Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozmowy z wiatrem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozmowy z wiatrem. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 8 lipca 2014

Miłość i cierpienie

- Wietrze, pokochałem, lecz cierpię, tęsknię. Dlaczego miłość jest taka? – zapytał człowiek.

- Doświadczasz miłości, by poznać, by poczuć czym ona jest, czym jest prawdziwa miłość, a jest drogą prowadzącą cię do czegoś większego niż ona sama, do wolności, do pełni wolności.
Na tej drodze znajdujesz przewodnika a jest nim radość, lecz skoro jest radość, to jest też cierpienie, bo radość i cierpienie są jednym. Cierpisz, bo jeszcze nie rozumiesz. – odpowiedział wiatr.

- Powiedz mi w takim razie co mam zrozumieć? – zapytał niecierpliwy człowiek.

Odpowiedział mu wiatr:
- Nie mogę, nie potrafię tego zrobić, bo jeśli masz zrozumieć, jeśli masz być wolnym, to tej drogi masz doświadczać sam. Nikt i nic nie jest w stanie ci tego opisać, streścić, nauczyć, opowiedzieć. Nie ma takich słów, obrazów, niczego czym można zastąpić twoje własne doświadczenie.

Tak, MIŁOŚĆ ma być twoim własnym doświadczeniem, a po niej przyjdzie WOLNOŚĆ. To się zdarzy jedynie wtedy, gdy będziesz podążał tą drogą krok za krokiem, mimo, iż w tym marszu będzie cierpienie.

Tylko wiedz, że jest na tej drodze trochę zakrętów, wzniesień, fałszywych znaków, miraży i że jest ona dość długa. Te fałszywe znaki to czasem krótkotrwała przyjemność i chwilowy ból.

Nie mogę za wiele zrobić, bo to twoja droga i co najciekawsze - na jej końcu, gdy będziesz bliski największych odkryć, będziesz na niej sam. Na początku, owszem, ktoś ci w tej drodze towarzyszy – osoba, którą kochasz. I w tej części drogi jest cierpienie. Wolność przyjdzie w chwili, gdy zrozumiesz dlaczego nie dzielisz tej drogi z nikim.

Pocieszę cię, ból jest na początku drogi, a bezgraniczna radość na jej drugim końcu. Gdy tam dotrzesz już nigdy nie zawrócisz, będziesz kochał, ale będziesz wolny. I to będzie prawdziwa miłość, bo ona zawsze idzie w towarzystwie wolności.

Bądź cierpliwy zatem. 

Kochaj, bo tylko miłość pozwoli ci tak wiele zrozumieć, ona pomoże ci zrozumieć wszystko. – zachęcił wiatr i wyruszył swoją własną drogą.



Piotr Kiewra 

poniedziałek, 7 lipca 2014

91 lat


- Nic się w moim życiu nie układa. Wiele moich marzeń nie spełnia się, a te, które stają się rzeczywistością wcale mnie nie cieszą. Co się dzieje? Chyba już nic się nie zmieni, zawsze pozostanę na marginesie. Innym się udaje, mają pieniądze, udane życie, uśmiech na twarzy, a mi wszystko się wali na głowę. – takie to myśli przepływały przez jej umysł od wczoraj wieczorem. Nie przespała nocy, a teraz rano zrobiło się jeszcze gorzej, wręcz rozpacz.

W pokoju ciemno. Wyjrzała przez okno. Na zewnątrz chmury: ciężkie, szare, prawie czarne, niskie – przyciskające człowieka do ziemi. Czuła ich ciężar, mimo że była za szybą. Padał deszcz, silnie wiało. Było bardzo nieprzyjaźnie i na zewnątrz, i w niej samej.

- Niech się to wszystko skończy. Po co mam tak się męczyć? Po co to wszystko? Nie ma kolorów w mojej przyszłości, nie widzę nic, tylko samą czerń i szarość, same chmury, nie widzę słońca, tylko sam deszcz i wiatr. Jestem już stara. Tak chcę być jeszcze starsza, chcę mieć to za sobą. Chcę mieć pięćdziesiąt, sześćdziesiąt … , nie …  siedemdziesiąt lat. No dobrze: niech będzie 91 lat. – wypowiedziała te ostatnie życzenia na głos, by je usłyszano, by ogłosić jej gotowość na to, światu.  

Poczuła się nieco lepiej, bo wyobraziła siebie jako zgrzybiałą staruszkę, która siedzi sobie na bujanym foteliku, o nic już się martwi, tylko czeka. Nie przejmuje się przyszłością swoich dzieci … i wnuków (no tak w tym wieku ma się dużo wnuków), ich i swoimi kredytami, złymi wieściami ze świata, w ogóle niczym się nie przejmuje, bo przecież na pewno ktoś się takimi staruszkami zajmuje.

- A jak się nie zajmie? A jak nie będzie nikogo, kto chciałby się mną zająć? – pomyślała i zrobiło się jej jeszcze gorzej. – No tak, bycie 91 letnią staruszką też nie zdjęło ze mnie cierpienia. Kto, lub co zdejmie ze mnie to cierpienie? Kogo, lub co mogę o to zapytać? – zaczęła się zastanawiać.

- Kto? Co? Kto? Co? – pytała dalej samą siebie i świat za oknem, najpierw cicho, później na głos.

Przytknęła nos do szyby i ciągle powtarzając te dwa słowa obserwowała świat za oknem. Zobaczyła jaskółki, które latały tuż nad ziemią. Otworzyła okno. Od razu do pokoju wdarł się wiatr i jej głośno wypowiadane słowa wyniósł pod chmury, wyniósł drzewom, jaskółkom.

Tak długo już powtarzała „kto, co”, że w końcu postanowiła posłuchać, czy gdzieś nie usłyszy odpowiedzi. Nic! Tylko wiatr świszczał w uszach. 

- Wietrze, a może ty mi powiesz, może ty odpowiesz na moją prośbę? – zapytała, a wiatr po chwili uciszył się, lecz nic nie odpowiedział. – Tak, wiedziałam, ty wietrze też się uchylasz od odpowiedzialności!  

Lecz cisza której doświadczyła pozwoliła jej zwrócić uwagę na jaskółki. Latały nie przejmując się deszczem, ani wiatrem. Gwałtownie skręcały to w lewo, to w prawo. Przyglądała się im dłuższy czas i odniosła wrażenie, że jest w nich wiele radości, że są bardzo entuzjastyczne. 
– Tak, ich lot, ich praca są pełne entuzjazmu, są pełne radości. Nie patrzą na to co wokół, nie szukają nigdzie smutku, nie uzależniają się od tego co na zewnątrz, od słońca, wiatru, deszczu, ludzi, od czegokolwiek. Nie zastanawiają się czy skręcić w lewo, czy w prawo, samo życie podejmuje decyzje za nich. Dlatego są tak spontaniczne, dlatego są tak żywe. No i nie robią tak bezsensownej rzeczy jak rozmyślania o dodaniu sobie lat.  Żadna z nich, na pewno, nigdy - ani przez chwilę – nie pomyślała, że chciałaby mieć 91 lat. Och jaka ja jestem głupia. Tak, jestem głupia. Po co ja w ogóle myślę? Trzeba brać życie takim jakie jest, a nie zrzucać odpowiedzialność na wiatr, na słońce, na deszcz, na ludzi.  Nie wolno za dużo myśleć, obarczać siebie ciężarami, których tak naprawdę nieść nie trzeba, bo one są tylko w głowie. Tak, gdy życie podpowiada: „skręć w prawo”, to się nie ma nad czym zastanawiać.
Och te moje problemy! 
Problemy? To nie są żadne problemy, to sprawy do załatwienia. 
Kredyty? Tak, to sprawy do załatwienia. 
Kredyty? Tak, na przyszłość zapytam jaskółek, czy je brać. I wiem co mi odpowiedzą, przecież one nie żyją na kredyt, one nie mają pragnień, które chciałyby urzeczywistniać kredytami. Boże, jakie to mądre stworzenia! Nie biorą kredytów, nie dlatego, że w ich świecie ich nie ma, tylko one nie myślą, tak jak człowiek, że realizując pragnienia można być szczęśliwszym. Nie można, bo nie z tego się bierze szczęście. – jej myśli, odwrotnie niż lot jaskółek zaczęły zwalniać.

Obserwowała i obserwowała te piękne ptaki, ich szybki lot, ich spontaniczność, ich bezgraniczną radość z tego co robią i już nie pragnęła mieć 91 lat. Wręcz przeciwnie, poczuła się młoda, szybka, zwinna, spontaniczna … jak jaskółka.

I dodała: Dziękuję ci wietrze! Dziękuję ci za twą ciszę.


Piotr Kiewra

wtorek, 13 maja 2014

Ucieczka

- Wietrze, powiedz mi, dlaczego ciągle we śnie latam – pojawiają mi się sny o lotach w chmurach, o dalekich podróżach, śnię o życiu na bezludnej wyspie? – zapytał człowiek.

- Te sny to twoje ucieczki - ucieczki od tego, czego doświadczasz na co dzień. W ten sposób przeciwstawiasz się temu co na jawie wymyśliłeś i ustanowiłeś warunkiem twego szczęścia. Zaplanowałeś, by gonić, zdobywać, działać by się zmieniać. Chcesz gonić za miłością, sukcesem, bogactwem, znaczeniem, lecz goniąc ograniczasz sobie wolność, ograniczasz też ją innym, nawet tym, których kochasz. Dlatego ci, których kochasz uciekają od ciebie.
Zobacz ten paradoks. Na jawie pragniesz, by nie być samotnym, więc gonisz, we śnie uciekasz od tego za czym gonisz na jawie. Jaki to ma sens? Tak się dzieje z powodu niezrozumienia siebie, braku świadomości. Na jawie zabijasz swoją samotność, tracisz zaś wolność, więc we śnie, w sennych marzeniach musisz ją odzyskać, stąd te sny.
To szarpanie się, to ciągłe powtarzanie  tej samej pary kroków, kroku w przód i w tył. To jak ruch wahadła zegara.
Stań się świadomym a uwolnisz się od gonitwy w dzień i ucieczki w nocy. – odpowiedział wiatr.


Piotr Kiewra

Zrozum swoją samotność

- Wietrze, kocham, lecz boli mnie serce, cierpię, co mam zrobić? – zapytał człowiek.
- Kochaj. Nie zabijaj swojej samotności żebraniem o miłość – zrozum swoją samotność. Zaufaj życiu. Nic nie rób, wiosna przychodzi sama. – odpowiedział wiatr i pospieszył ku lasom, łąkom, górskim halom, by tam cieszyć się radością całego stworzenia, które zaufało życiu.

Piotr Kiewra 

wtorek, 1 kwietnia 2014

Strach

Przyglądał się promyk słońca pąkowi róży. Oświetlał ją swoim światłem, ogrzewał swoim ciepłem, lecz ona pozostawała zamknięta. 

Przemówił promyk do róży:

- Nie lękaj się różyczko, nie lękaj! Różyczko, zrozum! Dlaczego nas los połączył?

Bo los zawsze łączy sprzeczności. Połączył Twoje "nie" i moje "tak", połączył Twój strach i moją miłość, połączył Twoją ciemność i moje światło. Połączył, by Twoje "nie" mogło się przeglądać w moim "tak", jak w lustrze.

Jednak przyszłość to dwa razy "tak”, to twoje „tak” obok mojego. Twoja przyszłość to Twój rozwój w stronę "tak".

„Nie” jest bez przyszłości, bo „nie” to strach, a strach nie ma przyszłości.

Strach nie może pokonać miłości, ciemność nie może pokonać światła, bo tak naprawdę strach nie istnieje, tak jak ciemność nie istnieje. Tak jak światło wypełnia w mgnieniu oka pustkę, w której wydaje się istnieć ciemność - wystarczy, że pojawi się odrobina światła, a ciemność znika, tak i wystarczy odrobina miłości i strach znika.

Różyczko, nie pojawiłem się po to, by się na wszystko zgadzać, by przegrywać w obliczu Twojego "nie".

Różyczko, każde Twoje "nie", wzmacnia moje "tak", więc daję Ci więcej światła i więcej, a to moje silne "tak" swoim światłem wyprze kiedyś wszystkie Twoje "nie". Stanie się to bez walki, bez żadnego wysiłku, wystarczy odrobina otwarcia, mała szczelinka w którą wejdzie światło - moje światło i strach zniknie, zniknie na zawsze.

Nie pojawiłem się tu przypadkiem, Twój Mistrz ma tu misję - misję niesienia światła, światła, które pokona ciemność, niesienia miłości, która pokona strach.

Różyczko, Twoja przyszłość jest na "tak".

Uchyliła zaciekawiona róża lekko swoich płatków, wpadła tam odrobina światła - zniknęła ciemność i zniknął strach. Zakwitła róża miłością i zapomniała na zawsze o strachu.   


Piotr Kiewra

czwartek, 27 marca 2014

Pieśń niesiona wiatrem

- Byłem jak ptak, tyle o niej wyśpiewałem. Byłem jak poeta, tyle napisałem o niej słów, byłem jak aktor, tyle wypowiedziałem i tyle … zrobiłem. Teraz o mojej miłości będzie mówiła cisza, ona będzie moją pieśnią. 

Kto jej wysłucha, kto zaakceptuje, kogo ona poruszy? Nie wiem. Poddaję się, płynę … i nie czekam. 

Wietrze, proszę, nieś moją pieśń! – poprosił człowiek.

Ucieszony nowiną wiatr zdziwił się, bo wśród ludzi tylko mistycy, mędrcy nie zapomnieli o ufności i tylko oni nie zapomnieli języka ciszy, miłosnej pieśni wszystkich istot. U pozostałych słowa, krzyk, gesty i dzieło nie niosą prawdy o miłości, bo są rzeczą, towarem, prośbą, wołaniem o zaspokojenie pragnień i żądz.

Wiatr zawirował w tańcu i z pasją począł głosić światu miłosną pieśń człowieka, który zrozumiał.


Piotr Kiewra 

wtorek, 25 marca 2014

Dwie drogi

Na szczycie wzgórza stał stary człowiek. Od wielu lat wchodził tu każdego ranka, wchodził też w środku i końcu dnia. Oglądał stąd wschody słońca, podziwiał dzień w jego pełni, oraz gdy się kończył, gdy znikało ono za horyzontem, gdy na miejsce dnia nadchodziła noc.

Przychodził tu nie tylko w pogodne dni, przychodził tu zawsze.
Tu przemawiały do niego: słońce, księżyc, gwiazdy, chmury, deszcz, tu rozmawiał z wiatrem.

Dzisiaj stał tu już przed świtem, a gdy słońce wychyliło się zza widnokręgu ujrzało łzę na jego obliczu. Słoneczne światło przeniknęło tę kroplę i rozświetliło ją tęczą.
W ten sposób doceniło starego człowieka, jego uczucie, jego zachwyt pięknem tego świata.

Długo stał człowiek na wzgórzu i cieszył się wszystkim co widział - od bezkresnej dali, od pustki nieba, po kurz i trawę pod swoimi stopami.

Wtedy zbudził się wiatr, potrząsnął źdźbłami traw strącając z nich poranną rosę, poruszył gałązkami krzewów, ubraniem starego człowieka, zajrzał mu w oczy, w serce … i zadziwiony wysuszył łzy na jego policzkach.

 Stary człowiek poczuł to tchnienie wiatru, uniósł ramiona w bok - jakby szykując się do lotu, a gdy zamknął oczy - poleciał. Szybował nad wzgórzem, wśród chmur, nad lasami i górami, oceanem, aż po krańce świata. Poleciał jeszcze dalej, minął słońce, by wśród gwiazd szukać krańców Wszechświata. Nie znalazł, więc szybko powrócił, osiadł  na wzgórzu, otworzył oczy i powiedział do wiatru:

- Wietrze, gdy uniosłem ręce zobaczyłem dwie drogi: jedną, którą wyznaczały moje ręce. Na tej drodze widziałem wielu ludzi, lecz nie widziałem siebie. Poleciałem daleko wzdłuż tej drogi, nad tymi tłumami, znalazłem jej początek i znalazłem jej koniec.
Drugą drogę wyznaczała cała reszta mego ciała. Ta wiodła pod górę. Na niej nie było nikogo, tylko ja. Poleciałem tą drogą, ale w żadnym kierunku nie mogłem znaleźć jej początku i końca. 

Wietrze, opowiedz mi o tych drogach!

Odpowiedział mu wiatr:
- Tak, odkryłeś dwie drogi życia. Możesz – jak każdy - wybrać tę, którą podążysz.
Na pierwszą drogę patrzysz, lecz nie widzisz, słuchasz dźwięków poruszających się nią tłumów, lecz nie słyszysz tego co istotne. 

Ta droga cię nie uczy, przegapiasz znaki, bo już jesteś wyobraźnią za następnym zakrętem, za kolejnym i za kolejnym. Myślisz: - Tam - przede mną - moje szczęście … a może tam, za kilkoma zakrętami z tyłu. W ten sposób miotasz się między przyszłością a przeszłością, projektujesz swoje nieszczęścia, myślisz że żyjesz, lecz tam są tylko twoje myśli, nie ma ciebie.

To droga rozumu, logiki, kalkulacji, wiedzy z książek, a nie z życiowych doświadczeń, bo na te brakuje czasu lub odwagi. To droga wspomnień, marzeń, planów, wizji, projekcji, pragnień, oczekiwań, a ponieważ to jednocześnie droga niewiary, droga wątpienia – to smutna droga, radość pojawia się tu chwilowo – w zabawie. To te chwilowe przyjemności oraz cały pozostały ból i cierpienie niektórzy nazywają życiem.
Tę drogę bezwzględnie zamyka czas. Zaczyna się w chwili narodzin, a kończy śmiercią. 
Tutaj odmierzasz odległości, odliczasz dni i lata. Tutaj się czeka - marzy o przyszłości, gdy jest się młodym, albo ucieka w przeszłość, gdy nadejdzie starość. Zamykasz się w klatce i cały czas oglądasz jej ograniczenia.

Idąc tą drogą poznajesz  świat – szukasz, lecz nie znajdujesz, bo granicą tego poznania są granice świata, a im bardziej poznajesz, im więcej wiesz, tym mniej rozumiesz.

To wędrówka pełna napięć i walki. Towarzyszem w tej wędrówce strach. Boisz się bramy zamykającej tę drogę, bo na niej wszystko się kończy. Boisz się życia bo ono cię do niej prowadzi.

Być może wędrując osiągasz, zdobywasz, wywalczasz: sukcesy, szacunek innych ludzi, wiedzę, rzeczy, tytuły, ordery, stanowiska, lecz tego wszystkiego nie możesz ze sobą zabrać. W chwili śmierci – przed uchem igielnym - pozostawiasz cały twój dobytek, wszystko co znalazłeś,  zdobyłeś, nagromadziłeś, na co zapracowałeś. Wszystko przepada. Ani jedno wspomnienie, ani jedna drobinka, jedno ziarenko kurzu nie może zostać zabrane. Nic.  Nawet pamięć po tobie rozwieje wiatr.

Jeśli tak żyjesz, nie stajesz się dojrzały - nie możesz zrozumieć siebie, więc nie możesz zrozumieć życia, świata, ludzi.

Lecz jest też inna droga. Na niej brama – jest nią miłość. 
Towarzyszami w tej drodze: ufność i wolność, przewodnikiem radość. 
Tu nie szukasz, a znajdujesz, nigdzie nie podążasz, wszystko przychodzi samo. 
To jest droga rozwoju, poznania – zrozumienia - odkrycia siebie, a wszystko co odkryjesz pozostaje z tobą na zawsze. 
Odkrywając siebie poznajesz wszechświat, ten rodzaj poznania nie ma granic. 
To trudna droga i jest drogą dla odważnych, bo na tej drodze jesteś sam.
 Tu musisz być obecny, bo tylko twoje doświadczenie się liczy.  

Po to masz życie, by wybrać drogę. 

Tym są te dwie drogi.

Witam cię, witam wędrowcze! Właśnie znalazłeś się w wieczności. Twoja radość cię tu przyprowadziła. – zakończył wiatr i wraz ze starym człowiekiem pobiegł ku bezkresom na spotkanie nieznanego.  

Piotr Kiewra z inspiracji Osho „Dojrzałość”

sobota, 22 marca 2014

Rozluźnienie

Pod wielkim dębem siedział człowiek i podziwiał jego wielkość, jego siłę, jego długowieczność. 

Mimo, że wiatr uginał jego gałęzie, tarmosił liśćmi, on pozwalał na to, poddawał się temu, zachowywał spokój. Człowiek zapytał:

- Wietrze, jestem napięty, żyję w stresie. Jak się rozluźnić?

- Przestań gonić, przestań uciekać, przestań ukrywać prawdę o sobie, stań się naturalny. Stań się naturalny jak słońce, jak wiatr, jak to drzewo. Spójrz na to drzewo! Stoi tu już kilkaset lat, nie goni za słońcem, nie ucieka przed wiatrem, niczego nie oczekuje od deszczu, zgadza się na pory roku, na wszelkie zmiany wokół niego i w nim samym. Żyje w zgodzie z ptakami …
Ono niczego nie ukrywa. Stoi wyprostowane, całą swoją prawdę okazuje światu, nie nakłada żadnej maski, jest autentyczne, jest sobą. Liście tego dębu są autentyczne, niczego nie ukrywają, tak samo pień i gałęzie. Jego kora też nie jest maską, jeśli ją zdejmiesz, pod spodem będzie dąb. Również jego korzenie są zanurzone w prawdzie, w glebie - odkryj je, a odnajdziesz tam również naturalność.

Ty natomiast cały czas udajesz. Coś chcesz osiągnąć skrywając swoją prawdę, albo wręcz okłamując, grając, nie będąc sobą. Jeśli coś ukrywasz, nie jesteś autentyczny, jesteś kłamcą, jesteś napięty, bo się boisz, że ktoś odkryje twoje kłamstwo, twoją maskę, korzenie twojej nieprawdy. Wtedy rządzi tobą strach, przestajesz być naturalny, stajesz się aktorem, pozujesz.

Stań się jak to drzewo,. Bądź sobą, niczego nie ukrywaj. Wyprostuj się, nie zginaj się pod brzemieniem kłamstw, nieprawdy o sobie, lecz pozwól dla wiatru życia, by cię uginał, by tobą tarmosił, pozwól przepłynąć mu tak, jak drzewo pozwala, by wiatr przepływał przez jego gałęzie. Okaż nie tylko to co na wierzchu, lecz również to co ukryte. 
Bądź naturalny, a to cię rozluźni, to cię uspokoi. – odpowiedział wiatr.


Piotr Kiewra

wtorek, 18 marca 2014

Mój przyjaciel wiatr

 Dwoje przyjaciół ze szczytu góry,

spoglądało na łąki, lasy,

słońce i chmury.  

W ich umysłach ciekawość świata, 

zaś radość w sercach i duszy.


Ona go poprosiła: 

- Mój przyjacielu, opowiedz mi o słońcu!

On opowiedział:

- Słońce to mój najlepszy przyjaciel.

Jest zawsze przy mnie,
 
bo jest zawsze w mym sercu.

Oświetla mą drogę 

oraz drogi moich przyjaciół.

Swym promiennym uśmiechem 

roztapia moje troski, niepokoje,

wzmacnia energią, 

dodaje sił.

Dzięki niemu widzę cienie i blaski, 

szarość i czerń,

a przede wszystkim koloryt, 

aromat i głębię życia.



Swoim światłem pokazało mi 

jak doceniać zieleń, czerwień, żółć,

lasów, łąk i ogrodów, 

jak się zanurzać w błękicie nieba,  


jak bawić się w chmurach.

Nauczyło mnie otwierać się, 

współczuć ludziom, 

kwiatom, drzewom, ptakom, 

odczuwać ich radość

oraz radość górskiego jeziora, 

orła w locie. 

Teraz zachwycam się światem,

jak słońce, 


kocham jak kocha słońce,

czyli spoglądam w głąb,

doceniam istotę, 

nie tylko to, co na powierzchni.


Ty jesteś ...

jesteś jak słońce, 

jesteś moim najlepszym przyjacielem, 

moja droga przyjaciółko. 

– gdy skończył, poprosił: 

- A ty mi opowiedz o wietrze!

Ona tak odpowiedziała na prośbę:

- Wiatr też jest przyjacielem,

wspaniałym, najlepszym,

jest moim najlepszym przyjacielem.

Wolę wiatr niż milion znajomych,

bo on nigdy nie zawodzi,

jest autentyczny, szczery,

nawet do bólu.

Potrafi przytulić, 

gdy tego pragnie me serce,

współczuć w mych troskach, 

w gorączce i zimnie,

powstrzymać w zbyt szalonym pędzie,

popchnąć do przodu, gdy marudzę,

mogę się na nim oprzeć, 

gdy się przewrócę.

Sprowadza deszcz, 

gdy pragnę,


osusza łzy,

gdy płaczę, 

rozwiewa smutki, 

przepędza myśli i  złe wspomnienia, 

jak burzowe chmury.

Jest zmienny, 

raz cichy, spokojny, 


raz szybki, pracowity,

... jak wiatr. 

Lecz ja nie mam nic przeciwko jego 

zmienności.

On kocha … jak wiatr, 

raz lekkim powiewem, 

raz huraganem.

Nie mam nic przeciwko jego lekkości, 

nic przeciwko jego ciszy, 

nic przeciwko potędze jego miłości.

Taki jest ten przyjaciel wiatr.

Ty jesteś jak wiatr,

mój drogi przyjacielu

– skończyła.






Dwoje przyjaciół siedziało na 

szczycie wysokiej góry,

cieszyło się bezkresem świata, 

miłością słońca i wiatru.


Piotr Kiewra

czwartek, 13 marca 2014

Ból

- Wietrze, pokochałem. Pokochałem tak głęboko, iż nie ma mnie, jest tylko ma ukochana. Lecz powiedz mi, dlaczego jest w tej miłości tyle bólu? – zapytał człowiek.

- Ciesz się z tego daru miłości. Dostąpiłeś czegoś czego nieliczni mogą doświadczyć. Twój ból to twoja szansa zrozumienia, że miłość jest drogą do wieczności. Im większy ból tym jaśniej jest oświetlona ta droga. Przyjmij ten ból z wdzięcznością i poczuj się wyróżniony. Nie zatrzymuj się, krocz dalej. Miłość wymaga odwagi, bo ona sprawia, iż przestajesz istnieć jako TY. Otóż zanurzyłeś się w oceanie, bez dna, bez granic, on jest ci nieznany - stąd ten ból. Niestety, nikt ci nie może towarzyszyć w twoim bólu, nikt ci nie może pomóc, nawet twa ukochana, na tej drodze musisz pozostać sam, tego się musisz nauczyć, to też musisz zrozumieć. Powtórzę zatem: krocz dalej, ciesz się , tańcz, śpiewaj, nie smuć się. Twój ból prowadzi cię do wielkiego odkrycia. – odpowiedział wiatr. Otulił człowieka swoim delikatnym tchnieniem, jakby chcąc mu ująć smutku, cierpienia … i zostawił samego.


Piotr Kiewra

Odwaga

-Wietrze, utknąłem, nie wiem co mam robić. Gdzie się nie obejrzę widzę przeszkody, góry problemów. Co mam zrobić? - zapytał człowiek.

- Wybierz to co przynosi ci radość. Tylko tym się kieruj. Bądź na tej drodze fanatyczny. To jedno. A co ważniejsze brakuje ci odwagi, lecz pamętaj najtrudniejszy jest pierwszy krok, odważ się na niego. "Pierwszy krok to prawie cała podróż." - odpowiedział wiatr.

Piotr Kiewra

środa, 12 marca 2014

Ktoś cię pokochał

- Wietrze, powiedz mi skąd się dowiem, czy ktoś mnie kocha? – zapytał człowiek.

- To proste, ten ktoś cieszy się, że jesteś. Jeśli potrafisz radować się tym, że jesteś, to będziesz się radował tym, że istnieje ktoś kogo kochasz.  Tak jak drzewo cieszy się, że istnieje wiatr i słońce, tak twoje istnienie sprawia radość innym. - odpowiedział wiatr.


Piotr Kiewra

niedziela, 9 marca 2014

Gdzie jesteś?



- Hej wietrze, gdzie jesteś? Nie widzę cię, nie słyszę. Od wielu dni nie ma kto przygonić chmur na niebie, sprowadzić deszczu, schłodzić mego czoła. Nie ma kto zakłócić ciszy w lesie, roznieść zapachu kwiatów. Bez ciebie mało rzeczy się dzieje. Gdzie jesteś wietrze?  – wołał człowiek.

Milczał wiatr przez dzień i noc, milczał wiele dni, milczał całe tygodnie. A człowiek wołał i wołał z pretensją w głosie:
 - Wietrze zapomniałeś o mnie! Jaki z ciebie przyjaciel? Czyżbyś już mnie nie kochał? – wołał coraz głośniej i głośniej.

Posmutniał człowiek. Uświadomił sobie, że tęskni do wiatru.
- Hej wietrze, mój drogi przyjacielu, naprawdę tęsknię, naprawdę cierpię. Czemuś mnie opuścił? Ciężko mi bez ciebie. Brakuje mi twego tańca, twoich harców, twojego chłodu w dzień i ciepła w nocy. Wietrze brakuje mi twojej mądrości. Wietrze, wróć do mnie, przecież jesteś moim mistrzem! – płakał człowiek. Jednak wiatr milczał i milczał.

Pewnego dnia, po długich tygodniach ciszy, upału, tęsknoty, cierpienia człowiek docenił wiatr, gdy go zabrakło.


 - Wietrze, do tej pory chciałem byś mi służył, lecz zrozumiałem jak wielka jest twoja miłość. Obciążałem cię swoimi ciężarami, a ty chciałeś bym nie widział twego smutku, twojej tęsknoty, twoich łez, więc stałeś się niewidzialny, przeźroczysty. Stałeś się taki bym docenił cię za twe uczucie, dar miłości, a nie za to jaki jesteś dla mnie użyteczny. Stałeś się taki, by mnie nauczyć czym jest miłość. Wietrze, czuję, że  mnie kochasz a ja kocham ciebie. – mówił człowiek do wiatru, lecz uznał, że to za mało. Pobiegł więc do lasu, pobiegł na łąkę i popłynęły pieśń i taniec prosto z człowieczego serca:

- Wietrze, kocham cię, kocham cię, kocham cię! Wietrze, dziękuję ci, że jesteś, dziękuję, dziękuję! Kocham cię, bardzo cię kocham! – wołał, tańczył, śpiewał człowiek całe godziny, aż w końcu, po całych tygodniach ciszy, milczenia, gorąca, tęsknoty i bólu coś się odmieniło.

Poczuł człowiek lekkie tchnienie na swoim policzku. Poczuł powiew na ramionach, na czole, na całym ciele. Zobaczył tuman kurzu na polnej drodze, jak się kłaniają trawy na łące, jak jedna za drugą gonią chmury na niebie. Usłyszał głośny jak łoskot morskich fal szum wokół siebie.

Cieszył się tym człowiek, cieszyło całe stworzenie. Cieszył się wiatr, a swą radość okazał mocnym podmuchem, ulewą i burzą.


Człowiek stał i szczęśliwy, radosny, z wdzięcznością chłonął te dary. 


Piotr Kiewra 







  

piątek, 7 marca 2014

„Dziękuję” i „kocham cię”

Młody człowiek zapytał mędrca:
- Wyjaw mi proszę w dwóch słowach: Jaka jest największa tajemnica świata? O czym powinienem pamiętać, by spełnić swą misję?
Mędrzec odpowiedział:
- Są dwa magiczne słowa: DZIĘKUJĘ i KOCHAM CIĘ. Zapamiętaj je i mów je nie tylko do ludzi, mów je do wszystkiego co cię otacza, co się wydarza – nawet jeśli jest to niemiłe, a nade wszystko mów je do siebie. Wysyłaj energię, które one ze sobą niosą, a więc zauważ jakie uczucie się wiąże z tymi dźwiękami, jak rozlewa się wraz z nimi ciepło, światło, dobro, cisza i błogość. Powtórzę: poczuj słowo jako dźwięk i przelewające się z niego uczucie, jako nośnik twojego uczucia. Wtedy staną się naprawdę magiczne: wdzięczność i miłość przemienią cię, przemienią wszystko czego dotkniesz, doprowadzą cię do zrozumienia.
Niczego nie oczekuj w zamian.
Pamiętaj! „Dziękuję” i „kocham cię”, a twoja misja będzie pełna cudów.
Piotr Kiewra

Szczerość wiatru

- Wietrze, dlaczego tak mną tarmosisz? Dlaczego sypiesz mi piaskiem w oczy, smagasz me oblicze, tak ogłuszasz, iż nie słyszę swoich myśli? – spytał człowiek.
- Potrząsam tobą, budzę cię ze snu, bo widzę twą ponurą twarz, bo czuję jakie emocje okazujesz światu, bo ci dobrze życzę, bo jestem twoim przyjacielem. – odpowiedział wiatr.
- Wietrze, nie dość, że mnie życie niemile doświadcza, to i ty jesteś przeciwko mnie? Jeśli jesteś moim przyjacielem, to pomóż, nie przygniataj mnie kolejnym ciężarem. – z pretensją powiedział człowiek.
- Czy chcesz wiedzieć, kto tak naprawdę jest przeciwko tobie, kto cię przygniata ciężarami? Powiedz mi, czy jesteś gotów na mą szczerość? – zapytał wiatr.
- Nie boję się twojej szczerości, tylko nie smagaj mnie więcej, nie ogłuszaj, nie oślepiaj! – poprosił człowiek.
- Oto moja szczerość w takim razie – otóż ty sam siebie przygniatasz ciężarami, jesteś swoim wrogiem, sam ze sobą walczysz. Pragniesz miłości, wolności, szczęścia, a znikąd nie nadchodzą i … nie nadejdą. Stąd smutek, ponurość, pretensje do siebie, do życia, do ludzi. Uczyniłeś z siebie ofiarę, a to pozwala ci się nad sobą użalać, usprawiedliwiać, zrzucać odpowiedzialność, narzekać na swój los.
Liczysz na to, iż ktoś cię pokocha? Naprawdę na to liczysz? Czy jesteś aż tak naiwny, by wierzyć, że ktokolwiek jest w stanie pokochać ofiarę?
Nie znasz tajemnicy, więc ją poznaj:
Pamiętaj, dla szczęśliwego człowieka nie ma znaczenia, czy ktoś go kocha, czy ma upragnione rzeczy, czy jest doceniony – to wszystko nie ma znaczenia. On jest szczęśliwy, bo takiego dokonał wyboru.
Możesz być całe życie nieszczęśliwy, lecz możesz być też zawsze radosny – to jest twoim wyborem. Ty wybrałeś nieszczęście, bo chcesz być ofiarą.
Przyjacielu mój drogi, gdybym cię nie wysmagał, gdybym nie zagłuszył twoich myśli, gdybym cię od czasu do czasu nie przewrócił i tym samym nie obudził, spałbyś już do końca życia i do końca swoich dni byłbyś nieszczęśliwy.
Porzuć zatem rolę ofiary!
Oto klucz, którego szukasz: POKOCHAJ SIEBIE!
Pokochaj w pełni, bezwarunkowo.
Zapomnij o sobie i stań się miłością.
Gdy tak się stanie – będziesz wolny.
Będziesz wolny od pragnień, od braków, nie będziesz już ofiarą.
Twoja samotność nie będzie ci już przeszkadzać.
Będzie w tobie wieczna radość i szczęście.
Gdy pokochasz siebie, pokochasz świat i on cię pokocha. Świat potrzebuje twojej miłości.
Ja czekam, aż ty odkryjesz, iż ty jesteś miłością.
Dlatego cię budzę, potrząsam, przewracam, smagam, krzyczę z całych sił.
Budzę cię, bo cię kocham. – zakończył wiatr. Delikatnie przytulił człowieka swoim tchnieniem i … zostawił samego.


Piotr Kiewra

Czarodziejski dotyk

- Powiedz mi słońce, ty masz tak wielu przyjaciół, wszystko i wszyscy cię kochają, jaka jest tego tajemnica? – zapytał człowiek.

- Tajemnicą jest czarodziejski dotyk. – odpowiedziało słońce.
- Opowiedz mi o tym. – poprosił człowiek.

- To proste. Bądź sobą, wypełnij się sobą i dotykaj swoim światłem, swoim ciepłem, swoim uśmiechem, swoją radością, swoją przyjaźnią, swoją miłością, swoim szczęściem, wszystko i wszystkich. Nie oceniaj przy tym i niczego nie oczekuj w zamian. To wszystko. – odrzekło słońce.

- Och, to naprawdę proste! – wykrzyknął człowiek. – Powiedz mi tylko, co to znaczy być sobą?

- Popatrz na mnie! Rozdaję swoje światło, swoje ciepło, nie rozdaję cudzych słów, cudzej prawdy, dzielę się z innymi tylko tym, co posiadam, tym co jest moją naturą. To cała tajemnica. – skończyło słońce.

- Dziękuję! – odpowiedział człowiek. Na jego obliczu zagościł uśmiech, oczy zabłysły światłem, zaś serce wypełniło się ciepłem i radością.


Piotr Kiewra

Dno


- Czemu płaczesz, czemu się smucisz, mój drogi? – zapytał wiatr.

- Bo jest mi ciężko, bo jest mi smutno, bo nie wiem co mam zrobić. – odpowiedział człowiek.

- Oto co ci powiem: podnieś się, wejdź tu na górę. 

Chodź tu do mnie, do nas. Co prawda, stąd możesz upaść, stoczyć się, lecz nie bój się, nie myśł o tym. 


Chodź do nas! Tu więcej słońca, więcej zieleni, więcej optymizmu. Tu mniej smutku, mniej łez, więcej radości, więcej uśmiechu. Tu na szczycie mocniej dmucham, czasem trudno ustać na nogach, ale mimo to, tu nikt nie płacze, nikt nie rozpacza. Stąd lepsza perspektywa, tu więcej możliwości.

Wejdź tu na górę. Droga może trudna, niebezpieczna, lecz tu nadzieja, tu wiara, tu radość. – zawołał wiatr.

- Chciałbym tam wejść, ale nie wiem, czy potrafię. Nie znam drogi, nie wiem co mnie tam spotka, nie wiem, czy tam będzie lepiej, czy tam na górze nie będzie łez. To chyba dla mnie za trudne. – rozpaczał człowiek.

- Więc zostań na dole. Tam ci jest najwygodniej, tam się możesz użalać, usprawiedliwiać, nie musisz podejmować żadnych wysiłków, tam zawsze możesz liczyć na współczucie, tam zawsze się znajdzie ktoś, kto jest w gorszym niż ty położeniu. Tam może nie jesteś szczęśliwy, ale za to jest bezpiecznie … 

No i najważniejsze – tam już nie możesz niżej upaść. 

Króluje tam smutek, łzy, brak nadziei, wiary, widoków na przyszłość, lecz … jakoś to będzie.

Nie chcesz się wspinać, bo … się boisz. Jesteś przepełniony lękiem. Już się do niego przyzwyczaiłeś. Nie trzeba mu zaglądać w oczy, nie trzeba stawać się wojownikiem, nie trzeba się rozwijać – wystarczy trwać, nie trzeba się wychylać. Większość przecież robi to samo, oni są z tobą. To cię uspokaja.

Wiedz w takim razie, że radość, szczęście, miłość, pełnia słońca, życie pełnią – nie dla ciebie. To tylko dla tych, którzy pozbyli się lęku. To dla tych, którzy wykonali kilka kroków do góry, to dla tych, którzy nie boją się spojrzeć w przyszłość ze szczytu, dla tych, którzy nie boją się siebie samych. Tak, lękasz się siebie samego, nie tego, że jesteś mały – nic nie znaczący, lecz znacznie bardziej lękasz się swojej wielkości. Przez 365 dni w roku żyjesz w lęku. Co ty byś tu zrobił na górze bez tego lęku? Komu byś zaimponował? Więc zostań, szczyt nie dla ciebie.

Wspinaczka tylko dla tych, którzy ufają … 


dla tych, którzy ufają wiatrowi. – wykrzyczał wiatr.

I … przebiegł po okolicznych wzgórzach, mocno dmuchnął w tych co na szczycie, jakby sprawdzał ich siłę, jakby przepędzał resztki ich lęków, jakby chciał wspólnie z nimi cieszyć się wolnością.

Od czasu do czasu spoglądał na tych na dole, lecz wiedział, że nie może im pomóc, taki los sobie sami wybrali.



Piotr Kiewra