Jedna z moich studentek, bardzo inteligentna, radosna, kwitnąca, przyjechała do mnie na wakacje. Tu spędziłyśmy ich połowę, dwa tygodnie w Tatrach, po czym wróciłyśmy na ich resztę. Mieszkała u mnie i codziennie chodziła o kilka domów dalej, by opiekować się małą dziewczynką, chorą, nieuleczalnie chorą. Pracowała z nią nieodpłatnie, miała taką potrzebę, potrzebę dzielenia się dobrocią, wnoszenia swego spokoju, harmonii w życie małych dzieci, którym tego było brak. Odkryła talent w tym już dawno, opiekując się młodszą siostrą, aż tamta w końcu wyzdrowiała. Dowiedziała się o tym dziecku ode mnie i przyjechała.
Woziła ją w wózku, śmiały się, karmiły
kaczki i łabędzie, naśladowały śpiew ptaków, zbierały polne kwiaty, plotły z
nich wianki, układały bukiety, którymi obdarowywały przechodniów, lecz przede
wszystkim rozmawiały.
Czasem zabierały mnie na spacer.
Przysłuchiwałam się rozmowie i cieszyłam obecnością tych pięknych istot. Pyta
studentka dziewczynkę:
- Nie podoba
ci się twoje imię? Nie przejmuj się. Ono nie jest twoje, to tylko łatka, jest
umieszczona w głowach innych ludzi, lub gdzieś na kawałkach papieru. Bez
względu na to, czy tego chcesz, czy nie, czy sobie na to zasłużyłaś, czy nie,
ludzie i tak ci przypną jakąś łatkę, dadzą ci imię. Nie przejmuj się tym, nie
daj jej wpuścić do siebie. Dlatego ja nie nadaję łatek ani kotkom, ani pieskom,
ani ludziom, lepiej jak są bezimienni, niż mają nosić i być przywoływani
imieniem, które do nich nie pasuje, które przypina do nich jakieś kłamstwo,
jakąś cudzą wizję. Nawet rodzice się mylą, moi się pomylili, dlatego nie używam
imienia, ty też nie musisz. Znam parę osób, które tego nie robią. - i tu pokazuje na mnie.
- W głowach
rodziców niech sobie będzie ich łatka, lecz ty nie musisz się nią przejmować.
Miałam w liceum dwóch kolegów, jednego nazywali „jego świątobliwością” albo
„wielebnym”, a drugiego „szatanem”. Ich charaktery, przekonałam się o tym
później, stały się odwrotnością tych łatek. Ten wielebny został pijakiem, a
szatan poszedł do seminarium i zostanie księdzem. Łatki to sposób postrzegania
przez innych. Czasem mobilizują, czasem zniechęcają, czynią obojętnymi, nie
dotykają prawdy o człowieku, bo jak inni mogą ją rozpoznać skoro nie poznali
swojej.
Powtarzaj komuś, iż jest aniołem, a
dopasuje się do tego, lub odwrotnie swoim byciem temu zaprzeczy. Lepiej jak
imię wieńczy dzieło człowieka, jego prawdę, a nie jest czymś sztucznym, albo
wręcz zaprzeczeniem prawdy. Jeśli chcesz nadaj sobie dowolne imię, które cię
będzie mobilizować, albo zostań bezimienną, a życie samo znajdzie dla ciebie
nazwę.
Tak samo jest z twoją chorobą, nie trzymaj
się tej nazwy, ani nawet nie trzymaj się leku, który jest jej przypisany, niech
to się stanie dla ciebie obojętne, albo jeszcze lepiej - nie twoje, niczyje.
W Tatrach cieszyłyśmy się wspólną wędrówką,
po czym wróciłyśmy. Od razu po przyjeździe studentka pobiegła do dziewczynki na
wózku, by się z nią przywitać i umówić na jutro. Po paru minutach przez otwarte
okno słyszę nawoływanie, wyglądam, a tu obie dziewczyny stoją i czekają na
mnie. Zbiegam na dół, dopadam obu i przytulam do serca. Wiem, co się stało,
dziewczynka na wózku odpięła łatkę i wstała z wózka. Co miałam zrobić? Popłakałam.
Piotr Kiewra
Powyższa opowieść to jeden z ponad dwustu tekstów "Spowiedniczki" drugiego tomu 'Księgi górskich sekretów. Pamiętnika samotnego wędrowca". Aktualnie jest na etapie autorskiej korekty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane