poniedziałek, 18 czerwca 2018

Zapomniane ścieżki

57. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Jestem w Tatrach już od tygodnia i zapomniałam o pamiętniku. Teraz nadrabiam zaległości.
Tych siedem dni to czas wędrówek po zapomnianych ścieżkach. To czas cudów.
Pierwszy zdarzył się trzydzieści pięć lat temu. Spotkałam wtedy, u stóp Hali Gąsienicowej, parę młodych ludzi. W nich pierwszy raz ujrzałam miłość, a w sobie zazdrość. Czułam to.
Byli inni niż wszystkie inne pary: nie patrzyli na siebie, patrzyli na góry, niewiele mówili – widać było, że porozumiewali się innym językiem. Poprosili mnie, bym wskazała im rzadko uczęszczane, zapomniane przez innych ścieżki. Na pierwszą z nich, wybraliśmy się razem. Poszliśmy Doliną Pańszczyca, na Psią Trawkę i dalej do Równi Waksmundzkiej, a wróciliśmy przez Polanę Pańszczyca i Dolinę Suchej Wody. Szliśmy, a ja nie mogłam się na nich napatrzeć.
Czułam, że zazdrość to coś brzydkiego, ale nic na to nie mogłam poradzić.
I tych siedem dni temu zaczął się nowy czas cudów. Pierwszy z nich, to to, że znowu ich spotkałam i właśnie tu, w Dolinie Pańszczyca.  
Poznali mnie, po moim plecaku ze zwisającymi z niego sznurkami, który mam „od zawsze”.
Trzydzieści pięć lat temu spacerowali tymi samymi, bo im je poleciłam. Takich ich zapamiętałam: dwoje młodych ludzi, zapatrzonych w góry, cichych, w harmonii ze sobą i z górami … i te ich splecione dłonie. Tak, wtedy im tego zazdrościłam. Niejedna łza mi spłynęła po policzku, niejedną otarłam, by nikt nie widział. Minęło tyle lat, a oni ciagle …
Przez te wszystkie lata, chodząc po świecie i górach, zapomniałam o zazdrości i nie zdawałam sobie z tego sprawy. Gdy ich poznałam, uświadomiłam sobie, że ona jest we mnie, a teraz przy ponownym spotkaniu po trzydziestu pięciu latach, że jej nie ma: wytrząsły ją góry i doliny życia, hihihi.
Patrzę na nich i nie mogę ... przestać .... jak nie wzrokiem, to sercem i duszą.  Zaprosili mnie do wspólnej wycieczki po „naszych” „zapomnianych ścieżkach”. Milczałam, patrzyłam na nich i na góry. Siedem dni chodziliśmy.
Ostatniego dnia, nad Doliną Cichą, pół dnia siedzieliśmy w ciszy obserwując orły w locie i słuchając wiatru, a następne pół, już do wieczora opowiadali mi o tym jak na trzydzieści pięć lat zapomnieli o Tatrach, o „naszych ścieżkach”.
„Niedawno, jakieś pół roku temu, zimą, przeglądaliśmy stare zdjęcia, wśród nich były te z naszych górskich wypraw. I nagle, sposród nich, wypadła mała, pożółkła kartka z odręcznie wypisanymi górskimi szlakami. I przypomnieliśmy sobie ciebie, bo ty nam, górskim nowicjuszom, je zaproponowałaś.
Szukaliśmy wtedy ciszy, odludnych, romantycznych, górskich ścieżek – ścieżek zapomnianych przez innych wędrowców i na jakimś kamieniu, nad potokiem w Kuźnicach siedziałaś ty. Wyglądałaś na kogoś, kto zna Tatry, więc poprosiliśmy, a ty podyktowałaś nam te dziesięć ścieżek – zapomnianych ścieżek.
I … postanowiliśmy je sobie przypomnieć …
Ta kartka wypadła w odpowiedniej chwili. Przeżywaliśmy wielki kryzys. Gdzieś się zapodziało nasze szczęście, gdzieś zagubiły się nasze serca, rozplotły dłonie, zaczęliśmy chadzać różnymi drogami … Zapomnieliśmy już o Tatrach, o tamtejszej ciszy, romantycznych zakątkach …   
Tak, pamiętamy tę listę - to były: ścieżka przez Waksmundzką Polanę i Dolinę Pańszczyca, Dolina Lejowa, Polana na Stołach, Dolina Tomanowa, Przysłop Miętusi, szlak an Małołączniaka przez Kobylarzowy Żleb, Przełęcz Iwaniacka i Ornak, Dolina Starorobociańska i Jarząbczy Wierch, Dolina Olczyska. Miałaś więcej, ale te dziesięć nam wystarczyło.
Za młodu tędy chodziliśmy, bo byliśmy zakochani i było romantycznie.  Później zapomnieliśmy, bo poetyka/romantyka została zastąpiona prozą życia i zdobywaniem w nim wierzcholkow materialnego sukcesu, a w górach szczytów. Porównywaliśmy się z innymi zdobywcami. Gdy zdobyliśmy już te najwyższe i te, które przynosiły nam chwałę, z czasem się nasycilismy i odkryliśmy, że sukces to tak naprawdę … porażka.  Zapomnieliśmy o Tatrach, zapomnieliśmy o wielu rzeczach, które kiedyś porywały nasze seca.
Cierpieliśmy, lecz nie wiedzieliśmy, dlaczego. Czegoś nam brakowało, chociaż według statystyk, zdobyliśmy wszystko.
Tak, sukces to porażka. Nie przybyło nam dzięki niemu ani grama szczęścia, a ubyło lat i okazji do bycia wśród bardziej istotnych treści, głębszych, bliższych sercu i duszy ...
Wpadliśmy w jakąś otchłań, w ciemną dolinę bez wyjścia. W tej dolinie, a właściwie w dole wszystko nas dzieliło, nic nie łączyło, no chyba tylko wspomnienia … lecz te były coraz bardziej mgliste …
Tak jak i inni, jak miliony przed nami, zapomnieliśmy o dawno odkrytym pięknie wędrowania, dołączyliśmy do tych, którzy zapomnieli o ścieżkach …
Trafiliśmy na ślepe zaułki, na drogi donikąd, bo posłuchaliśmy „wszystkich”, bo …
Kto wie, co by było, gdyby nie ta kartka …
Dziesięć ostatnich lat w naszym życiu … nie ma o czym mówić.
Ta kartka przywróciła nam nadzieję …
Powoli z dnia na dzień rosła w nas tęsknota za powrotem na te ścieżki. Zaczęliśmy maszerować gdzieś po naszych polach, lasach i łąkach …
Powoli mgła opadała, mijał jesienny i zimowy chłód – chłód naszych serc, lecz nie mieliśmy odwagi, by spleść nasze dłonie …
I dopiero teraz, gdy postawiliśmy pierwsze kroki, na pierwszej z tych zapomnianych ścieżek, nasze dłonie znowu sięý splotły.
Teraz, gdy spotkaliśmy ciebie, jesteśmy pewni, że „zapomniane ścieżki” już nie są zapomniane. Cieszymy się, czujemy jak nasze serca wibrują, współodczuwamy siebie, ciebie, góry i cały wszechświat. Znowu jest romantycznie, cicho, słonecznie … znowu jest pięknie. Znowu, tak jak wtedy, za pierwszym razem, niczego nie potrzebujemy: żadnych szczytów, żadnej zdobyczy, słońca, niczego … wystarczy tu być i wędrować.
To cud! To naprawdę tajemnicze i cudowne zdarzenie. To nie może być zbieg okoliczności:  po kilkudziesięciu latach wróciliśmy … Nie dość, że wszystko wróciło, znów jesteśmy blisko, znów nasze dłonie są razem, znów jesteśmy młodzi, no i cud największy… spotkaliśmy ciebie. Tak, wiemy, to najpierw musiało się zdarzyć w nas, musiało wypełnić nasze dusze i uzewnętrzniło się – zmaterializowało się …
Znowu się bawimy i latamy jak motyle. Znowu nie możemy się nadziwić temu wszystkiemu i znowu nasze serca są w maju i w … raju …” - opowiadali i wszyscy płakaliśmy jak bobry …
Dlatego tak pasują do Tatr, tak pasują do tych ścieżek.
Nie mogę się napatrzeć.

To samo mówią o mnie: „nie możemy się napatrzeć”.

Umówiliśmy się na następny rok na zapomniane ścieżki ...  
Dopisek w nawiasie: (Ale ... już się nie spotkamy.  Od ich dzieci dostałam w połowie roku wiadomość, że zginęli w wypadku: szli trzymając się za ręce i ktoś się tak w nich zapatrzył idących chodnikiem, że wjechał w nich samochodem …)
Zapłakałam więc sama dzisiaj na zapomnianej ścieżce, bo ...  nie mogę ich zapomnieć.

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra

2 komentarze:

  1. Nie wierzę, że tak było, to wyobrażnia i marzenia o takiej miłości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wierzę, to tylko marzenia. Tak nie mogło być

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane