niedziela, 5 stycznia 2020

Kto naprawdę cię kocha?


- Gdy pytałam ludzi, odpowiadali wszyscy, że mnie kochają. Gdy pytałam siebie, miałam wątpliwości. Gdy pytam Boga słyszę ciszę. Powiedz mi wietrze, kto naprawdę mnie kocha?

Wiatr nie uspokoił ani na chwilę bijących o morski brzeg fal i zahuczał głośniej niż one, wprost do uszu spacerującej brzegiem, kobiecie:

- Prawdziwie kochający nigdy tego nie mówią. Nie mówią, bo prawdy nie da się wyrazić słowami, ich serca wypowiadają się uczuciem, ciszą. Nie mówią również dlatego, by cię nie krzywdzić, by nie karmić tego, co w tobie hałaśliwe, próżne, pełne pragnień, by cię nie zniewalać i nie czynić z ciebie żebraka. 

Bóg, nie posługujące się ludzką mową stworzenie i mędrcy naprawdę cię kochają. Gdybyś i ty tak kochała, nie pytałabyś, nie wołałabyś przekrzykując wiatr i morskie fale. 

Tak cicho i prawdziwie kochaj!


Rozmowę z wiatrem podsłuchał: Piotr Kiewra

piątek, 3 stycznia 2020

Pająki i muchy

Myślenie o kimś to odtwarzanie romantycznej komedii lub tworzenie scenariusza, scenografii i reżyserowanie dramatu. To tworzenie nieprawdy. To nikomu niepotrzebna twórczość, ale wielu ludzi nazywa to miłością. Myślenie o kimś nie jest miłością, bo miłość jest w teraźniejszości, a myślenie to dramat pisany o przyszłości na podstawie przeszłości, lub serial romantycznej komedii o tęsknej  przeszłości z nadzieją na powtórki.
A ona przyszła do starca w akcie desperacji. Sama nie wie, co się z nią dzieje – nie do końca nie wie. Jakaś góra nagromadzonych emocji, złości, lęku, zazdrości, nienawiści zmieszanej z miłością. Starała się to wyrzucać, zapomnieć, ukryć gdzieś w zakamarkach, których by nikt nigdy nie odkrył i do których sama by nie zaglądała, ale wciąż to gdzieś wyłaziło. Im bardziej chciała którąś z tych chowanych rzeczy wepchnąć głębiej, to tym mocniej wyłaziła w innym miejscu. W końcu stała się jak wulkan: burczała prawie na wszystko i wszystkich, nawet kochane osoby musiały uważać, bo potrafiła przysolić, jak nie słowem, to spojrzeniem ukrywającym błyskawice. 
Jak zwykle zaprowadził ją do ogrodu idąć za nią wolnym krokiem. Czuła jak się jej przygląda od tyłu, jak jej współczuje i że od razu, już od pierwszego spojrzenia, rozumie. Posadził ją, jak zwykle, na wiklinowym, trzeszczącym fotelu a sam usiadł na drugim, bliźniaczym, naprzeciw niej. Nic nie mówił, patrzył w jej oczy, a ona się czuła jak na przesłuchaniu prowadzonym przez jakiś wielki tłum ludzi, tak jakby z tysiąc osób się jej przyglądało i oceniało jej myśli, uczucia, grzechy, przeszłe działania, przyszłe zamiary i postanowienia. Czuła się zawstydzona, czuła, że jej oczy uciekają, że mruga nimi, by nie można było dojrzeć całej prawdy, tych wszystkich złych rzeczy, które w niej są. Bała się tego spojrzenia, ale przechodziła to już nie pierwszy raz, i wie, że to tylka chwila, zaraz to wszystko minie, bo poprzednio też tak było. 
Bała się, lecz z drugiej strony czuła, że starzec patrząc na nią rozdaje jej swoją łagodność, ciepło, zrozumienie, że jej nie ocenia, że jej współczuje. Gdy odważyła się i spojrzała w jego oczy ujrzała w nich łzy. Natychmiast jej walka, jej lęk, jej opór zniknęły, poczuła jak z niej spływa napięcie – odkryła się, odkryła przed nim swe wnętrze. Nie wie, jak on to robi, ale poczuła, że z wulkanu zamienia się w łagodną, wiosenną łakę. 
- Dziadku, jak ty to robisz? Byłam u psychologów, psychiatrów, terapeutów, rozmawiałam z nimi całymi godzinami, ale nikt z nich nie zdjął ciężaru ze mnie. Ty chyba czarujesz. Powiedz mi, jak to się dzieje? – odważyła się zapytać. Jednak on nie odpowiedał. Siedział i patrzył na nią. Po następnej minucie wzrok skierował na drzewa w ogrodzie, na niebo, gdzieś w bezkres. I wtedy odrzekł:
- Zaufałaś. To wszystko. Zaufanie otwiera wszystkie bramy i zdejmuje ciężary.
- Wiesz co mi dolega? Potrafisz mnie uleczyć? – zapytała, lecz to nie były pytania, to były prośby, prawie jak modlitwa.
- Z czego, dziecinko, miałbym cię leczyć? – roześmiał się w głos, a gdy się uciszył, kontynuował:
- Jest w tobie choroba, która nie jest chorobą, jest w tobie niepokój, który nie jest niepokojem, jest w tobie cierpienie, które nie jest cierpieniem, jest w tobie miłość, która nie jest miłością. – mówił i śmiał się, czym ją deprymował, zawstydzał, ale i poruszał. Ten ostatni dotyk jej wnętrza był najsilniejszy, bo coś w niej zawibrowało. Nie rozumiała nic z tego, co mówi, ale coś czuła, on widział i czuł, co ona czuje, a im bardziej to czuł, tym bardziej go to śmieszyło i cieszyło. 
- Dziadku, powiedz mi, jak mam to rozumieć. – poprosiła. 
- Oj dziecinko, nie wiem, czy mi życia by starczyło, gdybym miał ci to wszystko wytłumaczyć rozpraszając miliony słów. To, co nazbierałaś musisz przeżyć, musisz to uwolnić doświadczaniem życia. Nie jestem nauczycielem, ani psychoterapeutą, jestem zwykłym człowiekiem, który swoje przeżył i gdy na ciebie patrzę, to widzę w tobie swoje życie. Nie opowiem ci swego życia, bo moje doświadczenia niewiele ci dadzą. Mądrość pochodzi ze zrozumianego cierpienia, a nie z nauki, nie z cudzej wiedzy. Jak widzisz jestem stary, gdybym miał ci przekazać swoje życie, to tutaj, na tym krześle, byś się zestarzała, a wiem, że nie masz na tyle cierpliwości, bo słyszę jak trzeszczy twój fotel. Pod każdym młodym i pełnym życia człowiekiem tak trzeszczy. - mówiąc to aż podrygiwał ze śmiechu, a i ona dołaczyła w końcu do niego. Chichotali oboje aż do łez. Gdy trochę śmiech w nim ucichł, powiedział: - Opowiem ci coś. Chcesz? 
- Tak. – skinęła głową i czekała.  A on zostawił ją samą, poszedł do ogrodu, spacerował wśród drzew i krzewów, przyglądał się wszystkiemu w ciszy. Czasem z czymś tam porozmawiał, to z krzewem porzeczki lub agrestu, to z jabłonią i gruszą. Spacerował wolno, krok za krokiem  i rozglądał się. W końcu zatrzymał się gdzieś w kącie ogrodu, między drzewami i zawołał ją do siebie.
- Zobacz, co tu widzisz? 
- Nic. – odpowiedziała.
- Przyjrzyj się dobrze, spójrz pod światło. Teraz co widzisz? 
- Pajęczynę. – odpowiedziała.
- Na pewno widzisz pajęczynę? – ponawiał.
- Tak, to pajęcza sieć. – potwierdziła z przekonaniem.
- No tak, ty widzisz pajęczą sieć, a ja widzę twoje pragnienia. No dobrze, chodźmy, usiądźmy na swoich fotelach, opowiem ci o pająkach i muchach.   
Gdy usiedli, starzec spokojny, wpatrzony w dziewczynę, w jej oblicze, dłonie, w całą postać, tak, jakby czytał w jej postaci, jakby wpatrywał się w lustro, które odbijało zdarzenia z jej życia, jej myśli, marzenia, wyobrażenia. Ona kręciła się w fotelu, ten trzeszczał, jakby oddawał tym hałasem emocje, które nią targały. Czuła, że starzec dokopał się wszystkich jej tajemnic, sekretów, których ona sama nie mogła zgłębić, bo była zbyt blisko siebie, zbyt zamknięta dla siebie samej, zbyt zasłonięta smutkiem jej niespełnionej miłości. 
Spodziewała się prostej i szybkiej odpowiedzi, lecz starzec czekał. Celebrował, oglądał ogród, oprowadzał ją, pokazywał pajęczynę. Teraz usiedli, a on nadal był tajemniczy, nadal ją obserwował, zawstydzał, lecz czuła, że to jej pomoże, czuła, że musi mu zaufać, że musi poczekać. Lecz on nic nie mówił. W końcu, po wielu minutach czekania, cierpienia, myśli przesuwających się z prędkością wichrów, nie wytrzymała i zapytała:
- Dziadku, na co czekasz? – jednak nadal nic nie mówił, patrzył i czekał, on na nią, ona na niego. Było jej coraz gorzej, aż w końcu się rozpłakała. Był to płacz jednoczący jej wszystkie minuty wylanych łez z całego życia, tak intensywny, tak głeboki, tak oczyszczający, tak potrząsający nią, że w końcu starzec uronił łzę współczucia – jakby kroplę wczorajszego deszczu strąconą dotykiem ze świerkowych igieł. Błyszczała, spływała z niego i w końcu wyparowała. Wtedy przemówił: 
- Czekałem aż twoje pragnienie odkrycia tajemnicy będzie większe niż wszystkie inne pragnienia. Fotel mi oznajmił, że to już. 
Nie opowiedziałaś mi o swoim ojcu i matce. Nie opowiedziałaś mi o swoich dzieciach, braciach i siostrach, o swoim byłym mężu. Chciałaś to ukryć. Mówiłaś to innym: znajomym, przyjaciołom. Rzadko, kto daje światu coś dobrego, ty rzadko świat tym obdarzasz, przynajmniej w słowach. Najczęściej są to ludzkie zmartwienia, informacje o chorobach, nieszczęściach, cierpieniu. W takich sytuacjach, gdy obserwuję ludzi, mam wrażenie, że te osoby nie mają ochoty, nie mają zamiaru być szczęśliwe, że nie są gotowe na szczęście i zdrowie. Współczuję im, ale nic nie mogę zrobić. Tego współczucia jednak im nie okazuję, bo wyrządzałbym im krzywdę, bo nie można pomóc współczuciem sprzedawcy śmieci. Wręcz przeciwnie, współczucie karmi tego człowieka i powiększa oraz przedłuża jego cierpienie. Sprzedawcy śmieci wyszukują słuchaczy, przywiązują się do ludzi, do bliskich, i cały czas czynią z siebie nieszczęśnika, męczennika. Tylko po to są im potrzebni inni ludzie. Ty też tak czynisz. Lecz dzisiaj się powstrzymałaś. Nie opowiedziałaś mi swojej historii, bo czułaś, że nie jestem właściwą osobą by mi te śmieci sprzedać. Lecz, jak słyszysz, znam tę historię. Wiesz skąd? Do mnie nie przychodzą ludzie bez takich historii. Wszyscy, mają te same. Nie pytam o nie, bo je znam na pamięć. Kiedyś moja historia była taka sama, jak twoja, dlatego dzisiaj się śmieję. Śmieję się z ciebie, bo twoja historia tak samo mnie śmieszy, jak moja własna, sprzed kilkudziesięciu lat. Śmieję się, bo wiem, że twoja już wkrótce też będzie cię śmieszyć. Będzie, choć dzisiaj wygląda na bardzo tragiczną, choć dla ciebie jest koszmarem, póki co.
Teraz powiem ci coś. Nie tylko ja znam twoją historię. Poznał ją już Jezus dwa tysiące lat temu. Posłuchaj, co on wtedy powiedział:
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.

Znał twoją historię Anthony de Mello kilkadziesiąt lat temu. On nie tylko ją znał, lecz także udzielił ci rady:

„Poświęć trochę czasu na to, by zobaczyć każdą z tych osób lub rzeczy, których się tak kurczowo czepiasz, aby ją zobaczyć taką, jaka ona  naprawdę jest - koszmarem, który z jednej strony porusza cię i sprawia przyjemność, ale z drugiej strony przynosi zmartwienie, brak pewności, napięcie, niepokój, lęk i powoduje, że jesteś nieszczęśliwy. 
Ojciec i matka - koszmar. Żona i dzieci, bracia i siostry - koszmar.  Wszystko, co posiadasz - koszmar. Twoje obecne życie takie, jakie ono jest -  koszmar. Każda jedna rzecz, do której jesteś bardzo silnie przywiązany i co, do której przekonywałeś siebie, że nie możesz być szczęśliwy - koszmar. Wtedy znienawidzisz ojca i matkę, żonę i dzieci, braci i siostry, a nawet swoje życie. Wówczas z łatwością zostawisz wszystko, co posiadasz, to znaczy przestaniesz się tego trzymać kurczowo, a zatem twoja własność nie będzie miała możliwości zranienia cię. Wtedy w końcu doświadczysz tego tajemniczego stanu, którego nie można opisać, ani wypowiedzieć - stanu niekończącego się szczęścia i pokoju. I zrozumiesz, jak prawdziwe są słowa, że kto przestaje być tak przywiązany do swych braci i sióstr, ojca i matki, do swych dzieci, ziemi lub domów ... zostaje stokrotnie wynagrodzony i zyskuje życie wieczne.” – słuchała i płakała, bo czuła, że to ją oczyszcza. Chciała coś zataić, lecz to się nie udało, została rozszyfrowana. Nie czuła jednak wstydu, nie miała żadnych negatywnych odczuć wobec siebie – odczuwała współczucie, którym obdarzał ją ten starzec. On ją doskonale znał. Jak poznawał jej tajemnice? Nie wie. Wie natomiast, iż przed nim nie miała już żadnych tajemnic, niczego, co mogłaby jeszcze chować, zatrzymywać dla siebie. Wszystkie szuflady zostały opróżnione, wszystkie śmieci wyrzucone, a on się jedynie uśmiechał – śmiał się. Współczuł jej w ten sposób. Współodczuwał jej poczucie lekkości.
Po chwili powiedział, nadal się śmiejąc: - To jeszcze nie wszystko. Coś wyrzuciłaś, teraz coś trzeba odszukać. Trzeba odszukać to, czego szukasz od dziesiątek lat. 
Czy potrafisz pływać? Czy próbowałaś kiedyś pływać? - zaskoczona pytaniem, rozedrgana, zalana łzami, nie odpowiedziała, lecz przecząco tyknęła głową. Po chwili jednak pokonała płacz i powiedziała:
- Próbowałam, umiem, ale boję się wody i dawno nie pływałam. Słabo pływam, dlatego boję się. - Starzec kontynuował:
- I tak samo jest z twoim życiem. Nie umiesz żyć, tak jak nie umiesz dobrze pływać. Tajemnica życia jest tajemnicą pływania. Przypomnij sobie, jaka jest tajemnica pływania.  Rozluźnienie. Ufność. Oddanie się wodzie. Pływanie to nie jest zestaw jakichś ruchów. Nauka pływania to falszywa nauka. Pływania się nie uczysz, przypominasz sobie, jest częścią twojej natury. Gdy zapominasz o lęku, gdy zaprzestajesz walki nagle uświadamiasz sobie, że pływasz. Kiedy jest ufność i zaprzestanie walki woda zaczyna cię unosić*. Nie mogę cię nauczyć pływania słowem i wogóle nie mogę cię go nauczyć, musisz doswiadczyc wody i się z nią pojednać, musisz się jej oddać.  
Pływanie to nie filozofia, ani żadna teoria, ani nawet praktyka - chociaż poprzez praktykę szybciej odkryjesz twoją wrodzoną ufność do wody. Zresztą wogóle ufność jest wrodzona. Wątpliwości i twoja wiara ją tylko przykrywają. Tych wątpliwości się nauczyłaś, fałszywą wiarę dostałaś od innych, jako lek na twoje wątpliwości. Lecz on nie działa. Wiem, bo też próbowałem dawno, dawno temu.
Pływanie to chyba pierwsze doświadczenie z ponownym odkrywaniem ufności.  Trudno znaleźć lepsze. Tak samo jest z życiem, nauczysz się żyć, gdy odkryjesz ufność do rzeki życia. Na razie twoje życie to walka, bo brak w nim ufności, gdy odszukasz w sobie ufność, walka przestaje być potrzebna. To pierwsze, co ci chciałem powiedzieć. 
Gdy nie ufasz sobie, przeciwstawiasz się wszystkiemu, bo to podnosi twoją wielkość. Wzmacniasz się każdym wypowiedzianym „NIE”. „Nie”, to twój sposób na życie, na osiągnięcie znaczenia. Gdy mówisz „nie”, czujesz się większa, bardziej znacząca, bardziej doceniona. Nie musisz się z tego „nie” tłumaczyć, bo zauważyłaś, że nikt od ciebie tego nie żąda. Gdy zdarzyło ci się powiedzieć „tak”, od razu poczułaś potrzebę uzasadnienia swego wyboru, czułaś, że musisz skłamać, czułaś, że chcesz komuś zrobić przyjemność. Czułaś się gorzej, bo stałaś się mniejsza, mniej znacząca, mniej doceniona, mniej ważna. 
Twoje „Nie”, lub kategoryczne „NIE”, sprawiało, że to inni musieli walczyć o twoje względy, o twoją akceptację, o bycie blisko ciebie. Dlatego też kogoś, kto zaakceptował ciebie i zgadzał się z twoim „Nie”, nie walczył, odbierałaś, jako pomniejszenie ciebie, nie czułaś się doceniona. Ponieważ nie znasz „Tak”, nie ufasz tym, którzy są na „tak” wobec życia i wobec ciebie. „Tak” jest dla ciebie niezrozumiałe. Ludzi będących na „tak” i wobec życia, i wobec ciebie, uważasz za słabszych, mniej kochających, mniej autentycznych, podczas, gdy prawda jest taka, że tylko oni naprawdę cię kochają i oni naprawdę są autentyczni. Oni ci ufają, bo tylko ufni są na „TAK”. Są na „tak” wobec wszystkiego i wobec ciebie również. Myślisz, że ich „tak” wynika z tego, iż coś od ciebie chcą, lecz zauważ, iż oni są zawsze na tak, są bezwarunkowo, nie tylko okazjonalnie. Oni widzą w tobie coś głębszego, coś, co masz pod powierzchnią, pod tą przybraną formą, oni czują twoje serce i widzą twoją duszę. Dlatego są na TAK. 
Nie zrozum mnie źle, oni nie są na TAK, by ci sprawić przyjemność, nie są nawykowo, lecz z powodu ufności, z powodu poznania twojej prawdy. Akceptują całość, akceptują wraz z tą fałszywą częścią ciebie, którą ty postrzegasz i której się tak kurczowo trzymasz, a która jest tak nieprawdziwa i tak fałszywa, tak iluzoryczna, że aż dziw bierze, że tego nie widzisz, ale tak to jest … Dlatego tak się śmieję, bo rozumiem cię … też tak miałem.  

A teraz o pająkach i muchach. Dobrze? – nie czekał na potwierdzenie i kontynuował.
- Widziałaś pajęczą sieć? To twoje pragnienia. By ją zbudować używasz powabów swojej kobiecości, nakładasz farbę i tusz, piękne ubrania jako maski, malujesz mieszkanie, otaczasz się pięnymi rzeczami, słuchasz wyrafinowanej muzyki, używasz słów wielkich i małych, używasz prozy i poezji, czasem przeklinasz, by słowa nabrały jeszcze większej mocy, byś przy ich pomocy wyrosła na większą niż siebie postrzegasz.
Używasz sierocych łez, uśmiechu, radości i smutku, używasz ciszy i zabawy, czekasz jak kobieta. Tak, czekanie to też materiał do budowy sieci, tak jak i twoje pogonie i ucieczki. Nazywasz tę sieć miłością. Lecz ta sieć to nie miłość, bo gdyby nią była, to nie byłoby nienawiści, nie byłoby strachu, nie byłoby smutku, żalu i nie byłoby wizyt u mnie. 
Ta sieć to pożądanie, ale i wiele innych pragnień. Pożądasz rzeczy, które są namiastką twojego prawdziwego pragnienia – odkrycia swojej prawdy.
Jest w tobie pająk, ale i jest też mucha. Z jednej strony jesteś pająkiem i chcesz łapać w sieć, a z drugiej jesteś muchą i nie chcesz być złapaną. W każdym z nas jest i pająk, i mucha. Jest w tobie pragnienie łapania w sieci ludzi, miłości, związków, sukcesów, a z drugiej jest pragnienie bycia wolnym, i jest w każdym, nawet w tak pospolitym stworzeniu jak mucha. Twój pająk walczy z twoją muchą. 
Z pragnień utworzyłaś sieć i sama się w nią złapałaś, stąd się źle czujesz, szamoczesz się jak mucha. Najpierw kusisz gładką skórą, mruganiem oczu, kobiecą grą: kręcąc tyłkiem, obnażając część biustu, malując się, czesząc, używasz specjalnych słów, płaczesz, udajesz sierotkę – kusisz wybranego i dziwsz się, że ucieka. Nie dziw się, bo przecież w nim też jest mucha. On też zastawił na ciebie swoją sieć, okazując ci swoją siłę, swoje męskie atrybuty, piękne słowa, zdecydowanie, opiekuńczość, wiedzę, ale czasem i swoją bezradność, gdy opowiada ci smutne historie swojego życia, a ty nad nimi płaczesz. Zaplątujecie się w sieć, a później się szamoczecie, chcecie się uwolnić. 
Zakładasz sieć, kusisz, a on lata nad tobą jak mucha, kręci się, siada, niby nie chce, ale nie może się powstrzymać. Aż w końcu się poddajecie, on zostaje w twoich ramionach i po czasie odkrywasz cały wstręt tej muchy, a on odkrywa twą pajęczą prawdę i uciekacie, po miesiącach i latach od siebie. 
Później osamotniona, zastawiasz kolejne sieci, aż złapie się ta właściwa mucha. Powiadam ci: nie złapie się nic wielkiego, tylko mucha. Nie złapiesz miłości, bo każda złapana w sieć miłość, od razu przemienia się w muchę. Miłość z wolnością idą w parze. Powinnaś to wiedzieć, bo sama przecież nie chcesz być złapana w żadną sieć, nie chcesz być muchą pożartą, wykorzystaną przez pająka.
Czy to jest prawdziwe? Czy to jest miłość? 
Porzuć sieć, porzuć pragnienia, bo gdy pragniesz, nie spełnią się. Miłości nie możesz złapać, ani nawet jej dostać, możesz ją dać. 
Miłość to oddanie się, miłość to umiejętność pływania, to oddanie się.
Zamień pożądanie na miłość, a zazdrość zniknie. Tak będzie, bo pomyliłaś pożądanie z miłością. Przyjrzyj się pożądaniu – to sieć, przyjrzyj się zazdrości – to sieć. Nie łap w sieć, lecz kochaj.

Pamiętaj! Pająk, który łapie muchę w sieć, zabija ją. Gdy ty łapiesz kogoś w sieć, zabijasz miłość.  
Gdy jesteś w stanie pokochać tylko księcia, twoja miłość to tylko pajęcza sieć. Gdy naprawdę kochasz, pokochasz nawet pająka. Wtedy odkryjesz, że pająk to książę.  
Dopóki nie pokochasz pająka w sobie, nie pokochasz księcia, tak prawdziwie, bo teraz twoja miłość to tylko pajęcza gra. 
Dopóki w twoim życiu będą sieci, to nie będzie prawdziwego życia, będą same muchy, będzie cierpienie. Dopóty będziesz się bać pająków, a i ty będziesz źródłem strachu.
Pamietaj! Twoje pragnienia, to pajęcze sieci. Zaplatasz je na innych, ale i na siebie, przede wszystkim na siebie. 
Te sieci zasłaniają ci niebo, bo one są jak chmury. Zasłaniają ci miłość, prawdę, radość. Zasłaniają wszystko, czyli samą siebie.
Czy odkryłaś już tę tajemnicę, co tworzy tę sieć?
Pamiętaj, tak jak nie nauczę cię pływać swoim słowem, tak i nie nauczę cię żyć. Moje słowa nie dadzą ci zrozumienia, bo to tylko puste koperty. Wypełnij swoje życie treścią, doświadczeniem, życiem bez sieci, bez pragnień, a poczujesz się wolna i radosna, prawdziwa. Poczujesz samą siebie. 
Na dzisiaj zostawiam cię zaplątaną w sieć. Tę sieć zbudowałaś ze strachu, z nieufności, z „nie”, z pragnień, z materii, która ci zastępuje prawdę.
Mam dla ciebie jeszcze jedno ... ale na to musisz poczekać. Ja poczekam, aż odnajdziesz swoją ufność, aż zaufasz sobie. Wtedy uwolnisz się z ostatniej sieci, lecz do tego potrzebujesz sobie zaufać. Ja poczekam. Jak widzisz, śmieję się, nie cierpię, więc moje czekanie będzie lekkie, natomiast twoje … hihihi. – śmiał się, wiedząc co się w niej będzie działo, a szczególnie teraz, gdy pobudził jej ciekawość.
- No dobrze, pomogę ci troszkę, którą z tych ról wybrałaś na dziś? 
  • Mała dziewczynka płakała i prosiła starca: naucz mnie miłości, bo czuję, że jej nie mam, bo się boję taty, bo uciekają ode mnie motyle i jest we mnie złość, gdy coś jest nie po mojej myśli!
  • Młoda kobieta poprosiła starca: naucz mnie miłości, bo we mnie jest tylko strach!
  • Chłopiec, który strzelał z procy do liści i motyli poprosił: naucz mnie prosić o przebaczenie!
- Ja ci powiedziałem o wszystkim, ty przyszłaś do mnie z częścią. Dlatego rozpraw się z chłopcem, z dziewczynką, młodą kobietą i tą dojrzałą w sobie. Rozpraw się – to znaczy – zrozum, zaakceptuj. Pamietaj, że jeśli grasz jakąkolwiek rolę – nadal jesteś pająkiem. 
Na tę ostatnią sieć trafisz sama. Nie mogę ci dać zrozumienia i szukać zamiast ciebie. Ty to musisz zrobić. Wtedy zrozumiesz skąd cierpienie i skąd w tobie pytania, skąd chęć odwiedzania mnie. Gdybym ci to powiedział wprost uprzedziłabyś się … Dlatego cię z tym zostawiam.

Piotr Kiewra
*Fragment w tym brzmieniu, lub w tym znaczeniu zaczerpnięty z jednego z tekstów Osho