piątek, 23 marca 2018

Ach!!!


8. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca


 


Ach!!! I tyle. Brak mi słów! Jest tylko płacz i … ACH!!!


Wczoraj ta Hala tak mną zawładnęła, że jestem dzisiaj tu znowu. To oczarowanie, to zakochanie. Gdy ją ujrzałam, ten pierwszy moment, gdy otwiera się widok spomiędzy drzew, to już wiedziałam – to jest miłość na całe życie. Od wczoraj tu „mieszkam”. Ciałem tylko chwilowo, sercem i duszą … na zawsze … i we dnie, i w
nocy. …

… Przyznam się, że przez pierwsze trzy dni, gdy moja „brać” studencka mnie prowadziła po Nosalu, po Kasprowym, po Czerwonych Wierchach, Tatry nie zrobiły na mnie wrażenia, ot! takie tam góry. Lecz wczoraj, gdy dopiero czwartego dnia, tu dotarliśmy i zobaczyłam Halę
Gąsienicową … już mnie nikt stąd nie wygoni. Teraz Tatry, w tej jednej chwili, stały się moją największą miłością, a to miejsce … Ach!!!

… tu odkryłam, że mam duszę. ..

...

Tu definitywnie, dzisiaj porzucam moją „brać”, bo oni i one nie widzą tu żadnego „Ach”. Mają cel – szczyty. Ich rajcuje to, co mogą osiągnąć nogi, za bardzo się spieszą, nie pozwalają mi być z tym, co kocham, śmieją się z mego „zaślepienia”. Wiem, że w górach i … w życiu … muszę i chcę być wolna. Nie mogę być na żadnym łańcuchu. Nie będę
tu dla towarzystwa. Tatry są czymś więcej niż towarzyszem na ścieżce … więc, chodzę sama.


Hala … Dzisiaj jestem tu już pół dnia i nie siedzę, cały czas stoję. Uświadomiłam sobie właśnie: Tak jest zawsze, gdy tu mnie przyprowadzi moja ścieżka. Nie siedzę … nie ma na to czasu. Patrzę, zaglądam tu w każdy zakątek i wszędzie jest  Ach!


Czasem tylko tu, pod Murowańcem, coś zjem na ławce, a tak nie chce mi się jeść. Najczęściej jednak chodzę, stoję i nasycam się do syta Halą i jej siostrami: Doliną Gąsienicową i Doliną Stawów Gąsienicowych, tą między Kościelcem a Kasprowym. Czarny Staw, tylko on i ten
Zielony, każą mi przysiąść gdzieś na głazach i być z nimi w milczeniu. To miejsce mnie syci i nie chce mi się jeść …


Co mnie tu tak ciągnie? Nie wiem. Wiem tylko, że nie można zdefiniować tego piękna. Tu po prostu jest inaczej. Tu inaczej się oddycha, patrzy, stoi, siedzi. Tu jestem inna, chyba bardziej sobą, tu inny jest wiatr, tu inne jest słońce i tu … dech zapiera słowa. Pozostaje tylko Ach! To jedno wystarcza za wszystkie słowa świata. …


Ach!


Ach! Ach! Ach! Siedzę na Karbie i mam całą moją miłość wokół … obracam głową i mam … Tu na Karbie i na Małym Kościelcu zrobiłam sobie moje stojące orle gniazdo i stąd wysyłam w świat moje Ach! Płyną jedno po drugim … Tatry we mnie wpływają, dotykają mego serca i wypływają …

……

Ach! Tylko to. Trzeba być poetą, by to, co się pisze nie było za małe, by mogło to „Ach” oddać. Dlatego milczę  ...


Dziś tu wchodzę i mimo, że nie ma słońca, że jest deszcz i mgła, i że nie widać gór, ledwo, co widać, ale ta ścieżka … te kwiaty, ta fioletowa szata Hali, wystarcza. Drżę i mimo, że nie widzę tego, co przy pełni słońca, to czuję.

Piękno się czuje a nie widzi!


W lipcu i we wrześniu jest tu mniej koloru niż w moim ulubionym sierpniu, lecz czar ten sam. Patrzę i jest „Ach!” Ono jest w sercu. To nie jest okrzyk moich ust, to okrzyk uniesienia mego serca i duszy. …


Spaceruję po Hali w deszczu. Szumi nim moja peleryna, lecz słyszę tę ciszę Hali, tę bezdźwięczną ciszę. Widzę jej najmniejszych mieszkańców: Trawę, małe i większe kwiaty, kosówki, żwir pod nogami, głazy obok ścieżki, a to dalsze i większe czuję.

Widzę i słyszę ludzi na ścieżkach. Wyłaniają się z mgły, wędrują dalej w swych szeleszczących i kolorowych kapotach. Nie widzę ich twarzy, ale czuję ich serca. Biją tym samym „ach” co moje.

Oczy mylą. Dzisiaj wierzbówka kiprzyca jest wielkości smreków, a w słońcu jest taka mała … Tak, to patrzenie w deszczu jest potrzebne, by wyrzucić wszelkie kryteria i normy, by nie patrzeć przez pryzmat wielkości … w deszczu i mgle, to, co małe rośnie, jakby chciało powiedzieć: Wreszcie mnie widzisz!

Tatry bez deszczu, bez mgły, bez chmur, słońca, błękitu nieba i bez człowieka tu na ścieżce, bez serc i dusz, bez „ach”, nie byłyby pełne. To wszystko to CAŁOŚĆ. ACH!




Ach. To już prawie … tak, prawie pięćdziesiąt lat, jak ujrzałam to miejsce i nadal jest tak samo. Już, gdy wyruszam na to spotkanie to drżę, to się cieszę, a gdy mijam ostatnie smreki, to … kończą się słowa. Tylko gdzieś z dna duszy … to … Ach!


Ach! Znowu ACH! Dzisiaj moje 77 urodziny spędzam na Hali. Taki sobie zrobiłam prezent. Moje serce bije tak samo jak wtedy, gdy byłam tu pierwszy raz. I dlatego tu jestem – ono mnie przyprowadziło. Tu czuję się młoda. Tatry odmładzają … inaczej: Czynią cię ciągle młodym.

To Ach, to magiczny eliksir młodości.

Ach! to westchnienie serca, jego miłości.

„Ach” tu pozostanie, gdy mnie już nie będzie. To wiem.



Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane