poniedziałek, 18 czerwca 2018

Co robić w Tatrach w niepogodę?

60. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

Wielu niedoświadczonych wędrowców pyta: co robić, gdy zastanie nas niepogoda?
Oto kilka przygód naszej samotnej wędrowczyni, które spotkała właśnie w niepogodę.  Może to kogoś zainspiruje.

U górala u którego kwateruję się na czas moich wędrówek, inni z mieszkańców pytają się mnie rano, a co tu robić  w taką pogodę? (od rana leje). Więc im opowiadam, co ja robię w takich okolicznościach. No i wszyscy wyruszyli w góry na spotkanie z przygodą. Zabrałam i ja wszystko, co potrzebne, zarzuciłam na siebie „namiot” i szeleszcząca ruszyłam w Tatry.
Przyjechałam w Tatry na tydzień, a tu leje. Myślę z rana, co tu robić? Przecież nie wytrzymam patrząc na niewidzialne Tatry przez zapłakane szyby. Ruszyłam w miasto. Jednak Krupówki i inne miejskie zakamarki to nie góry. Skręciłam więc gdzieś w kierunku gór. Natrafiłam na potok, a ten mnie poprowadził Bulwarem Słowackiego do Kuźnic. I zobaczyłam potoki pod Nosalem, tak pełne życia jak nigdy dotąd. Stąd potoki na ścieżkach wiodły mnie do Jaworzynki.
Woda z mojej pelerynki zlewała się wprost do butów, więc te mi przemokły i wewnątrz nich chlapało tak samo jak i na zewnątrz. Więc je zdjęłam. No i pierwszy raz miałam kontakt z Tatrami i górską niepogodą na boso. To piękne przeżycie dla mojej duszy i dla moich nóg. Naprawdę.
A tu w Jaworzynce pusto jak nigdy. W Kuźnicach pusto, w Tatrach pusto. Dzięki tej pustce słyszę dźwięki jakich do tej pory nie słyszałam: i ptaki, i krople deszczu ześlizgujące się z liści, i chrzęst mokrego żwiru pod stopą, i … cała orkiestra „mokrych” dźwięków.
…  
Kolejny dzień pada. Więc ruszam pierwszy raz w życiu na Kasprowy kolejką. Wjechałam w niepogodę i przeżyłam dzień jak … w raju ponad chmurami i deszczem – sam na sam z błękitem.
Obiecałam sobie, że od dziś nie boję się tatrzańskiej niepogody, bo …?
Niepogoda: deszcz, ulewa, burza, halny, mgła, to część gór, to ich naturalni przyjaciele. Skoro to przyjaciele Tatr, więc są i moimi przyjaciółmi.
(Dopisek w nawiasie: To jedna z moich najlepszych decyzji w życiu. Dzięki niej doświadczyłam Tatr takich, jakich mało kto doświadczył).
Chodziłam dzisiaj cały dzień, ale do końca ynie jestem pewna, gdzie byłam … cały czas w chmurze i we mgle. Gdyby nie Potok Kościeliski i jego szum, pewnie nie miałabym, o czym napisać … Jego wymowność i poetyckość zaskoczyły mnie. Iluż dźwięków natury, duszy i serca nie słyszymy, bo zawierzamy w większości oczom  …
Odkryłam, iż oprócz tych ścieżek, które widzę są te niewidzialne, a słyszalne.       I dalej … oprócz tych, które słychać są jeszcze takie, które się czuje, a może jeszcze inne … oto moje tajemnice, odkrywane dzięki chmurom i mgle.
Leje, a ja siedzę “pod folią” na Pęksowym Brzyzku. Pusto tu. Cieszę się, że tu przyszłam. Tu, na tych wąskich ścieżkach między grobami uczę się, co jest ważne, które z górskich ścieżek i z tych życiowych dróg, są ważne. To mówią mi Ci wielcy ludzie. Ich usta milczą, lecz ich dusze śpiewają, co ważne, a co trzeba sobie odpuścić.
Tak, wszystko, czego nie przytargali tu ze sobą, do swych własnych grobów, jest nieważne. … Nawet ten proch, co po nich pozostał, jest nieważny – on tylko przypomina o tym, co ważne, tym, co tu przychodzą.
Coś zostało … To tu jest i jest wszędzie, na każdej ścieżce.
Cieszę się, że pada deszcz i że mnie tu przyprowadził. To piękny dzień! …

Spaceruję po Hali w deszczu. Szumi nim moja peleryna, lecz słyszę tę ciszę Hali, tę bezdźwięczną ciszę. Widzę jej najmniejszych mieszkańców: Trawę, małe i większe kwiaty, kosówki, żwir pod nogami, głazy obok ścieżki, a to dalsze i większe czuję.
Widzę i słyszę ludzi na ścieżkach. Wyłaniają się z mgły, wędrują dalej w swych szeleszczących i kolorowych kapotach. Nie widzę ich twarzy, ale czuję ich serca. Biją tym samym „ach” co moje.
Oczy mylą. Dzisiaj wierzbówka kiprzyca jest wielkości smreków, a w słońcu jest taka mała … Tak, to patrzenie w deszczu jest potrzebne, by wyrzucić wszelkie kryteria i normy, by nie patrzeć przez pryzmat wielkości … w deszczu i mgle, to, co małe rośnie, jakby chciało powiedzieć: Wreszcie mnie widzisz!
Tatry bez deszczu, bez mgły, bez chmur, słońca, błękitu nieba i bez człowieka tu na ścieżce, bez serc i dusz, bez „ach”, nie byłyby pełne. To wszystko to CAŁOŚĆ. ACH!
Wchodzę na Zawrat. Idę w chmurze. Nic nie widzę. Nie ma nieba i nie ma piekła, nie ma strachu. Widzę kawałek łańcucha, kawałek ciemnej, śliskiej, mokrej ściany, a mimo to się do niej … przytulam. Widzę swoje dłonie, widzę to, co bliskie stopie – kawałek skały i nic więcej nie widzę. Czuję … znowu jestem tu i teraz. Czuję, czym jest ta chwila … To piękna ścieżka i piękny czas … bez czasu. Wchodzę w chmurze prawie niewidoma na przełęcz, a tu, po drugiej stronie, w Pięciu Stawach - inne życie: bezchmurność, słoneczność, otwartość świata.
Co we mnie uderza? To jak szybko zmieniają się nastroje ... wystarczą sekundy … Nie tylko szybko …. Ta sama ścieżka … przed chwilą ze smutkiem patrzyłam pod nogi i na ręce, przytulałam się do kawałka mokrej skały, a teraz widzę cały świat, czuję się przytulona przez słońce i przez całe góry … i uśmiech jest wszędzie, i we mnie …
Dzisiaj przyszłam tu (Smreczyński Staw) w niepogodę, gdzieś tam wyżej zaczynał się halny. Tu było ciszej. Słuchałam i słyszałam szeptane i wykrzykiwane wietrznym językiem słowa. Wiatr rozmawiał ze smrekami, z chmurami, które przebiegały nad ich wierzchołkami, czochrając się o nie jak koty. Rozmawiał ze stawem, a te słowa zamieniały się w fale i uderzały o brzeg. To burzliwa rozmowa, pełna argumentów, a staw widziałam w takich emocjach pierwszy raz. Mimo, że dużo emocji i dużo piany, to jednak czas pokoju, bardziej czas świąt niż wojny.

Rozmawiał i ze mną. Wydało mi się, że go rozumiem. Na pewno rozumiem, bo mam tak samo jak wiatr, raz jestem cicha, słoneczna, płynę jak łza po policzku, a innym razem mam w sobie burzę, niosę ją, gdzieś we mnie ten wewnętrzny halny szaleje i gra, aż się wyszaleje, uspokoi i zaczynam świętować. Więc zsynchronizowałam się z halnym i świętujemy razem. Wszyscy w halnym cierpią, a ja świętuję, hihi. Bo jesteśmy jednym.
Patrzę na Siklawicę i nie mogę się nadziwić jak urosła, jak spotężniała od wczoraj. Wczoraj płynęła cienką strużką ledwo nawilżając pod sobą skałę, a dzisiaj po całonocnej ulewie i wciąż padającym deszczu udaje Wielką Siklawę i energią, i hałasem i … pięknem.
Doszłam do wniosku, że Strążyska w deszczu i we mgle jest … Słowo „piękno” jest tak ubogie, tak mało wymowne i tak zbyt mało szare, by można nim oddać to, co tu poczułam. Więc Strażyska jest inna, zuepełnie inna, dlatego warto tu być w deszczu i we mgle.
W ogóle warto być w Tatrach w niepogodę.
Idę po grani od Kasprowego w chmurach, jak we mgle, którą co chwilę wiatr rozwiewa ukazując niewidziane nigdy wcześniej światy.
Idę dalej po Czerwonych Wierchach w chmurach, a tu pode mną i na równi ze mną spektakl. Tworzą się i znikają zasłony, ukazując pełne magii i tajemnic Tatry. Wydawało mi się, że znam je od podszewki, ale zrozumiałam, że nie da się ich poznać. W każdej sekundzie są inne. Ilość tajemnic rośnie. Chmury i mgła je mnożą. Och jakże mnie to cieszy!
Patrzę po deszczu i burzowej  ulewie na Siklawę. To już nie Siklawa, to Niagara.
Tyle w niej emocji … Jest jak wulkan. Mogę na nią patrzeć i czuć ją godzinami. Nie przeszkadza mi nawet jej milion decybeli … Czuję jakby ta energia przelewała się też przeze mnie. Ta energia oczyszcza i witalizuje. Lubię być blisko Siklawy, potoków i Tatr w deszczu.
Jest tu wtedy tak mistycznie, tak duchowo, tak poetycko i tak groźnie … Tom działa jak magnes … na mnie. Bo innych tu nie ma.
Co ludzie robią w niepogodę? Przegapiają połowę życia, przegapiają połowę Tatr, połowę siebie, połowę tajemnic świata i całe jego piękno …
Zaiste.
Przestałam pod okapem Murowańca z pięć dzisiejszych burz. To jedna z moich największych przygód. Na zewnątrz burza a we mnie …
I to w takim miejscu jak Hala Gąsienicowa.
Gdy byłam mała, w czasie burzy wszyscy, a szczególnie mama i babcia chowali się w domu jak najgłębiej, a ja wychodziłam na zewnątrz i pod okapem domu obserwowałam burzę, błyski i nasłuchiwałam gromów, czułam każdą kroplę ulewy, jakby przepływały przez mnie. Dzisiaj znowu poczułam się małą dziewczynką.
Wszyscy mnie zapraszali do środka, ale gdzież tam, przecież burza i deszcz są tu!
W niepogodę życie nabiera kolorów. Dosłownie: tylko w niepogodę serce i dusza mogą się cieszyć tęczą.
Dlatego wędruję w Tatrach  i w niepogodę. Tutaj się zdarza ta druga połowa życia, nie lepsza i nie gorsza – inna. Tu się tworzy kontrast.
Kocham ten kontrast.
    

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane