sobota, 7 kwietnia 2018

O intuicji w górach, spadających kamieniach i tańcu wokół Morskiego Oka


15. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Z całego szeregu tekstów mówiących o intuicji w górach, kilka wybranych z pamiętnika, pokazujących, że warto jej słuchać.  Nie są ułożone chronologicznie. Kilka innych fragmentów ukaże się jeszcze w następnych odcinkach.

 

Górskie ścieżki uświadomiły mi, że intuicja istnieje i że bezwzględnie trzeba jej słuchać. Jest ona inna, niż inne głosy, bo nie krzyczy i częściej „mówi” NIE, po czym pojawia się radość, że się czegoś nie zrobiło, czegoś nie osiągnęło, czegoś zaniechało. To radosny, ratujący życie przewodnik.

 

Do tej pory słuchałam innych głosów i one naprawdę były głosami. Mówiły: zrób to, nie poddawaj się, dasz radę, bądź silna! Gdy ich słuchałam były inne uczucia: może duma, może przyjemność, może poczucie ważności, czy wielkości, a później po nich smutek, żal, nastawała „zwykłość”. Po wysłuchaniu intuicji coś odkrywamy w sobie, coś się w nas odmieniło, jesteśmy bogatsi sercem lub duchem. Inne głosy prowadzą na manowce, są mylne, mogą zgubić - zabić swoim głośnym wołaniem, intuicja się nigdy nie myli.

 

Oto jak ją odkryłam:

Idę na Zawrat i mocno z sobą walczę.  Coś wewnątrz mnie przeciwstawia sięi mówi: „nie idź”. Ale idę. Ktoś na górze, na łańcuchach "uruchomil " kamień, który przetoczył się tuż obok mnie. Coś mi mówi nadal:  „nie idź”, a mój wrodzony i wredny upór pcha mnie dalej, a tu prosto na mnie leci już cała sterta drobnego "gruzu". Część obija mi głowę i plecy, a największy kawałek odpycham ręką od siebie, a on dalej toczy się ścieżką i po drodze zabiera coraz większe i po chwili w dół schodzi już mini lawina złożona z kamiennych, śmiercionośnych pocisków.
Nikogo poniżej nie było, odetchnęłam. Zatrzymałam się. To „Coś” się we mnie obudziło. Pierwszy raz w życiu czułam się radosna, że czegoś nie zrobiłam..

 

Zeszłam z pięćdziesiąt kroków w dół, a tu w miejscu, w którym minutę temu byłam, kolejna lawina z dwóch, czy trzech, tym razem sporo większych głazów. Pomyslałam: - Mój przewodnik uratował mi życie. 

Od tej pory postanowiłam bezwarunkowo go słuchać. Wystarczy drobny znak, najcichszy „głos” .... a słucham go.
Okazało się, że ktoś na górze bawił się obrywaniem i zrzucaniem kamieni. Przypadkowo każdemu może się zdarzyć, lecz gdy zsuwa się lawina za lawiną … 
Tego dnia nie byłam na Zawracie. 

...

Dzisiaj znowu szłam na Zawrat z w międzynarodowym towarzystwie młodych ludzi, nowicjuszy w górach.  Gdy znaleźliśmy się na górze chciałam ich zaprowadzić na Świnicę, tzw. małą Orlą Percią.  Ale „głos” mi nie pozwala, nie kłócę się z nim. Schodzimy do "piątki". Kilkaset metrów poniżej słyszymy i widzimy lawinę ze ściany Świnicy.  Coś ciemnego się toczy w dół.  Nie wiemy, co to jest. Jakieś 15 minut później przylatuje śmigłowiec.  Jeszcze później dowiadujemy się, że ktoś spadł ze ścieżki, którą mieliśmy iść.  Widzieliśmy więc śmierć. Poczułam dreszcze i kolejny raz dziękuję intuicji.

W żadnym innym miejscu intuicja mnie nie ostrzegała częściej, jak na tej ścieżce na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. I dzisiaj też chciałam tam wreszcie pójść, ale Morskie Oko mnie zatrzymało.

 

Więc maszeruję dookoła niego. „Nie chciało mi się” kroczyć w górę, zachciało mi się wirować.

Ten marsz to mój taniec. Patrzę w górę, a wszystko wiruje jak w tańcu. Tak, ja i te wierzchołki, ta woda, spadające z góry potoki, ścieżka, słońce, tańczymy razem taniec życia.

Nie chce mi się tego tańca kończyć i robię kółko za kółkiem. W pewnym momencie, wydało mi się, że to ja stoję, a wszystko wokół mnie chodzi, spaceruje, wędruje, że jestem centrum świata, ja tylko obserwuję, a życie przesuwa mi tylko zmieniające się obrazy – to inne szczyty, inne doliny, inne ludzkie twarze, a gdzieś we mnie tworzą się odbicia tego wszystkiego. Te odbicia pozwalają mi zobaczyć … kim jestem, kim jest ta tancerka, ta, która to obserwuje.

 I trochę się przestraszyłam, bo … zobaczyłam, że znikam, że mnie nie ma, że jestem nikim. Po chwili się jednak ucieszyłam, bo fajnie jest być nikim. Fajnie jest nic w świecie nie zmieniać, nic nie znaczyć, nikogo nie zniewalać i przez nikogo nie być zniewolonym. Fajnie jest z nikim i ze sobą nie walczyć. Liczy się tylko taniec, liczy się tylko ta wolność. Tańczę więc dalej …

Tak się zatańczyłam w tym krążeniu wokół stawu, że nie zauważyłam, że świat zniknął. Nie tylko ja zniknęłam … Wszystko wokół zasnuła chmura. Spadła jak kurtyna na cały świat gór, na jezioro, na potoki, na mnie. Tylko szum potoków został … Tańczyłam jednak dalej, bo nie muszę niczego widzieć, wystarczy, że czuję … Moja ścieżka jest i nigdy nie zniknie. Tylko ścieżka się liczy i ta wolność na niej …

Wróciłam do domu, ale ten taniec gór we mnie pozostał Później od kogoś usłyszałam, że z „Chłopka” oberwała się ścieżka ... a więc zamiast tańca śmierci wytańczyłam taniec życia. Stąd moja radość, teraz wiem …

 

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane