niedziela, 20 maja 2018

Dlaczego nie wjeżdżam kolejką? A dziewczyny? … “padły” w malinach w Tomanowej Dolinie


44. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Dzisiaj w busie jadącym do Kuźnic, trzy studentki patrząc na mój plecak upchany kompletem wyposażenia na wszelkie możliwe, wysokogórskie okoliczności, pytają mnie: Gdzie się to babciu wybieracie?
- Na Kasprowy Wierch.
- My też. – pochwaliły się dziewczyny. No i pojechałyśmy. Jakież były jednak zdziwione, gdy zorientowały się, iż nie stoję w kolejce na wjazd kolejką i od razu zaproponowały:
- Możemy pani zająć miejsce, a w tym czasie pani sobie posiedzi.
- Dziękuję, nie skorzystam, idę pieszo, to będzie dobra rozgrzewka. Wy postoicie, z tego, co widzę, z dwie godziny. No to hej dziewczyny, do zobaczena na górze.   – odpowiedziałam tajemniczo i pewna siebie. I ruszyłam w kierunku Myślenickich Turni.
Po dwóch godzinach i trzech kwadransach byłam na górze. Rozejrzałam się wokół, a szczególnie w kierunku Stawów Gąsienicowych, pokręciłam się na Kasprowym parę minut i poniosło mnie z wiatrem i słońcem na zachód, w kierunku Czerwonych Wierchów.
Na podejściu na Małołączniaka widzę przed sobą moje znajome studentki z busa. Idę swoim tempem, a mimo to zbliżam się do nich. Gdzieś tuż pod szczytem je doganiam. Nie mogą uwierzyć, że weszłam na Kasprowy o własnych siłach i mimo godziny, którą zyskały wjeżdżając, tak szybko je dogoniłam.
Od razu, któraś z nich pyta o wiek. Gdy odpowidam, że mam siedemdziesiąt osiem, znowu nie dowierzają.
Idziemy od tej pory razem. Mijamy Krzesanicę, Ciemniaka. Na każdym z wierzchołków posiedziałyśmy, pojadłyśmy, popiłyśmy. Zaczynamy schodzić z Ciemniaka ku Dolinie Tomanowej. Dziewczyny coraz bardzie zwalniają. Kolana odmawiają im posłuszeństwa. Patrzą na mnie, mobilizują się, lecz jest coraz gorzej. Kroki stawiają coraz krótsze. Narzekają na ból nóg, a szczególnie kolan. Mówią, że nogi im się trzesą jak żelki. A drogi prawie nie ubywa.
Pytają mnie, jak ja to robię. Odpowiadam, że nic szczególnego, po prostu, na co dzień używam nóg. Nie korzystam z autobusów i samochodów w mieście. Jeżdżę rowerem, kiedy się tylko da, a nawet trochę truchtam. Odżywiam się naturalnie, i przede wszystkim dbam o pogodę, tę pogodę wewnątrz siebie.
Staram się być lekka ciałem i głową. Nie noszę w głowie balastu, wyrzuciłam co niepotrzebne, a tak naprawdę wszystko jest niepotrzebne. W głowie są same śmieci – powiedziała to im dawna nauczycielka. Dodała, że wszystko, co istotne i potrzebne jest w sercu.
Dziewczyny w końcu zaczynają wołać, że już umierają, a ja zagaduję, by zapomniały o bólu, by szły krok po kroku, cały czas w dół.
Idziemy ścieżką w otoczeniu krzewów malin. Nawet ich nie zauważają. Idziemy coraz wolniej, w końcu wśród malin padły. Chcą odpocząć, lecz po każdej takiej przerwie nie mogą wstać. Długo to trwa zanim ponownie się rozruszają. Masowałam im uda i łydki, a mimo to ich nogi nie chciały ich już nieść. Prawie wraz ze zmierzchem doczłapałyśmy się do Kościeliskiej, a mimo, że teren prawie płaski, szłyśmy - oświetlając sobie drogę czołówkami - prawie dwa razy dłużej niż normalnie.
Na parking przyjechała po nie koleżanka, przy okazji zabrały mnie.
W samochodzie mówią: - Gdy ruszałyśmy busem, śmiałyśmy się, że nie da pani rady wejść na Kasprowy, a tu odwrotnie, to my nie dałyśmy rady. To nie wiek w metryce się liczy, liczy się zadbane i ćwiczone ciało. Młodość nie daje żadnej gwarancji na góry. Obiecujemy sobie, że od tej pory nie będziemy jeździły kolejką. Jesteśmy pełne podziwu dla pani wytrzymałości. Jest pani naszą inspiracją i motywacją. Dziękujemy. To był piękny i pouczający dzień. I jeszcze jedno: śmieje się ten, kto się śmieje ostatni. – na, co natychmiast ripostuję:
- Dziewczyny, ja się z was nie śmieję. Mam za sobą wasze doświadczenia. Też byłam młoda i też zdarzało mi się być słabszą od starszych. Uczymy się całe życie. Wiem jedno: ból, cierpienie są nauczycielami, są naszymi mistrzami. Mądrość przychodzi z doświadczeniem. Gdybym wam o tym opowiadała w busie, śmiałybyście się, więc musiałam wam pozwolić pocierpieć. Wszystko, każde nasze zrozumienie przychodzi poprzez ból.
Cieszę się, bo trafiłyście na dobrą ścieżkę. Pokochałyście już odrobinkę góry. Ta większa miłość przyjdzie, gdy przejdziecie jeszcze więcej bólu. Te górskie ścieżki, są szkołą życia. Okrzepną wasze ciała, okrzepną dzięki górom wasze serca i dusze. Odkryjecie na tych ścieżkach … siebie. Wiem to, bo tak właśnie siebie odkrywałam i odkryłam. Odkryłam o wiele więcej. Nie powiem wam tego, bo czeka was wasza własna ścieżka. Moja opowieść nic wam nie da. Musicie ją przejść na własnych nogach. Życzę wam tego. I to byłoby wszystko. Dziękuję za dzień i za to, że byłyście tu ze mną. Hej!

Piotr Kiewra

1 komentarz:

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane