Z lasu lekko przystrojonego śniegiem, ze ścieżki zaszklonej
grudniowym mrozikiem, wkroczyłem na moją ulicę. Mimo wczesnej szarówki tu
jasno, migająco, świątecznie …
No właśnie, świątecznie?
Jakby na potwierdzenie mojego zawahania, sąsiad ponarzekał na
świecidełka, na głupi zwyczaj strojenia domów lampkami na kilka tygodni przed
świętami. Ponarzekał jeszcze na żonę, która się uparła, by „wywiesić cały
posiadany i zbierany latami arsenał, którym trzeba okablować wszystkie drzewka
przed domem, w ogrodzie, na żywopłotach, jakoś pozaczepiać to na okapach dachu
i kto wie, co jeszcze jej przyjdzie do głowy? No i trzeba wydać sporo na prąd!”
Po chwili wyrzucił z siebie jeszcze opinię na temat jakości „tego
szmelcu, który nadaje się tylko na śmietnik, bo uparcie nie chce świecić … i
już”.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, by go jakoś pocieszyć, a
przy okazji nie urazić żony, która i tak pewnie będąc gdzieś w ciepłym kuchni
zaciszu, by tego nie słyszała i nie namyślając się, gdzieś od serca, wyszło ze
mnie: ważniejsze te światła wewnątrz
nas, a nie te wokół!
Sąsiad ochoczo i ze śmiechem się ze mną zgodził i zostawiłem
go w wyraźnie lepszym humorze.
Jednak tych moich parę słów zostało we mnie na dłużej i na
tyle głębiej, że postanowiłem je zapisać i zadać sobie pytanie:
Które światła, te na zewnątrz, czy te wewnątrz nas,
ważniejsze, bardziej świąteczne?
Chyba powinna być jakaś równowaga! - zauważyłem. - Bo skoro
tyle na zewnątrz, to i tyle wewnątrz. A przyznam się, że … tych jakoś nie widać, no nie widać.
Wcale nie jesteśmy bardziej od środka rozświetleni i to nie tylko,
na co dzień, ale i od święta. Jakaś taka wśród ludzi grudniowa szarość i
mroczność (nie mam nic za złe dla grudnia – jest jaki jest): to samo w słowach,
to samo w myślach i chyba w sercach i duszach. Jakoś tam nie widać światła, ani
w oczach, ani na twarzach, ani w energiach serc i dusz. Nic stamtąd nie mruga,
nie jaśnieje, nie rozświetla ani dróg, ani życia.
I chyba z tego powodu, by ukryć niedobór światła ze źródła,
tak mocno oświetlamy ulice, drzewka i domy, i … telewizory swoją uwagą.
Ja chyba naprawdę jestem dzikusem, bo nie mam telewizora i
nie mam lampek, a w „lustrze”* to zobaczę, jak tam jest z moim wewnętrznym
światłem. - obiecałem sobie.
Hej!
Pozdrawiam świątecznie, życząc całej mocy wewnętrznego
światła i to nie tylko na Święta!
P.s. Ta
uwaga o wewnętrznym świetle, przypomniała mi coś, co wydarzyło się bardzo dawno
temu: o pewnej dziwnej wróżbie, którą mnie ktoś dotknął, a do teraz nie bardzo
wiedziałem, o co w niej chodzi i nagle … ale o tym osobno.
*Lustro. Tu
lustro to ludzie, zdarzenia, świat, który mnie otacza i odbija mnie, to kim
jestem.
Piotr Kiewra
Tęcza
Mówiłem ostatnio o sąsiedzie i jego świątecznych lampkach.
Gdy jakoś tak spontanicznie zauważyłem, że „ważniejsze te światła wewnątrz
nas, a nie te wokół” przypomniałem sobie pewną bardzo dziwną postać i jej
równie dziwną wróżbę.
Otóż, byłem jeszcze młodzieńcem i pewnego czerwcowego
południa, po jakichś tam studenckich egzaminach, spacerując świeżo po burzy
parkową alejką, ktoś – nie wiem, czy to mężczyzna, czy kobieta, bo mógł to być
równie dobrze on wyglądający jak kobieta, lub ona ubrana jak mężczyzna,
powiedział/powiedziała patrząc na mnie: „widzę tęczę”!
Rozejrzałem się wokół i faktycznie na części nieba wśród
ociekających kroplami wody liści ujrzałem wyraźnie półkolistą tęczę. Pokiwałem
więc twierdząco głową w stronę dziwnej ni to kobiety, ni to faceta, a on, czy
ona, do mnie:
- Powróżę ci!
Ja na to: - Nie, nie chcę!
W odpowiedzi usłyszałem: - Muszę ci to powiedzieć: Widzę w
TOBIE tęczę! – to „w tobie” tak mocno zaakcentował/a i na dodatek palcem
wycelował/a w sam środek mnie, że aż mnie zatkało. Po chwili zapytałem jednak:
- Co to oznacza?
A on/ona na to: Kiedyś się dowiesz. Gdy będziesz gotów,
poznasz to światło, tę tęczę. Pamiętaj o tęczy, o pełni kolorów! – odwrócił/a
się i tyle było tej dziwnej przygody.
Dzisiaj przypomniałem sobie tęczę.
Czy ona już we mnie jest? Może na razie sobie tylko o niej
przypomniałem. Dzisiaj już wiem, dlaczego użyta została ta metafora, dorosłem
by ją odkryć, bo magia jej odkrywania zaczęła się już dość dawno. Coś się
działo i dzieje, jednak dopiero dzisiaj te odkrycia skojarzyłem sobie z tamtą
wróżbą. Dzisiaj też wiem, dlaczego tak trudno mi było rozpoznać płeć tej
wróżki, czy wróżbity.
Wszystko przychodzi w odpowiednim czasie.
Dojrzewanie to nie starzenie się, to coraz większe
zrozumienie, to coraz bliżej pełni jaką jest tęcza. Ona w nas jest. Teraz wiem,
co ją zasłania.
Teraz i ja mogę Ci powróżyć:
Otóż, widzę w Tobie tęczę.
Nie zapomnij! Ty jesteś tęczą!
I jeśli teraz jeszcze nie rozumiesz, to nie przejmuj się, nie
staraj się odszukać podpowiedzi. Nie spiesz się – przyjdzie. Może przy okazji
zawieszania świątecznych światełek, lub przy spoglądaniu w „lustro”.
No to Hej!
Piotr Kiewra
No to hej! I ja wypatruje swojej ale na razie nie ma.Pozdrawiam, spokojnej nocy.
OdpowiedzUsuń