parę
dni po Tatrach, to wtedy śpi, a gdy wraca do swego
biznesu, nie może spać. Pyta mnie, co to może
być
i co ma z tym zrobić, że
chyba będzie
musiał
pójść
z tym do psychiatry.
Ja mu odpowiadam,
że
to ambicja nie pozwala mu spać. Ambicja i sen to antagoniści,
jest albo sen, albo ambicja. Ambicja też
jest swego rodzaju snem.
Mówię
mu, że
też
to miałam,
ale od kiedy tatrzańskie ścieżki
pozwoliły
mi odkryć,
co jest powodem bezsenności, wyrzuciłam
ambicję i ... teraz świętuję.
- Tak,
kiedyś
byłam
szalenie ambitna i cierpiałam. Wszyscy młodzi
to mają,
chcą
zdobyć
wysokie szczyty, usilnie tego pragną.
Parę
razy im się
udaje, ale pragnienie pozostaje, a to nie jest cel życia.
To nie szczyty są celem, to świętowanie
nim jest. Życie
to wędrówka
i zabawa, świętowanie,
przyglądanie
się.
To przynosi radość, taką
nieustającą
radość.
Cokolwiek się
wokół
dzieje, bez względu na ból
ciała,
upływający
czas, we mnie jest ta radość, którą
nazywam świętowaniem.
Według
mnie upadasz będąc
nadal ambitnym i to Ci twoja dusza właśnie
próbuje
powiedzieć.
Zrób,
jak chcesz! –
tak mu opisałam
swoje doświadczenie.
No i
wpatrywaliśmy
się
dalej w staw i na Bystrą, i tak mi się
wydawało,
że
ta głębia
stawu była
nim, a Bystra jego ambicją, a on walczył
z nią.
Jaki był
skutek tej walki? Nie wiem. Zbliżający
się
wieczór
zakończył
naszą
kontemplację.
Ruszyliśmy
z powrotem. Więcej
go nie spotkałam
na ścieżkach
–
może
już
dobrze śpi!
Może!
…
Każdy mój
przyjazd, każda wędrówka, każdy krok na ścieżce, to dla mnie święto. Dzisiaj
świetuję tu, gdzie zawsze jest świątecznie. Tak, zawsze, gdy gdzieś we mnie
jest cisza, to najlepiej ze wszystkich tatrzańskich ścieżek i miejsc współgra ze
mną ten staw, to otoczenie.
Patrzę na
odległe szczyty – na Bystrą, patrzę w głębię jeziora i świętuję. Na tym polega
właśnie świętowanie. To nie rytuały, to nie błagalne, ani nawet dziękczynne
słowa, to zupełnie inna modlitwa – to takie połączenie z górami, z tym
miejscem, z energią tego zakątka, ale i z całym światem, z całym Wszechświaten.
Czuję, że moje serce ma energetyczne połączenie z Tatrami i z całą resztą. Tutaj
te miejsca mnie wznoszą, przepełniają uczuciem … To uczucie to moje
świętowanie. …
…
… Dzisiaj przyszłam tu w niepogodę,
gdzieś tam wyżej zaczynał się halny. Tu było ciszej. Słuchałam i słyszałam szeptane
i wykrzykiwane wietrznym językiem słowa. Wiatr rozmawiał ze smrekami, z
chmurami, które przebiegały nad ich wierzchołkami, czochrając się o nie jak
koty. Rozmawiał ze stawem, a te słowa zamieniały się w fale i uderzały o brzeg.
To burzliwa rozmowa, pełna argumentów, a staw widziałam w takich emocjach
pierwszy raz. Mimo, że dużo emocji i dużo piany, to jednak czas pokoju,
bardziej czas świąt niż wojny.
Rozmawiał i
ze mną. Wydało mi się, że go rozumiem. Na pewno rozumiem, bo mam tak samo jak
wiatr, raz jestem cicha, słoneczna, płynę jak łza po policzku, a innym razem
mam w sobie burzę, niosę ją, gdzieś we mnie ten wewnętrzny halny szaleje i gra,
aż się wyszaleje, uspokoi i zaczynam świętować. Więc zsynchronizowałam się z
halnym i świętujemy razem. Wszyscy w halnym cierpią, a ja świętuję, hihi. Bo
jesteśmy jednym.
…
17
sierpnia. Zawsze marzyłam, by zobaczyć odbicie gwiazd i Księżyca w Smreczyńskim
Stawie. I zostałam tu na ławce po zachodzie słońca. Świętuję ja, gwiazdy na
niebie i w stawie, Księżyc i Tatry. Ich nie widzę, lecz czuję, słyszę tę
górską, tatrzańską ciszę. One też świętują. To przepiękna noc, przepiękny jeden
sierpniowy dzień i noc w Tatrach. Prawdziwe, wielkie, niezapomniane święto.
Rano
przeżyłam kolejne swiąteczne zjawisko. Gdy znikły wraz ze świtem gwiazdy, gdzieś
za smrekami schował się Księżyc i zanim wzeszło słońce, uniosła się nad taflą
jeziora mgiełka, niska, delikatna, biała, skrywająca tajemnicę … W pewnym
momencie się zaróżowiła …
Wszystkie
słowa okazały się za małe, by to opisać … przemilczę więc.
Tak się
świętuje w Tatrach. I zrozumiałam: gdy piękno, które spotykam, które dotykam,
nie przetwarzam na słowa, nawet te wewnątrz mnie, gdy ono we mnie trwa i gdy
się łączę z tym widzianym, z tym, które odczuwam, to jest to świętem, jest to świętowaniem,
jest to wzniosłym, radosnym, znaczącym doświadczeniem. Niestety nikomu nie mogę
go zanieść, opowiedzieć, obdarować, w żaden sposób opisać. Pozostaje to na
zawsze moje.
Piszę więc,
że coś było … nazywam to świętowaniem, ale nie mogę nic więcej powiedzieć i
napisać, bo nie wiem jak to wyrazić … tego nie można wyrazić …
…
Tatrzańskie
ścieżki nauczyły mnie nieustannego świętowania. Teraz świętuję na ścieżce ku
Polanie na Stołach. Wchodzę, spaceruję, siedzę tu w bezruchu, leżę, patrzę pod
słońce, na Giewont, na kołyszące się trawy. Przylatują ptaki, coś mi tam
zaśpiewają, przylatują owady, trochę pobzyczą … i nie ma ludzi …
Oni
świętują w domach, przy stołach, przy modlitewnikach, przy swoim własnym
dziele. Ja świętuję wśród boskiego dzieła. Nie, że to jakiś lepszy i głębszy
sposób świętowania. Nie, to mój sposób, to moja radość … Lecz pod koniec dnia
znowu zatęskniłam za moim stawem. Już prawie po ciemku tu dotarłam. Znowu było
gwieździście, sierpniowo, ciepło, świątecznie. Znowu tu zostałam na noc …
…
Dzisiaj nie
mogłam się zgodzić z jednym z wędrowców. Wg niego życie to udręka niesienia
krzyża, a czas świąt to tylko krótki odpoczynek przed następnym bólem. Narzekał
i narzekał tu w tym świętym miejscu. Zgodził się, że Tatry są dobrym miejscem
na świętowanie, ale reszta ścieżek już takim nie jest. No cóż! I Staw, i Bystra
go wysłuchali, ja też wysłuchałam i współczuję. Wg mnie wszędzie jest miejsce
na świętowanie życia, a krzyż się niesie, by to zrozumieć. Zrozumienie tego
kończy tę krzyżową drogę i przemienia w świąteczne ścieżki.
…
Piotr
Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane