Zadzwoniła i poprosiła: - Przyjedź!
Pojechał. Poszli dobrze im znanymi drogami przez miasto, obok
jeziora, lasem, a później polną ścieżką. Cały czas mówiła. Słuchał i czuł, że
ona wyrzuca emocje.
Gdy na chwilę umilkła wskazał palcem i powiedział: - Popatrz
na tę chmurę ponad innymi chmurami, tam daleko na horyzoncie! Przypomina
zaśnieżony, górski szczyt.
Spojrzała w tamtą stronę przez sekundę i potwierdziła: - No
tak. – Po chwili wróciła do swojej relacji z wydarzeń ostatnich tygodni.
Szli dalej wśród zasuszonych jesienią traw, opadłych,
martwych liści. Oddalili się od ścieżki. Nagle on przerwał jej opowieść i zwrócił
jej uwagę: - Uważaj! Nie zadepcz go! Zobacz, rośnie z dala od ścieżki, nikt go
pewnie nigdy nie widział, a on zakwitł, tu, z dala od jakichkolwiek oczu,
zakwitł w listopadzie, wtedy, gdy nikt nie spodziewa się kwitnących, polnych
kwiatów.
- No, tak. Piękny. – I po sekundzie mówiła dalej. On słuchał.
Szli na przełaj przez pole wśród suchych źdźbeł próbujących
usilnie opleść i złapać obute stopy obojga przyjaciół. W pewnym momencie
potknęła się i syknęła z bólu. Gdy próbowała kopnąć schowany w trawie kamień,
krzyknął:
- Nie kop!
- Dlaczego?
- Zaboli ciebie, a nie jego. On jest polnym kamieniem. Jest
obojętny. – wyjaśnił.
- Chciałabym być tak obojętna. Jak stać się tak obojętną, by
nie bolało?
- Nie jesteś kamieniem. Twoją, ludzką cechą jest ból. To
dobrze, że boli. Boli, bo jesteśmy ludźmi. Nie obraź się, ale muszę ci to
powiedzieć. Otóż, obserwuję ciebie od lat, słucham twoich opowieści, czasem coś
powiem, próbuję przekierować twoją uwagę i … I oto, co zauważam: Ty już jesteś
obojętna. Część ciebie stała się kamieniem, polnym kamieniem.
- Już jestem? Jak to? Jestem jak kamień? – odparła pytaniami.
Lecz po chwili dodała: - Chyba niewiele o sobie wiem. Opowiedz mi o
obojętności. Wszystko o niej opowiedz, bo … wszystko musi się zmienić. Musi, bo
czuję, że … No tak masz rację. Od dłuższego czasu czuję, że jestem, ale jakbym
była martwa, nic mnie nie cieszy. Widzę same problemy, wszędzie ciernie.
Wszędzie czai się zło, zewsząd podąża za mną pech. Ciągle widzę jak inni
podrzucają – jak życie podrzuca mi kamienie na moje ścieżki. Uciekam przed tym
wszystkim, a to za mną podąża. Im szybciej biegnę, tym szybciej mnie to goni.
Im bardziej wypieram myśli o tym z siebie, tym mocniej nacierają. Nie dają
chwili wytchnienia. Przecież nie wszyscy tak mają. Życie innych ludzi jest
inne. Twoje też. Opowiedz mi o obojętności. Opowiedz mi, proszę. Nie obrażę
się. Jesteś moim mistrzem. Opowiedz.
- Przyjęłaś taką postawę, próbujesz się schować pod pancerzem
z kamienia. I dlatego boli. Kamień jest nieczuły na ból, bo jest obojętny, bo
jest kamieniem. Taką ma misję. Ciebie będzie boleć, bo nie jesteś kamieniem.
Twoja misja jest inna, ty masz się przebudzić z obojętności. Nie możesz być
kamieniem, możesz tylko go udawać, udawanie boli. Wszystko, co grane boli. Gdy
nie jesteś sobą – boli. Po to istnieje ból, by budzić. Ból jest dobry. Ból jest
darem, on ma cel do spełnienia: ma wykryć wszelkie udawanie, wszelką
obojętność. Ma cię informować, gdzie, kiedy grasz, udajesz kogoś innego, gdy
odstępujesz od siebie, choćby na krok. Ma informować, gdy oddalasz się od
prawdy, od siebie. I to tylko to. I ty jesteś kowalem swego losu, bo gdy to
zrozumiesz, ból ustąpi. Spełnił swoje zadanie, może odejść.
Kamień jest obojętny.
Przyjmuje ciepło, oddaje ciepło, przyjmuje chłód, odddaje chłód,
jest materialny, tylko materialny. Nie złości się, nie nienawidzi, nie
zazdrości i nie lęka się, lecz też nie kocha, nie współczuje, nie ma w nim
radości, bo nie ma w nim serca i duszy. Nie potrafi dawać, bo dawać może serce,
a to jest skamieniałe, martwe. Człowiek ma więcej możliwości: Może przyąć chłód
i przemienić je w ciepło. Może przyjąć złość, cudzą nienawiść, może znieść
cudzą nieautentyczność, aktorską grę i przmienić ją we współczucie,
zrozumienie. To jest miłość. Tylko człowiek ma taką zdolność.
Przeszkodą jest obojętność. Gdy ta przeszkoda zostanie
rozpuszczona, gdy zniknie jak rozwiana wiatrem mgła, wspomniane przemiany
przynoszą mu radość. Radością takiego człowieka jest dawanie – dawanie
odmienionego, przemienionych energii.
Obojętność to sen, głęboki sen – ucieczka od wizji
rzeczywistości, od wyobrażonej prawdy. Lecz to tylko wyobrażenie, prawda jest
inna – odwrotnością tej wizji. Ta wizja jest zestawem nawyków, wspomnień,
czarnowidztwa, a nie rzeczywistości. Dlatego jest snem.
W tym śnie taki człowiek maszeruje depcząc kwiaty swojego
istnienia, zagłuszając śpiew słowika, zamykając okna i drzwi by go nie słyszeć,
by nie słyszeć swojego serca i duszy. Dzisiaj też o mało nie zdeptałaś kwiatów,
nie zwróciłaś uwagi na słońce, na chmury, na mnie, na łzę współczucia we mnie.
To jest właśnie obojętność.
Taki człowiek woli wiedzę niż uczucie, smutne piosenki,
smutne opowieści przedkłada nad wewnętrzną ciszę, nad odgłosy natury. Taki
człowiek ucieka od siebie w świat cudzej niedoli, chętnie opowiada o swojej jak
i wysłuchuje cudzej.
Obojętnośc to odczucie pustki, nieufności do siebie samego,
to przywiązanie do ciemności.
Obojętność to zamknięcie się na piękno, na miłość, bo piękno,
miłość często chodzą w przebraniach. Człowiek obojętny potrafi doceniać wtedy
jedynie te zjawiska, które są blisko jego smutku, jego postawy niedoli. Jego
docenienie to identyfikacja z tymi przejawami.
Człowiek obojętny łatwo ulega wpływom, łatwo daje się
wykorzystywać, można nim rzucać, wyrzeźbić, przyozdobić, wbudować w mur. Łatwo,
bo trudno jest dla kamienia zrozumieć innego człowieka, odczytać jego intencje,
skoro kamień ucieka od prawdy, stoi, nie rozwija się. Kamień albo stoi w
bezruchu, albo stacza się, albo eroduje, rozpada się, ginie, zamienia w piasek.
Człowiek z przybraną rolą kamienia, dużo myśli, bardzo dużo.
To jest przyczyna jego skamienienia. Myśli odwracają uwagę od rzeczywistości,
od prawdy, od TU i TERAZ.
I o ile kamień sobie z tym radzi, bo jest wyłącznie
materialny, nie ma umiejetności przemiany energii, o tyle człowiek już nie.
Człowiek jest istotą transcendentalną, jego energie ulegają przemianom, a te
stłumione wybuchają, muszą wybuchać..
Człowiek, który obrał obojętność jako postawę życiową tłumi w
sobie wszelki ruch myśli, przez co je wzmacnia, rozgrzewa do temperatury
wulkanicznej lawy, lub dokonuje wyborów, selekcjonując je na dobre i złe, na
warte uwagi i niewarte. Ten dualny – rozwojonyświat jest powodem walki,
nieustającym wewnętrznym gadaniem, ciągle powtarzającym się wybieraniem i
pasmem porażek, bo każdy wybór jest zły … właśnie z powodu tego, że energia
jest ta sama, jest jednością, nie ulega podziałom, a więc nie można trafnie
wybrać.
- A moja emocjonalność? Ona też jest wynikiem obojętności –
skamienienia? – wtrąciła.
- Tak, dokładnie. Ten stłumiony ruch to zatrzymana energia,
to wulkan, objawia się i w ciele i psychice, objawia się częsty drżeniem ciała, złością, niepokojem
dysharmoniami w ciele, wysoką emocjonalnością . Emocjonalność JEST WYNIKIEM
TŁUMIENIA jakiejś części psychiki, choroby ciała są objawem ignorancji wobec
informacji dawanych przez ciało. Czyli obojętnośc ujawnia się zarówno w ciele i
psychice.
Obojętność zamienia człowieka w kamień, zalękniony, niezdolny
do ruchu, kamień, bardziej przypominający kamienny posąg człowieka, często
tylko przyozdabiany zagranymi minami, pozami, łzami, płaczem. Lecz jest to
raczej płacz z bezsilności, płacz nad samym sobą, niż wynik współczucia i
miłości. Z czasem jednak kamień okazuje emocjonalność muchy: wykonuje gwałtowne
ruchy, jego zachowaniem rządzi haos.
Kamień przyciąga kamień – takie jest naturalne prawo. Tak
chce egzystencja, by łatwiej nam było poznać siebie, poprzez innych, bowiem to,
co nas razi w innych jest obecne w nas.
Obojętność nie może trwać wiecznie, bo nadmiar energii
rozsadza od środka i wtedy kamień staje się muchą, by wkrótce powrócić do roli
kamienia. Człowiek o skamieniałym sercu i duszy zamkniętej w klatce z kamienia
staje się skrajnie nieszczęśliwy, bo jego dusza kołacze, wysyła coraz
silniejszy ból, byś zrozumiała.
Emocjonalność nie jest przejawem współczucia i wrażliwości.
Jest oznaką przewag danych głowie nad sercem. To wynik kolejnego dokonanego
wyboru. To, co bierzesz za współczucie to rozczulanie się nad sobą, w czym
bierze udział ciało, bo ono jest jednym z psychiką. Ludzie, zjawiska, które obrałaś
za podmioty twojego współczucia, to tylko preteksty do tych rozczuleń, do
płaczu nad swoją, a nie ich niedolą. Poobserwuj to głębiej, najgłębiej jak się
tylko da, nie uciekaj od tego, a to dostrzeżesz, dotrzesz do prawdy o sobie.
Przedmioty twojej obojętności gonią cię, są przy tobie 24
godziny na dobę. Swoją ucieczką przywiązujesz je do siebie. To jak czerwone
róże, o których starsz się nie myśleć, jak małpy, które starasz się ignorować,
przepędzić je, a te wracają coraz bardziej nachalne, coraz bardziej agresywne,
bezczelne.
Obojętność nie jest i nie może być lekiem na cokolwiek, choć
wielu stosuje ją jako coś, co ma chronć przed niebezpieczeństwem – takim, czy
innym. Obojętność w takim przypadku jest jak zamkniecie oczu na trudnej,
górskiej, przepaścistej ścieżce. Zamiast uważności jest zamknięcie oczu.
Zamknięcie oczu zawsze potęguje strach i mnoży jego kolejne przyczyny.
Człowiek, który umie sobie radzić z energiami, potrafi je
świadomie przemieniać, to człowiek świadomy. Człowiek świadom tych przemian
energii, pozwala na te przemiany, nie walczy z tymi energiami, które uznał za
złe, za niekorzystne, nie pielegnuje tych, które uznał za dobre, bo energia
jest jedną energią, ulega pozornym zamianom poprzez psychikę. Ta sama energia
potrafi być miłością i nienawiścią, lub strachem, energią seksualną albo
współczuciem, smutkiem albo radością.
Człowiek, który świadomie obserwuje te przemiany, powoli staje
się świadkiem tych przemian, dociera do źródeł, korzeni wszelkich procesów,
które się w nim dzieją, doznaje głębokiego samopoznania. Człowiek, który poznał
siebie nie może być obojętny, nie może być smutny, zezłoszczony, nie może
nienawidzieć. Jego energie, ta ciemna ich strona przemienia się w światło,
zrozumienie. Zrozumienie siebie to zrozumienie całości.
Czyli gdy obserwujesz skamienienie, swoją kamienność,
uświadamiasz sobie jej istnienie, jej korzenie, rozmiękczasz ten kamień.
Topnieje on jak lód w promieniach słońca.
Człowiek, który obserwuje swoje energie, myśli je rozróżniające,
dostrzega w krótce ich źródła. Do tego potrzebna jest jedynie uważność,
otwartość. Taki człowiek zdaje sobie
sprawę, że każdy opór, każda walka, każda niekaceptacja, każde „nie”, jest
źródłem jego niepokoje, smutku, niedoli, cierpienia i chorób. Człowiek świadomy
to człowiek akceptacji, to człowiek na TAK wobec życia, zjawisk, wszelkich
sygnałów. TAK jest efektem zrozumienia. Zdrowie, cisza, spokój, radość, miłość
jest efektem zrozumienia.
Obojętność powstaje w reakcji na postawy innych ludzi, by się
chronić.
W obojętność popada ktoś, kto jest zmęczony cierpieniem,
ciągłym nawrotem wspomnień, coraz to przegrywanymi marzeniami, człowiek
zawiedziony innym człowiekiem, miłościami, człowiek wykorzystany przez
człowieka, ludzi jak on nieszczęśliwych, ludzi żebrzących o uwagę, docenienie -
człowiek smutku, depresji, nieszczęśliwy.
Obojetność jest wtedy wyimaginowanym lekarstwem – ono nie
pomoże, takie lekarstwo jest gorsze od objawów, bo jest chorobą, jest
przyczyną, źródłem.
Człowiek medytujący, uważny, cichy jest pozornie obojętny. Nie
mówi, nie jest aktywny, nie zabiega o uwagę, nie zadaje pytań, lecz kocha choć
o tym nie mówi. Jest wolny, ufny, wrażliwy, spokojny, zharmonizowany, mądry,
choć tego nie okazuje. Naprawdę trudno znaleźć gdziekowiek więcej współczucia,
miłości, choć te nie są okazywane. Kto patrzy ten widzi, kto słucha ten słyszy,
kto ma serce otwarte ten czuje.
Tak jest tylko z jednego powodu – jest doskonale uważny.
Próba bycia niezależnym też jest formą obojętności, bo
przecież nie jesteśmy samotnymi wyspami. Jesteśmy współzależni. Tak jak drzewo
nie potrafi istnieć bez słońca, tak człowiek bez drzewa ale i bez innego
człowieka. Jesteśmy współzależni w braniu i dawaniu, ale i w każdym przejawie
życia. Próba zobojętnienia, stania się niezależnym to zaprzeczenie
naturalności. Obojętność jest przeciw naturze. Kamień ma taką naturę, lecz z punktu
widzenia człowieka, lecz nie dla natury. Człowiek, który udaje kamień, który
udaje cokolwiek, nie jest naturalny, nie jest sobą.
Skamienienie to ucieczka od siebie.
Jaka jest różnica między obojętnością a uważnością?
Uważnośc rozwija, budzi. Obojętność jest snem. Uważność
buduje, obojętność niszczy. Uważność budzi w tobie TAK – bezwarunkową
akceptację. Zaczynasz wtedy rozumieć skąd się bierze NIE, ze słabości, nie z
siły, z udawania, nie z autentyczności, z chęci brania, nie z dawania. Człowiek
kamień jest żebrakiem, pragnie, pożąda, oczekuje, ze strachu, z poczucia niższości.
Chroni się za postawą na NIE, za postawą z kamienia. To jest jego gra.
Utożsamiasz się ze swoimi myślami, a ty nie jesteś myślami,
jesteś tym, który je obserwuje. To utożsamienie prowadzi do różnych, do
wszystkich chorób, do nędzy, do nieszczęścia. Ból, cierpienie wskazuje ci to od
samego początku. Zauważ, że zawsze, gdy myślisz, czy dobrze czy źle, to tracisz
energię, to stajesz się nieszczęśliwa. Zdaj sobie sprawę z jednego: Ty nie
jesteś myślą, nie jesteś tym, którego boli, nie jesteś tym, który cierpi, nie
jesteś tym, który się z tym identyfikuje. Jesteś tym, który to obserwuje. A ten
nie cierpi.
Jest jeden lek na wszystkie choroby: uważność – obserwowanie
myśli. Nie ma innego leku. Tak, to trudno zrozumieć, bo trudno zrozumieć
najprostsze prawdy. Kamień w tobie broni się przed tym, bo to zrozumienie to
jego zguba.
Coż ci mogę więcej powiedzieć? Z moich słów niewiele
wyniknie, póki nie zaczniesz być uważna, póki ona – uważność nie rozpuści
kamienia w tobie – twoich myśli.
Dopóki będzie w tobie ból, cierpienie, to znak, że nie znikła
twoja obojętność, nie stopniały w ogniu uważności twoje myśli. Myśli są tym
kamieniem. Dopóty ich nie spalisz, nie oświetlisz swoją obserwacją, dopóty
będzie w tobie ciemność, dopóty będziesz polnym kamieniem.
To tyle. – zamilkł.
Szli dalej przez pole. Teraz widziała kamienie na każdym
kroku. Pole było nimi usiane. Spojrzała w górę. Zauważyła chmury, wielkie,
ciemne jak góry, kamienne. Spojrzała ponownie pod nogi a tam mały, listopadowy
kwiatek. Niepozorny, cichy, nie narzucający się, nie obojętny. Spojrzała na
przyjaciela i zobaczyła w nim łzy. Nie było ich na twarzy, nie było ich w jego
oczach. Były w nim, płynęły z jego serca i duszy. To były łzy współczucia. Nie
widziała, nie czuła do tej pory takich rzeczy. Wspomniała innych ludzi i
odkryła dlaczego tak walczyli, gonili, uciekali. Zapewne z powodu obojętności,
z tego samego powodu jak u niej. Dlaczego pojawili się na jej ścieżce? By
budzić, by rozpuszczać kamień w niej samej, by przemieniać cierpienie i ból, w
inną energię, współczucie, miłość. By była bardziej uważna. By obserwowała swoje
myśli, bo to one zamieniają wszystko w kamień.
Piotr Kiewra