piątek, 15 stycznia 2016

Oddalająca się bliskość

Pragnienie nie ma dna, dlatego nie można go spełnić. Spróbuj wypełnić wodą garnek bez dna.
Osho

Gdy patrzę na wiatrak, to co się takiego dzieje? On skłania mnie do odczuwania ciszy. Prowokuje mnie do rozmowy z moim wewnętrznym mistrzem. Tak samo odczuwam to w kontakcie z książką, z drzewem, i coraz częściej z ludźmi.

Dlaczego zwróciłem się w tę stronę? Tak, z powodu cierpienia. A skąd cierpienie? Sprawiły to „ludzkie” miłości. Jaka jest ludzka miłość? A no taka, że im bardziej się zbliżasz do ludzkiej istoty, im więcej jej dajesz, im bardziej się jej powierzasz, tym bardziej się od ciebie oddala, tym bardziej się broni. Im dłużej to trwa, tym bardziej cię nienawidzi.

I z czasem zaczynasz mądrzeć. Chyba tak, bo za którymś razem przestałem popełniać ten sam błąd. Gdy ćwierć wieku gonisz króliczka, jeszcze niewiele wiesz. Gdy przez kolejne kilka lat gonisz innego, nagle doznajesz olśnienia: nie zbliżam się, by się zbliżyć. Zbliżenie jest niemożliwe, bo w modlitwie nie mogą się połączyć dwie nieautentyczne rzeczy. Mogą się połączyć istnienia - dusze, ale nie dwie głowy.
Otóż, zbliżam się po to, by cierpieć i się uczyć, by zrozumieć.

Bliskość z mistrzem jest autentyczna. On nie ucieka, gdy się do niego zbliżam, wręcz przeciwnie, jego bliskość się pogłębia, jest coraz bardziej oddany, coraz bardziej kochający, coraz bliższy, a im bliższy, tym więcej rozumiem.

I to właśnie zrozumiałem: im bardziej oddala się ta ludzka część istoty, tym większa szansa na zbliżenie się do tej boskiej części. Ta boska nie ucieka, ona czeka na wspólną modlitwę.


Piotr Kiewra 

czwartek, 14 stycznia 2016

Tatry, wędrówka, to ...

Tatry, wędrówka, to …


Nie tylko Orla Perć i Rysy,

Morskie Oko i Hala Gąsienicowa,

Dolina Kościeliska i Małej Łąki,

Nie tylko szlaki, którymi wędrujesz, piękne, łatwe i trudne,

Szczyty, na które się wspinasz,

Doliny, w których oddychasz górami,

Nocą rozgwieżdżone niebo nad niewidocznym Giewontem,

Za dnia oświetlone słońcem sięgające nieba skały,

Chmury zakrywające górskie tajemnice i …

Nazwy, które – tak naprawdę - nic nie znaczą,

Smreki, kosówki okrywające zielenią szarość i czerń,

Łąki, hale, potoki i połyskujące w słońcu różnokolorowe stawy,

Kwiatek, który dostrzegasz na zamglonej, górskiej ścieżce,

Motyl napotkany na górskiej przełęczy,

Orzeł czy kruk, dla poznania, których się zatrzymujesz,

Nie tylko szum, czy łoskot spadającej wody,

Śpiew ptaków mieszkających wśród jodeł i nagich skał,

Górale z ich pieśnią na ustach,

Wiatr, z którym rozmawiasz,

Natura, którą podziwiasz,

Rozmowy świstaków i turystów,

Krok, który boisz się postawić,

Lęk, który idzie za tobą na wąskiej ścieżce,

Emocje, gdy wisisz na łańcuchach nad przepaścią,

Spokój, którego tu doświadczasz,

Przyjaciel idący obok ciebie,

Jego i twoje słowa opisujące odczucia,

Twoje serce bijące mocniej i szybciej, gdy - po prostu – patrzysz,

Twoje zmęczone wędrówką ciało,

Co zdobyłeś i zamierzasz zdobyć,

Przeszłość i przyszłość gór, i twoja w nich historia,

Radość bycia na szczycie i odkrywania górskich tajemnic.
To uczucie, którego nie da się wyrazić,

To górska cisza pozwalająca odkryć tę wewnętrzną,

To radość bycia,

To radość odkrywania siebie,

To przede wszystkim to, czego wypowiedzieć się nie da.


Piotr Kiewra

czwartek, 7 stycznia 2016

Zabijanie serca

Z cyklu Prawda wiatraków

Szedłem z twarzą zwróconą ku słońcu. Pomyślałem: - Ty zawsze jesteś prawdziwe, w tobie zawsze jest dobra energia, ty masz kochające serce!
Rozejrzałem się i wszędzie znajdowałem dowody jego gorącego serca.

Gdy skręciłem na północ, wtedy zamiast słońca, wiatraki zaglądały mi w oczy. – Tak, wy też macie gorące serca. Dowody są za mną, w mieście. – podziękowałem im.

Za miastem, w polu zobaczyłem dwóch ludzi. Jeden ścinał drzewo, drugi, mały człowiek, przyglądał się. I natychmiast przebiegło przeze mnie pytanie: - Czego on uczy swego syna?

Szedłem dalej i kontemplowałem tę scenę: - On niczego nie uczy, on zabija w dziecku jego serce. Swoje ma od dawna już martwe. Gdy był mały, ktoś inny w nim je zabił. A później już całe życie tak egzystował.

Kto zabija nasze serca? Ci, którzy uczą nas walki – uczą walczyć o rzeczy, o większego siebie, o przestrzeń. Oni uczą nas żebrać. Tak, wszyscy ludzie z martwym sercem stają się żebrakami, bo bez serca nie można już obdarowywać bezinteresownie – można tylko brać i oczekiwać współczucia od innych. Żebracy uczą żebraków.

Społeczeństwo i jego władza zabija serca, bo jemu potrzebne są owce, a nie mędrcy i wolne jednostki.

Kto jeszcze je zabija? Ci, którzy nas uczą matematyki, kalkulacji: Co nam się bardziej opłaca, czego nie warto robić. Uczą wykorzystywania innych. Oni rozwijają głowę, a zabijają serce. Tak, można mieć albo wielką głowę, albo wielkie serce, więc w pogoni za sukcesem wygrywa głowa – serce jest przeszkodą, więc w tych małych, bezbronnych istotach zabija się serce. Daje im się siekierę do ręki i każe ścinać drzewo, deptać kwiaty, truć owady i robaki. Każe im się konkurować z ludźmi, z naturą, z samym sobą.

Kto jeszcze zabija? Ci, którzy uczą nas się modlić. Każą się modlić głową, przy pomocy słów, przy pomocy próśb. Uczą nas prosić Boga o miłość, o rzeczy, o sukces w pokonywaniu innych, o łaskę przy obdzielaniu dobrami. Taka modlitwa zabija serce, zabija ufność. Taka modlitwa nie jest podziękowaniem i wdzięcznością, jest żądaniem, oczekiwaniem.

Tylko ciche serce umie się naprawdę modlić, bo modlitwa jest połączeniem. Serce łączy, głowa dzieli, serce kocha, głowa nienawidzi, serce tworzy wspólnotę z naturą, z innymi sercami, bez wygrywania, głowa nie łączy, ona tylko dodaje lub ujmuje rzeczy, kolejnych ludzi, nawet dzieci, by uczynić nas większymi, bardziej wartościowymi, zapisanymi w historii, by zabić naszą samotność.

Modlitwa serca jest komunikowaniem, radosną rozmową i jest cicha. Modlitwa głowy jest krzykiem na cały świat, by wszyscy słyszeli.

No tak, gdy zabije się serce, czujemy się samotni i wtedy zaczynamy dzielić, oczekiwać, walczyć, zabijać … tworzymy taki świat, jaki tworzymy … od wieków.

Odwróciłem się do słońca, by wysuszyło moje łzy, lecz po chwili zmieniłem zamiar – otworzyłem ku niemu moje serce, a ono się uzdrowiło. Każdemu może ozdrowieć, jeśli się je otworzy. Tego małego chłopca również … Tylko czy ci, którzy mu je zabijają, na to pozwolą?

Nie pozwolą, wiem, że nie pozwolą, ale gdy dojrzeje, gdy się nacierpi, to zrozumie sam i je otworzy. Tak, cierpienie to przewodnik w uzdrawianiu serc.

Zabijanie serca to jego zamykanie, a otwieranie jest uzdrawianiem.

Nie trzeba modlić się do słońca, by suszyło łzy. Trzeba dziękować za dar zrozumienia, za mądrość ukrytą we łzach.

Skąd wiem, że serce tego chłopca się uzdrowi? Wiem, bo też byłem małym chłopcem.


Piotr Kiewra 

sobota, 2 stycznia 2016

Rzeczy nieistotne

Z cyklu: Prawda wiatraków

Patrzyłem na wiatrak i zastanawiałem się: co takiego istotnego on robi? Robi coś dla człowieka, bo był jakiś cel jego stworzenia, ale dla siebie … chyba nic.
I tak … chyba też jest z człowiekiem: dla całości jego robienie, a właściwie bycie, ma sens, ale dla niego samego? No może poza rozwojem – odkrywaniem samego siebie, to pewnie tak, lecz niczego istotnego więcej nie robi.

I tu mnie wiatrak zaskoczył, owszem, poza jednym, nie robi niczego istotnego, ale za to nie robi rzeczy nieistotnych, na przykład: nie gada, nie zastanawia się, nie martwi się, nie lęka się. Nie myśli o tym, co robią, co mówią, co myślą inni. Nie współczuje tym, którzy udają sieroty, nie stoi na scenie i nie gra dla zainteresowania i docenienia innych sobą, o nic nie żebrze.  

O ileż wiatrak jest mądrzejszy ode mnie? Nie zajmują go rzeczy nieistotne.
A ja? A człowiek w ogóle?

Życie jest jedno, jest krótkie i dlatego jest warte rzeczy istotnych, tylko takich jest warte.

Dzięki niemu doszedłem do wniosku, że jeżeli odrzucę rzeczy nieistotne, zostaną tylko te istotne. Co jeszcze, zatem nieistotnego mógłbym robić, albo robiłem, albo robię?
 Nie powinienem zmieniać świata, bo zmienianie świata jest naprawdę rzeczą nieistotną, bo niemożliwą do osiągnięcia i bardzo szkodliwą dla niego i dla mnie. Politycy zajmują się zmienianiem świata od tysięcy lat i co osiąnęli? Niczego nie naprawili, a wszystko zepsuli. Szkoda życia na uprawianie jakiejkolwiek polityki – tej wobec świata, ludzi, bliskiej osoby, czy wobec drzewa, ptaka, czy siebie. Szkoda.

A gdybym miał znaleźć najbardziej nieistotną rzecz, którą robię, co by to było?

Walka. Walka jest niepotrzebna, a skoro tak jest, to niepotrzebne są oczekiwania, cele, marzenia. Skoro tak, to jest potrzebne temu przeciwne, czyli poddanie się, poddanie się woli życia, poddanie się wiatrowi. Czyli ufność jest najbardziej potrzebna, jest najbardziej istotna.
Patrzyłem na wiatrak, teraz patrzę na drzewo, tak na drzewo: ono się poddało słońcu, deszczom, burzy, ptakom, porom roku. A to jest życie, to jest rzeczywistość. Poddało się i kwitnie, wydaje owoce i wygląda na żywe i kwitnące, nie tylko na powierzchni, a i gdzieś wśrodku.
Na tym polega jego przewaga nade mną: robi rzeczy istotne i poddało się całkowice rzece życia. Ja i inni ludzie gramy zadowolonych na wierzchu, a jesteśmy nieszczęśliwi, bo ciągle poszukujący w środku.

Co jest jeszcze nieistotne?

Wszystko co służy tej grze: czyli rozwijanie swojej osobowości, charakteru, bo to służy tylko byciu aktorem, byciu sierotą. Bo tym się właśnie gra, tym się chce przyciagać innych i ich współczucie, tym się chce zabijać swoją samotność. Smutek, nieszczęście, choroba, też są nieistotne, bo nie są prawdziwe, są zmyślone, są zagrane z powodu strachu, bo nie są miłością. Wszystko, co jest strachem, jest nieistotne i szkoda na to życia.

Co jest jeszcze nieistotne? A co jest istotne?

·        Nieistotne jest stać w miejscu i podziwiać innych ludzi, brać z nich przykład. Istotne jest być sobą.
·        Nieistotne jest uczyć się, zdobywać wiedzę, być nauczycielem. Istotne jest mieć mistrza i wędrować jego ścieżką.
·        Istotne jest wejść na szczyt i tylko patrzeć, bo cała wiedza już jest i była zawsze.  
·        Istotne jest by być teraz, a nie we wczoraj i nie w jutrze.
·        Istotne jest by kochać, a nieistotne oczekiwać kochania, lub nastawiać się na jakikolwiek wynik, czy sukces w kochaniu,
·        Nieistotne jest dążenie do bycia większym niż teraz, posiadanie więcej.
·        Nieistotne jest oczekiwanie jakiegokolwiek sukcesu, istotna jest wolność od napięć tworzonych przez oczekiwania.
·        Istotne jest by uporać się z największym śmieciem we mnie, bo wraz z nim znikną pozostałe śmieci, a więc nieistotne jest stawanie się jakimś tam kimś.
·        Istotne jest zniknięcie mnie samego, a więc zaprzestanie identyfikacji z moją głową.
·        Nieistotne jest ocenianie, istotne jest obserwowanie, bo gdy obserwuję znikają rzeczy nieistotne.
·        A najbardziej istotne jest obserwowanie siebie, pamięci, swojej myśli, swoich słów zanim pójdą w świat, bo tylko w nich są rzeczy nieistotne.

Czym się różnię od wiatraka i od drzewa?

Myślą. To ona tworzy rzeczy nieistotne, to ona tworzy nieobecność, to ona stworzyła moją nieistotność, to ona mnie oderwała od prawdy, od życia, od mojej istoty, od całości.To ona stworzyła wrażenie oderwania od istoty wszystkiego.

I to zastanawianie się nad rzeczami istotnymi i nieistotnymi jest próbą rozwiania chmur składających się z myśli, czyli rzeczy nieistotnych.

Istotne jest po prostu bycie.

Odwróciłem się od wiatraków i ruszyłem do domu. Coś z tego patrzenia na wiatraki pozostało jednak, bo od tej pory obserwuję, co istotne jest, a co nie jest. Jest w tym obserwowaniu sporo zabawy, jest radość, jest rozluźnienie, jest coraz więcej rzeczy nieistotnych, których nie robię.


Piotr Kiewra

wtorek, 29 grudnia 2015

Mądrość drzew

Z cyklu Prawda wiatraków

Gdy idę przez moje miasto, z wielu miejsc widać wiatraki, górują nad budynkami, drzewami – tylko chmury są wyżej.

Gdy któryś tam raz ujrzałem ich pracę, ich realizowany kolejny plan dnia, pomyślałem, że to nie może być tylko bezmyślne kręcenie ramionami w kółko, że to jest też sposób poznania świata. Jest to sposób naukowy, bo przecież nauka bada ten świat. I jest to wygodny sposób, bo z góry. Mają dzięki temu większy zasięg niż ja, lecz, gdy poszedłem w zupełnie innym kierunku, zdałem sobie sprawę, że mój jest znacznie lepszy … bo mogę wędrować.

No i tego dnia, pobadałem naukowo wiele rzeczy. Zacząłem mierzyć mądrość. Właściwie, to nie powinienem, tego, co tu piszę okazywać ludziom, bo się obrażą, że ich też mierzyłem, i pewnie poklasyfikowałem.

To jeden powód, a drugi, że badając w ten sposób chciałem okazać swoją wyższość … swoje ego. I wtedy przyszło następujące zrozumienie: badając mądrość ludzi, wiatraków, drzew, słońca i chmur, doszedłem do wniosku, że tak naprawdę mierzę swoją i że bardziej mierzę swój poziom ignorancji, niż mądrość. A z takimi wnioskami mogę się już spokojnie upublicznić, bo najwyżej, znowu, jak to zwykłe u nauczyciela, zostanie oceniony mój poziom ego.

Co takiego mi się nasunęło?

Ale powoli, po kolei … mierząc coś w tych sferach pojawiły się pytania: Czy aby jest to metoda naukowa, bo mierzę coś, co jest niewidzialne, niemierzalne, a poza tym … badam siebie? Czyli nie ma tu obiektywizmu, czyli nie jest to nauka. A skoro nie jest to nauka, to jest to religia, bo ona bada nasze wnętrze, naszego ducha, stopień jego przebudzenia, a więc gotowość do obdarowywania miłością.

Gdybym badał poziom wiedzy, stopień przyswajalności przez mój umysł – inteligencję, byłaby to nauka, może lekko subiektywna, bo na sobie poprzez innych, ale badam tu zupełnie inną sferę, nie psychikę, nie umysł, nie inteligencję, która jest mierzalna, lecz zupełnie inną sferę – ducha. Mądrość jest przejawem przebudzenia, czyli odsunięciem się od wiedzy i od umysłu. I co odkryłem? Że jestem ignorantem.

Bo po pierwsze: ludzie słuchając mnie, mojego gadania, reagują różnie, lecz najczęściej są niechętni, czuję, że się im narzucam, czyli nie jestem zbytnio mądry. Po drugie: do mądrego, do mistrza, ludzie sami przychodzą, a głupiec wędruje po świecie, jak żebrak, jak sierota pragnący uznania w oczach innych, w poszukiwaniu uczniów, lub choćby kogokolwiek, kto wysłucha i doceni.

Gdy to zrozumiałem, wywnioskowałem, że wiatraki i drzewa są mądrzejsze ode mnie, bo nie wędrują i są ciche. Gdy tego samego dnia, stanąłem przed moim ulubionym drzewem, królem tutejszej puszczy, poznałem jego mądrość. Mądrość przejawia się w ciszy, braku przywiązania do gadania, do poszukiwania słuchaczy, do poszukiwania kogoś, kto by doceniał za cokolwiek.

Drzewa, wiatraki, chmury, słońce, czy zwierzęta o to nie żebrzą, nie robią z siebie sieroty, by to wyszarpać, w gorączce, w biegu i w walce, od innych.
Popatrzyłem na to drzewo i znalazłem w nim mądrość, właśnie w ciszy. Mimo, że się nie narzuca, nie gada, nie obnaża się, ale za to kwitnie i wydaje owoce nie dla poklasku, nie dla sukcesu, nie po to by wzbudzić zainteresowanie i nie po to by je doceniono. Więc, nie jest to aktorstwem, grą, chęcią bycia na scenie, tak jak u ludzi, jest mądre. Drzewo o to nie zabiega, a to ma. To się czuje.

Tak, mądrość się czuje, a nie słyszy.

Znalazłem w nim wolność i znalazłem w nim ufność. Życie, rzeczywistość, natura przynosi mu wszystko, co potrzebne, a ono nawet nie prosi, nie walczy, nie robi żadnego nerwowego kroku, nie snuje żadnego planu. Wie, ufa, że to się samo przydarzy. Przydarza się już siedemsetny raz pod rząd, więć jak można nie ufać? A ludzie nie ufają.

Mądrość jest ukryta w ciszy. Mądrość to miłość, to sposób na jej odnajdywanie, w drzewach, słońcu, a dzięki ich miłości i … w sobie.    

Czyli jednak trochę pokrzepienia znalazłem w nim, i w wiatrakach, i w słońcu, bo skoro byłem w stanie wykryć w nich mądrość, to, co ją mogło w nich odnaleźć? Tak, moja własna, czyli moja wrażliwość na uczucia. I chyba na tym polega jej odkrywanie: na odkrywaniu w ludziach, drzewach, wiatrakach.

Czy powinienem się czuć pokrzepionym? Chyba nie, bo drzewa, wiatraki nie poszukują, nie potrzebują pokrzepiania się, bo są silne, a tylko słabi potrzebują pokrzepiania, potrzebują skądś czerpać energię … I to też zrozumiałem, z obserwacji tego drzewa: dawanie krzepi, ufność krzepi, poczucie wolności krzepi, miłość krzepi.

Tak, czas zapomnieć o wędrówce w poszukiwaniu czegokolwiek, co krzepi, czas na wędrówkę bez celu, bez pytań, bez badań.

Liczy się tylko uważna obserwacja, a wszystko JEST.


Piotr Kiewra

niedziela, 27 grudnia 2015

Noc i dzień, cienie i blaski, kolce i róże

Z cyklu Prawda wiatraków

Idę. W oddali kręcące optymistycznie śmigłami, wiatraki, przede mną, za mną, obok, posępni ludzie.

Od razu przyszło do mnie pytanie: - Co widzą i jak widzą wiatraki i ludzie?
Z tego samego źródła przyszła też odpowiedź: - Widzą to samo - noce i dni, cienie i blaski, kolce i róże. Różnica jest w tym jak widzą i co czują. Otóż, można widzieć dzień jako krótką chwilę rozdzierającą otaczający zewsząd mrok, a można też cieszyć się dniem, który pozwala dostrzec piękno nocy, kontrast, który podkreśla, eksponuje i pogłębia tajemnicę życia. Można przecież zobaczyć kolor, układ płatków róży, poczuć jej aromat, albo skupić się na jej kolcach. Z tego, co widzę, ludzie skupili się na kolcach. Lecz to nie one im uprzykrzają życie, to nie ciernie czynią życie przykrym, smutnym, bolesnym, lecz skupianie się na nich. Dla nich cała reszta jest tylko tłem: światło, blaski, radość, wędrowanie, miłość, przyjaźń, dobro, bezinteresowność, tęcza, ptaki, motyle, róże.

Świat jest dla jednych i drugich taki sam, jest i taki i taki: słońce oświetla wszystkich tak samo, tak samo wiatr smaga wiatraki i ludzi, raz w twarz, a raz w plecy. A jednak jedni widzą zło, a inni dobro. Jedni widzą ciemne moce, a drudzy cieszą się tą różnorodnością. Jedni chcą zmieniać świat, chcą walczyć ze złem i z cieniami, chcą obcinać kolce, a sieją w ten sposób czarne nasiona w swoim sercu, przesłaniają oczy woalem ciemności, zatruwają siebie swoimi myślami oraz gadając i snując czarne wizje, próbują zatruć innych.  

Jedni patrzą pod nogi i widzą ziemię, czarną, pełną dziur ziemię i nie patrzą w górę, bo, po co, skoro jest i tak wystarczająco ciężko. Nazywają to pokorą, czyli uważają, że nieszczęście jest ich naturą. A inni, stąpając po tej samej ziemi, wśród znacznie głębszych i większych dziur, potykają się, a jednak patrzą w niebo. Widzą je i czują się jak w niebie.

Dlaczego wiatraki są tak optymistyczne i tak optymistycznie bawią się z wiatrem?
Ci smutni powiedzą, że dlatego, bo są bliżej nieba i słońca, a do ziemi im daleko. Tak, to świetna wymówka. Tak, ci smutni pełni są wymówek i porównywania się. Usprawiedliwiają się innymi smutnymi, ale przede wszystkim tymi radosnymi, którzy … przecież … urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą.
A wiatraki? A one nie myślą.

I to jest to. To jest rozwiązanie. Ludzie za dużo myślą, a to myślenie stało się ciężką chorobą, najcięższą.
A świat żyje swoim życiem, bez względu na to, co myślimy. Ważną rzeczą jednak jest wybór : można wybrać kolce, cierpienie z powodu cienia i mroku, a związku z tym wybrać nieszczęście, a można też to przeciwne temu.

Lecz mądrzy wybierają trzecią drogę, nie myślą, lecz akceptują wszystko takim, jakie jest. I to jest mądrość właśnie. I tę mądrość mają wiatraki, drzewa, ptaki. Mają ją też niektórzy ludzie, ci, którzy zrzucili woal przesłaniający światło.

Wszyscy mogą go zrzucić, ale jak wyglądałby świat bez sierot i żebraków, bez smutnych historii, bez cierpiących … no jak. Przecież te sieroty muszą z czymś walczyć. Muszą walczyć z cudzym sieroctwem i muszą poprawiać los żebrakom, więc muszą siać czarne nasiona, bo jakże inaczej. Lecz prawda jest inna: muszą pokonać swojego własnego sierotę, żebraka i niewolnika zarazem.
Tak, niebo i ziemia pełna czarnych dziur są naszym wyborem.

Niech więc każdy się cieszy swoim światem, aż do chwili, w której przyjdzie zrozumienie.

Jak pokonać sierotę w sobie? Wystarczy go zauważyć, a on się zawstydzi i odejdzie. I co wtedy?

Ramiona w ruch, spojrzenia w niebo, a w sercach zacznie się ruch, przepełniający radością ruch. Widzę i czuję ten ruch w wiatrakach. I to z daleka. Czuję też bliżej, znacznie bliżej.


Piotr Kiewra

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Prawda wiatraków

Pewnego dnia, a było to po długo wyczekiwanej wiośnie i wspaniałym lecie, przyszła niechciana jesień. Dlaczego jej nie chciałem? Bo była zapowiedzią długiego czekania? Na co czekałem? Na następną wiosnę, na następną nadzieję.

I tego właśnie dnia „coś” się wydarzyło. Nie, nikt mnie nie potrącił, nikt mi niczego nie dał, żadnego kopniaka, nie zrobiłem jakiegoś dobrego uczynku, nic „światowego” się nie wydarzyło, ot po prostu siedząc gdzieś w polu, przy przydrożnym rowie, podjąłem decyzję, że … nie będę czekał wiosny. Tuż po tej decyzji przyszła kolejna, większa: nie będę na nic czekał.

Zrobiło mi się lżej. Naprawdę. Nie spodziewałem się tego, że się rozluźnię, że gdy przestanę czekać, to będzie mi łatwiej. Po prostu dostałem dużo czasu. Sam go sobie dałem. Tylko to, nic więcej.

Niby nic, lub prawie nic, ale za tym to „coś”, szło dalej. To tak jakby zamknął się jakiś krąg. Wydarzenia już nie czekały, bo ja nie czekałem, szły jedno za drugim. Nie, nie, nie chodzi o świat, chodzi o te wydarzenia, takie małe, prawie nic nieznaczące rzeczy, które dostrzegałem, które – zacząłem dostrzegać, bo inaczej spojrzałem niż zwykle, bo pozwoliłem sobie na zmianę, bo na nią się odważyłem.

Pojawił się przepływ, pojawiła się droga, po której te wydarzenia maszerowały, a ja je obserwowałem. Właśnie tego dnia to się zaczęło, pojawił się początek tej drogi, a właściwie najpierw ujrzałem jakiś niewidzialny wcześniej zakręt, lub bardziej … To tak jakby jakaś przerdzewiała kłódka sama spadła z jakichś tam wrót we mnie i nagle te wrota stanęły otworem. Nie, nie otworzyły się same, ale teraz mogłem je otworzyć. Wystarczyło podejść, pchnąć i zobaczyć, co jest za nimi.

Tak, od razu zdałem egzamin – nie czekałem, pchnąłem je i … co zobaczyłem? Dalszą drogę. Nie jakiś kawałek asfalu do kolejnego zakrętu, czy widoczne ślady kół wśród zaoranych, lub świeżo obsianych pól, zobaczyłem … prawdę wiatraków.

Tak. Jest w nich prawda. Poczułem ją.
Otóż, siedziałem sobie w polu i przyglądałem się jak ludzie uruchamiają wiatraki - wielkie, sięgające chmur postacie z rozpostartymi trzema ramionami. Człowiek je uruchamiał i teraz, od tej chwili, musiały zaprzyjaźnić się z wiatrem. Tak mi się wydawało, … że musiały, ale po chwili zrozumiałem, że nie musiały, one z natury już były z nim zaprzyjaźnione … W tym momencie, ich stwórca – człowiek, dawał im wolność. One były wolne, a to wiatr decydował, co z nimi pocznie. Od tej chwili wiatr stawał się ich życiem, a one się temu poddawały. Ta prawda, ich prawda, do mnie przyszła i nagle zrozumiałem, że prawda wiatraków jest też moją prawdą. To była ta kłódka, spadła z łoskotem, rozsypała się, a kolejny kawałek drogi nie miał już ochrony, nic go nie zastawiało, padł jakiś mur.

To nie była jedyna ich prawda. Kolejna jest taka, że wiatraki nie mają swojego planu życie. Mają plan nadany im przez człowieka, więc są jego niewolnikami. Ich wolność jest ograniczona do planu: mogą się kręcić, mogą się zatrzymać i ponownie ruszyć, lecz to nie one decydują, to plan ich twórców. Ich wolność to poddanie się wiatrowi. Nie mogą się mu przeciwstawić, nie mogą go ujarzmić.

Nigdy wcześniej coś takiego mnie nie dotknęło. Doznałem jakiegoś przypływu energii, innego – jasnego spojrzenia na wszystko. Jeszcze nie postawiłem pierwszego kroku na tej nowoodkrytej drodze, a już mnie fascynowała, już mnie pociągała.

Lecz przyszło pytanie, a kto mi dał plan na życie? Kto uczynił mnie takim jak … ? Kto uczynił mnie żebrakiem, sierotą, aktorem? Kto jest moim panem, kto zabiera mi wolność?

I najpierw przyszła myśl, że to społeczeństwo, lecz, gdy się dłużej przyglądałem wiatrakom, że … tak, dostałem od ludzi: matek, ojców, dziadków, nauczycieli ciężary do niesienia, by być takim, a nie innym, by pasować do obrazka jaki mi pokazano, do projektu (tak jak wiatraki), ale to ja decyduję, czy te śmieci niosę, czy realizuję cudzy plan, czy poddaję się wiatrowi - jak wiatraki.

Na horyzoncie pojawiły się ciężkie i ciemne chmury, wisiał deszcz, a we mnie pełno słońca. Nagle uświadomiłem sobie, że jest we mnie wiosna i lato, wszystkie pory roku. Nieźle, całkiem nieźle, jak na jedną chwilkę przy wiatrakach i na jedną małą, wydawałoby się - nic nieznaczącą, decyzję.


Piotr Kiewra