piątek, 13 lipca 2018

50 lat tatrzańskich wędrówek

65. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

… Chodzę tam, gdzie nie ma ludzi. Znalazłam nazwę dla takich miejsc „zapomniane ścieżki”. Dzisiaj ją wymyśliłam. Uciekłam z Hali Gąsienicowej, bo usłyszałam chyba z dziesiąty raz „ach, jak tu pięknie”. Zadałam sobie pytanie, czy każdy, nawet przygodny wędrowiec, musi mi przypominać, że tu jest pięknie? Uciekłam więc na inną ścieżkę, z Hali w stronę Gęsiej Szyi. Nie spotkałam nikogo, nikt więc nie mówił, że tu pięknie, ale za to czułam, że właśnie tak tu jest.
Już spacerując, a właściwie to przeskakując z kamienia na kamień przez wezbrane potoczki na szlaku, zamoczyłam swoje trampki. Zdjęłam je, ustawiłam na głazie w słońcu, by wyschły, a bose stopy schładzałam w wodzie.
Patrzyłam na bliższe i bardziej odległe górki, cieszyłam się ciszą polany. Przyszedł czas na refleksję: dlaczego uciekłam od ludzi? Pierwsza odpowiedź była taka, że ci ludzie kłamali. Udawali swój zachwyt, chwalili się swoją wrażliwością, swoją poetycką duszą przed innymi, przede mną, a tak naprawdę przyszli tu w góry, by coś zdobyć, by coś znaleźć, by wspiąć się jak najwyżej, by pokonać siebie i ewentualnie nie być słabszym i mniej odważnym od współtowarzyszy wycieczki.
Druga odpowiedź przyszła później: To ja uciekłam, bo moje góry, moje tu wędrowanie to ucieczki od tłumów spotykanych w życiu, w ogóle od życia, które mi się nie układa, jak to sobie wyobrażałam.
Zadałam sobie kolejne: Od czego konkretnie uciekam? Od kradnącej mi mężczyzn mojej urodziwej siostry? Od nieszczerych, nie bezinteresownych mężczyzn? Od pustego mieszkania? Od oceniania świata, ludzi i ich sposobu postrzegania rzeczywistości? Od bycia narzędziem w społeczeństwie?  Od szarej, beznadziejnej codzienności i powtarzania ciagle tych samych czynności? Od czego jeszcze? Od ambicji bycia kimś? …
Może uciekam od szukania samej siebie? Od szukania prawdy i sensu życia?
Wiem, że nic nie wiem …
… Tak, tutaj uciekłam, by niczego nie szukać. By nie szukać w sobie urody, doskonałości ciała, większej wiedzy i mądrości.
A jeśli prawdą jest, że w ogóle uciekam przed tym wszystkim, o co pytam? Oj …
.. Oj, wredna jednak jestem. Taka jest prawda, a odkryłam ją poprzez innych ludzi: Nie kocham Tatr, nie przyjeżdżam tu z miłości do nich, przyjeżdżam tu, bo nie mogę się pogodzić z tym, co spotykam „tam”, bo nie mogę się pogodzić z tym, co było i z tym, co mnie „tam” czeka.
No i płakałam, bo odkryłam, że już nie mam gdzie uciec. Co mi jeszcze zostało?
I może bym jeszcze długo płakała, gdyby nie to, że stopy i nogi mi tak zesztywniały, a to zimno górskiej wody dotknęło mi już prawie oczu i o mało nie zamroziło mi łez. Hihi. Teraz zaczęłam się śmiać. Pobiegłam z powrotem do Gąsienicowej, by się rozgrzać, ale przede wszystkim, by już nigdy nie uciekać: Chyba jednak tam wrócę, nie mam lepszego rozwiązania. …
Jestem na kolejnej mojej zapomnianej ścieżce, w Starobociańskiej Dolinie. Schodzę nią z Bystrej i z Siwej Przełęczy. Odkrywam tu chyba ze sto odcieni zieleni. Tak, życie ma chyba miliony odcieni, a ja poznałam dopiero kilka.
Odkryłam dzisiaj jedno, przyszło przed chwilą: „niczego dzisiaj nie szukałam, a znalazłam to odkrycie”. Dobre i to. Inni znają po prostu zieleń, a ja odkryłam sto jej odcieni.
Za chwilę jednak zdałam sobie sprawę, że nie to odkrycie jest ważne, lecz drugie: znajduję, gdy nie szukam!
Śmiałam się jak dziecko. Tutaj to uszło mi bezkarnie, ale gdy doszłam do Chochołowskiej ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę. - A co mi tam, przecież nią jestem! – pomyślałam i od razu mój śmiech stał się jeszcze głębszy, siegnął dna mojej duszy.
… Spacerowałam dzisiaj w mżawce Doliną Lejową i dalej, aż do Kuźnic, Ścieżką nad Reglami. Przemianowałam moje „zapomniane ścieżki” na „ścieżki zapomnienia”. Dlaczego? Bo na nich wiele zapomniałam. Dzisiaj uświadomiłam sobie, że zapomniałam o swoich pragnieniach, o poszukiwaniu spełnienia, o pragnieniu udoskonalenia się.
Tak, dzisiaj odkryłam, że nie ma już od czego uciekać, bo zniknął mój strach.
Co odkryłam jeszcze? Chyba nic, a to z powodu, że spodziewałam się, iż coś odkryję.
Tylko zapomniałam – dobre i to. …
Jestem na Równi Waksmundzkiej. Nikogo tu nie ma – mnie też, bo napotkane zwierzęta nie uciekały ode mnie, więc nie widziały mnie. Zniknęłam dla świata. Usiadłam na tej łące i przepraszałam góry, za to, że traktowałam je do tej pory myślami i słowami. Godzinę później nie przepraszałam, tylko wyrażałam wdzięczność, bo to one - góry mnie nauczyły zapominać, a później nauczyły znacznie większej sztuki – kochania ...
Tak, ze „ścieżek zapomnienia” wkroczyłam na „ścieżki miłości”.
… Skończyło się moje poszukiwanie. Czuję, że wszystko do mnie przychodzi samo, po co więc szukać. Czuję, że jest odwrotnie niż myślałam, niż wierzyłam. Wierzyłam na „ścieżkach zapomnienia”, że jak się szuka, to się znajdzie. Okazało się, że rzeczywistość jest odwrotna. Wszystko jest odwrotnie. Prawda jest zupełnie odwrotna w stosunku do naszej wiedzy, naszych przekonań, naszych myśli. Prawda jest w sercu i dlatego prawda jest poza słowem. Nie umiem tego inaczej powiedzieć. …
Czytałam wczoraj swoje wcześniejsze wpisy w mojej księdze tajemnic i coś odkryłam. Dzisiaj na tej ścieżce na Małołączniaka przeszły przeze mnie moje wspomnienia, moje odkrycia. I tak po kolei:
Siedzę sobie obok Kobylarzowego Żlebu, w drodze na Małołączniaka. Patrzę na okolicę, na tę dość zamknietą przestrzeń, a mimo to czuję otwartość. …
Usiadłam sobie nad Wielką Turnią, przy Czerwonym Grzbiecie, poniżej Małołączniaka. Patrzę na Giewont, na jego uśpioną rycerskość i czuję, że on tylko pozornie śpi.
Właśnie dlatego, że jest przebudzony, nie wysila się, nie ucieka i nie goni, bo od czego i za czym, bo po co, skoro życie mu przyprowadza tłumy go wielbiących, hihi. Uśmiałam się sama z siebie.
Tak, on jest jak moja urodziwa siostra, za nią też biegają tłumy mężczyzn, ale czy jest szczęśliwa? Ona szuka tłumu, by ją ktoś zauważył i zauważają ją. Ona się tym karmi jak słodyczami, ale chyba jej to nie uszczęśliwia, bo musi to powtarzać codziennie. Słodycze odstawiła, by nie przytyć, ale tego nie chce zostawić … by nie schudnąć. Jej serce jednak chudnie …
Śpiący Rycerz spokojnie czeka i patrzy. Ci wszyscy, którzy go odwiedzają są niespokojni, czegoś im brakuje, czegoś szukają. Niestety, nie są w stanie zrozumieć tam na górze, tam pod krzyżem, że póki szukają, to nie znajdą.
Tę prawdę mogą odkryć na „ścieżkach zapomnienia”, lecz oni po nich nie chodzą, nie przesiadują tam w ciszy, a jeśli na nich są, to chwilę - przebiegają jakby coś ich goniło, jakby uciekali przed …
… Siostra. Od kiedy przestałam jej zazdrościć, przestałam poszukiwać szczęścia, od kiedy przestałam uciekać zdarzyło się wiele. Gonią za mną ci zawiedzeni jej urodą, bo okazała się chwilowa i płytka. Ona to czuje i teraz to ona mi zazdrości. Nie mogę jej pomóc, bo ona nie cierpi gór. Była tu raz – na Krupówkach. Nie podobało się jej, bo głupio by wyglądała tam w szpilkach i w minispódniczce, tak mi powiedziała.
Teraz, po latach, jej mężczyźni przychodzą do mnie, chcą być przyjaciółmi, lecz po paru chwilach … widzę, że się boją mnie, mojej wolności, mojego patrzenia głębiej, boją się tego i uciekają ode mnie, bo czują, że widzę ich strach ...
… Schodząc z Ciemniaka przez Dolinę Tomanową – to moja ulubiona „ścieżka miłości,” a kiedyś „zapomniana ścieżka” – przyszła do mnie odpowiedź, którą lata temu sobie zadałam na jednej z takich ścieżek: Przed czym uciekam?
Tak, uciekałam przed samą sobą. Wszystkie inne odpowiedzi były fałszywe. Nie uciekałam przed światem, przed ludźmi, przed niespełnaniem się pragnień, przed nieszczęściem i cierpieniem powodowanym brakiem nadziei i wiary. Uciekałam przed samą sobą, przed moją miłością. Od świata można uciec, ale od siebie się nie da. Od tysięcy lat ludzie uciekają od życia ku górom, ale tam znajdują siebie …
I drugą rzecz, która do mnie przyszła: Nie znalazłam tego tutaj w górach, bo tutaj też tego nie ma. To jest tylko we mnie. Świat jest tylko naszym lustrem, góry też tym są, a poprzez to, że są tu tak wielkie kontrasty, tak dużo odcieni zieleni, czerni i szarośći, tak dużo ciszy i spokoju, tak dużo natury, to łatwiej tu wniknąć w swoją naturę.
Góry niczego nie uczą, nikt i nic nas nie uczy, bo nie ma czego. Cała nauka, cała wiedza jest w nas. Góry nie obdarowują miłością, one nam oddają naszą. Gdy siebie kochamy, wiernie odbijają naszą. Oddają naszą przyjaźń, zrozumienie, nasze światło i naszą ciemność.
Tak, wspomniałam dzisiaj swoją ciemność na przeszłych ścieżkach, szczególnie w dniu, gdy przemoczyłam trampki (tak się kiedyś chodziło po górach, to piękne czasy, hihi). To była ciemność, prawie noc, to był sen. A włącznik światła był pod ręką, a właściwie to i światło było włączone (hihi, przecież wysuszyło mi moje trampki). Tylko moje oczy wpatrywały się w myśli i słowa, zamiast zaglądać głębiej, zamiast wkroczyć na ścieżkę miłości. …
.. I dzisiaj niczego nie żałuję, nawet tych pięćdziesięciu lat potrzebnych na zdobycie  - odkrycie tego jednego … tej jednej prawdy.
Tak, dzisiaj obchodzę jubileusz. Dokładnie pięćdziesiąt lat temu byłam pierwszy raz w Tatrach. Jednak nie oddałabym nikomu ani jednego dnia z tego półwiecza. Dlaczego?
Bo to piękne ścieżki. Piszę to słowem, wyrażam tym samym jakąś myśl, ale … tego, co tu wypowiadam nie da się wyrazić, bo tego, co czuję, nie można wysłowić, nie można zapisać w pamiętniku.
… Piszę, ale to tylko pisanie, całe moje doświadczenie jest ze mną, tego nie przeleję, nikomu nie dam, bo sama jestem tym doświadczeniem, tym życiem, a ja nim nie rozporządzam. Jest jakaś siła, coś – jakaś moc, jakaś prawda, jest życie i tam są wszelkie …
Nie umiem już pisać, a może i nie chcę, bo, po co? Nikt tego nie zrozumie, póki sam nie doświadczy …

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.
Piotr Kiewra

1 komentarz:

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane