czwartek, 7 czerwca 2018

Wielka Siklawa

53. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Dzisiaj w sierpniowym południu obserwowałam ludzi wspinających się górską ścieżką, tuż przy Wielkiej Siklawie. Zatrzymała mnie tu od rana. Nie wiem, może potrzebowałam jej hałasu, jej odświeżającej i oczyszczającej mocy ...
Większość z nich szła w milczeniu, przynajmniej tu nie słychać i nie widać ich mowy, czy krzyku, może się boją, iż wodospad i tak wszystko zagłuszy. Ja też milczę, ale tak nie było w przeszłości. Wspomniałam moje przeszłe z Siklawą spotkania …
Oj, ileż się tu nakrzyczałam, ileż tu lwim rykiem wyrzuciłam żalów i pretensji, ileż słów wrzuciłam w tę kipiel, ileż łez włączyłam w ten wodospad, o ileż go w ten sposób powiększyłam.
Wtedy sobie wyobrażałam, że tym właśnie wodospady są – łzami chmur, gór, dolin, górskich lasów i hal, ludzi tu wędrujących.
Wspinałam się tutaj, albo siedziałam tam na dole, u stóp tej największej kipieli i … milczałam, a we mnie wszystko wrzało. Gdy nie było tu innych ludzi, wtedy mój krzyk konkurował z krzykiem siklawy. Nawet wydawało mi się, że jestem głośniejsza i bardziej emocjonalna niż wszystkie wodospady świata. Może i tak było, bo moje gardło nie wytrzymywało tych ekspresji. Nieraz i miesiąc nie mówiłam, lecząc moje struny … ale co innego leczyłam. Naprawdę coś się we mnie leczyło.  
Kiedyś obserwowałam wędrówkę, mozolną, wytrwałą wędrówkę. To wędrowcy, tacy jak ja wędrowcy.
Czego szukają? Czy mają jakiś cel? Co ich tu pcha?
Jako mała dziewczynka nienawidziłam siedzenia w miejscu, nienawidziłam szkoły, kościoła, miejsc, gdzie inni ludzie coś tam ględzili, wiercili się, na coś tam czekali, robili to dla innych, a nie dla siebie. Oni chyba też tych miejsc nienawidzili, ale bali się poruszyć, bali się wyjść. To było widać: nie sprawiało im radości siedzenie, słuchanie. Obserwowałam ich i widać było, że coś w nich pchało, by się z tego wyrwać, a z drugiej strony coś innego kazało im tam siedzieć cicho i trwać. Tak, u mnie ta siła, która pchała do wędrowania, do wyrwania się z takich miejsc, była większa.
Za każdym razem, gdy się wyrwałam, gdy nikt nie trzymał za rękaw, lub nie zatrzymał w ławce groźnym spojrzeniem lub raniącym słowem, wychodziłam, wędrowałam, ot choćby kręciłam się gdzieś w kółko. Patrzyłam na rzeczkę i mały wodospadzik tuż za mostkiem. Ten też mnie zatrzymywał i wpatrywałam się w niego godzinami. Wtedy wędrowało coś w środku. Czułam się wtedy wolna, nieograniczona, beztroska, lekka i większa, nawet bezkresna.
Czułam, że jest jakaś siła, słyszałam jakiś głos, głos jakiegoś przewodnika, który popychał i mówił: tam jest twoja wolność, tam jest twoja radość, tam jest twoja ścieżka – nią wędruj.
Gdy wędrowałam wśród łąk, w lesie, po górskiej ścieżce, płynęłam w jeziorze, jechałam rowerem, byłam u siebie. Czułam, że wędrówka odbywa się właściwą ścieżką.
Tutaj - u siebie, wszystko było prawdziwe, radosne, nieudawane i ciche, a tam, w szkole, czy kościele, jakieś sztuczne, pełne złej energii, smutku i hałasu, pełne nic nie znaczących słów.
Tutaj, nad moją rzeczką, czy na wierzchołku, tutaj w górach, tu przy Siklawie, jestem w domu, jestem u siebie.
Patrzę na spadającą z łoskotem w dół wodę, jak się dzieli po drodze na kilka mniejszych, by później znów się połączyć. Mimo, że jest tu wielu ludzi robiących fotki, stojących, wpatrujących, wsłuchujących się w spadającą wodę, czuję, że jestem tu sam na sam z tym wodospadem, z tą energią, z emocjami natury, ze sobą. Mimo, że hałas jest tak wielki, że zagłusza rozmowy ludzi, to słyszę ciszę, odczuwam ją.
Oparłam się o skałę i wpatrywałam w rozpędzający się u góry potok, poniżej rozpadający się w pojedyńcze krople, w białe pęcherzyki i pianę, a na dole znów jednoczący się i uspokajający, by znów stać się potokiem. Kilka przemian, tyle emocji, tyle przekazanych informacji i tajemnic, tyle doświadczeń i doświadczania i tyle spektaklu dla świata, a wszystko to się dzieje stale, wiecznie, bez chwili przerwy. Tyle nauki, prób zrozumienia u wpatrujących się …
- Czym jest ta spadająca woda? To wodospad uczuć. Każda z tych kropli coś wyraziła. Tu się objawiły, tu zostały wypowiedziane językiem wodospadu. Tu się krople spotkały, tu miały schadzkę, chwilkę wspólnej modlitwy, tu wypowiedziały wszystko, co miały do wypowiedzenia i powędrowały dalej. Tam dalej też mówią, ale tam emocje są inne, choć uczucia … te same.
Rozglądam się dookoła i widzę niezliczoną ilość, miliony wodospadów uczuć: i w ludziach, którzy tu przywędrowali, i w tych tu, i tych nieobecnych, w jarzębinach i kosówkach, tych, co tu blisko i tych, co tam dalej, w trawie, w ptakach, w otaczających go górach, w każdej z tych skał, w każdym z tych kamieni.
Wszędzie wodospady uczuć, potoki, strumyczki, rzeczki uczuć, rzeki, chmury, morza i oceany miłości … wszędzie i w … niej.  
Tak się wczułam w te potoki, morza i oceany, tak się wczułam w wodospad, że nie usłyszałam kobiety, która prosiła o wykonanie zdjęcia dla niej i jej córki na tle tego górskiego zjawiska.  Dopiero, gdy mnie lekko trąciła, uśmiechnęłam się i zrobiłam im kilka fotek.
Gdy mi podziękowała, poczułam te słowa, też podziękowałam, lecz tym nowo odkrytym językiem – wodospadem uczuć. Chyba to poczuła, poczuły to matka i córka, bo wstąpiła w nie wielka radość, pojawił się uśmiech, nie tylko na twarzy, lecz w całych ich postaciach. Poczuły to. Wysłały to górom, dla siklawy, dla ludzi, tych, co tu – przy wodospadzie i tym nieobecnym. Pewnie, gdy pokażą tę fotkę komuś, to z niej popłynie to jeszcze dalej.
Czego się nauczyłam od Siklawy przez te wszystkie lata? Powiedziała mi: „Mów tylko poprzez miłość. Nigdy nie mów inaczej jak poprzez serce.”
Pojawiło się coś nowego, nowa wartość: Duchowa przyjaźń. To nie związek, tylko wolna, duchowa przyjaźń. W takiej przyjaźni nie ma wielu słów, prawie ich nie ma, lub wcale ich nie ma. Teraz rozumiem, dlaczego wobec ludzi i zjawisk, których kocham, zawsze brakowało mi słów. Teraz wiem, że nie muszę nikomu niczego mówić, opowiadać długich historii, zapewniać, wyrażać uczuć słowem …
Tak, przy wodospadzie uczuć, słowa są jak baloniki z powietrzem, na zewnątrz kolorowe i nadmuchane, a wewnątz puste. Można w nie wtłoczyć wiele pustych obietnic i wypowiedzianych znaków miłości i przyjaźni, które jednak ulatują w jednej chwili, jak powietrze z dziurawego balona.
Ludzie dużo mówią nie dlatego, by nawiązać kontakt z innym czlowiekiem, lecz by trzymać go na dystans, lub by zatrzymać go przy sobie, ale jednak na dystans. Mowa z głowy jest zagłuszaniem języka serca, wodospadu uczuć, połączenia między duszami, duchowej przyjaźni serc, jest hałasem, niczym więcej. Nie jest nawet komunikacją – jest krzykiem strachu, objawionym lękiem przed samotnością, a jednocześnie są barierą przed prawdziwym porozumieniem. Dzięki słowom strach nigdy nie znika, i nigdy nie pojawia się miłość, bo słowa są z głowy, a uczucia są z serca. Słowa są głośne, ale za to puste i zimne, a uczucia są ciche, lecz treściwe i ciepłe, tak jak Wielka Siklawa, tylko pozornie – na wierzchu, jest głośna i krzykliwa i płacząca, a pod spodem cicha, prawdziwa i bardzo prawdą wymowna, prawdą radosna.
Pożegnałam się z Siklawą, powędrowałam dalej, lecz ta wędrówka jest już inną wędrówką, niż ta z dzieciństwa i młodości. Jestem świadoma tego, dlaczego to wszystko się dzieje, dlaczego wędrówka odbywa się taką, a nie inną ścieżką i gdzie każda z tych ścieżek prowadzi …

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane