piątek, 4 maja 2018

„Spontaniczność” na Starorobociańskim Wierchu

31. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Ten odcinek wspomnień autorki pamiętnika, to pierwszy z trzech dni spędzonych na ścieżkach Tatr Zachodnich z przygodnie poznanym architektem. Oboje się wiele nauczyli.
Rankiem zajmuję miejsce w autobusie. Na następnym przystanku obok przysiada się mężczyzna. Przypominam go sobie: parę razy mijałam go samotnie wędrującego w Tatrach Zachodnich - zawsze idącego w przeciwną stronę. On też mnie rozpoznał i od razy pyta:
- Cześć! Zastanawiałem się, kiedy los nas zetknie, no i … stało się. Dokąd dzisiaj idziesz?
- Zaczynam od Nędzówki, od Przysłopia Miętusiego, a dalej nie wiem …
- Jak to nie wiesz? Idziesz bez planu? – pyta z niedowierzaniem.
- Nigdy nie planuję. Ścieżki mi się same wybierają … dzieje się to spontanicznie.
On się uśmiecha i mówi:
- W takim razie zgódź się spontanicznie pójść ze mną na Starorobociański, proszę!
- Dlaczego miałabym pójść tam z tobą?
- Bo tak zaplanowałem, a przy okazji opowiesz mi co nieco o spontaniczności, może się jej nauczę. No jak?
Wchodzimy więc na Starorobociański.
- Opowiedz mi o spontaniczności, bo, jak widzisz, u mnie podstawą jest plan, często na papierze.
- Już ci pokazałam przewagę spontaniczności nad planowaniem: przecież idę z tobą, ty natomiast nie mógłbyś zrezygnować ze swego planu, bo plan, to … plan, hihihi. Nigdy nie mam planów. Spontaniczność to życie bez planu. W cywilizacji nie zawsze się to udaje, ale tu bawię się spontanicznością … życie decyduje, to nie są moje wybory … ja, po prostu, wędruję.
Tak to się najczęściej dzieje: ktoś mnie prosi o towarzystwo, o bycie przewodnikiem, albo idę tam, gdzie inni, albo częściej tam, gdzie nikt nie idzie. Najczęściej słucham intuicji, albo bawię się jak małe dziecko: na przykład wsiadam do pierwszego podjeżdżającego na przystanek autobusu.
Kolejny przykład z wczoraj: siedzę w Wodogrzmotach, a tu jakiś żuczek siada na mojej mapie i spaceruje na Szpiglas … no i ja też, hihihi. Spontaniczność to poddanie się, a tu na tych ścieżkach, to poddanie się zdarzeniom, temu, co przyniesie sama ścieżka, człowiek na niej, jego wołanie, potok, chmura, słońce, tęcza … Najczęściej idę z wiatrem … Jedyne co „robię”, to mówię „Tak”. Nigdy o nic nie proszę, o nic nie walczę, bez względu na wszystko, zawsze jest „tak”. Tego cię nie mogę nauczyć, bo tu nie ma czego uczyć, tu potrzebna jest tylko odwaga wynikająca z ufności wobec unoszącej cię rzeki życia …
- Nędzówka nie była twoim wyborem? – pyta.
- Nie! Inni wybrali. Wszyscy jechali dalej, więc …
- Czyli jesteś bardzo „zen”, a może jeszcze ściślej i głębiej: jesteś tantryczką. Teraz rozumiem twoją lekkość w marszu. Zawsze się zastanawiałem, skąd ty masz tyle energii, skąd masz tyle w sobie z motyla, teraz już wiem: nie niesiesz żadnego obciążenia, niczemu się nie opierasz. Jesteś przepełniona miłością i jak motyl, jak słońce, ją rozdajesz.
No właśnie, spontaniczność czyni cię motylem w człowieczej skórze. No coż, ja raczej jestem … wielbłądem, albo bardziej ściśle, pociagiem towarowym, zawsze jestem czymś obciążony. Plany są moim obciążeniem, poruszam się w koleinach. I chyba dlatego jestem architektem. W pracy wszystko planuję, na każde działanie mam rysunek i przenoszę to na góry … .   
Wolność jest też moją naturą, ale moja jest mizerna, ograniczona, zniewolona, bo mam więcej łańcuchów, więcej uległości wobec systemu, chyba więcej we mnie strachu, więcej gonitwy po przyszłości i zamiast spontaniczności same plany i rysunki. Najczęściej idę pod wiatr … Teraz rozumiem …
Kim ty jesteś, oprócz bycia motylem? Czym się zajmujesz?
- Jestem nauczycielką. Uczyłam polskiego w liceum, a teraz w studium nauczycielskim. – odpowiedziałam.
- Nie zgadłbym. - Powiedział i dłużej milczał.
- Przestraszyłeś się nauczycielki? Myślałam, że nie mam przyklejonej groźnej i wrednej miny. Nie bój się, nie oceniam, nie poprawiam twego języka …
- Nie, nie boję się, wspomniałem swoją nauczycielkę polskiego.
Przyznam ci się do czegoś. Parę razy widziałem cię tu w górach. Marzyłem o randce z tobą, …. i czy pomożesz mi spełnić to marzenie jutro? Chciałbym cię zabrać na mój ulubiony szlak … z Doliny Białego, Ścieżką nad Reglami do Przysłopia Miętusiego i przez Kobylarzowy Żleb na Małołączniak i Ciemniak. Lubię schodzić z Ciemniaka przez Tomanową. No tak, po raz drugi wystawiam twoją spontaniczność na próbę. – zastygł w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Każdy dzień jest dla mnie próbą, bo w spontaniczności, każdy dzień to randka. Dobrze, to będzie jutro, a dzisiaj … bądźmy dzisiaj. Chciałeś pójść na Starorobociański, a ty już jesteś na Ciemniaku … ach te plany! Hihi.
- No dobrze, postaram się, by było bardziej spontanicznie … - zaczął swoje obiecanki, a ja:
- I znowu plan! Widzisz … problem ze spontanicznością jest taki, iż w ogóle nie musisz się starać, zostawiasz wszystko w jej rękach, a ty stajesz się wolny … nie planujesz randek, związków, miłości, wędrówek po górach, wszystko przychodzi samo … Zobacz na tę ścieżkę! To ona nas prowadzi … niepotrzebny żaden plan, żaden rysunek, żadne zaangażowanie … życie to najlepszy przewodnik, a spontaniczność, jej zakres, to miara tego, na ile się zgodziłeś poddać, zaufać, nie wybierać, nie walczyć, nie stawiać oporu … i wtedy dzieje się, każdy dzień jest inny, pełen przygód, nauk, odkryć, ekscytacji, … a plan? Plan pozbawia cię okazji, nie zauważasz ich, żyjesz na jeden procent, bo tak jesteś zapatrzony w cele – one cię zaślepiają … ale to ty kreujesz swoje życie, wybrałeś architekturę i masz ją na co dzień …
Takich to rzeczy, tu w górach, uczę się o sobie samej. Dzisiaj spotkałam ciebie, niczego cię nie uczyłam, pokazałam tylko kim jestem, pokazałam sobie samej, w twoim lustrze. Dzisiaj byłeś dla mnie moim lustrem … Dzisiaj spotkałam innego samotnego wędrowca, który pokazał mi mnie i chyba odwrotnie zdarzyło się to samo … też doświadczyłeś siebie we mnie.
- Dokładnie. Ty to ładniej nazywasz, lepiej wyrażasz. Ja musiałbym to narysować. To jutro … ? No dobrze, nie wybieram, nie planuję …    
- Czy zauważyłeś, że dzisiaj nie ma nas w górach? – pytam w momencie, gdy zaczynamy schodzić ze Starorobociańskiego w stronę Ornaku, jedną z moich ulubionych, górskich krawędzi. -
Zobacz stąd w dół, poprzez tę krawędź. Tak, to jest plan na przyszłość … Za chwilę, gdy będziemy na dole, spojrzysz na tę samą krawędź, lecz to już będzie przeszłość, niby ta sama krawędź, a jak różne spojrzenia … A tak naprawdę liczy się tylko nasz marsz po tej krawędzi teraz … to jest spontaniczność … twoje uczucie – twój związek, twoje połączenie, z tą krawędzią teraz. Na górze to nie było uczucie, to był plan, marzenie, na dole też nie, bo to już tylko wspomnienie. Miłość jest tylko teraz, w spontanicznym teraz … dlatego … bądźmy na krawędzi i nic więcej … żadnego słowa, planu, wspomnienia. Miłość pojawia się tylko w takiej chwili, gdy nie ma nic … tylko teraz.
- Masz rację, zaangażowanie w relację, rozmowa, zabiera nas z „teraz”, a ja tak uwielbiam ten fragment ścieżki … Dobrze, bądźmy w górach, lecz … no dobrze zapytam o to jutro …
Schodziliśmy w dół po krawędzi Starorobociańskiego, a architekt milczał. I to poczułam: Tak zapragnął teraźniejszości i zmian w sobie, że … zaczął to planować … Nadal jest ciekaw jutra, a jutro … ma swój własny plan, hihihi.
Wędrowałam dalej, po Ornaku, a idący obok architekt … może już jest na jutrzejszej randce ze mną … hihi.
Idziemy obok siebie i nadal jesteśmy samotni! Hihihi … Wiem, żaden plan i żadna randka tego nie zmieni!

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane