czwartek, 3 września 2015

Sen

- Wietrze, jak się uwolnić od cierpienia? – zapytał człowiek.

- Obudź się! Twoje cierpienie jest snem, twoje szczęście i nieszczęście jest snem, twoje miłości są snami. Obudź się! Zauważ, że to są sny, a uwolnisz się. – odpowiedział wiatr.

- Jak? – zapytał nieufnie.

- Twoja przeszłość i przyszłość są snami. Porzuć je! – wyjaśnił wiatr.

- Dziękuję ci wietrze. Muszę nad tym pomedytować, muszę się z tym przespać. – z uśmiechem oznajmił człowiek, bo nie zrozumiał.

Któregoś ranka, podekscytowany człowiek dogonił wiatr i powiedział:

- Wietrze, opowiem ci o swoim śnie. Oto ten sen: wyszedł człowiek na scenę, a na widowni pełno było ludzi. Ich wszystkich przyprowadziło tu cierpienie. On popatrzył na nich i długo nic nie mówił, bo współodczuwał razem z nimi. Potem powiedział: - Miłość jest! Czujesz to?

Wielu potwierdziło, a na ich twarzach widać było radość. On się rozejrzał po sali i podszedł do człowieka siedzącego na wózku. Zapytał go: - Miłość jest. Czujesz miłość?

– Czuję. – odpowiedział cierpiący.

- W takim razie, obejrzyj się za siebie. – zaproponował człowiek ze sceny.

- Nie mogę, boję się! – ze strachem wykrzyczał człowiek na wózku.

- Za tobą, przed tobą, wokół ciebie jest miłość. Wszyscy to czują, ja też czuję, nie ma za tobą strachu, zaufaj. – poprosił człowiek schodząc ze sceny. Stanął za wózkiem i jeszcze raz powiedział:

- Obejrzyj się. Najpierw poczuj tę miłość i obejrzyj się.

Człowiek na wózku, wahał się. Siedział mocno skulony, jednak z każdym słowem stojącego obok niego mężczyzny rozluźniał się. Otworzył oczy, a w nich zobaczyłem rosnącą ufność i coraz więcej dostrzeganej przez niego miłości. Jeszcze widziałem jak rozgrywała się w nim walka. Wszyscy wokół ją widzieli, widzieliśmy jak miłość pokonuje strach. W końcu … obejrzał się i … wstał z wózka. Wtedy się rozpłakałem, wszyscy się rozpłakali łzami miłości, łzami radości.

Przyjechał tu na wózku, skulony, mały, brzydki, smutny, nieufny i pełen lęku, a wyszedł wielki, piękny, radosny, pełen miłości i wiary.

Poczuliśmy wdzięczność, taką nieukierunkowaną wdzięczność.

Człowiek wrócił na scenę i powiedział: - Miłość jest.

Żadne inne słowo nie padło, od tego momentu, aż się wybudziłem.

Wybudziłem się ze snu, nie tego w nocy, lecz z tego na jawie i nie znajduję już cierpienia. Obudziłem się tak jak człowiek na wózku. On cierpiał, bo spał otulony swoim strachem, bo nie chciał lub nie potrafił zauważyć miłości wokół niego.

Medytowałem nad swoim snem i dopiero wtedy zrozumiałem. Dziękuję. Ten człowiek na scenie, to ty, wietrze!

Ten człowiek na wózku … On się obudził, bo ja się obudziłem, on zaufał, bo ja zaufałem, on ozdrowiał, bo ja ozdrowiałem. Porzuciłem swój strach, bo porzuciłem przeszłość i przyszłość …  i wtedy zrobił to człowiek na wózku. Zrozumiałem: sen to bycie w przeszłości i przyszłości, sen to cierpienie, a cierpienie innych ludzi, to mój sen. Gdy spojrzałem na wszystko i wszystkich jak na sny, to się obudziłem. Ty wietrze, też jesteś snem i ja, ten, który mówi, jestem snem.

Tylko ta cisza, ta miłość jest prawdą. Prawda jest teraz. Prawda jest. A tam, gdzie prawda nie ma słów. Ten, który rozumie jest prawdą, ten, który mówi, jest snem. Gdy ten, który mówi porzuca sen, porzuca przeszłość i przyszłość, harmonizuje się - jednoczy z tym, który rozumie.

Wtedy pozostaje już tylko miłość. Tylko ona jest. Miłość jest.  

Wiatr nie czekał już na żadne słowo.



Piotr Kiewra

piątek, 21 sierpnia 2015

Kiedy poddaje się smutek?

Szła wśród łąk i pól smutna dziewczyna. Zawołał do niej wiatr: - Hej, pobaw się ze mną! - i ruszył przez łąkę.  Ona natychmiast podjęła zabawę. Próbował od niej uciec wiejąc od wschodu, próbował dogonić od południa, targał mocno jej włosami dmuchając od zachodu, chłodził jej mocno rozgrzane policzki północnym podmuchem.
Gonił za nią smutek, a ona nic, rozłożyła ramiona jak ptak skrzydła i bawiła się dalej. 

Zaprosiła do zabawy trawy i kwiaty, a one kłaniały się jej jak morskie fale i mową cichą jak szept wołały: - Ciesz się latem razem z nami!
Smutek ledwo już nadążał za nią, a ona nic, otoczyła się kwiatów aromatem i zapraszała pszczoły, trzmiele i motyle.

Przyśpiewując uśmiechem z ptakami zapamiętała się całkiem w swojej zabawie. Ledwo nadążały za nią włosy, ledwo nadążał wiatr. 

A gdy przyłączyło się do zabawy słońce, przyłączyły chmury i wszyscy bawili się w świetle i w cieniu, już tylko smutek się opierał.

Patrzył z dala na łąkę chłopak … i doceniał, lecz nade wszystko docenił sercem dziewczynę. 

Zaniósł wiatr dziewczynie miłosne westchnienie chłopaka. A gdy on i ona zatańczyli razem na łące, ogłosił to wszędzie: o chłopaku i dziewczynie, o ich miłości.

Ucieszył się świat – ludzie, rośliny, zwierzęta, ziemia, oceany, góry, wtedy poddał się smutek.

Ujęło to wszystkim cierpienia i bólu, dodało otuchy i ufności, a w sercach wykiełkowało małe, kiedyś zasiane ziarenko, w innych zakwitła już miłość.

Wie o smutku wiatr, więc czeka takiego tańca i pieśni, a gdy się przydarzą głosi biegając wśród lasów i pól, nad górami i dolinami, w miastach i wsiach: - Przyłącz się, zaopiekuj się tym ziarnem miłości, podlewaj je, a gdy zakwitnie z niego cudowna roślina, oddychaj nią, dziel się.
Zakochaj się – zmniejsz ogrom strachu, cierpienia na świecie, podziel się miłością z wiatrem, ze wszystkimi!
Przyłącz się do chłopaka i dziewczyny tańczących na łące!


Piotr Kiewra 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Marny ogrodnik

- Wietrze, dokąd zmierzasz? – zapytał człowiek.

- Donikąd. – odpowiedział wiatr. I zrozumiał człowiek misję wiatru, jego bezinteresowność, tajemnicę jego radosnych figli, niekończącej się energii. Spojrzał jednak na siebie i ponownie zwrócił się do wiatru:

- Tobie to dobrze, wietrze. Nikt cię nie pogania, nie ponosisz żadnej odpowiedzialności, nikim nie musisz się opiekować. Dlatego jesteś taki rozluźniony, dlatego jesteś taki elastyczny, spontaniczny i radosny. Tobie to dobrze.

Odpowiedział mu wiatr:

- Zazdrościsz mi? Mówisz o odpowiedzialności? Widzisz swoją, dostrzeż też moją! Spójrz na morza i oceany, spójrz na góry, skały, spójrz na pola i lasy, spójrz na ptaki i pszczoły, na drzewa, na trawy, na zboża, rozejrzyj się uważnie.

Nie wiesz, jaka jest tajemnica mego rozluźnienia, mojej radości? A ja ci mówię, że jesteś kiepskim ogrodnikiem. Dostałeś pod opiekę trzy rośliny, trzy nasiona. Zaopiekowałeś się dwiema. Tylko dwie podlewasz i o nie dbasz, co chwilę ich doglądasz, a gdy podrosły zacząłeś od nich żądać. Te dwa nasionka i teraz dojrzałe rośliny, to wiara i nadzieja. Zaniedbałeś trzecią: miłość. Chciałeś ją podlewać u innych, a przegapiłeś jej nasionko u siebie. Nic z twojej wiary i nadziei, jeśli nie rozkwitła też w tobie miłość, naprawdę nic. Zmarnowałeś czas, zmarnowałeś wiele energii, na nic twój bieg, na nic twój marsz i oczekiwania.

Nacierpiałeś się kiepski ogrodniku, ale jeszcze nie wszystko stracone. To nasionko, które otrzymałeś nadal jest gotowe by się rozwinąć, by zakwitnąć. Podlej je, zaopiekuj się nim, obserwuj je, niech to będzie twoja misja. Zapomnij o innych nasionach, zapomnij o innych ludziach, oni zaopiekują się sobą sami. Gdy wyrośnie z twojego nasiona piękna roślina, gdy zakwitnie specjalnie dla ciebie, gdy obdarzy i wypełni cię swoją treścią, zdarzy się cud. Pokochasz siebie, a przyjdzie ufność. Przyjdzie do ciebie sama: piękna, bo pełna, od krańca do krańca. Zniknie twój strach, zniknie płacz, smutek, znikną pragnienia, a z nimi napięcia, a pojawi się spokój i rozluźnienie, pojawi się szczęście.

Spójrz na drzewa i kwiaty! Spójrz na góry, na morza! Spójrz na nie głębiej, nie tylko na powierzchnię! Co w nich dostrzegasz?

- Głęboką ufność? – odpowiedział człowiek zdumiony, tym co zrozumiał.

Wiatr dodał jedynie: - I pamiętaj o swojej pracy ogrodnika, lecz pracuj w ten sposób, że gdy zapytam cię przy niej:, Dokąd zmierzasz? Odpowiesz mi: Donikąd! Rozumiesz? Zrozum to, bo to najtrudniejsze!


Piotr Kiewra  

czwartek, 30 lipca 2015

Jaki i dlaczego jesteś, wietrze?

Na codzień jestem łagodny i przemawiam do ciebie ciszą, lecz bywam porywisty, bywam niszczący. Buduję, sięję, obdarowuję, lecz i zabieram.

Prowadzę cię ku cierpieniu, byś dojrzewał. Moją zmiennością budzę twoją Uważność - rozwiewam twoje WCZORAJ i JUTRO, bo chcę napełniać twoje żagle w TERAZ, bo TU twoje Zrozumienie.

Miłością jestem, byś był, jaki jesteś, byś odszukał siebie, byś miłością się stał.


Piotr Kiewra

środa, 22 lipca 2015

Sens życia

Zapytał człowiek wiatru: - Jaki jest sens mojego życia?

Odpowiedział mu wiatr:

- Dorośnij w cierpieniu do swoich słów, a później w cierpieniu porzuć słowa i …

Dorośnij w cierpieniu do swojego Serca, a później utworzonym przez uczucia mostem …

Dojrzej w Cierpieniu do swojej Prawdy, a już bez cierpienia w Modlitwie z Całością w niej pozostaniesz.

To jest twój rozwój, to jest sens twojego życia.


Piotr Kiewra

niedziela, 19 lipca 2015

Nie zrozumiesz mnie …

Nie zrozumiesz mnie …
Nie zrozumiesz mnie, dopóki …
Moim przyjacielem dzień, Twoim noc

Nie zrozumiesz mnie, bo …
Ja jestem dzisiaj, Ty myślisz o wczoraj lub o jutrze
Opowiadam Ci o słońcu, Ty mi o zimnie i deszczu
Wysłuchujesz moich opowieści o radości, ja Twoich o cierpieniu i bólu
Proponuję Ci muzykę słowików i skowronków, Ty mi proponujesz muzykę pełną płaczu i żalu
Ja czuję obfitość, Ty mi mówisz o brakach
Ja Ci podpowiadam UFAJ! Ty słuchasz tych, co mówią: Miej marzenia! Walcz!
Piszę Ci o szczęściu, Ty mi o nieszczęściach swoich przyjaciół
Wskazuję Ci Twoją wielkość, Twoją siłę i piękno, Ty się doszukujesz moich słabości
Okazuję Ci swoją wiarę, Ty masz tylko nadzieję
Obdarowuję Cię miłością, Ty mi okazujesz swój strach
Pokazuję Ci doliny ze szczytów, Ty widzisz trudy ku nim
Na Ciebie się otwieram, Ty na mnie zamykasz
Gdy prowadzę Cię nad rzekę oczyszczenia, mówisz, że nie jesteś gotowa
Moja radość jest zawsze i wszędzie, Twoja w zabawie
Ja trwam w ciszy, Ty walczysz
Ja idę za mistrzami, Ty podziwiasz wojowników
Ja oddycham miłością, Ty o niej słuchasz i mówisz
Wskazuję Ci palcem na światło, a Ty swoje: „I tak dalej, i tak dalej!”
Ja jestem w raju, Ty ciągle stoisz przed decyzjami

Tak, pragnę Twojej miłości, bo wiem, że wtedy nie będzie w Tobie strachu
Tak, bywa we mnie smutek, lecz to jest współodczuwanie Twojego
Tak, tęsknię – tęsknię za Twoim zrozumieniem
Tęsknię, bo czuję, że spełnię swoją misję, gdy Ci pomogę, gdy zostawię ślady
Tak, chcę Cię trzymać za rękę, tak, naprawdę chcę
Chcę Cię trzymać za rękę w drodze na Wielką Górę Zrozumienia

Przepraszam! Tak Cię widzę w chwili tęsknoty, smutku i złości. 
W chwili mojej prawdy widzę Twoją
Dziękuję za to, że jesteś, bo dzięki Twojemu istnieniu mogę zrozumieć

Nie zrozumiesz mnie …
Nie zrozumiesz mnie, a ja Ciebie, dopóki nie dojrzejemy
Nie dojrzejemy, dopóki nie zrozumiemy siebie
Nie zrozumiemy siebie, dopóki nie odkryjemy pustki – bez lęku, za to pełnej miłości

Tak, wiem - nie jestem jeszcze wolny …
Nie jestem wolny, dopóki nie zaakceptuję Twego niezrozumienia
Tak, nie jestem wolny, dopóki nie przejmę odpowiedzialności za wszelkie niezrozumienie

Rozumiem: Pełnia wolności, to pełnia akceptacji.

Piotr Kiewra

Wojownik i mistrz

Po całym dniu kręcenia się w kółko za swoimi i cudzymi sprawami, zdecydowała, by wyjść z domu i rozproszyć w marszu powstałe w niej napięcie. Szła stukając kijkami o chodnik. Patrzyła pod nogi, nie mogła więc zauważyć, kiedy z pełnego kolorów nieba powoli nikł błękit, poznikała już czerwień, pomarańcz i żółć, a na ich miejsce wkroczył coraz głębszy granat nocy.

To myśli sprowadziły jej uwagę na poziom chodnika - stały się tak wyraźne i uporczywe jak wystukiwane o chodnik tempo.

Przekrzykujące się w jej głowie głosy, męczyły ją bardziej niż marsz.

W końcu spojrzała w górę, jakby stamtąd spodziewając się pomocy i znalazła … przychylne jej mruganie. Pozwoliła mówić odległym galaktycznym przyjaciółkom, a one nic … trwały w ciszy. Wsłuchała się więc baczniej, by pokonać hałas myśli, aż w końcu dotarła do niej mowa cichsza niż szept, nie z nieba, lecz gdzieś z jej środka: … sza, … sza. Po chwili wyłowiła już pełne słowa: - Cisza, cisza. Zatrzymaj się! Stop! Stop!

Usiadła na ławce i zamknęła oczy. W jej uszy uderzył wiatr.
- Wietrze, dlaczego tak hałasujesz? – zapytała.
A on jej odpowiedział: - Chcę zagłuszyć twoje myśli, byś wreszcie mogła usłyszeć samą siebie. Pamiętaj! Wszechświat jest ci przychylny i mruga przyjaźnie do ciebie, tak samo wiatr, i twoje serce, i twoja istota. Słuchaj tego, co ciche, nie tego, co najgłośniejsze, tego co w pierwszym szeregu lub na wierzchu. Zajrzyj, wysłuchaj, poczuj to, co w głębi!

- Dziękuję wietrze, mój drogi przyjacielu, w takim razie pomóż mi. Co mam zrobić? – zapytała. A on jej na to: - Obudź swoją uważność, zadaj pytanie, i czekaj! W stosownej chwili poczujesz (nie usłyszysz lecz poczujesz) odpowiedź, lub doświadczysz czegoś, co będzie odpowiedzią. Wypróbuj, wyostrz swoją uwagę na ten najcichszy głos, który płynie z serca i wskazuje na pulsującą, nieprzemijającą i uśmiechniętą radość. Poczujesz to. On cię zatrzyma, gdy podążysz w kierunku bólu i smutku, a popchnie na drodze ku radości. Wypróbuj! Zaufaj i wypróbuj!

Tak zrobiła. Po kilku chwilach odnalazła w sobie ciszę. I natychmiast zauważyła: - Wietrze, ty jesteś ze mną!
- Tak. Jestem z tobą, słońce jest z tobą, i gwiazdy, i cały Wszechświat jest z tobą – jest w tobie. Twój głos i wiatru, i gwiazd jest głosem całości – Wszechświata. Lecz są w tobie też obce głosy …

- To łatwe. Wystarczy w hałasie odszukać ciszę … Czyli myśli nie są moje … i to one męczą i … są przyczyną bólu … - zauważyła i od razu pytała dalej:


- Czy będzie mi łatwiej? I dlaczego teraz?
– Bo czas na twoje dojrzewanie, bo czas na zrozumienie, bo od lat kręcisz się w kółko, jak na karuzeli i ciągle się boisz odpowiedzi, które płyną z twego serca, a wierzysz w to, co mówi ci głowa. To nie zapowiada żadnej zmiany, to cię męczy, i zanosi się na wiele kolejnych lat cierpienia, kolejnych pogoni i ucieczek, na kolejne gry. Powiedz mi szczerze, jaki to ma sens? 

- No tak, jestem zmęczona. Ciągle wszystko odkładam, bo się boję. Czekam i tak naprawdę, nie wiem, na co czekam. Kłócę się sama ze sobą, powtarzam te same pytania i ciągle słyszę te same odpowiedzi. Nie wiem, czy mogę im zaufać. Nigdy do końca nie wiem, co jest prawdą. Może żadna z tych odpowiedzi nie jest prawdziwa, bo ciągle wątpię? Ciągle nie jestem pewna, co jest głosem mojego serca, a co mojej głowy. Wydawało mi się, że dobrze siebie znam, lecz teraz tyle we mnie zamieszania, tyle różnych głosów…

Szukam wsparcia, szukam prawdziwych wojowników, by mnie poprowadzili przez tę wojnę, która się dzieje w moim życiu. Szukam ich, lecz we wszystkich wojownikach, których do tej pory napotkałam było coś, co mnie odpychało. Tak to czuję … Nie wiem czego im brakuje: odwagi, waleczności, męskości? Nie wiem, nic już nie wiem …

Tak, kręcę się na karuzeli. Nie mogę się zdecydować, więc czekam, mam nadzieję, że to się samo ułoży. Powiedz mi, kiedy to się skończy, kiedy będę mogła sobie zaufać?

- Twój problem: za bardzo ufasz głowie, za dużo kalkulujesz i dlatego w tobie tyle walki. Nauczyłaś się żyć w nadziei, w marzeniach. Cały czas słyszysz wokół: „Miej marzenia! Walcz!” Przyjęłaś te głosy jako swoją misję. A ja ci mówię: Porzuć nadzieję! Porzuć ją, bo trzymając się jej, pozostajesz przeciwieństwem tego, kim chcesz być.

Czy zauważyłaś, że zawsze dostajesz to czego się lękasz? Zauważyłaś, że im więcej w tobie strachu, tym więcej niechcianych rzeczy cię otacza?

Nauczyłaś się być twardą, nauczyłaś się walczyć i nie poddawać, wyćwiczyłaś się w okazywaniu swojej siły, lecz to nie jest prawdziwa twoja siła. To jest twój oręż wojownika, lecz mimo, że jesteś sprawnym i twardym wojownikiem, nie osiągasz tego, o co walczysz. W ostatecznych rozrachunku przegrywasz. Wojownicy zawsze są przegrani. Swoją walecznością przyciągnęłaś legiony innych wojowników, lecz wojownicy to tylko gracze, oni potrafią zagrać odwagę, potrafią walczyć i cieszyć się wygraną, potrafią płakać, gdy przegrają. Tym ci imponują, za to ich cenisz, a nawet kochasz. Ale w wojownikach nie ma głębi, bo nie ma prawdy, nie ma miłości, bo oni walczą z powodu strachu. I ty walczysz z powodu strachu.

Walczą, by pokonać samych siebie. Wojownik pod swoimi maskami kryje strach, kryje swoje nieszczęście, kryje swoją słabość. Wojownik walczy, wojownik gra twardziela, bo się boi i nie ufa. Wojownik nie wie, co to miłość, bo gdyby jej zaznał, nie walczyłby, poddałby się. Ci, którzy kochają, nie walczą, poddają się życiu i cieszą się tym, co ono przyniesie. Im walka nie jest do niczego potrzebna. Wojownik pragnie miłości, jej poszukuje i o nią walczy. Jednak wszyscy wojownicy to Don Kichoci, walczą z wiatrakami, nie mają, o co walczyć, lecz walczą.

W wojowniku wiele hałasu, wiele ukrytego smutku, wiele motywacji kryjącej niewiarę. Wojownik chce być ważny, więc opowiada ci o swoich zwycięstwach, chwali się swoim męstwem, ale jeszcze częściej mówi ci o swoim nieszczęściu. Wojownik potrzebuje wiedzieć, że jest potrzebny, lubi, gdy się go głaszcze i dekoruje pochwałami i medalami. Wojownik bardzo potrzebuje swojej damy, dla której to robi i która mu współczuje i go podziwia. Wojownik jest twardy na polu bitwy, lecz do swojej damy krzyczy: zaopiekuj się mną! Pokazuje jej swoje rany, nawet je powiększa, robi z siebie męczennika. W końcu, gdy dostanie od swojej damy to co chciał, zostawia ją. W kobiecie zaznaje chwili spokoju, ale on boi się tego, bo wie, że jego broń może zardzewieć, że w czasie pokoju straci cały swój dobytek, wszystkie zasługi i pozostanie nagi na wielkim pustkowiu.
Ucieka więc od swojej kobiety na kolejne wojny, ze strachu, by nie odkryła w chwilach bliskości jego pustki.

Ponieważ wojownik nie wie, jak czynić dobro, woli walczyć ze złem. Żaden z nich nie jest w stanie uwierzyć, że o dobro się nie walczy, że dobro po prostu jest – tak samo jak miłość: ona po prostu jest. I wolność - po prostu jest.
Żaden wojownik nigdy nie wywalczył dobra, miłości, wolności, bo nie można stworzyć – człowiek nie może stworzyć tego, co już jest i zawsze było. Jeszcze nikt na świecie nie wywalczył wolności – zamieniał jedynie jedną niewolę na inną. Stwarzał jedynie iluzję. Nikt na świecie nie wywalczył miłości – zastępował jedynie samotność aktywnością, obecnością w tłumie, bliskością z innym człowiekiem, jedno cierpienie innym. Nikt nie wywalczył dobra – zastępował jedynie jedno zło innym, a przede wszystkim, walcząc ze złem, sam stawał się złem.

Owszem wojownik ma piękne marzenia. Potrafi zaimponować i nimi zarazić wielu, lecz w ten sposób ich gubi, wyrządza im krzywdę.
Wojownik przygniata cię swoimi ciężarami, zabiera ci energię, bo karmi się twoim współczuciem.

Coś cię w nim odpycha. Nie wiesz, co? Jego strach, jego nieautentyczność, jego brak harmonii, jego nienawiść. Nie widzisz tego, ale czujesz, że na wierzchu jest pancerz, a pod spodem, strach i … że to złodziej, okrutnik .. wysysa z ciebie krew, osłabia cię, karmi cię złudzeniami … sprawia, że ufasz walce, że ufasz jemu, a nie życiu, że możesz w ten sposób zrzucić odpowiedzialność, lecz bacz na to: w ten sposób zamieniasz resztki miłości w strach …

Wojownik poszukuje chętnych do wzięcia udziału w jego krucjacie. Chce szerzyć wiarę w jego ideały, mówi o Bogu, o walce w jego imię, ale tak naprawdę dawno przestał w niego wierzyć, bo walcząc zaprzecza jego istnieniu. Nie ma w nim ufności, więc nie ma w nim Boga, bo przecież ufność to pełne poznanie Boga. Zamiast ufać walczy, zamiast poddać się jego woli, narzuca swoją wolę. Mówiąc o boskim planie, widzi jedynie swoje cele. Wojownik z siebie uczynił Boga i tym najbardziej odpycha, bo jego władza opiera się na brutalnej sile, na uśmiercaniu, na niszczeniu.

Tak naprawdę, wojownik to żebrak ukryty pod wieloma maskami. Każdy człowiek przechodzi przez ten etap. Wojownik to duży chłopiec, lecz niedojrzały mężczyzna. Podziwiają ich niedojrzałe kobiety, czyli te, którym imponuje, którym pobudza namiętność ta żołnierska fantazja i agresja, to prężenie muskułów, ta ideowość, wiara w swoją siłę i działanie. Jednak wojowników nie stać na bezinteresowność, oni przecież walczą o coś, o wygraną, o pokonanie kogoś, więc i ich miłość nie jest bezinteresowna. Gdy się im baczniej przyjrzeć, to wojownicy są chyba najbardziej schowanymi za różnymi pozorami i maskami żebrakami. Żebrzą o miejsce w historii, w czyjejś świadomości, w czyimś sercu, o pieniądze, ziemie, zaszczyty.

Grając siłaczy, płacą za to krwią – swoją, a przede wszystkim cudzą, krzywdzą.
A ty kochając wojowników płacisz za to swoją własną krwią i przedłużasz ich mękę, karmisz ich nadzieję na wygraną, na lepszą przyszłość, stajesz się wspólnikiem w ich zbrodniach. Podtrzymujesz ich nieszczęście, okazując współczucie unieszczęśliwiasz ich i pozwalasz, by rozsiewali nasiona nieszczęścia i strachu.

Stworzyłaś sobie z wojowników kochanków i masz nadzieję, że cię pokochają. Nie pokochają cię, bo wojownik nie kocha, nie potrafi. Wojownik nienawidzi, bo jest w nim nienawiść, więc może ci ofiarować tylko nienawiść, czyli to czym jest wypełniony. Miłość jest stanem bycia, natomiast nienawiść jest jej przeciwieństwem, bierze się ze strachu. Wojownik nie może kochać, bo nie ma w nim miłości.  

To co wojownik najlepiej potrafi, to grać. Może zagrać więc miłość, może ci dać namiętność, substytut miłości, bo to wszystko można zagrać, ale żadna gra nie jest w stanie cię przekonać. Jesteś zbyt wrażliwa, by się dać zwieść pozorom, twoja intuicja odkrywa prawdę, lecz jej nie słuchasz.  Trzymasz dystans, lękasz się bliskości, lękasz się pełnej otwartości, bo boisz się wykorzystania, boisz się zdrady, boisz się zostać zniewoloną i pokonaną. Z jednej strony ta sama siła cię przyciąga i jednocześnie odpycha. Dlatego źle się czujesz, stąd smutek.

Jeśli słuchasz opowieści swoich kochanków, to opowiadają ci o swoim nieszczęściu, bo tylko ono w nich jest, bo gdy jest strach, nie może być nic więcej. Opowiadają ci też o swojej tęsknocie, o pragnieniu, lecz nigdy nie dostąpią przedmiotu swojej nadziei, swojego marzenia, bo nie są w stanie tego przyciągnąć, bo ich nadzieja jest fałszywa, bo strach nie jest w stanie przyciągnąć czegoś, co jest prawdziwe, bo sam jest nieprawdziwy. Wolność wojownika jest nieprawdziwa, miłość jest nieprawdziwa i jego piękno jest nieprawdziwe. Wszystko co u nich na wierzchu: ich tęsknota, ich namiętność, ich piosenka i taniec, ich odwaga, jest atrakcyjne, ale to tylko gra. Grają tak byś im współczuła, zabiegają o twoje współczucie, wykorzystują twoją wrażliwość, a ty tę wrażliwość, to współczucie bierzesz za miłość.

Wojownik to na wierzchu piękna skorupa: piękny mundur, lśniąca zbroja, w rękach groźna i śmiertelna broń, na twarzy hardość, w spojrzeniu odwaga, w ustach piękne słowa, a w środku … „ciepłe kluchy”, czyli to, co cię odraża. Dlatego, gdy patrzysz na wojowników, to targają tobą sprzeczności: z jednej strony pociągają cię, a z drugiej starasz się trzymać dystans, bo intuicyjnie poznajesz ich nieprawdę. Nie widzisz tego, lecz czujesz. I to wahanie oceniasz jako piękne, lecz … mówię ci: trwonisz czas, gubisz siebie i ich! Nie dajesz sobie czasu by wzrastać, i im zabierasz szansę na przeobrażenie się, na porzucenie misji wojownika, na odrzucenie zbroi.

Po czym poznasz wojownika? On ci zabiera energię, pozbawia cię siły i czyni z ciebie wojownika. Tak, trwając przy wojownikach, stajesz się wojownikiem, uczestniczysz w wojnie, zabijasz miłość w sobie i w innych, mnożysz strach. Takie są skutki wojowania: rozpraszasz miłość, zbierasz strach!

To wszystko wydaje ci się ciekawe i piękne, i rodzi się wiele wspomnień, lecz przy wojowniku się nie rozwijasz. Tworzysz więcej nienawiści, złości, niepokoju, zamieszania. Chciałabyś tworzyć piękno, a tworzysz brzydotę. Marnujesz życie. Gdy dojrzejesz zostanie przy tobie z tego wszystkiego tylko wspomnienie i pustka, twoje niespełnienie. I nadal będziesz przy nadziei …

Porzuć swoje nadzieje, bo doświadczysz przy swoich kochankach tylko miraży i nieprawdy. Wojownicy wyglądają na atrakcyjnych, bo ich nadzieje i ich marzenia są atrakcyjne, ale to tylko miraże, więc i twoja nadzieja też jest mirażem. Twoja miłość do nich też jest mirażem, bo kochasz miraże, nieprawdę, grę, nienawiść, strach, nieszczęście, to co w nich nieprawdziwe, bo wojownicy nie mają w sobie prawdy, oni są nieprawdziwi, bo odrzucili ją, bo oparli się na nadziei, a nadzieja jest tylko pragnieniem, pustką, nadzieja jest nic nie warta. Nadzieja jest dla głupców, to ufność jest źródłem siły i mądrości.

Porzuć zatem i ty swoją nadzieję, bo nie przemienisz nadziei, nieprawdy wojowników w prawdę, bo z nadziei nie ulepisz prawdy, bo z pustego nie nalejesz. 

- A kto jest przeciwieństwem wojownika? Za kim mogę podążyć? Kto jest prawdziwy? – zapytała wiatru, a on jej odpowiedział:

- Nie pytaj swojej nadziei, swojego marzenia, zapytaj swojej prawdy, swojej ciszy. Lecz najpierw porzuć swój hałas, porzuć swoje marzenia, swoją nadzieję i swoją wiarę w wojownika, bo te głosy zawsze zakrzyczą twoją ciszę. Spójrz w gwiazdy, spójrz w głębię nieba, posłuchaj tamtej ciszy, niech ona wejdzie w ciebie. Posłuchaj ciszy wiatru, niech on wejdzie w ciebie i omiecie cię z hałasu. Gdy tak się stanie, gdy opuści cię hałas, przestaniesz być wojownikiem i znikną też inni wojownicy, a pojawi się ktoś prawdziwy, cichy, bez nadziei, bez marzeń, pojawi się, jak pojawia się wiatr. Ten ktoś będzie posiadał i hałas i ciszę, nadzieję i jej brak, tęsknotę i jej brak, może być na wierzchu brzydki, ale jego piękno jest ukryte. Będzie jak wiatr. Wiatr nie opowie ci o swoim marzeniu i swojej tęsknocie, o swojej miłości, bo wiatr nic ci nie opowie, bo wszystko co od niego słyszysz – słyszysz przez jego ciszę, przez jego miłość. Nigdy nie opowie ci o swoim nieszczęściu z dwóch powodów: bo cię szanuje i ciebie kocha, a po drugie, nie ma w nim nieszczęścia, bo nie ma w nim strachu. Jest miłość, a tam gdzie miłość nie ma strachu, tam gdzie miłość nie ma nieszczęścia. Tam gdzie miłość nie ma też słów, jest cisza … słów niewiele.
Po czym go poznasz? Będzie nosił w sobie bezchmurność – ciszę i będzie tym się dzielił. I to będzie ktoś w tobie, już go nosisz w sobie, masz już w sobie mistrza, wiatr już jest w tobie. Spotkasz swego mistrza, gdy zostaniesz bez nadziei, gdy porzucisz wojownika, gdy porzucisz hałas, gdy pokochasz.

Po czym poznasz mistrza? Po ciszy. Wpłynie w ciebie energia i już tam pozostanie, zostaniesz obdarowana, poczujesz wdzięczność, bo darów będziesz doświadczać każdego dnia, a tym darem będzie miłość. Poczujesz się wolna. Twój mistrz niczego ci nie zabierze, o nic cię nie poprosi, nie opowie ci o nieszczęściu, nie nałoży na ciebie ciężarów, nie zrobi z ciebie niewolnika, pomoże ci się rozwijać, iść w górę, nie zaniesie cię tam, czasem pogrozi kijem, czasem dmuchnie w oczy i uszy. Twój mistrz czasem wyda ci się jak ciepłe kluchy, lecz wiedz, że w jego środku jest wojownik, piękny i atrakcyjny, lecz ten wojownik nie walczy, on po prostu jest. Rolą mistrza jest ci służyć, być u twego boku. U twego boku pojawi się mistrz, gdy dojrzejesz. Najpierw pojawi się w tobie, a wtedy pojawi się też jego odbicie na zewnątrz.

Znam twój strach: boisz się związku z mistrzem, boisz się jego bliskości, bo czujesz, że on cię zna, on przenika wszystkie twoje tajemnice, boisz się, że on odkryje twoją pustkę, że zabierze ci całą twoją wartość. Nie lękaj się, bo jest i będzie całkiem odwrotnie. On jest twoim odbiciem, więc ukaże ci cały twój potencjał, całą twoją doskonałość, ale stanie się to tylko dlatego, że przeniknie cię do głębi, więc otwórz się całkowicie.

Wojownik chce cię okraść, jego możesz się lękać, a mistrz cię obdarowuje tobą, zwraca ci całą siebie. Nie lękaj się więc mistrza, bo mistrz, to ty. Pozwól na pełną bliskość, na głębokie – najgłębsze wniknięcie, na swobodny przepływ.
Tylko przy mistrzu nauczysz się otwartości, tylko przy mistrzu możesz czuć się bezpieczna.

Chciałabyś odkryć swoją doskonałość, chciałabyś wejść na szczyt, albo nawet wznieść się ponad niego, lecz nie chcesz się zaangażować, boisz się pokochać mistrza, tak jak on ciebie kocha, lecz nie ma innej drogi, bo nie możesz się niczego nauczyć bez zaangażowania, nie możesz niczego zrozumieć bez otwarcia się do środka ciebie. Gdy pozwolisz wejść mistrzowi, wejdziesz i sama. Mistrz lepiej cię rozumie, bo on już poznał siebie, teraz chce ci pomóc zrobić to samo, więc zaangażuj się, wejdż tam, gdzie wszedł twój mistrz. Podąż za nim, idźcie razem. Twoje zrozumienie nie może przyjść z zewnątrz, nie możesz jego wywalczyć, od kogoś dostać, musisz do niego dotrzeć, spadając – jak wodospad - do wewnątrz siebie. Boisz się zatracenia, boisz się spadania, boisz się utraty stanu posiadania, boisz się oddać swoje tajemnice, ale wiedz, że te tajemnice, które chronisz to tylko twój strach, nic więcej. To, co poznasz dzięki porzuceniu swego strachu jest prawdą, jest prawdziwą wartością, jest miłością, wolnością i ufnością. Porzuć zatem wszelki lęk.

Twój mistrz jest po to, byś czuła się bezpieczna, byś była odważna i byś się nie zatrzymywała, byś nie traciła czasu, byś nie trwoniła energii.

Mistrz poznał cię wcześniej, on zobaczył już twoje lęki, więc nie masz czego chronić, teraz chce ci tylko pozwolić zastąpić ten lęk miłością. To jest ta tajemnica. Pozwoł sobie samej na odkrycie jej, na doświadczenie jej. Otwórz się! Nie lękaj się! Nie walcz! Nie twórz barier! Kochaj!

Współczując wojownikowi osłabiasz go, bo podtrzymujesz go w nieprawdzie, w strachu. Zaznał ulgi, więc może dalej się bać.

Twoja głowa, twoje ego, potrzebuje wojownika, twoje wnętrze potrzebuje mistrza.

Spotykając się z wojownikiem, robisz coś dla niego, spotykając się z mistrzem robisz coś dla siebie.

Spotykając wojownika pogrążasz się w strachu, spotykając mistrza uczysz się miłości.

Spotykając wojownika oddajesz mu swoją energię, tracisz, trwasz w stagnacji, bo zamiast rozwoju jest nadzieja. Spotykając mistrza ty zyskujesz, ty rozwijasz swój potencjał, uzdrawiasz się.

Dla wojownika jesteś potrzebna, on cię wykorzystuje. Mistrzowi nie jesteś do niczego potrzebna, to on tobie jest potrzebny.

Gdy już dojrzejesz, czyli gdy nauczysz się patrzeć oczami swojej istoty i spojrzysz na wojownika i mistrza, to oto, co zobaczysz: ciepłe kluchy, czyli niewolnika obleczonego lśniącą zbroją – klatką, w której jest nienawiść, strach, niepokój, niewiara. Obok zobaczysz rycerza obleczonego ciepłymi kluchami, rozluźnionego, pełnego spokoju, akceptacji, wewnętrzenj siły, miłości, ufności, i przede wszystkim wolnego.
Czyli, to kogo widzisz, to dowód twojej niedojrzałości, lub dojrzałości, sposobu postrzegania:
  • ·        widzisz to, co na wierzchu, bez uczuć,
  • ·        albo patrzysz w głąb, sercem, uczuciem.

W pierwszym przypadku dostrzegasz nieatentyczność, dostrzegasz gracza i jego strach i to cię odpycha. Dostrzegasz pozory wielkości. W drugim, mimo, że mylą cię pozory - widzisz prawdę. Na zewnątrz jest szmata, wyskubany kogut, a w środku rycerz. Lecz on nie walczy, jest tak silny miłością, że nie musi walczyć.

Nie musi używać wielu słów, nie musi cię przekonywać, niczego udawadniać, wystarczy, że jest.

Z pierwszym czeka cię zabawa w myśliwego i króliczka, jeśli tego pragniesz – mówię: dorośnij, bo wbrew pozorom ta gra, to lata trwania w nadziei i wierze, lecz bez miłości, a więc w cierpieniu, w strachu ...  Z mistrzem takiej zabawy nie będziesz miała, nie będzie potrzebna nadzieja i wiara, lecz za to będzie miłość, a ona za wszystko wystarczy z nawiązką.

Do tej pory mówiono ci: Miej nadzieję! Miej marzenia! Walcz!
I co? … I szłaś drogą cierpienia, strachu i smutku.

Moja rada:
Zaufaj! Poddaj się życiu! Bądź wolna! Kochaj!
Idź tą drogą, bo to droga radości!
Tamtej już spróbowałaś, teraz wypróbuj tej. Ta zmiana będzie oznaką twej dojrzałości …

Otworzyła oczy. Wiatr już tak mocno nie dmuchał w jej uszy i nie zagłuszał hałasów świata, lecz mimo to, lepiej słyszała ciszę, tę włąsną ciszę.


Piotr Kiewra