czwartek, 19 lipca 2018

Halny w Dolinie Kondratowej


67. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Pędzi nas, ludzi, wiele rzeczy. Pędzi nas miasto i jego światła, napędzają władza i pieniądze, pędzi głowa przepełniona pragnieniem, pożądaniem miłości i współczucia, oczarowana porównaniem, obietnicą nagrody.
Pędzimy w góry, zbiegamy w doliny …
Popędza i hamuje strach.
Popędza, lecz i hamuje wiatr.

Halny wypędził wszystkich z gór ku miastu, mnie zbója, odwrotnie, przygnał w góry. Schroniłam się zbójecko zakryta kurtką, kapturem, w Dolinie Kondratowej …
Obserwuję wiatr i jego dzieło wokół, na wierzchołkach: na Giewoncie, Kasprowym, Czerwonych Wierchach i tu w dolinie. Pędzi on chmury, głaszcze nimi szczyty, porusza smrekami jak trawami, kładzie trawy na skale, każe im się do nich przytulać. Mi zrzuca kaptur. Chwieje całą mną, nie tylko tym, co na nogach, ale gdzieś znacznie głebiej. Czuję jakby chwiał się ekran, na którym wyświetlany jest film …
Czuję teraz ten wiatr nie tylko wokół, ale też gdzieś wewnątrz mnie. Układa coś we mnie wg swojego planu, tak jak układa chmury. Przepędza je jak stada owiec, a one mu posłuszne, biegną …
Tak jest we mnie … halny jest we mnie … czuję … też przebiegają posłusznie jakieś wewnętrzne owce, zmienia się cały „stary” porządek.
Jest coś nowego, coś, co nie wiem jak nazwać, jak wyrazić …
Już wydawało się, że jest wszystko jasne, oświetlone, że zniknęły górskie tajemnice i tajemnice duszy, a tu … coś nowego … coś, po prostu „coś” …
Jestem z tym czymś, a halny mi to układa, przestawia, czyści i bałagani, i znowu czyści. Opróżnia, zapełnia i znowu opróżnia.
Czuję, że zbój jest w niebezpieczeństwie. Wyobrażałam sobie, że zbój to ktoś, kto patrzy do środka, a teraz widzę, że jest „coś”, co patrzy od środka i widzi też zbója … jest odwrotnie.
To coś patrzy, nie porusza się, nie ocenia, nie mówi … nic nie robi, nic nie myśli … tylko patrzy … na wszystko się zgadza … wszystkiemu jest na tak …
… jest tak otwarte i puste, że żaden halny nie może temu „coś” zrobić krzywdy. Co tam halny… ani śmierć, ani czas, nic …
Zbój jest w niebezpieczeństwie, bo jest wyobrażony, jest kreacją, tak jak wszystko … tylko „coś” nie jest …
Halny porusza tym, co może poruszyć, a owiewa to, czego nie może. Tak samo woda z deszczu … a inaczej jest ze mną … wiatr i woda mnie przenikają, jakby mnie nie było … Czyli moje ciało jest wyobrażone … góry pewnie też, chociaż nie widzę tego, bo oczy „nie widzą”, tak, oczy nie widzą prawdy, one są projektorami wyobraźni …
Oj namieszał halny …
Wróciłam zmoczona i owiana, i inna, ze świadomością „coś”…
Co zauważyłam? Nie chce mi się pisać … „coś” niczego nie ocenia, niczego nie wyraża, niczego nie dokumentuje …

Piotr Kiewra

środa, 18 lipca 2018

Ze Świnickiej Przełęczy ku wolności

66. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

Szłam jakaś przygnębiona moim „miejskim” zbójowaniem. Miasto mnie nauczyło, że niczego nie da się przeskoczyć, pokonać, że się po prostu nie da. Nauczyło, bo nie urodziłam się z tym przekonaniem … Miasto nauczyło mnie takich właśnie rzeczy jak – „nie da się”, nauczyło tworzyć, nosić i rozwiązywać nierozwiązywalne problemy …
Przyszłam do Świnickiej Przełęczy z takimi nierozwiązywalnymi łańcuchami, linami, kajdanami. Przyszłam jako niewolnik … spojrzałam w dół i niewolnik powiedział: nie da się. Lecz obudził się we mnie zbójnik i powiedział: pieprzyć miasto, pieprzyć „nie da się” i … poszłam. Już po pierwszym kroku poczułam wolność … tak, pierwszy krok, to cała ścieżka, to cała droga … Nagle zniknęły problemy, cała miejska nauka – zniknął niewolnik.
Głowa to niewolnik. Odzyskać wolność … to zrozumieć … to zrobić uważny krok ku „nie da się” …
Czego innego uczy miasto a innego góry. W mieście króluje cywilizacja,  w górach natura, po Bożemu ułożony naturalny porządek rzeczy. Na nic nie potrzebuję tu planów, wyborów, kompromisów.  
W mieście rządzi lęk, w górach miłość.  
W mieście kieruję się regułami, kodeks, prawem  i moralnością a tu … ufnością.
Tam jestem i muszę być aktorem o tysiącu twarzach, tu widzem, tu mogę być sobą.
W mieście ludzie się modlą, bo to co wewnątrz ich popycha do zrzucania niewolniczych kajdanów,  tutaj na górskich ścieżkach medytują bo nie kalkulują, tu mogą być wolni.
Tu logika i wiele innych rzeczy przestaje być potrzebnych.
W mieście dużo myślą, tu odpoczywają od myślenia.  
Tam gonią siebie i uciekają przed sobą, tu mogą wędrować nie goniąc, nie uciekając - po prostu będąc.  
Tu czują się w pojoju, w mieście są w stanie wojny.
Tam króluje wiedza a tu jesteśmy w raju, wracamy do niego, bo tu oczyszczamy się z wiedzy, bo tu uświadamiamy sobie, że jedyne co możemy zrobić by wrócić do źródła to zwymiotować owoc z drzewa poznania.

No i podziękowałam Przełęczy za to, że ta okazała się ścieżką do źródła. Na niej zrozumiałam ...
*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra   

piątek, 13 lipca 2018

50 lat tatrzańskich wędrówek

65. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

… Chodzę tam, gdzie nie ma ludzi. Znalazłam nazwę dla takich miejsc „zapomniane ścieżki”. Dzisiaj ją wymyśliłam. Uciekłam z Hali Gąsienicowej, bo usłyszałam chyba z dziesiąty raz „ach, jak tu pięknie”. Zadałam sobie pytanie, czy każdy, nawet przygodny wędrowiec, musi mi przypominać, że tu jest pięknie? Uciekłam więc na inną ścieżkę, z Hali w stronę Gęsiej Szyi. Nie spotkałam nikogo, nikt więc nie mówił, że tu pięknie, ale za to czułam, że właśnie tak tu jest.
Już spacerując, a właściwie to przeskakując z kamienia na kamień przez wezbrane potoczki na szlaku, zamoczyłam swoje trampki. Zdjęłam je, ustawiłam na głazie w słońcu, by wyschły, a bose stopy schładzałam w wodzie.
Patrzyłam na bliższe i bardziej odległe górki, cieszyłam się ciszą polany. Przyszedł czas na refleksję: dlaczego uciekłam od ludzi? Pierwsza odpowiedź była taka, że ci ludzie kłamali. Udawali swój zachwyt, chwalili się swoją wrażliwością, swoją poetycką duszą przed innymi, przede mną, a tak naprawdę przyszli tu w góry, by coś zdobyć, by coś znaleźć, by wspiąć się jak najwyżej, by pokonać siebie i ewentualnie nie być słabszym i mniej odważnym od współtowarzyszy wycieczki.
Druga odpowiedź przyszła później: To ja uciekłam, bo moje góry, moje tu wędrowanie to ucieczki od tłumów spotykanych w życiu, w ogóle od życia, które mi się nie układa, jak to sobie wyobrażałam.
Zadałam sobie kolejne: Od czego konkretnie uciekam? Od kradnącej mi mężczyzn mojej urodziwej siostry? Od nieszczerych, nie bezinteresownych mężczyzn? Od pustego mieszkania? Od oceniania świata, ludzi i ich sposobu postrzegania rzeczywistości? Od bycia narzędziem w społeczeństwie?  Od szarej, beznadziejnej codzienności i powtarzania ciagle tych samych czynności? Od czego jeszcze? Od ambicji bycia kimś? …
Może uciekam od szukania samej siebie? Od szukania prawdy i sensu życia?
Wiem, że nic nie wiem …
… Tak, tutaj uciekłam, by niczego nie szukać. By nie szukać w sobie urody, doskonałości ciała, większej wiedzy i mądrości.
A jeśli prawdą jest, że w ogóle uciekam przed tym wszystkim, o co pytam? Oj …
.. Oj, wredna jednak jestem. Taka jest prawda, a odkryłam ją poprzez innych ludzi: Nie kocham Tatr, nie przyjeżdżam tu z miłości do nich, przyjeżdżam tu, bo nie mogę się pogodzić z tym, co spotykam „tam”, bo nie mogę się pogodzić z tym, co było i z tym, co mnie „tam” czeka.
No i płakałam, bo odkryłam, że już nie mam gdzie uciec. Co mi jeszcze zostało?
I może bym jeszcze długo płakała, gdyby nie to, że stopy i nogi mi tak zesztywniały, a to zimno górskiej wody dotknęło mi już prawie oczu i o mało nie zamroziło mi łez. Hihi. Teraz zaczęłam się śmiać. Pobiegłam z powrotem do Gąsienicowej, by się rozgrzać, ale przede wszystkim, by już nigdy nie uciekać: Chyba jednak tam wrócę, nie mam lepszego rozwiązania. …
Jestem na kolejnej mojej zapomnianej ścieżce, w Starobociańskiej Dolinie. Schodzę nią z Bystrej i z Siwej Przełęczy. Odkrywam tu chyba ze sto odcieni zieleni. Tak, życie ma chyba miliony odcieni, a ja poznałam dopiero kilka.
Odkryłam dzisiaj jedno, przyszło przed chwilą: „niczego dzisiaj nie szukałam, a znalazłam to odkrycie”. Dobre i to. Inni znają po prostu zieleń, a ja odkryłam sto jej odcieni.
Za chwilę jednak zdałam sobie sprawę, że nie to odkrycie jest ważne, lecz drugie: znajduję, gdy nie szukam!
Śmiałam się jak dziecko. Tutaj to uszło mi bezkarnie, ale gdy doszłam do Chochołowskiej ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę. - A co mi tam, przecież nią jestem! – pomyślałam i od razu mój śmiech stał się jeszcze głębszy, siegnął dna mojej duszy.
… Spacerowałam dzisiaj w mżawce Doliną Lejową i dalej, aż do Kuźnic, Ścieżką nad Reglami. Przemianowałam moje „zapomniane ścieżki” na „ścieżki zapomnienia”. Dlaczego? Bo na nich wiele zapomniałam. Dzisiaj uświadomiłam sobie, że zapomniałam o swoich pragnieniach, o poszukiwaniu spełnienia, o pragnieniu udoskonalenia się.
Tak, dzisiaj odkryłam, że nie ma już od czego uciekać, bo zniknął mój strach.
Co odkryłam jeszcze? Chyba nic, a to z powodu, że spodziewałam się, iż coś odkryję.
Tylko zapomniałam – dobre i to. …
Jestem na Równi Waksmundzkiej. Nikogo tu nie ma – mnie też, bo napotkane zwierzęta nie uciekały ode mnie, więc nie widziały mnie. Zniknęłam dla świata. Usiadłam na tej łące i przepraszałam góry, za to, że traktowałam je do tej pory myślami i słowami. Godzinę później nie przepraszałam, tylko wyrażałam wdzięczność, bo to one - góry mnie nauczyły zapominać, a później nauczyły znacznie większej sztuki – kochania ...
Tak, ze „ścieżek zapomnienia” wkroczyłam na „ścieżki miłości”.
… Skończyło się moje poszukiwanie. Czuję, że wszystko do mnie przychodzi samo, po co więc szukać. Czuję, że jest odwrotnie niż myślałam, niż wierzyłam. Wierzyłam na „ścieżkach zapomnienia”, że jak się szuka, to się znajdzie. Okazało się, że rzeczywistość jest odwrotna. Wszystko jest odwrotnie. Prawda jest zupełnie odwrotna w stosunku do naszej wiedzy, naszych przekonań, naszych myśli. Prawda jest w sercu i dlatego prawda jest poza słowem. Nie umiem tego inaczej powiedzieć. …
Czytałam wczoraj swoje wcześniejsze wpisy w mojej księdze tajemnic i coś odkryłam. Dzisiaj na tej ścieżce na Małołączniaka przeszły przeze mnie moje wspomnienia, moje odkrycia. I tak po kolei:
Siedzę sobie obok Kobylarzowego Żlebu, w drodze na Małołączniaka. Patrzę na okolicę, na tę dość zamknietą przestrzeń, a mimo to czuję otwartość. …
Usiadłam sobie nad Wielką Turnią, przy Czerwonym Grzbiecie, poniżej Małołączniaka. Patrzę na Giewont, na jego uśpioną rycerskość i czuję, że on tylko pozornie śpi.
Właśnie dlatego, że jest przebudzony, nie wysila się, nie ucieka i nie goni, bo od czego i za czym, bo po co, skoro życie mu przyprowadza tłumy go wielbiących, hihi. Uśmiałam się sama z siebie.
Tak, on jest jak moja urodziwa siostra, za nią też biegają tłumy mężczyzn, ale czy jest szczęśliwa? Ona szuka tłumu, by ją ktoś zauważył i zauważają ją. Ona się tym karmi jak słodyczami, ale chyba jej to nie uszczęśliwia, bo musi to powtarzać codziennie. Słodycze odstawiła, by nie przytyć, ale tego nie chce zostawić … by nie schudnąć. Jej serce jednak chudnie …
Śpiący Rycerz spokojnie czeka i patrzy. Ci wszyscy, którzy go odwiedzają są niespokojni, czegoś im brakuje, czegoś szukają. Niestety, nie są w stanie zrozumieć tam na górze, tam pod krzyżem, że póki szukają, to nie znajdą.
Tę prawdę mogą odkryć na „ścieżkach zapomnienia”, lecz oni po nich nie chodzą, nie przesiadują tam w ciszy, a jeśli na nich są, to chwilę - przebiegają jakby coś ich goniło, jakby uciekali przed …
… Siostra. Od kiedy przestałam jej zazdrościć, przestałam poszukiwać szczęścia, od kiedy przestałam uciekać zdarzyło się wiele. Gonią za mną ci zawiedzeni jej urodą, bo okazała się chwilowa i płytka. Ona to czuje i teraz to ona mi zazdrości. Nie mogę jej pomóc, bo ona nie cierpi gór. Była tu raz – na Krupówkach. Nie podobało się jej, bo głupio by wyglądała tam w szpilkach i w minispódniczce, tak mi powiedziała.
Teraz, po latach, jej mężczyźni przychodzą do mnie, chcą być przyjaciółmi, lecz po paru chwilach … widzę, że się boją mnie, mojej wolności, mojego patrzenia głębiej, boją się tego i uciekają ode mnie, bo czują, że widzę ich strach ...
… Schodząc z Ciemniaka przez Dolinę Tomanową – to moja ulubiona „ścieżka miłości,” a kiedyś „zapomniana ścieżka” – przyszła do mnie odpowiedź, którą lata temu sobie zadałam na jednej z takich ścieżek: Przed czym uciekam?
Tak, uciekałam przed samą sobą. Wszystkie inne odpowiedzi były fałszywe. Nie uciekałam przed światem, przed ludźmi, przed niespełnaniem się pragnień, przed nieszczęściem i cierpieniem powodowanym brakiem nadziei i wiary. Uciekałam przed samą sobą, przed moją miłością. Od świata można uciec, ale od siebie się nie da. Od tysięcy lat ludzie uciekają od życia ku górom, ale tam znajdują siebie …
I drugą rzecz, która do mnie przyszła: Nie znalazłam tego tutaj w górach, bo tutaj też tego nie ma. To jest tylko we mnie. Świat jest tylko naszym lustrem, góry też tym są, a poprzez to, że są tu tak wielkie kontrasty, tak dużo odcieni zieleni, czerni i szarośći, tak dużo ciszy i spokoju, tak dużo natury, to łatwiej tu wniknąć w swoją naturę.
Góry niczego nie uczą, nikt i nic nas nie uczy, bo nie ma czego. Cała nauka, cała wiedza jest w nas. Góry nie obdarowują miłością, one nam oddają naszą. Gdy siebie kochamy, wiernie odbijają naszą. Oddają naszą przyjaźń, zrozumienie, nasze światło i naszą ciemność.
Tak, wspomniałam dzisiaj swoją ciemność na przeszłych ścieżkach, szczególnie w dniu, gdy przemoczyłam trampki (tak się kiedyś chodziło po górach, to piękne czasy, hihi). To była ciemność, prawie noc, to był sen. A włącznik światła był pod ręką, a właściwie to i światło było włączone (hihi, przecież wysuszyło mi moje trampki). Tylko moje oczy wpatrywały się w myśli i słowa, zamiast zaglądać głębiej, zamiast wkroczyć na ścieżkę miłości. …
.. I dzisiaj niczego nie żałuję, nawet tych pięćdziesięciu lat potrzebnych na zdobycie  - odkrycie tego jednego … tej jednej prawdy.
Tak, dzisiaj obchodzę jubileusz. Dokładnie pięćdziesiąt lat temu byłam pierwszy raz w Tatrach. Jednak nie oddałabym nikomu ani jednego dnia z tego półwiecza. Dlaczego?
Bo to piękne ścieżki. Piszę to słowem, wyrażam tym samym jakąś myśl, ale … tego, co tu wypowiadam nie da się wyrazić, bo tego, co czuję, nie można wysłowić, nie można zapisać w pamiętniku.
… Piszę, ale to tylko pisanie, całe moje doświadczenie jest ze mną, tego nie przeleję, nikomu nie dam, bo sama jestem tym doświadczeniem, tym życiem, a ja nim nie rozporządzam. Jest jakaś siła, coś – jakaś moc, jakaś prawda, jest życie i tam są wszelkie …
Nie umiem już pisać, a może i nie chcę, bo, po co? Nikt tego nie zrozumie, póki sam nie doświadczy …

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.
Piotr Kiewra

poniedziałek, 9 lipca 2018

Historia pewnego zdjęcia: Wszyscy mają rację


Jakiś czas temu odkryłem, że żadna kłótnia nie ma sensu. Nie ma, o co się spierać, bo wszyscy mają rację.
Jest to bardzo głębokie, duchowe, podejście do „całości”.

Jeśli patrzymy na świat, na siebie, na wszystko całościowo, bo taka jest prawda – jest jedna i całościowa, to nie można niczego podzielić, bo wszystko jest nierozdzielne, a dzieli tylko nasz umysł – tak to widzi.
Dzień postrzegamy jako dzień i oddzielną od niego noc. Tak to postrzegamy, ale jest tak naprawdę niepodzielne – jest całością. Tak samo człowiek i wszystko wokół, ale …

Ale miało być duchowo, a robi się filozoficznie.

Przekonałem się o tym, że wszyscy mają rację zamieszczając na facebooku ostatnio zrobioną, plenerową, bardzo wiosenną fotkę.
Lubię takie motywy i często je gdzieś wynajduję. Ta fotka odzwierciedla całość i ta fotka również potwierdza, iż wszyswcy mają rację … może nie sama fotka, ale jej zestawienie z komentarzami, które pojawiły się od różnych ludzi.

Otóż tak mi się podobała, iż nie umiałem jej zatytułować, więc przyznałem się do tego, że nie potrafię i …

Ludzie zaczęli fotkę komentować … każdy po swojemu próbował ją opisać/

Gdy się nazbierało tych komentarzy kilkanaście uświadomiłem sobie, że wszyscy mają rację. Każdy człowiek, co innego widzi, inny fragment rzeczywistości, każdy patrzy przez swoje własne filtry: wychowanie, wiedzę, charakter, światopogląd itd. Ale każdy z nich dotyka jakiegoś wymiaru, który jest częścią tej całości.

Otóż:
  • Ktoś, jeden i drugi, jest materialistą - realistą i widzi tam dokładnie to, co tam jest: drzewo, pole rzepaku, błękit nieba. Widzi przedmioty, kształty i kolory.
  • Ktoś inny widzi przetrzeń.
  • Ktoś jest politykiem i widzi w tamtejszych kolorach flagę Ukrainy.  
  • Ktoś inny nie komplikuje i widzi, że: „Świat w swej prostocie jest najpiękniejszy”.
  • Ktoś postrzega, że „Bajkowo to wygląda. No i pszczoły mają, co robić, a my z tego mamy pyszny miodek”.
  • Inny komentarz: „Spokój myśli i ukojenie dla oczu i duszy”.
  • Ktoś, w kim jest jakieś niespełnienie, niesfinalizowane pragnienie spełnienia się, bycia szczęśliwym z powodu innych ludzi, postrzega tam: „Samotność”, inna osoba wręcz przeciwnie widzi „Urok samotności”, a jeszcze inna zauważa, że „Samotność nie musi być przykra, jeśli na wyciągnięcie ręki ma radość.”
  • Kolejny materialista i ktoś głodny dostrzegł tam „hektolitry oleju”.
  • Ktoś kontemplacyjny, czy nawet medytacyjny uznaje, że „Czasem wystarczy tylko popatrzeć”.
  • Inna osoba, zwolennik natury, osoba w dużej mierze przebudzona duchowo czuje, że jest tam: „Cisza, spokój, radość, życia, ukojenie. Szkoda tylko, że potem jest to „rund upem” spryskane i my to jemy”.
  • Ktoś u kogoś dominuje serce nad głową, nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął i zamieścił emotikonę uśmiechu, a ktoś podobny pyta: „Czujesz ten zapach???? Mmm”.
  • Ktoś nieszczęśliwy i dostrzegający wszędzie nieszczęścia zauważa: „Biedna nasza ziemia”.
A oto kilka innych spostrzeżeń:
  • „Unikalny okaz wśród pospolitości”.
  • „To ja wśród kwiatow”.
  • „Może, morze rzepaku”
  • „Samo piękno”
  • „Samotność wśród piękna”.
  • „Inne nasiono”.
  • „Najzdrowsze drzewo swiata”.
  • „Urok wiosny!”
  • „Cudownie!”
  • “The beauty of nature in open space!”

To nie jest jeden obraz, jest tu wiele obrazów, jest tu wiele światów. Każdy człowiek ma swój własny, indywidualny. Każdy człowiek jest inny, ma inny umysł, inaczej postrzega świat, bo inaczej postrzega siebie. Inne są w nim emocje, inne myśli, inne oceny, inne wartości. W każdym z nas jest inna wrażliwość, inny sposób wyrazu, bo jest różna przeszłośc, rózne doświadczenia, rózne wychowanie, różny poziom wiedzy.

No i najważniejsze: każdy z nas jest na innym etapie duchowego rozumienia siebie. Część ludzi identyfikuje się tylko z rozumem, część poszła dalej i więcej czuje niż myśli, a część jest jeszcze wyżej …

Mamy inne serca. W każdej chwili, w tej samej rzeczywistości, inne w nich rodzą się uczucia.

To co nas w takim razie łączy?
Dusza – obserwator. Ona nie ocenia. Jest uważna, wrażliwa, po prostu widzi. Patrzy i widzi.

I wszyscy mają rację.
Ten obraz odzwierciedla świat, jest jego miniaturą, ale i odzwierciedla człowieka, jego naturę, jego konstrukcję, jego poziom znajomości siebie. Pokazuje z czym się identyfikujemy, któremu pierwiastkowi jesteśmy bliżsi, czy umsyłowi, a więc materii, uczuciom, czy duszy, naszej prawdzie.

Odkrycie tego, zauważenie siebie, odcinka drogi, w którym aktualnie jesteśmy jest ważne, bardzo istotne dla każdego.

Pozwala zobaczyć …  
Inspiruje, by ruszyć we właściwym kierunku.
Inspiruje, by poszukiwać z większą intensywnością, by zrozumienie nie było tylko płytkim zrozumieniem mentalnym …

I dlatego to publikuję – dla siebie.

A Ty co widzisz na tym zdjęciu – teraz?

Piotr Kiewra

niedziela, 8 lipca 2018

Góry to nie pole bitwy. O przyjaźni z Tatrami trwającej całe życie


64. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

Dzisiaj spotkałam dwóch taterników - staruszków. Siedzieli na mojej ukochanej Hali Gąsienicowej i obserwowali świat. Poznali mnie. Przywołali do siebie i też ich rozpoznałam – przypomniałam sobie. Jeden z nich, ten starszy, kilkadziesiąt lat temu, uczył mnie gór. Powspominaliśmy, pośmialiśmy się. Opowiedział mi o swojej przyjaźni z Tatrami. Rozczuliłam się do łez, bo to też moja historia.

- Dzisiaj patrzę na Tatry, na góry inaczej niż w młodości. Kiedyś chciałem o nich wiedzieć wszystko, by je pokonać. Tatry miały być moim treningiem przed pokonaniem jeszcze większych wyzwań, wyższych gór. I tak się stało. Lecz to mnie nie uszczęśliwiło. Powoli odkryłem – odkryliśmy prawdziwy cel wędrowania.

Dzisiaj jest inaczej. Chodzę po Tatrach, po innych górach, owszem wspinam się, lecz intencja jest inna. Dzisiaj to jest przyjaźń, a nie wojna.

Nie zwyciężam gór, nie pokonuję ich, nie zdobywam. Góry to nie pole bitwy. One nie są moim wrogiem.
Niebezpieczeństwa wynikają z wojen, które toczymy ze światem, lecz najczęściej z samym sobą.  Niebezpieczeństwa w górach to efekt walki z nimi.

Gdy traktujesz je jak wroga, przegrasz, bo ich nie da się pokonać. Nawet, gdy wszedłeś na szczyt, nie pokonałeś go.  
Giną tylko żołnierze, wojownicy, zdobywcy. Giną i zostają ranni ci, którzy idą w góry na wojnę z nimi, którzy obrali sobie je za pole bitwy, by powiększyć siebie, by porównać się z innymi, by zyskać w swoich i innych oczach, jako zdobywca, twardziel, wojownik, zwycięzca.

Wielu naszych kolegów, towarzyszy zostało w górach na zawsze, nie wrócili ze swoich ścieżek, bo były to wojenne ścieżki. Góry okazały im bezsens walki, okazały im całą prawdę. Nie mówię o prawdzie gór, mówię o prawdzie człowieka wojownika, człowieka żołnierza, człowieka zdobywcy. Góry w ich istatnich chwilach życia pomogły odkryć im tę prawdę.
Pamiętam kilka takich zdarzeń, tutaj w Tatrach, w Andach, w Himalajach. Nasi umierający, pokonani przez góry towarzysze, w ostatnim swym tchnieniu właśnie o tym mówili, że … poznali prawdę. W tej ostatniej chwili umykającego życia poznali bezsens walki, zaś poznali prawdę o przyjaźni, o miłości, prawdę o sobie samym. To były tylko słowa, nie poznaliśmy ich odczucia, ich wewnętrznego zrozumienia, ale po tylu wspólnych doświadczeniach, to ich zrozumienie „przeskoczyło” i na nas. To wielka zmiana. Zmieniło się wszystko.

Nie tylko w nas, ale i wokół. Pojawił się spokój – pokój. Znikły walki, znikły powody do wojen, nagle cały świat stał się przyjazny, góry stały się przyjazne, znikły niebezpieczeństwa. Zamiast odwagi pojawiła się ufność.

Odwaga jest małą rzeczą, jest oznaką niedojrzałości, lęków, ludzkiego ego.

Ufność jest wielka, bezkresna, to największa rzecz, która nie jest rzeczą. I ten spokój z niej wynika, wolność z niej wynika, miłość z niej wynika i przyjaźń z niej wynika. To wszystko nawzajem się przenika, wymienia – właściwie jest jednym.
Tak to dzisiaj postrzegamy, a bardziej czujemy. Być w takim stanie, to jedna wielka radość.

Powiem ci tak: wędrując po górach uczysz się przyjaźni z nimi i ze światem i … z sobą, ale przede wszystkim ze śmiercią. Tu ona jest ci towarzyszem w wędrówce.  Jest obecna przy każdym twoim kroku. Tu się przekonujesz - odkrywasz, że jest nim od twych narodzin, że jest nierozłączną towarzyszką życia, a właściwie życie i śmierć to jedno. I … wtedy przestajesz się lękać. Tak. Tak właśnie się dzieje dzięki górom.
                      
Pokonywanie gór, świata, ludzi, siebie, jako wszędzie lansowany sposób, na bycie lepiej dopasowanym, lepszym, bo bardziej wydajnym członkiem społeczeństwa to ścieżka do zguby, to wędrówka błędną i bolesną drogą.
Bycie sobą to jedyna prawdziwa droga. Będąc sobą wędruję ze wszystkim i ze wszystkimi w przyjaźni.
Tylko będąc sobą mogę kochać, tylko wtedy przydarza się miłość. Wtedy ufność sprawia, że czuję się bezpieczny - wiem, że nic mi nie grozi, bo śmierć też jest moim przyjacielem, rozumiem i czuje kiedy mnie zabierze.

Jestem przyjacielem Tatr. I one są moim. Ze wszystkich stron gór, z każdego kamyka, z każdego stopnia na ścieżce, drzewa, rośliny, zwierzaka płynie miłość.  To samo doświadczają góry ode mnie. Jesteśmy partnerami, kochankami.

Góry to wolność.  Tu jestem wolny i górom nie zabieram wolności. Tu się jej uczę, stąd ja niosę w świat.

Jestem wolny bo się nie boję.
Wolność jest, gdy nie ma kompromisów, rezygnowania z siebie - kiedy nikt i nic nie wymaga, nie oczekuje tego ode mnie i wtedy, gdy nie włączają się nawyki i przekonania mojego umysłu. W górach nie idę na kompromis - dopasowuję się jedynie: do ścieżki, do natury, do rzeczywistości. Poddaję się ścieżce, naturze, tej chwili, tej rzeczywistości.  Jestem elastyczny … i jestem gotów na śmierć. Gdy czuję się wolny śmierć i wszystko inne nie ma nade mną władzy. Ufność sprawia, że żadna władza nie istnieje. .. jest w niej rozpuszczona ... jak kawa w wodzie. Dzięki temu życie tak smakuje.
Jestem gór przyjacielem, gdy się dopasowuję, a nie, gdy z nimi walczę.
Gdy chcesz je dopasować do siebie, to chcesz je zniewolić, zakuć w łańcuchy, pourządzać drogi i koleje, lecz wtedy nie jesteś z nimi w harmonii.  Wykorzystujesz tego przyjaciela, nie jest to miłość do gór, lecz egoizm.
Gdy jestem przyjacielem czuję się bezpieczny.  Od przyjaciela nic mi nie grozi. Przyjaciela się nie lękam.  Góry też są bezpieczne w mojej obecności. W miłości jest pełnia bezpieczeństwa, bo nie ma strachu z żadnej strony, nie ma wojny - jest harmonia i wzajemny szacunek.
Tak - przyjaciel i ktoś, kto kocha, traktuje Tatry tak, jakby miały duszę. Tak je czuję - są istotą taką jak ja. Ja jestem nimi, a one są mną. Nie ma między nami granicy - jest jedność - całość. Czuję i rozumiem je tak jak siebie.

Ubolewamy jedynie, że nasi młodsi towarzysze jeszcze tego nie rozumieją, ale cóż – muszą tej nauki doświadczyć sami, nasze słowa tego nie zaniosą. Słowo nie niesie pokoju, ufności, wolności. Niesie je doświadczenie, głębokie zrozumienie. - to jego słowa.

Przyjacielem trzeba się stać. Nie wystarczy wiedzieć wszystkiego o przyjaźni.

To ostatnie zdanie podkreśliłam, bo bardzo mi się spodobało.
Taternicy wysłuchali mojej historii. Poczuli, że we mnie też nastąpiło takie przemienienie, że doświadczyłam tego samego pokoju, tej samej przyjaźni, tego samego zrozumienia. Zobaczyli to, gdy tylko na mnie spojrzeli.
Powiedzieli, że każdy tego doświadczy – prędzej, czy poźniej doświadczy.

- Tak! Dojrzeje każdy, dorośnie każdy, kto wędruje i obserwuje.

Mój towarzysz z którym kiedyś wspólnie uczyliśmy ciebie, pozostał w górach na zawsze. Tak je pokochał, że postanowił w nich umrzeć. I tak się stało.  Bywa i tak, bywa i taka przyjaźń z nimi - dozgonna. Tu spełniła się jego przyjaźń i z górami, i ze śmiercią. Było to parę lat temu. - stary taternik uśmiechnął się i zrozumiałam,  że skończył swą opowieść.

Po kilku godzinach wspomnień i rozmowy, poszliśmy razem ścieżką, którą pierwszy raz z nim wędrowałam, gdzie mnie uczył gór.

I powiem tak: Od samej Hali, poprzez Zawrat, Świnicę, Przełęcz Świnicką, Karb i z powrotem na Halę nie padło ani jedno słowo. Delektowaliśmy się wszyscy przyjaźnią z Tatrami.  

Przy każdym z nas, krok w krok, szła nasza przyjaciółka - śmierć. Szła równie cicha i spokojna, jak my.

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra

wtorek, 3 lipca 2018

Czy góry są niebezpieczne?


63. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*
Ktoś, z kim dziś wędrowałam był pewny, że góry są niebezpieczne. Na najbardziej bezpiecznym dwutysięcznym szczycie jaki znam w Tatrach, zapytał: czy dla mnie też? Ten człowiek wręcz panicznie się tu bał. Jego cała droga na ten szczyt to jedna wielka bitwa ze swoim lękiem.
A oto moja odpowiedź.

Czy góry są niebezpieczne?
Nie odbieram ich jako niebezpiecznych, to raczej człowiek tworzy sobie niebezpieczeństwa. Nie tylko w górach je tworzy, w wędrówce przez życie również.
Niebezpieczeństwa są jednak potrzebne - okrywają tajemnicę jak chmura niebo.
Można się przez nie przedostać na dwa sposoby: aktywnie je rozpędzając, wędrując powyżej ich pułapu,  lub obserwując jak te chmury płyną. W pewnym momencie ustapią. Taka jest ich natura.
Są informacją, kurtyną pod którą jest to co prawdziwe, wskazówką,  przewodnikiem, znakiem na drodze. Są czymś, co budzi wrażliwość, są kontrastem dzięki, któremu widzimy, to czego inaczej nie możnaby zauważyć.
Niebezpieczeństwo rodzi uważność.
Niebezpieczeństwa są po to, by rozchmurzyc się z lęku i strachu - one to prowokują.  Wtedy wydobywa się na wierzch to, co prawdziwe. Strach, lęk nie są prawdziwe …
Góry są nagromadzeniem niebezpieczeństw, więc są też miejscem szybszego wzrastania uważności, wrażliwości, są miejscem bardziej intensywnego poszukiwania i odnajdywania siebie.
To zasługa, między innymi, niebezpieczeństw. Lecz to my je tworzymy - nie góry. I to one nam służą.  Taki jest w tym paradoks. Dlatego góry kochamy, bo wiele się tu dzieje - w nas się dzieje.
Tak naprawdę, nie mamy, czego chronić i nie mamy przed czym chronić. Boimy się, bo gramy dla świata role, do których nie zostaliśmy powołani – nie jesteśmy widzami, lecz aktorami i boimy się, że świat postrzega nas inaczej niż sobie zaplanowaliśmy. Chronimy ten wizerunek naszej wyobraźni i kreujemy niebezpieczeństwa, by w kontraście z nimi wydać się większym, by eksponować i powiększać swoją odwagę.
Odwaga jest miarą naszej sztuczności, grą, aktorstwem, a mimo to identyfikujemy się z nią, z lękiem, boi identyfikujemy się z ciałem, z umysłem, podczas, gdy nie jesteśmy tylko ciałem i umysłem – tak naprawdę jesteśmy tylko widzem, który patrzy – obserwuje ciało i umysł i … uczy się.
Tak, strach to grzech identyfikacji, to uleganie iluzji bycia wśród rzeczy istotnych. A tak naprawdę te rzeczy są nieistotne. To tylko znaki – to nie jest prawdziwe życie.
Strach, lęk to znak, że nie jesteśmy sobą, że gramy, że uciekamy od siebie, że gonimy za nieistotnym.
Tatry pomagają to odkryć, pomagają w porzuceniu identyfikacji, bo pomagają w odkryciu prawdy.
Tatry służą poznaniu siebie. Tak je postrzegam. To nie tylko materia, geografia, przestrzeń w świecie, to zestaw informacji, to lustro nas samych, lustro naszej głębi.
Po to tu chodzimy. Po to tu wędruję.
Po to ty tu wędrujesz. Nie ma innej drogi - albo naturalność i wpasowanie się swoją naturą w otaczający nas świat natury, albo droga cierpienia, choroby ciała i umysłu, świat niebezpieczeństw i lęku.
Jesteśmy, przede wszystkim, czymś innym niż ciałem i umysłem. Twoja i moja  wędrówka ma jeden cel – to zrozumieć. Niebezpieczeństwa, lęk, cierpienie to twoi przewodnicy na tej drodze, sami je tworzymy i same znikają, gdy zrozumienie się pojawi. Gdy tak się stanie zobaczysz rzeczywiste góry. Jeśli się boisz to znak, że jeszcze ich nie widziałeś, że jeszcze nie rozumiesz, że jeszcze się identyfikujesz z tym, co boli, z tym, co cierpi, z tym, co odczuwa niebezpieczeństwa.
Taka dzisiaj była moja Kondracka Kopa i taka była też dla tego człowieka. Powiedział mi, że tyle lat chodzi po górach z lękiem, by go pokonać – taką sobie przyjął metodę uzdrawiania z lęków – górską ścieżkę. Zawsze były to dolinki, bo bał się wyżej, uważał, że góry są zbyt niebezpieczne dla niego. I mówi:
- Dzisiaj, gdy tylko ciebie zobaczyłem, postanowiłem dołączyć – poczułem, że czegoś przy tobie się nauczę, poczułem … naprawdę poczułem, że coś się wydarzy. I wydarzyło się.
Pierwszy raz w życiu posłuchałem swego odczucia, a nie podpowiedzi rozumu. Nie wiedziałem, co się wydarzy, coś tylko poczułem. I teraz nagle zrozumiałem, że gdy kroczę ścieżką prowadzony sercem nie lękam się, nie widzę niebezpieczeństw – widzę je, lecz widzę je jako ich twórca, widzę, że mogę przestać je tworzyć. Naprawdę jestem szczęśliwy, pierwszy raz widziałem góry i pierwszy raz poczułem, kim jestem.
I wiesz co! Zawsze to we mnie było, lecz mój rozum to zasłaniał argumentami, informacjami, statystyką ze świata, słowami innych ludzi, logiką i słowami mojego własnego rozumu.
To dziwne, że jeden krok w życiu, jedna niezrozumiała dla rozumu decyzja, jedna spontaniczna rzecz, na którą przyzwolimy, tak wiele może zmienić.
Och, jakże jestem szczęśliwy! – tak mi dziękował za naszą wspólną wędrówkę.
Ostatnio spotykam takich właśnie ludzi i takie obserwuję w nich zmiany.
Rozumiem jedno: ŚWIAT ODZWIERCIEDLA TO, CO SIĘ DZIEJE WE MNIE. TATRY TO ODZWIERCIEDLAJĄ.


*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra