niedziela, 8 lipca 2018

Góry to nie pole bitwy. O przyjaźni z Tatrami trwającej całe życie


64. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

Dzisiaj spotkałam dwóch taterników - staruszków. Siedzieli na mojej ukochanej Hali Gąsienicowej i obserwowali świat. Poznali mnie. Przywołali do siebie i też ich rozpoznałam – przypomniałam sobie. Jeden z nich, ten starszy, kilkadziesiąt lat temu, uczył mnie gór. Powspominaliśmy, pośmialiśmy się. Opowiedział mi o swojej przyjaźni z Tatrami. Rozczuliłam się do łez, bo to też moja historia.

- Dzisiaj patrzę na Tatry, na góry inaczej niż w młodości. Kiedyś chciałem o nich wiedzieć wszystko, by je pokonać. Tatry miały być moim treningiem przed pokonaniem jeszcze większych wyzwań, wyższych gór. I tak się stało. Lecz to mnie nie uszczęśliwiło. Powoli odkryłem – odkryliśmy prawdziwy cel wędrowania.

Dzisiaj jest inaczej. Chodzę po Tatrach, po innych górach, owszem wspinam się, lecz intencja jest inna. Dzisiaj to jest przyjaźń, a nie wojna.

Nie zwyciężam gór, nie pokonuję ich, nie zdobywam. Góry to nie pole bitwy. One nie są moim wrogiem.
Niebezpieczeństwa wynikają z wojen, które toczymy ze światem, lecz najczęściej z samym sobą.  Niebezpieczeństwa w górach to efekt walki z nimi.

Gdy traktujesz je jak wroga, przegrasz, bo ich nie da się pokonać. Nawet, gdy wszedłeś na szczyt, nie pokonałeś go.  
Giną tylko żołnierze, wojownicy, zdobywcy. Giną i zostają ranni ci, którzy idą w góry na wojnę z nimi, którzy obrali sobie je za pole bitwy, by powiększyć siebie, by porównać się z innymi, by zyskać w swoich i innych oczach, jako zdobywca, twardziel, wojownik, zwycięzca.

Wielu naszych kolegów, towarzyszy zostało w górach na zawsze, nie wrócili ze swoich ścieżek, bo były to wojenne ścieżki. Góry okazały im bezsens walki, okazały im całą prawdę. Nie mówię o prawdzie gór, mówię o prawdzie człowieka wojownika, człowieka żołnierza, człowieka zdobywcy. Góry w ich istatnich chwilach życia pomogły odkryć im tę prawdę.
Pamiętam kilka takich zdarzeń, tutaj w Tatrach, w Andach, w Himalajach. Nasi umierający, pokonani przez góry towarzysze, w ostatnim swym tchnieniu właśnie o tym mówili, że … poznali prawdę. W tej ostatniej chwili umykającego życia poznali bezsens walki, zaś poznali prawdę o przyjaźni, o miłości, prawdę o sobie samym. To były tylko słowa, nie poznaliśmy ich odczucia, ich wewnętrznego zrozumienia, ale po tylu wspólnych doświadczeniach, to ich zrozumienie „przeskoczyło” i na nas. To wielka zmiana. Zmieniło się wszystko.

Nie tylko w nas, ale i wokół. Pojawił się spokój – pokój. Znikły walki, znikły powody do wojen, nagle cały świat stał się przyjazny, góry stały się przyjazne, znikły niebezpieczeństwa. Zamiast odwagi pojawiła się ufność.

Odwaga jest małą rzeczą, jest oznaką niedojrzałości, lęków, ludzkiego ego.

Ufność jest wielka, bezkresna, to największa rzecz, która nie jest rzeczą. I ten spokój z niej wynika, wolność z niej wynika, miłość z niej wynika i przyjaźń z niej wynika. To wszystko nawzajem się przenika, wymienia – właściwie jest jednym.
Tak to dzisiaj postrzegamy, a bardziej czujemy. Być w takim stanie, to jedna wielka radość.

Powiem ci tak: wędrując po górach uczysz się przyjaźni z nimi i ze światem i … z sobą, ale przede wszystkim ze śmiercią. Tu ona jest ci towarzyszem w wędrówce.  Jest obecna przy każdym twoim kroku. Tu się przekonujesz - odkrywasz, że jest nim od twych narodzin, że jest nierozłączną towarzyszką życia, a właściwie życie i śmierć to jedno. I … wtedy przestajesz się lękać. Tak. Tak właśnie się dzieje dzięki górom.
                      
Pokonywanie gór, świata, ludzi, siebie, jako wszędzie lansowany sposób, na bycie lepiej dopasowanym, lepszym, bo bardziej wydajnym członkiem społeczeństwa to ścieżka do zguby, to wędrówka błędną i bolesną drogą.
Bycie sobą to jedyna prawdziwa droga. Będąc sobą wędruję ze wszystkim i ze wszystkimi w przyjaźni.
Tylko będąc sobą mogę kochać, tylko wtedy przydarza się miłość. Wtedy ufność sprawia, że czuję się bezpieczny - wiem, że nic mi nie grozi, bo śmierć też jest moim przyjacielem, rozumiem i czuje kiedy mnie zabierze.

Jestem przyjacielem Tatr. I one są moim. Ze wszystkich stron gór, z każdego kamyka, z każdego stopnia na ścieżce, drzewa, rośliny, zwierzaka płynie miłość.  To samo doświadczają góry ode mnie. Jesteśmy partnerami, kochankami.

Góry to wolność.  Tu jestem wolny i górom nie zabieram wolności. Tu się jej uczę, stąd ja niosę w świat.

Jestem wolny bo się nie boję.
Wolność jest, gdy nie ma kompromisów, rezygnowania z siebie - kiedy nikt i nic nie wymaga, nie oczekuje tego ode mnie i wtedy, gdy nie włączają się nawyki i przekonania mojego umysłu. W górach nie idę na kompromis - dopasowuję się jedynie: do ścieżki, do natury, do rzeczywistości. Poddaję się ścieżce, naturze, tej chwili, tej rzeczywistości.  Jestem elastyczny … i jestem gotów na śmierć. Gdy czuję się wolny śmierć i wszystko inne nie ma nade mną władzy. Ufność sprawia, że żadna władza nie istnieje. .. jest w niej rozpuszczona ... jak kawa w wodzie. Dzięki temu życie tak smakuje.
Jestem gór przyjacielem, gdy się dopasowuję, a nie, gdy z nimi walczę.
Gdy chcesz je dopasować do siebie, to chcesz je zniewolić, zakuć w łańcuchy, pourządzać drogi i koleje, lecz wtedy nie jesteś z nimi w harmonii.  Wykorzystujesz tego przyjaciela, nie jest to miłość do gór, lecz egoizm.
Gdy jestem przyjacielem czuję się bezpieczny.  Od przyjaciela nic mi nie grozi. Przyjaciela się nie lękam.  Góry też są bezpieczne w mojej obecności. W miłości jest pełnia bezpieczeństwa, bo nie ma strachu z żadnej strony, nie ma wojny - jest harmonia i wzajemny szacunek.
Tak - przyjaciel i ktoś, kto kocha, traktuje Tatry tak, jakby miały duszę. Tak je czuję - są istotą taką jak ja. Ja jestem nimi, a one są mną. Nie ma między nami granicy - jest jedność - całość. Czuję i rozumiem je tak jak siebie.

Ubolewamy jedynie, że nasi młodsi towarzysze jeszcze tego nie rozumieją, ale cóż – muszą tej nauki doświadczyć sami, nasze słowa tego nie zaniosą. Słowo nie niesie pokoju, ufności, wolności. Niesie je doświadczenie, głębokie zrozumienie. - to jego słowa.

Przyjacielem trzeba się stać. Nie wystarczy wiedzieć wszystkiego o przyjaźni.

To ostatnie zdanie podkreśliłam, bo bardzo mi się spodobało.
Taternicy wysłuchali mojej historii. Poczuli, że we mnie też nastąpiło takie przemienienie, że doświadczyłam tego samego pokoju, tej samej przyjaźni, tego samego zrozumienia. Zobaczyli to, gdy tylko na mnie spojrzeli.
Powiedzieli, że każdy tego doświadczy – prędzej, czy poźniej doświadczy.

- Tak! Dojrzeje każdy, dorośnie każdy, kto wędruje i obserwuje.

Mój towarzysz z którym kiedyś wspólnie uczyliśmy ciebie, pozostał w górach na zawsze. Tak je pokochał, że postanowił w nich umrzeć. I tak się stało.  Bywa i tak, bywa i taka przyjaźń z nimi - dozgonna. Tu spełniła się jego przyjaźń i z górami, i ze śmiercią. Było to parę lat temu. - stary taternik uśmiechnął się i zrozumiałam,  że skończył swą opowieść.

Po kilku godzinach wspomnień i rozmowy, poszliśmy razem ścieżką, którą pierwszy raz z nim wędrowałam, gdzie mnie uczył gór.

I powiem tak: Od samej Hali, poprzez Zawrat, Świnicę, Przełęcz Świnicką, Karb i z powrotem na Halę nie padło ani jedno słowo. Delektowaliśmy się wszyscy przyjaźnią z Tatrami.  

Przy każdym z nas, krok w krok, szła nasza przyjaciółka - śmierć. Szła równie cicha i spokojna, jak my.

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane