Kiedyś, w pełni jesieni, gdzieś w lesie, przyglądałem się
opadłym liściom i tym, które rozluźniały swój kurczowy do tej pory chwyt i
znalazły się, na chwilę, w zawieszeniu, między swoim dotychczasowym domem, a
czekającym je procesem rozpadu, stawaniem się prochem.
I chyba - jak zawsze w takich chwilach, gdy się przyglądamy
naturze, naturalnym tam procesom, to odnajdujemy tam siebie, widzimy tam wizję
swojej śmierci i coś jeszcze głębszego niż śmierć.
Gdy wiatr zakręcił liśćmi, gdy je poruszył, zaszeleścił nimi,
to wydało się mi, że mówi do nich, a może … naprawdę mówił, może … mówił do
mnie.
Na pierwsze jego słowa, w tym pierwszym sygnale zrozumienia
tych słow, pojawiła się we mnie pretensja: nie zabieraj mi nadziei, pociesz
mnie, ukaż mi … pomóż w znalezieniu sensu w tym wszystkim.
Po paru chwilach zrozumiałem, że właśnie to robi, że
odbierając nadzieję, nie pocieszając, głosząc po swojemu okrutne prawdy,
pomaga, zbliża do prawdy, do zrozumienia.
Wszystko jest odwrotnie …
ale o tym później.
Patrzyłem na świeżo spadłe liście, ślady po zeszłorocznych i
biorąc między palce proch ziemi, glębę, zdałem sobie sprawę, że z prochu
powstałem i w proch się obrócę. I jakby na potwierdzenie, wiatr wyszeleścił mi
parę zdań na ten temat, parę z pozoru gorzkich słów:
- Nie pocieszę cię, przysporzę ci bólu, zadam ci cierpienie,
od tej chwili nie będziesz mógł zapomnieć, że obrócę cię w proch, tak jak te
liście. Niepotrzebnie martwisz się o przyszłość – nie masz żadnej. Wszelki ślad
po tobie zaginie, żadne słowo, żadna myśl, żaden cień po tobie nie pozostanie.
Żaden …
Zdmuchnę ślady twoich stop na piasku, twoje imię wypisane na
drzewie, czy nagrobku, w ludzich i księgach. Rozwieję wszelką o tobie pamięć i
tę złą, i tę dobrą. Pójdę jeszcze dalej, zniszczę wszelką materię, której
dotknąłeś, nad którą się tak wysilałeś, zniszczę wszystkie twoje dzieła, przewrócę
wszystkie ściany i mury, które postawiłeś, obrócę w perzynę efekty twojej pracy
... Rozwieję proch z tego na wszystkie strony.
Niedługo zapomną o tobie wnuki po wnukach. Ani ptak o tobie
nie zaśpiewa, ani woda nie zaszumi, ani człowiek nie wspomni. Nic. Zapadniesz
się w wieczną ciszę.
Nie zaciskaj więc dłoni. Nie napinaj się, nie gromadź, nie
zbieraj pamiątek, nie rzeźb w kamieniu swego popiersia, bo i kamień w piasek
zamienię, a piasek w proch.
Nie czepiaj się niczego, żadnego słowa, żadnej opini, żadnego
pragnienia, żadnego planu, nawet życia.
Twój trud by cokolwiek zachować, by zapisać się, by coś
znaczyć, jest daremny. Wszystko i tak wyrwę z twych dłoni, a i one zostaną
zapomniane.
Więc usiądź w ciszy i patrz na moje dzieło, poczuj, zrozum.
Poczuj, zrozum ten proch, tę nicość. Już się tam zapadnij. Poddaj się mi, nie
walcz. Zobacz … ciebie już nie ma.
Popatrz na tę drogę, idziesz po niej, a nie zostawiasz
śladów. Spójrz trochę dalej … droga jest pusta. Zobacz jeszcze dalej, twój dom
jest pusty, nie ma tam ciebie. Są twoi, synowie, córki, wnuki, przyjaciele,
mężowie i żony, a nie ma tam ciebie. Nawet słowem nikt cię nie wspomni, nawet
nie uroni łzy. Może raz w roku, gdy spojrzą w płomień świecy, gdy pokontemplują
wśród nagrobków i opadłych liści ... ale to też jeszcze tylko przez parę
następnych chwil …
Patrzysz na ten świat bez ciebie i zauważasz: „Świat beze
mnie? Wygląda tak cicho i poukładanie, tak spokojnie. Moje przyjście na świat niczego nie zmieniło,
moje odejście też nic ... Wiosna nadal przychodzi, a trawa rośnie sama. Budzi
się dzień, nastaje zwykły poranek ... i
nikt nie zauważa mojej nieobecności. Ludzie rozmawiają, płaczą, śmieją się -
zajmują się sobą beze mnie ... tak jak do tej pory.”
Spójrz na tych, którzy cię kochali, na tych, których
kochałeś, gdzie oni są, co z ciebie w
nich zostało?
Wiedz, że to, co z prochu powstało, w proch obrócę, nie
dotknę zaś tego, co z prochu nie jest. - uciszył się, nie zaszumiał już o
niczym, nie wyszeptał ani słowa, zostawił w spokoju obumarłe liście.
A mimo, że nie było w tym słowa pocieszenia, że zniknął
ostatni promyk nadziei, to poczułem spokój, harmonię i wolność.
I ... zniknął strach.
I ... zniknął strach.
Tak, dopiero teraz zrozumiałem, czym wolność jest, czym ona naprawdę
jest.
Tak, gdy odpuszczamy zajmowanie się prochem, gdy otwieramy
swoje dłonie, gdy otwieramy wszystkie swoje okna i drzwi i pozwalamy hulać
dowoli wiatrowi w naszym domu, gdy pozwalamy wodzie się nieść po rzekach życia,
odnajdujemy – samo do nas przychodzi, to, co z prochu nie jest i w proch się
nie obraca.
Tak wszystko jest odwrotnie. Ze wszystkim tak jest: i z nadzieją,
i wolnością, i radością, szczęściem i miłością. Tak jest z prawdą i tym … „kim
jestem."
Tak, wiele można zrozumieć, obserwując, jak wiosną trawa sama
rośnie, a jesienią opadają liście.
Piotr Kiewra
Piękne <3
OdpowiedzUsuń... i To jest Dotyk samej Głębi ...
OdpowiedzUsuńKażdego Dnia wzbogacasz Wszystko tym co robisz i na tym zbudowany jest wyrasta następny Dzień. Każdego Dnia pozostaje po Tobie w Przestrzeni Bukiet Informacji Twoich świadomych i podświadomych Wyborów zawsze i na zawsze. Już teraz jesteś Pyłem Kosmicznym Przepięknym Wyjątkowym.
OdpowiedzUsuń