6. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Idę po
Czerwonych Wierchach wśród słońca i chmur … i jest tak … mistycznie. Co chwilę, coś
się odsłania, a co innego, zakrywa. Niknie Giewont, Krywań, nikną góry i nagle
się odsłaniają w całej okazałości, lub w większym, czy mniejszym fragmencie.
Każda
chmura niesie jakąś tajemnicę, a każdy prześwit
słońca między nimi, odkrywa
jakiś jej kawałek. Tyle tu tajemnic, że ich nie odkryję choćbym miała
jeszcze milion lat życia, bo i życie, w każdej chwili tworzy je na nowo,
.. ale to
nic ... to nic, w porównaniu ze mną, z tymi tajemnicami, które przykrywają
chmury moich myśli. Tak, te ciemne chmury
myśli zakrywają tyle tajemnic, a same
tak się cieszą, że to niby one są odkrywcami. Guzik prawda, one tylko
zasłaniają ...
Tym jest
myśl – chmurą …
... a to jeszcze nic ... w porównaniu z
tajemnicą całości.
... no i
zaprzestałam
porównań, bo .... zniknął mistycyzm ... no tak, gdy porównuję,
albo, gdy gadam sama ze sobą, to znika i gdy gadam z kimś, albo słucham
czyjegoś oceanu słów, to tajemnica znika ...
… nie ma
żadnej tajemnicy w słowach .... ani grama ...
No i znikła
mi tajemnica Czerwonych Wierchów, bo .... na Małołączniaku spotkałam sąsiada. Tak
się zdziwił, że chodzę po Tatrach i że się nigdy nie spotkaliśmy wcześniej, że
... gadał i gadał.
Opowiadał
mi o swoich wcześniejszych górskich wycieczkach, o przygodach, o ludziach z
którymi maszerował,
no może z tysiąc historii ... i opowiadał i opowiadał, a
moją mistyke szlag trafił.
I nie
wytrzymałam, pytam:
- Wspominasz
mi swoje historie, ludzi, góry sprzed 10 lat, o pięknie wczorajszych gór, a
gdzie są te góry, w których jesteś teraz, gdzie ty jesteś teraz?
- Nie rozumiem! - odpowiedział.
- Słowami próbujesz mi przekazac wczorajsze piekno, a przegapiasz to obecne.
- Nie rozumiem! - odpowiedział.
- Słowami próbujesz mi przekazac wczorajsze piekno, a przegapiasz to obecne.
- Nadal nie
rozumiem. – mówi.
- To bądź chwilę bez słów i popatrz na to! – i zrobiłam gest ręką wskazując, co się dzieje teraz, a naprawdę się działo …
- To bądź chwilę bez słów i popatrz na to! – i zrobiłam gest ręką wskazując, co się dzieje teraz, a naprawdę się działo …
- A tak.
– powiedział, niby żartem. - Już teraz wiem, czemu chodzisz sama, bo nie
lubisz rozmawiać z innymi.
Nic nie
powiedziałam, tylko wzruszyłam ramionami. Nie wytłumaczę mu, czym są jego słowa dla
niego, a nie dla mnie, ... nie
wytłumaczę, czym
jest ta chwila, .... nie wytłumaczę, czym jest mistycyzm i … niczego
nie wytłumaczę, bo on uważa, że rozmowa polega na tym, że on mówi ... i mówi
... i mówi .... hihih.
Nie zauważył
chmur i słońca, ... nie zauważył mnie, .... nie
zauważył siebie, .... nic nie
zauważył, tylko chciał zaliczyć Czerwone Wierchy, by komuś o nich opowiedzieć,
by się pochwalić, że był wśród mistycznego piękna. Ale czy go naprawdę
odnalazł?
Samo
łażenie po górach wśród chmur, to jeszcze nie mistycyzm. A szczególnie
wtedy,
gdy między mistykę gór i jego samego wkraczają słowa. Jego nie ma, są słowa,
.... a te są wewnętrznym gadaniem, a nie obecnością, są myślą, są chmurą, która
zasłania dostęp do tajemnic i nie pozwala się cieszyć samą ścieżką ku
poznawaniu.
Chodzi więc
zmęczony,
nieszczęśliwy i szuka okazji, by … pogadać, by dać sobie chwilę
przyjemnośći w rozmowie, z kimś, kto, wg jego pragnienia, go zrozumie. Bo
przecież zrozumie go ktoś, kto po górach chodzi … no i się przeliczył, hihihi.
Mówię do
niego: - Według mnie szkoda czasu na słowa w
górach, bo albo góry, albo słowa. Chodźmy
w ciszy! Nic nie mówmy! W środku, w nas, też niech nic nie mówi, też niech
będzie cisza! Dobrze?
- Dobrze! –
obiecał. Ale chyba obiecał, bo był dobrze wychowany, albo, bo obiecał kobiecie,
ale widzę, że walczy, że powstrzymuje słowa, że go
noszą i przepełniają i nie
jest pewien, czy nie wybuchnie, jeśli nie pozwoli do końca dnia im wypłynąć w
czyjąkolwiek stronę. Wie jedno, że do mnie nie, bo obiecał, a ja się śmieję w
duchu, bo zgaduję, że zaraz mi podziękuje za wspólny marsz i pójdzie swoją
ścieżką.
Ale gdzież
tam, wytrzymał.
Może się czegoś nauczył od wrednej nauczycielki. Tak, jestem
wredna, wiem, ale cóż ja na to poradzę. Ci, którzy kochają góry i ich
mistycyzm, są, w tym rozumieniu, wredni. Tak, wredni, jak Lao Tzu, który dla
towarzyszącej mu w w wielogodzinnej wędrówce, osoby, z powodu jednego słowa:
„Jak pięknie! –
powiedział: - „Nigdy więcej cię nie zabiorę na wspólny spacer,
bo jesteś strasznym gadułą.”
Otóż to, na
słowa przyjdzie czas w domu ... jak wezmę do ręki pamiętnik, albo, gdy komuś to
opowiem ... ale komu to opowiem .... i po co .... przecież i tak nie „zobaczy”
tej mistyki .... coś
sobie wyobrazi, ale co sobie wyobrazi?
Parę chmur
i słońce? To przecież nie będzie mistyka. To będzie tylko chmura i słońce. Nie,
tego nie opowiem nikomu, bo co opowiem? Kto to zrozumie? Więc, po co gadać? I
tak z tej przeszłej mistyki, którą sąsiad chciał się
ze mną podzielić, nic nie
zrozumiałam. Absolutnie nic do mnie nie trafiło, bo niby skąd .... z pustego
słowa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane