Gdy patrzę na wiatraki i na ludzi, to czasem mam
wrażenie, że wiatrak żyje, bo jest obecny, reaguje na rzeczywistość, rozmawia z
wiatrem, poddaje się mu, a my, jako ludzie, jesteśmy martwi, bo nie jesteśmy
obecni.
Bycie umarłym, to bycie poza tu i teraz. Nie ma
nas w tej rzeczywistości, jesteśmy w nierzeczywistości, bo albo coś rozpamiętujemy,
czegoś żałujemy, chwalimy się swoją przeszłą wielkością, albo jesteśmy po drugiej
stronie TERAZ – w wyobraźni, a więc w jutrze, pojutrze.
Jesteśmy w chmurach, które się jeszcze nie
narodziły, a już w nich bujamy. Marzymy o niebosiężnych szczytach, a temu
marzeniu zawsze towarzyszy lęk, bo są zbyt wysokie, a jak uda się wejść to
euforia szybko mija i trzeba będzie zejść w smutku i nieszczęściu, albo po raz
kolejny się z nich spadnie.
Zawsze się schodzi, lub spada. Tak samo jest z
chmurami, rodzą się i rosną jak nadzieja, a spadają deszczem. Pozostaje smutek,
nawet rozpacz, zagubienie dróg, niechęć i strach przed wędrówką.
Zrealizowane cele nigdy nie uszczęśliwiają i
dlatego uknuliśmy sobie argument, że to droga jest celem, lecz to właśnie w
czasie tej drogi jesteśmy nieobecni, bo myśl nas wyprzedza, już jest w pędzie
na szczyt.
Problem z wyobraźnią jest taki, że wyobrażone chmury
nie istnieją, nie stają się rzeczywistością, bo rzeczywistość się nie staje,
ona jest. A gdy się buja we wspomnieniach i wyobraźni, to przegapia się
rzeczywiste chmury i wszystko inne, co pod nimi i nad nimi. Przede wszystkim
przegapia się niebo, bijące z niego światło, głębię jego błękitu, lub nocnej
czerni, a wędrując w tym śnie, depcze się kwiaty i ich zapach, wszelkie kwiaty
– te kwitnące w ludzkich sercach, na twarzach, na drzewach, na łące. Ignoruje
się muzykę i dziejący się wokół taniec.
Tak, czuję, że jako ludzie mamy wiatraki w głowie
– wiatraki naszych myśli. I ciągle się kręcą i zamieniają życie w sen, w nieobecność.
Marząc, planując cele, wędrując ku nim,
przegapiamy coś bardzo istotnego – serce - uczucia. Uczucia, to rodzaj związku
z rzeczywistością, to rodzaj modlitwy z czymś znacznie głębszym niż
przyjemność, niż chwilowe szczęście.
Różnica jest podstawowa i wielka, bo uczucia są
TERAZ i TUTAJ, są obecnością, a głowy nie ma, bo to, co w niej, czyli myśli, są
zawsze w drodze, nigdy nie są gośćmi w domu. Głowa fizycznie jest, ale jej
treść jest nieobecna.
Z pozoru wydaje się to obecnością - życiem, bo
jest dużo słów, dużo walki, dużo łez, emocji i dużo kłótni – najwięcej w głowie
(a co jest w głowie to i na zewnątrz). I właśnie ta walka, słowa, emocje są
nieobecnością, bo są reakcją, uzewnętrznieniem w ciele lub w działaniu wiatraka
myśli. Nie są jednak życiem, bo życie nie jest w głowie, ono się dzieje
naprawdę.
Skąd o tym wiem? Bo moja głowa też jest nieszczęśliwą
posiadaczką takiego wiatraka - pewnego dnia, patrząc na te rzeczywiste wiatraki
sobie to uświadomiłem. Coś, gdzieś we mnie przyjrzało się od środka głowie.
I co zobaczyło, co usłyszało, co poczuło?
Otóż: Moja głowa pokłóciła się z sercem. O
co? Oczywiście o miłość. Serce było ciche, a głowa miała tysiąc argumentów, opinii,
porównań, pytań i odpowiedzi. Zaprzęgła
w to naukę, logikę, matematykę, filozofię, ale i religię, powołała się na
demokrację, czyli opinię większości.
Głowa wraz z chórem przychylnych mi ludzi
zaproponowała pytanie wobec osoby, którą kocham: czy jestem dla niej
najważniejszy? No i tu podsunęła
oczywiste, z jej punktu widzenia, rozwiązania.
Serce pozostało jednak niewzruszone, bo ono nie
potrzebuje pokarmu z zewnątrz, bo dokarmia samo siebie, swoją miłością.
Natomiast głowa potrzebuje się nakarmić opinią, przychylnym spojrzeniem,
docenieniem, a w miłości wzajemnością, czyli braniem. Głowa potrzebuje energii
z zewnątrz, więc potrzebuje brać, potrzebuje wzajemności, stąd pytanie, setki
pytań, stąd oczekiwania, stąd w niej karuzela, stąd wiatrak.
Głowa kalkulując, zabiegając, próbując zabić
swoją samotność, może zabić miłość, bo tak naprawdę zamiast miłości pojawia się
interesowność, potrzeba, a nie uczucie.
W tym pytaniu ukryta jest chęć posiadania
kogoś. Głowa zadając je okazuje, że "ja" jest
najważniejsze. W sercu natomiast "ty " jest ważniejsze, albo
przynajmniej równe.
Tak, to pytanie to sprawdzian nie cudzej miłości,
lecz mojej. 99 % ludzi nie zdaje tego egzaminu z miłości, bo głowa
zapanowuje nad sercem. Tylko w nielicznych przypadkach, stojące na straży
miłości serce, jego cisza, niewzruszoność w trwaniu, przekona głowę.
Głowa nigdy nie zrozumie serca, a słowo tylko
pozornie wygrywa nad ciszą. Tam, gdzie słowa wygrywają powstaje rozdwojenie,
między głową, a sercem jest dystans, jest wielki kanion.
Tylko głowa musi się uczyć miłości. Uczy się jej
w dyskusji, w książkach i filmach, uczy się doświadczaniem ludzi. Lecz głowa
zawsze napotyka na opór, na inne głowy, na bariery, a więc strach – chmury z
przeszłości i przyszłości.
Serce nie musi się jej uczyć, serce ją zna.
Podziwiam pewną kobietę za niewrażliwość
jej serca na argumenty jej głowy, na wiejące zewsząd wiatry ludzkich przekonań,
opinii, przykładów demokratycznej większości. Podziwiam sercem, więc, jeśli -
tak jak jej serce pozostaje niewrażliwe na słowa i ich wagę - to czyż moje może
być wrażliwe.
Serce jest – w sprawach miłości, uczuć, piękna,
decydującą częścią „ja”, bez względu na brak argumentów, na jego ciszę, bez
względu na demokrację i cały ten hałas z zewnątrz i głowa nie powinna mieć tu
nic do gadania. Mało tego, powinna się poddać sercu, bezgranicznie mu zaufać, a
to zdejmie z niej cierpienie, a więc pytania, opinie, emocje i strach. To ją
oczyści, a dzięki temu, całość mnie się oczyści.
Gdy „ja” jako całość to zrozumiem, właśnie dzięki
sercu, to duża część tego wiatraka w głowie się uspokoi. A może zniknie on w całości
i wtedy zauważymy piękno i uczucia tych wiatraków na zewnątrz, zauważymy niebo
i ziemię, i kwiaty. Staniemy się obecni, a gdy stajemy się obecni, to czujemy
inne serca, a słowa i argumenty tracą swoją wagę, bo są tylko pruduktami
ubocznymi bezprzedmiotowej pracy wiatraka w głowie.
Tak, gdy znikną słowa i decyzje, pojawia się
wolność, drugie skrzydło, wielkiego ptaka, jakim jest wolny człowiek pełen
miłości. Pierwszym jest miłość. Wtedy możemy wzbić się w niebo.
Tak, czasem kłótnia jest potrzebna.`W sporze
między głową a sercem, u mnie, uległa głowa. U każdego ulegnie zgodnie ze
starym porzekadłem: z kim przestajesz,
takim się stajesz. Gdy w samotności, głowa nasłucha się ciszy serca, to
sama stanie się cicha.
Fakt, że zanim
się to stanie, to niejeden wiatrak w niej się zużyje, nacierpi, nawalczy, ale w
końcu się podda, bo z czasem zabraknie jej energii. Głowa czerpie energię z
walki o wielkość, a o tę walczymy w relacjach z ludźmi, w ich tłumie, w
przepychance na drabinie sukcesu, w wyścigach po materię, uznanie,
zainteresowanie i współczucie. Gdy w po tysiąckroć powtarzających się
cierpieniach, mamy wreszcie dość walki … wtedy otaczająca nas cisza odcina
głowę od energii, wtedy idą spać wichry, usypiają nawet zefirki.
I to jest paradoks, i to jest to szczęście
człowieka (szczęście w nieszczęściu*), bo głowa - jak i wiatraki - nie jest energetycznym
perpetum mobile – w przeciwieństwie
do serca.
Odwróciłem się od wiatraków i przepełniony ciszą
serca wróciłem do domu.
Piotr Kiewra
*Wrócę do tego szczęścia w nieszczęściu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane