niedziela, 13 listopada 2016

Co cię porusza?

- Wietrze, ty nie masz czasu się nudzić. Co chwilę jesteś w innym miejscu, poznajesz nowy kawałek świata, nowych ludzi. Możesz być tam, gdzie coś się dzieje. Co mam zrobić, by moje życie nie było nudne, by nie nudziły mnie rozmowy? Odpowiesz mi? – zapytał człowiek.

- Wiesz, skąd nuda? – zapytał wiatr. Człowiek wzruszył ramionami. Nie potrafił odpowiedzieć. Wiatr mówił:

- Bo zajmujesz się rzeczami. Zajmujesz się tym, co znane, tym, co widać i słychać. Zajmujesz się faktami. W faktach nie ma tajemnicy, w rzeczach nie ma tajemnicy, a jeśli jest, to tylko krótką chwilę, a za moment już wszystko wiesz.

Porozmawiajmy o uczuciach. Opowiedz o tym, co cię porusza.

I wiesz co? Nawet gdybyśmy rozmawiali wieki całe, nie znudzimy się, bo nie odkryjemy tajemnicy, bo tajemnic serca i duszy nie da się zgłębić, poznać w jednej chwili, na to potrzebujesz wieków całych, a i tak pozostaną nieodgadnione.

Chwilę porozmawiamy, lecz wkrótce się przekonasz, że znacznie więcej poruszeń cię dotknie w milczeniu, gdy przyjrzysz się kwiatom w ciszy, gdy zajrzysz sercem w serce innego człowieka, gdy zajrzysz ukochanej osobie w oczy, zajrzysz w głąb jej duszy, gdy zajrzysz w głąb siebie. Tam są największe tajemnice.

Ci, którzy rozpoczęli w ciszy tę podróż, którzy patrzą w milczeniu na księżyc, gwiazdy, ptaka w locie, na spadający liść, lub na krople rosy lśniące na pajęczynie, nigdy się nie nudzą. Są zdumieni i to zdumienie nigdy się nie kończy. Nie może się skończyć, bo im głębiej wchodzisz w świat tajemnic, tym są one głębsze.

Porozmawiajmy o tym, co cię porusza. Pobądź sam na sam ze swoją własną tajemnicą, posłuchaj serca i duszy, a twój zachwyt będzie trwał i trwał.                                                                                                                                                                             Tyle ci powiem o nudzie. – i skończył wiatr. Poruszył trawy na łące, strącił krople wody z pajęczyn i liści, rozkołysał fale na stawie, a człowiek się zdumiał, bo poruszyło się jego serce, popłynęła łza po jego policzku, poczuł jak otworzyła się wielka księga tajemnic – księga, która nie ma końca .    


Piotr Kiewra

wtorek, 8 listopada 2016

Jutro jest schronieniem*

Jest tylko ta chwila. Nie ma innej. 

Obserwuję siebie, swoje myśli i słowa coraz więcej widzę, słyszę, czuję. Gdy poznaję siebie, gdy lepiej siebie rozumiem, im więcej w sobie odkrywam, im więcej w sobie zmieniam, im więcej ze swego myślenia oświetlam, tym więcej tego, co oświetlone znika, wyparowuje, rozwiewa się. Często odkrywam to w innych, by za chwilkę uświadomić sobie, że sam to mam, że zmieniając to w sobie zmieniam innych, zmieniam, poprawiam świat.


Dzisiaj, patrząc na niebo poprzez wiosenne liście, poprzez wiatraki, odkryłem „jutro”. Hihi, śmieję się, bo … dzisiaj odkryłem „jutro”. Dzisiaj jest prawdziwe, bo właśnie jego doświadczam, a jutro jest fałszywe – nie istnieje i nigdy nie będzie istniało, nigdy nie stanie się dzisiaj, bo nawet jutro „jutro”, będzie dzisiaj.

Patrzę na liście i widzę, czuję, że dla nich jutro nie istnieje. Zielenią się, oddychają, fotosyntetyzują dzisiaj. Patrzą w słońce, poddają się wiatrowi, robią swoje w tej chwili, w TERAZ, nie odkładają niczego na jutro. Wiatrak też się kręci teraz, słucha wiatru i niczego nie planuje, nawet następnej chwili, następnego obrotu śmigła, wieczora, nocy, ranka, nie oblicza tchnienia i kierunku wiatru, on po prostu jest.

I tym się właśnie różnię od liścia, od słońca, od wiatru, od wiatraka, że dla mnie istnieje jutro.

Czym jest „jutro”?
Urodziło się z wczoraj. Gdyby nie było wczoraj, nie zaistniało by. Jest wyobrażeniem na bazie doświadczenia, na bazie wiedzy, wspomnienia z wczoraj.
Czym jest? Schronieniem, ucieczką, azylem. Jest nieprawdą, mżonką, zamgloną nierzeczywistością. Jest myślą, jest projektem, projekcją, filmem, jest science fiction. Jest niczym, pustką.

Jutro jest schronieniem, wczoraj jest schronieniem … dla myśli. Tam właśnie uciekają przed odpowiedzialnością tej chwili, odpowiedzialnością przed TERAZ, czyli przed prawdą życia, przed rzeczywistością.

„Jutro” jest placem zabaw dla myśli, poligonem dla ich walk i wojen, fabryką cierpienia, taśmą produkcyjną, na której składane jest cierpienie.

Jutro jest azylem, pięknym na zewnątrz domem - fatamorganą szczęścia, lecz wraz z dojrzałością osiągamy zrozumienie, że wewnątrz tego domu nie ma nic z tego, co było widoczne z daleka, że nie warto iść w jego stronę.

Jutro jest schronieniem dla rzeczy nietrwałych, bezwartościowych, sztucznych, nieistotnych, rozsypujących się w proch, jest czymś na kształt zamków z piasku.
Jutro nie jest schronieniem dla miłości, dla radości, bo one są TERAZ. Jutro jest schronieniem dla strachu.
Tak, z celów, z marzeń o domach, miłościach, pieniądzach, władzy, sukcesie rodzi się strach i tam właśnie mieszka. Strach jest zawsze „jutro”, a namalowany został przez „wczoraj”.

A słowo? Słowo też jest z wczoraj, lub też jest planem na jutro. Słowo jest z tej samej materii - jest puste, bo jest o wczoraj i jutrze. 

A uczucie? 
Uczucie jest teraz, nie było go wczoraj i nie będzie jutro.

Patrzyłem na liście, słońce, wiatraki, nasłuchując i czując wiatr na twarzy, podziwiałem ich mądrość.
I taka we mnie powstała definicja mądrości:

Mądrość jest TERAZ. Mądrość nie szuka schronienia w „jutro”. Mądrość jest tam, gdzie nie istnieje „jutro”.

Wrzucam, więc „wczoraj” i „jutro” do koszyka na myślowe śmieci i jadę TERAZ dalej. 

Dzięki temu, TERAZ staje się bogatsze i … wieczne, i … moje. 

Pozostaję przy uczuciach.


Piotr Kiewra

* myśl zaczerpnięta od Osho

niedziela, 16 października 2016

Trzeci ogrodnik*

człowiek jest jak kwiat
kwiat jest wiecznie trwającą pieśnią

Szli śladem siwowłosego mędrca, równiną przypominającą ogród. Co chwilę zatrzymywali się, patrzyli na kwiaty, a one się im kłaniały, dotykały swoim pięknem, zapachem, tajemnicą. Nimi dotknięta zaczęła mówić:

Gdy opowiedziałeś mi o wiecznie trwającej pieśni kwiatów, zastanowiłam się nad celem wędrówki. Przypomniałam sobie moment urodzin mojej misji – ambicji, moich marzeń. 

Pamiętam to dobrze.

Nie miałam za dużo czasu dla siebie. Większość to była nauka. Jedyne, na co wtedy mogłam sobie pozwolić to marzenia. Tylko im nie żałowałam minut i godzin.
Cel gonił cel, tak było zawsze, aż nadszedł koniec moich studiów. Cieszyłam się, byłam z siebie dumna, była dumna ze mnie moja mama. Napisała do mnie list, a w nim, o mnie, jako o kwiecie.

Przeczytałam. Długo - ze łzami w oczach – nad nim kontemplowałam. Po tym przyszło do mnie wiele pytań. Znajdowałam na nie - jak to ja - szybkie odpowiedzi, czyli rodziły się następne marzenia. Sama dziwiłam się sobie, że byłam, aż tak ambitna, ale zapisywałam je i wierzyłam, że się spełnią. Wszystko było dla mnie jasne, przejrzyste. 

Lecz po tym dniu pełnym pytań i odpowiedzi, pełnym optymizmu i wdzięczności dla mamy, przyszła noc. Pojawił się sen, a w nim jedno dziwne pytanie: Kim jest trzeci ogrodnik? Zapamiętałam je na dłużej, pamiętam do dziś, bo stało się ważnym pytaniem. Próbowałam na nie odpowiedzieć, no i nie przespałam kilku następnych nocy.

W końcu doszłam do tego, iż jest ono konsekwencją tego konkretnego dnia, tych iluś tam pytań dotyczących mojej przyszłości. Widocznie nie odpowiedziałam tak do końca, tak prawdziwie, na któreś z tych ważnych i dlatego ponownie przyszło we śnie. Zdałam sobie sprawę, że nasze sny są kontynuacją spraw niedokończonych za dnia. Analizowałam i analizowałam każdą literkę, każde słowo, każdy cel. Analizowałam i syntetyzowałam to na różne sposoby….

Chyba wtedy zostałam naukowcem – naukowcem z misją. Tak, wtedy zrozumiałam, że nie wystarczy badać to, co wokół, lecz trzeba poznać również to, co we mnie. Dzisiaj wiem, że ten kierunek jest jedynym prawdziwie naukowym, bo dającym wolność, kierunkiem.

Jak rozwiązałam moją zagadkę? 

Pomogła mi mama. Otóż w liście nazwała mnie kwiatem. Dla niej byłam kwiatem, który narodził się z jej marzenia, z jej miłości, z jej pragnienia. Tak, ona była pierwszym ogrodnikiem.
Zapewniła mi wszystko, czego potrzebuję: znalazłam się w samym jej centrum, blisko jej serca, a ona karmiła mnie jego muzyką. Cóż więcej mogła mi dać?
Poświęciła dla mnie noce i dnie, tygodnie, miesiące i lata. Karmiła moje ciało tym, co najlepsze w ziemi oraz wodą i słońcem swego ciała, serca i duszy. Karmiła słowem, dotykiem, bliskością, czułym spojrzeniem. Współodczuwała wszystko, co we mnie, i do dzisiaj, współodczuwa. Taki jest pierwszy ogrodnik. Jest najważniejszy, bo dzięki niemu budzą się następni ogrodnicy i to, co z ich nauki dotrze do nas, zależy od tego, na ile rozbudziła nas mama.

Tak, jej celem nie jest tylko wydać nas na świat, ale też obudzić, pokazać, że nie tylko rzeczy się liczą, zrealizowane cele, tytuły, władza, wiedza, zakres przyswojonych słów, ale liczy się serce, nasza wrażliwość, muzyka, poezja i taniec w nas samych, nasza umiejętność współodczuwania.

Tak, to moja mama uświadomiła mi, iż jestem jak kwiat, który stanął u progu życiowej wędrówki z pytaniem o główny, najważniejszy cel: Jaka jest misja kwiatów?
Tak, to nie tylko to, co widać, ich zewnętrzne piękno, piękno serca, aromat, który dają światu, nie tylko dzieło, nie tylko owoce i nasiona miłości.
W istnieniu kwiatów jest więcej tajemnicy, więcej głębi, są największe i najgłębsze tajemnice – tajemnica istnienia, tajemnica życia.

Kontemplowałam piękno kwiatu, z czego ono wynika i w końcu odpowiedziałam sobie na pytanie, kim jest drugi ogrodnik, czego nas uczy, jaki ma cel wobec mnie.
Jest nim życie. Ono nas uczy podsuwając doświadczenia. To nic, że najczęściej jest to cierpienie, bo jego nauka jest najgłębsza - cierpienie jest największym mistrzem. Czego nas uczy? Bycia. A jeszcze głębiej? Uczy nas doświadczania siebie, rozumienia siebie w relacjach, które stwarza życie, w reakcjach na nie. Doprowadza nas do trzeciego ogrodnika.

Poszukiwanie trzeciego trwało lata. Dopiero tutaj, dopiero teraz, dzięki twojej opowieści i ciszy mędrca, zrozumiałam, kim jest trzeci ogrodnik. Mówiłeś mi to od samego początku: „Ty jesteś”, lecz słowo nie jest wiele warte, niesie tyle treści, a w niej tyle nieprawdy, tyle światła i jeszcze więcej cieni, że łatwo się w tym pogubić.
Ja jestem trzecim ogrodnikiem. Ja jestem odpowiedzialna za siebie, ja i tylko ja. Na początku wydawało mi się to czystym egoizmem, ale teraz czuję, że to nie egoizm. Mogę dać tylko to, co mam - jeśli mam siebie, mogę siebie dać. Jeśli jest we mnie prawda, to mogę ją nieść. Poznać siebie i być sobą, oto moja misja.

Jestem trzecim ogrodnikiem, a im głębiej się nad tym zastanawiam, to zaczynam rozumieć, że jestem pierwszym i jedynym ogrodnikiem, a ci dwaj pierwsi byli przewodnikami w moim rozwoju, w moim zrozumieniu, w mojej drodze do siebie samej. Dopiero tutaj zrozumiałam, to, co mówił Khalil Gibran o dzieciach, mówił coś, co większości matek trudno zaakceptować. Jednak moja mama zaprowadziła mnie do mnie samej. Jest wspaniałym przewodnikiem.

Gdy odkryłam, kim jest troje ogrodników poczułam się wolna, zrozumiałam, gdzie jest raj, zrozumiałam cel wędrówki kwiatów.

Dziękuję moim ogrodnikom: Mamie – Życiu – mojemu Ja.

Lecz wiem – zrozumiałam jeszcze jedno: wędrówka kwiatów się jeszcze nie skończyła, nigdy się nie kończy.


Dalej jest bezkres ...  


Piotr Kiewra

*Fragment dużo większej całości 

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozmowa z hakerem

Pewnej nocy obudziłem się, by się napić. To rytuał, taką mam potrzebę od dzieciństwa. Dotknąłem mojego smartfona i wtem ktoś się do mnie odezwał na facebookowym czacie.

Spojrzałem na wyświetlacz …  i pomyślałem, że to motyl, człowiek motyl. Tego się spodziewałem. Lecz przedstawił się jako haker. … I zaczęła się długa rozmowa.

Cały czas miałem odczucie, iż rozmawiam z motylem, wolnym człowiekiem, lecz on uparcie coś sprawdzał. Po co mu było to potrzebne?

Znam motyle, bo je obserwuję.

Czy motyl sprawdza moją prawdomówność, moją moralność, moją prawdę, moją duszę?
Nie sprawdza. Dlaczego? Bo nie jest mu to potrzebne, bo nie potrzebuje lustra, by sprawdzać swoją własną prawdomówność, swoją moralność, prawdę, bo tę prawdę zna.

Tylko ktoś, kto nie zna swojej prawdy, ma ambicję sprawdzać prawdę innych.

Ktoś, kto wątpi w swą moralność zwraca uwagę na moralność innych.

Ktoś, kto się boi, śmieje się z lęków innych ludzi.

Ktoś, kto jest ubogi brzydzi się ubóstwem, a bogaty brzydzi się materią.

Wspina się na górskie szczyty ten, kto chce z nich krzyczeć o odwadze i ten, kto nisko siebie ceni.

Ten, kto nie wie, kim jest, zadaje pytania i poszukuje prawdy, zdobywa wiedzę, gorączkowo poznaje innych ludzi i świat.

I taki ktoś obraża się, gdy spotyka się ze szczerością.

Haker może się obrazić, bo siebie nie zna i wszystko jeszcze przed nim. Motyl się nie obrazi, bo motyl nie reaguje, lecz odpowiada. Ma na wszystko czas i mówi prawdę. Zna siebie, a haker dopiero poznaje, więc stawia pytania i prosi o rady, sprawdza innych, by zobaczyć, ile ma jeszcze drogi do przeobrażenia.

No tak, pomyślałem, ktoś sprawdza moje ego, bo jest w połowie drogi między hakerem a motylem. To dobrze. Cieszę się. Przyjdzie czas, że będzie latać.

Na razie nie lata, bo jest obciążony hakerem. On siedzi motylowi na grzbiecie i przeszkadza. Gdy zapomni o innych, o ich sprawdzaniu, zniknie. I wtedy motyl zyska wolność.

Kim jest haker? Haker to motyl obciążony słowem, potrzebą działania i poszukiwania, obciążony innymi ludźmi, potrzebą naprawiania ludzi i świata. Haker to motyl obciążony pragnieniem, misją.

Jednak gąsienica to przyszły motyl i to mnie cieszy. Obciążenia znikną, zawsze znikają. Wystarczy się im przyjrzeć.

Skąd wiem, że znikają? Bo obserwuję motyle.



Piotr Kiewra

niedziela, 28 sierpnia 2016

Łzy wczorajszego deszczu

- Wietrze, oszczędź te krople! Tak pięknie się skrzą, nie strącaj ich, nie osuszaj! – prosił człowiek.

Wiatr odpowiedział na jego prośbę:

- Nie zrobię im krzywdy, nie martw się. Tak samo jak ty, kocham łzy wczorajszego deszczu. Opiekuję się nimi, by budziły twoją wrażliwość, by budziły serca, by łączyły żywioły: wodę, słońce i wiatr, z człowiekiem. Taki jest zamiar całości – łączyć. Zrozumienie łączy, niezrozumienie dzieli. Wrażliwość jest drogą do zrozumienia, nie słowa, tylko serce.

Lecz, co widzę? Widzę łzy na twojej twarzy. Co cię martwi?  

- Wietrze, dziękuję za twą delikatność. Wietrze, ty to masz dobrze, nie musisz za nic płacić, nie potrzebujesz pieniędzy, nie masz długów, w ogóle się tym nie martwisz. Nic nie wiesz o pieniądzach, prawda? – spytał zmartwiony człowiek.

- Tak, nic nie wiem o pieniądzach, ale wiem wiele o ludziach, z którymi rozmawiam – których wysłuchuję od tysięcy lat i wiesz co, ludzie – szczególnie ostatnio, dużo mi o nich mówią. I zdziwiłbyś się, bo jedni uznają siebie za nieszczęśliwych z powodu ich braku, a drudzy, ci więcej już zrozumieli, są również nieszczęśliwi, choć mają ich bardzo dużo. 

Cierpisz z innego powodu, nie z powodu braku, tylko z powodu niezrozumienia.

Opowiem ci coś: Otóż niedawno, parę lat temu, spotkałem najbogatszego człowieka świata. Umierał i powiedział mi, że żałuje, iż tak dużo czasu spędził uganiając się za pieniędzmi, dzisiaj żyłby inaczej.

Pozwól, że cię zapytam: Czy myślisz, że zarobienie pieniędzy rozwiązuje ten problem, że przestajesz cierpieć na zawsze?

Nie, zarobienie pieniędzy nie rozwiązuje tego problemu, bo problem jest głębszy. Problem jest w twoim oczekiwaniu, twoim poczuciu braku.

Brak pieniędzy, każde poczucie braku, to problem natury duchowej. Poszukujesz czegoś zupełnie innego, a znajdujesz łzy wczorajszego deszczu, znajdujesz znacznie więcej podpowiedzi i znaków.

Zarobienie pieniędzy, kreatywność w ich zarabianiu, doraźne zarabianie, czy też każde rozwiązanie systemowe w tej dziedzinie, nie załatwia niczego. Problemem nie jest pieniądz, lecz myśl o ich braku. Tylko rozchmurzenie się z tej myśli, z poczucia braku, sprawi, iż poczujesz, że jesteś bogaty, że problem z brakiem zniknął. To jest sposób na wszelkie braki, na wszelkie problemy.
Znam ludzi, z przeszłości i z teraźniejszości, którzy rozwiązali swoje problemy, pozbyli się poczucia braku, odnaleźli swoje szczęście.

I właśnie po to przyszło to poczucie braku, to cierpienie, byś znalazł ten właśnie sposób, byś go szukał. Taka jest rola cierpienia, taka jest rola poczucia braku, taka jest rola łez. 

Łzy prowadzą cię do serca, z głowy do serca. Serce jest wyżej niż głowa (wbrew pozorom), uczucie jest wyżej niż myśl, łza wczorajszego deszczu jest znakiem dla twoich własnych łez. Pieniądze też są znakiem, one są po to, by produkować cierpienie, by kłuć twoje serce, a przez to prowadzić cię do mądrości.

Tyle ci mogę powiedzieć o pieniądzach. Nic o nich nie wiem, lecz dużo wiem o ludziach, bo ich spotykam. Szczęśliwi świętują, cieszą się, a drudzy się martwią. Odróżnia ich tylko jedna rzecz – poziom zrozumienia. Ci, którzy zrozumieli mają i szczęście i pieniądze, choć te drugie nie są im potrzebne do szczęścia. Mają je, choć ich nie poszukują. Same do nich przychodzą, tak jak wiatr sam przychodzi.

I powiem ci jeszcze jedno: musisz poszukiwać bogactwa, by je znaleźć i by zrozumieć, że liczy się innego rodzaju bogactwo. Będąc biednym, tego nie zrozumiesz. 

Ten miliarder to zrozumiał i dlatego opowiedział mi o tym, bym skrócił drogę takim jak ty.


Piotr Kiewra

środa, 10 sierpnia 2016

Złość

- Piotr, ty się nigdy nie złościsz. Jak ty to robisz? Skąd u ciebie tyle spokoju? – zapytała, odrzucając list, który przed chwilą przeczytała. Wyłączyła też telewizor, zamknęła okno nie chcąc słuchać wiadomości ze świata oraz krzyków i kłótni sąsiadów.

- Ciociu, pytasz o to samo, o co pytała osa motyla. – powiedział z uśmiechem.

- A co on jej na to? – zaciekawiła się.

On ją zapytał: - A co robisz gdy ktoś ma gorączkę, bo jest chory?

- Współczuję mu i opiekuję się nim. – odpowiedziała osa.

- Otóż to, otóż to. Złość to też gorączka, to też choroba i to bardzo zaraźliwa. Gdy się ktoś na ciebie złości, a ty reagujesz złością, to za chwilę zamieniacie się w wulkany, w bokserów na ringu. Obie strony są w gorączce, a ona często zostaje na lata, czasem na zawsze. I nie ma znaczenia jaki jest tego powód.

W dzieciństwie, zanim dojrzałem, byłem gąsienicą. Wtedy nauczyłem się cierpliwości. Gdy ktoś mnie nadepnął, dokuczył mi, złościł na moją powolność, mówiłem sobie: odpowiem jutro, bo dzisiaj nie mam czasu, muszę przejść na drugi liść, a czeka mnie długa droga. I to pomagało. Na drugi dzień, nie miałem ochoty się złościć, a wręcz przeciwnie, czułem, że ten ktoś potrzebował pomocy, dobrego słowa, współczucia, opieki, bo ten ktoś miał problem, a nie ja.

To jest moja tajemnica, to mój sposób na złość: czekam do jutra z odpowiedzią, oraz współczuję złoszczącemu się, choćby wylewał na mnie całą lawę świata. To pomaga nam obojgu i zamiast wrogów mam przyjaciół.

- To ciekawe, muszę spróbować. We mnie jest dużo złości. Tak, potrzebuję cierpliwości i współczucia. Dziękuję. - powiedziała zadowolona osa.

Gdy Piotr skończył, ciocia podziękowała:

- Dziękuję motylowi. To mądra rada. Znam siebie, znam tę swoją gorączkę. Tak, złość to choroba, faktycznie jest zaraźliwa. Człowiek jest jak osa, ja jestem jak osa, nieraz jak rój os. Wiem, że zrzucam odpowiedzialność na innych, bo w nich widzę przyczynę mojej złości. Złoszczę się, złości mnie wiele rzeczy, złoszczę się na koleżanki, na świat, a później tego żałuję. Zarażam ich swoją złością, a oni zarażają mnie.

Dziękuję! Gdy wypełni mnie złość, poczekam do jutra, pozwolę jej odejść, a zamiast reagować na czyjąś złość, będę współczuć, bo jak mam się złościć na kogoś, kto jest w gorączce, gdy jest mu źle, gdy jest nieszczęśliwy, gdy potrzebuje pomocy? Piotrze od dzisiaj jestem motylem. – zadeklarowała uszczęśliwiona.

- Ciociu, na razie jesteś gąsienicą, na razie się uczysz, na razie dojrzewasz. Życie cię wypróbuje. By być motylem, trzeba się się przeobrazić, trzeba zdać egzamin, trzeba zamienić złość na współczucie. Same słowa nie czynią nas motylem. Życie nas odmienia. Będąc w złości nie możesz latać, osa nie lata, ona śni o lataniu, złość ją nosi, dopiero współczucie dodaje skrzydeł. – podsumował z uśmiechem.

Piotr Kiewra


czwartek, 14 lipca 2016

Autobiografia wielkiego mistrza

- Ciociu, co tak ciebie nosi? Chyba ktoś cię zdenerwował? – zapytał, gdy tylko wszedł do jej mieszkania.

- Ach te moje koleżanki, siedzą w domu, nigdzie nie wyjeżdżają, nie czytają książek, w ich życiu niewiele się zdarza, już sto lat temu przeżyły wszystko to, co miało się u nich wydarzyć, a ciągle mają tyle do powiedzenia. Gdy się spotkamy, to jedna przez drugą opowiadają i opowiadają tyle, jakby codziennie przeżywały wszystkie historie świata. Gdyby ktoś kiedyś miał napisać ich biografie, to pewnie lasów by zabrakło na papier. – żartowała ciocia.

- Rozumiem, tylko dlaczego cię to denerwuje, ciociu? Przecież je znasz, są nieszczęśliwe, znudzone, smutne, osamotnione, gdzieś tam w duchu cały czas płaczą, więc słodzą to swoje życie, wzbogacają przynajmniej słowem swoją autobiografię. Inspirują je seriale. Mają w tym talent, pomaga im wyobraźnia. Gdy ktoś rozdziawi buzię słuchając ich niestworzonych opowieści i milionów słów, czują się szczęśliwe, na chwilę zapominają o swoim nic-nieznaczeniu, budują sobie pomniki słowem w twojej pamięci. Im więcej nudy w ich życiu, tym więcej słów używają, by dodać tej nudzie kolorów tęczy. I niech sobie tak robią, tylko dlaczego ciebie to denerwuje?

- Właśnie, nie wiem. Sama nie wiem. Gdy od nich przychodzę, jestem jakaś wyprana z energii, rozbrojona, ale i coś tam we mnie się buntuje. Może chciałabym kiedyś im dosolić, powiedzieć prawdę, ale nie chcę im psuć humoru, nie chcę ich odzierać ze złudzeń, i nie chcę – boję się ich wprost zapytać, dlaczego tak oszukują. Wiem dlaczego – to, co mówisz jest prawdą. I tak od lat nawzajem się oszukujemy, one mi opowiadają, a ja ich słucham. – odpowiedziała już uspokojona.

- Ciociu, zapytaj siebie samej, dlaczego cię to denerwuje. Zajrzyj do serca, zajrzyj głębiej. – uparcie pytał o to samo.

- Może chciałabym sprawiedliwości, może nie dają mi możliwości opowiedzenia mojej historii, może nie pozwalają mi się oczyścić poprzez gadanie, a może, dlatego, że w ogóle mnie nie zauważają, myślą tylko o sobie, cały czas chcą zwracać na siebie uwagę, cały czas zabiegają o zainteresowanie, o współczucie. Ja tylko jestem biernym słuchaczem i czuję się ofiarą tego próżnego gadania. Czy też to tak widzisz, Piotrze? – zapytała w odpowiedzi.

- Podobnie, chociaż nie weszłaś zbyt głęboko, nie zapytałaś samej siebie o prawdę … - nie dokończył, bo zwróciła się do niego:

- Piotrze, ty nie opowiadasz mi swoich historii, dlaczego?

- Chyba wolę obserwować, słuchać, a poza tym, jestem zwyczajnym człowiekiem. Moje życie to tylko trochę prozy, trochę poezji, trochę smutku i radości, trochę ptaków, motyli, drzew i trawy, trochę dni i nocy, trochę gór i dolin, trochę strachu i miłości … O czym tu opowiadać? Moja biografia niewiele się różni od  miliardów biografii przeszłych i obecnych, od niezliczonych historii życia niezliczonych istnień wszelkiego rodzaju, o czym tu opowiadać? O przeszłości? O przyszłości? A gdzie wtedy czas na to, co obecnie się może dziać?
Dlaczego słowem miałbym wzbogacać swój życiorys?

Coś ci ciociu opowiem. Kiedyś zapytano mędrca, jak wygląda jego życie, odpowiedział im:

„Gdy chcę jeść – jem, gdy chcę spać – śpię, gdy chcę spacerować – spaceruję. To wszystko.”

No i wielu powie: nuda, przecież z tego nie da się stworzyć żadnej biografii, bo kto mógłby się tym zachwycić. Co to za życie? Nie taka jest rola człowieka, by jeść, spać i spacerować.

Ale ciociu, jego biografia przetrwała tysiące lat, jego imię dzisiaj się pamięta, jego przesłanie, jego przykład życia, jego zwykłość są dzisiaj inspiracją i wskazówką dla ludzi poszukujących ciszy. A gdzie jest pamięć o miliardach ogłaszających słowem, za życia, swoje autobiografie? Gdzie są ich pomniki?

Ciociu, słowo jest tanie i nie ma znaczenia. Jedyne znaczenie na tym świecie ma cisza i ją trzeba odnaleźć, a nie hałas. Doceniam ciszę, bo żyję w hałasie. Jednak nie tworzę hałasu, nie chcę innych obciążać swoim hałasem.

Ciociu, powiedz, gdzie się lepiej czujesz, w ciszy mojej autobiografii, czy w hałasie autobiografii twoich koleżanek? Nie odpowiadaj, już odpowiedziałaś.- skończył.

Ciocia przez dłuższą chwilę milczała, po czym powiedziała: - Co prawda, to prawda. To piękna historia o tym mistrzu. Wiele mnie nauczyła. Naprawdę dużo lepiej się czuję. Och ta cisza, wieczna cisza! – zamilkła, uśmiechnęła się, ale inaczej niż zwykle, zdecydowanie bardziej i szczerze gdzieś w środku, niż na powierzchni.

I trwali tak w ciszy z uśmiechniętymi sercami.

Piotr Kiewra