Wiatrak obraca się zawsze do wiatru. Człowiek robi prawie to
samo, reaguje na kolory, zapachy, smaki, ceny, rozmiary, na swoje wyobrażenie
piękna i na ostatni wynalazek, reklamy, ukształtowane wychowaniem potrzeby i
oczekiwania. Wiatrak obraca się do wiatru, człowiek w stronę szczęścia.
Jest jednak między człowiekiem i wiatrakiem różnica: wiatr
jest prawdziwy, autentyczny, rzeczywisty, a szczęście, ku któremu kieruje się
człowiek – pozorne. I dlatego człowiek zaznaje tylu nieszcześć, by odkryć
prawdziwe. Zmaga się z tym całe życie, wiele żywotów, ale … po kolei.
Gdy moja głowa spierała się z sercem i gdy w końcu serce
swoją ciszą uczyniło głowę z cesarza sługą, dotarło do mnie jedno bardzo
radosne zrozumienie, otóż było to to, że w każdym nieszczęściu jest szczęście.
Oznacza to, że cierpienie jest po coś. Po co? By dać szansę
sercu. To właśnie cierpienie w końcu, oczywiście po wielu próbach, latach, czy
tysiącach lat, po detronizacji głowy, pozwala odkryć miejsce, gdzie ma swoje
źródło szczęście. To nieszczęście pozwala je odkryć – odkryć w swoim własnym
życiu, poprzez doświadczanie, poprzez własny ból i porażki oblane sowicie
łzami.
Wiatrak w głowie napędzany wichrami myśli tworzył
nieszczęścia, kazał ich doświadczać raz po raz, tym bardziej uparcie im mniej
byliśmy inteligentni. W każdym z tych cierpień było nasionko zrozumienia, małe
światełko, dzięki któremu mogliśmy odkryć szczątek prawdy, ścieżkę, ku prawdzie,
lecz hałas, łzy, ból, czyniły z nas niewrażliwych na ten błysk, więc …
nieszczęście musiało się powtórzyć.
Jeśli przegapiliśmy tę szansę, to cierpienie się powtarzało,
następne było większe, a następne jeszcze większe.
To tak naprawdę zabawa …
Głowa produkowała, emocje nami targały, a serce … czekało.
Dlaczego trwa to tak długo? Bo im dłużej, tym większą wartość
odkrywamy, tym większa motywacja się pojawia, by coś zmienić.
Pojawia się upadek, z którego już się nie podnosimy, gdy
umysł podpowiada kolejny cel, marzenie. Nadzieje okazały się płonne, prowadziły
w złym kierunku, w świat bogactwa materii, intensywności w doświadczaniu i
rywalizowaniu, aż w końcu to wszystko upada, bo okazuje się niczym, pustką.
Leżymy w dole wypełnionym nieszczęściem i niczego już nie widać, sama ciemność,
choroby. Upada wiara i nadzieja – sztuczne, papierowe kwiaty.
I w tej dolinie, w tym dole pełnym cierpienia, łez i śmieci
zebranych nadludzkim wysiłkiem, ale bezwartościowych, psujących się, takich,
które nie można ze sobą zabrać w żadną podróż, takich, które się nie mieszczą w
uchu igielnym, w tej głębokiej ciemności rozpaczy i przytłaczającego ciężaru,
choroby, pojawia się płomień. Taki kruchy, chybotliwy, słaby, że w każdej
chwili może zgasnąć.
To jedyne, czego można się uchwycić. Ktoś, kto ma na tyle
uważności, by go w ciemności i rozpaczy dostrzec poprzez łzy, i ma odwagę by
stanąć na słabo oświetlonym pomoście ku nieznanemu, ma szansę dokonać wielkiego
odkrycia.
I po to właśnie są nieszczęścia, te wszystkie cierpienia były
i są po to, by odkryć ten pomost.
To jest pomost do serca, za nim jest serce, a dalej, jeszcze
głębiej odkrywamy … siebie, prawdziwego siebie.
Tak, by odkryć siebie trzeba zaznać nieszczęścia, bo by
dotrzeć do prawdziwego szczęścia trzeba chcieć, bardzo mocno chcieć.
Prawdziwe szczęście to ja, a droga do niego jest usłana
różami, ale nasz umysł, przez dużą część wędrówki dostrzega tylko kolce, bramy,
mury, wrogów, obce wojska, oraz mnóstwo kolorowych, drogich - w przeliczeniu na
walutę i wymagających nadludzkiego wysiłku, by je osiągać, lecz zupełnie
bezwartościowych – w obliczu wiecznej prawdy - śmieci.
Co nam zostaje zatem? Jaki dla mnie wniosek z tego
obserwowania wiatraków?
Ciesz się chłopie! Odkryłeś fundamentalne prawdy życia,
odkryłeś prawdy wiatraków:
Kieruj się tam gdzie prawdziwe, tam gdzie istotne,
tam gdzie prawdziwy ty! A przede wszystkim: kieruj się sercem, idź za uczuciem,
a nie za słowami, a nie ku słowom, ku temu, co one opisują, ku temu, co
obiecują.
Żyj, czyli bądź TU i TERAZ, a odkryjesz drogę ku najgłębszym
tajemnicom, wieczności, ku niebu.
Gdy się to zrozumie, gdy serce przejmuje pełnię władzy,
również nad rozumem, wtedy pojawia się radość. Trwa ona również wtedy, gdy
natrafiamy na kolejne cierpienie i cieszymy się, bo wiemy, ku czemu ono
prowadzi.
Odwróciłem się od wiatraków, moich mistrzów, ruszyłem do
domu, a droga wiodła pod wiatr. Szedłem i czułem na twarzy jego mądrość, jego
autentyczność.
Piotr Kiewra
Ech Ty - wiatrakowy człowieku i co by było,gdyby w Rzepinie nie postawili wiatraków? Tyle się dobrych rzeczy w Tobie rodzi dzięki ich pięknie i mocy. Gdy na nie parzę zawsze wyobrażam sobie DON KICHOTA nie wiem czemu , ale tak jest.
OdpowiedzUsuń"Ciesz się chłopie! Odkryłeś fundamentalne prawdy życia, odkryłeś prawdy wiatraków". Pozdrawiam . Ala .
:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń