sobota, 16 czerwca 2018

Świat zapomniał o Koziej Dolince

55. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Znowu moja mapa wskazała mi Żleb Kulczyńskiego. Po raz drugi z rzędu. Nie pytam dlaczego, bo wiem, że egzystencja ma plan, a jej ufam, więc po co pytać …
Usiadłam na twardych głazach i patrzyłyłam w stronę Koziej Przełęczy,  Koziego Wierchu, po Zawrat i Kościelec, Granaty, Żleb Kulczyńskiego. Dotykam też spojrzeniem, tego co bliższe i całkiem bliskie i zatrzymuję się na tym, gdzie wzrok nie sięga, na skalnych niszach, zaułkach. Zauważam: - Chyba świat zapomniał o tej dolinie.
- Tak, świat o niej pamięta. Słońce zagląda tu tylko na chwilę. Ciemno tu, być może dla wielu – ponuro. Dla mnie nie. Dla mnie tu przytulnie, bo górsko. No i ta przytulność mnie zatrzymuje. Patrzę wokół: wyniosłe szczyty, niezdobyte, urwiste, szare, czasem połyskujące. Tutaj to prawie wszystko to własność kozic: I Kozi Wierch, i Kozie Czuby, i sama dolinka, i Mały Kozi Wierch, i Kozia Przełęcz. Żadnej większej roślinki, żadnego drzewa. Tylko, gdzieniegdzie wśród skał, trawa i małe kwiatki. No i kozice. Tylko, gdzie?
Głazy. Ileż to zakamarków, ile tajemnic w nich ukrytych, schowanych przed słońcem, wiatrem, człowiekiem, przed jego ciekawością, przed jego poszukiwaniem, chęcią poznania?
„Przelatują” tędy ludzie, gdzieś gonią ku szczytom. Nie mają czasu, by się pochylić nad kwiatkiem stojacym o pół kroku od ścieżki, by posiedzieć chwilę przy skalnej niszy, przy której od tysięcy lat nikt nie posiedział i nie wysłuchał jej ciszy, jej szeptu. Nikt nie dotyka tych kamieni, nie współodczuwa ich „zamknięcia” przed światem, nie pociesza w ich „zniewoleniu” przez te ogromne, nieustępliwe, szare i czarne ściany.
Tkwią tu jak w lochu, aczkolwiek nie skarżą się. Wręcz przeciwnie, są przyjazne, ciepłe, bo gdy je dotykam – czuję: oddają mi ciepło. Przyjmują mnie, przytulają. Mówią: - Gdy przyjdziesz tu bez lęku, gdy poczujesz, że zdobycze nigdy cię nie uszcześliwią, ochronimy cię, gdy zahula wiatr, napoimy w największej suszy, przechowamy na czas wojny i niepokoju świata, na czas niepokoju w tobie.
I tak myślę: - Jest we mnie jakiś niepokój … ten Żleb, on coś dla mnie ma, jakąś niespodziankę, jakąś wiadomość, ale czeka z nią …
A ta Dolinka, te skały?
Tak, tego spokoju mają pod dostatkiem. To ich największy skarb. Zostałam tu …
Przeszło obok mnie kilka ludzkich karawan, to w stronę Koziej Przełęczy, to w stronę Żlebu, to na Zadni Granat i zniknęły, gdzieś w górze, gdzieś w okolicznych zakamarkach ucichły ich rozmowy, usłyszałam jakiś upadający kamień. – Chyba kozica. – pomyślałam, ale nigdzie jej nie mogę wypatrzyć, więc mówię: - No cóż, bywa i tak, gdy czegoś gorąco oczekujesz, nie nadchodzi …
I tak mi minął dzień. Bez wielkich dokonań, bez Żlebu, bez wiadomości od niego. Nie było żadnej przygody, a jednak był piękny, pełen spokoju … Znowu spotkałam się z jego źródłem …
Szarość, zamknięty mikroświat, dolinka, o której zapomniał świat i tyle … miłości wokół.
Tu uświadomiłam sobie, że istnieje świat, miejsce jeszcze bardziej zapomniane, całkowicie bezludne i nie ma tam nawet kozic, nie ma tam nawet jednej skały, żadnego kwiatka, żadnej niszy, tylko pustka. Odkryłam to miejsce … Nie ma tam nic, a jednocześnie jest tam wszystko …
Właśnie, gdy na nic nie czekam, niczego nie oczekuję, o niczym nie marzę, niczego nie pragnę – pojawia się wszystko. Kozia Dolinka mi to uświadomiła … Niby tutaj same góry, ale ten spokój … i właśnie w tym spokoju, w tej ich ciszy … w tej mojej ciszy … Ach!
Żleb nadal na mnie czeka. Wiem, ma dla mnie wiadomość …
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane