niedziela, 23 sierpnia 2020

Obojętność polnego kamienia

 

Zadzwoniła i poprosiła: - Przyjedź!

Pojechał. Poszli dobrze im znanymi drogami przez miasto, obok jeziora, lasem, a później polną ścieżką. Cały czas mówiła. Słuchał i czuł, że ona wyrzuca emocje.

Gdy na chwilę umilkła wskazał palcem i powiedział: - Popatrz na tę chmurę ponad innymi chmurami, tam daleko na horyzoncie! Przypomina zaśnieżony, górski szczyt.

Spojrzała w tamtą stronę przez sekundę i potwierdziła: - No tak. – Po chwili wróciła do swojej relacji z wydarzeń ostatnich tygodni.

Szli dalej wśród zasuszonych jesienią traw, opadłych, martwych liści. Oddalili się od ścieżki. Nagle on przerwał jej opowieść i zwrócił jej uwagę:  - Uważaj! Nie zadepcz go!  Zobacz, rośnie z dala od ścieżki, nikt go pewnie nigdy nie widział, a on zakwitł, tu, z dala od jakichkolwiek oczu, zakwitł w listopadzie, wtedy, gdy nikt nie spodziewa się kwitnących, polnych kwiatów.

- No, tak. Piękny. – I po sekundzie mówiła dalej. On słuchał.

Szli na przełaj przez pole wśród suchych źdźbeł próbujących usilnie opleść i złapać obute stopy obojga przyjaciół. W pewnym momencie potknęła się i syknęła z bólu. Gdy próbowała kopnąć schowany w trawie kamień, krzyknął:

- Nie kop!

- Dlaczego?

- Zaboli ciebie, a nie jego. On jest polnym kamieniem. Jest obojętny. – wyjaśnił.

- Chciałabym być tak obojętna. Jak stać się tak obojętną, by nie bolało?

- Nie jesteś kamieniem. Twoją, ludzką cechą jest ból. To dobrze, że boli. Boli, bo jesteśmy ludźmi. Nie obraź się, ale muszę ci to powiedzieć. Otóż, obserwuję ciebie od lat, słucham twoich opowieści, czasem coś powiem, próbuję przekierować twoją uwagę i … I oto, co zauważam: Ty już jesteś obojętna. Część ciebie stała się kamieniem, polnym kamieniem.

- Już jestem? Jak to? Jestem jak kamień? – odparła pytaniami. Lecz po chwili dodała: - Chyba niewiele o sobie wiem. Opowiedz mi o obojętności. Wszystko o niej opowiedz, bo … wszystko musi się zmienić. Musi, bo czuję, że … No tak masz rację. Od dłuższego czasu czuję, że jestem, ale jakbym była martwa, nic mnie nie cieszy. Widzę same problemy, wszędzie ciernie. Wszędzie czai się zło, zewsząd podąża za mną pech. Ciągle widzę jak inni podrzucają – jak życie podrzuca mi kamienie na moje ścieżki. Uciekam przed tym wszystkim, a to za mną podąża. Im szybciej biegnę, tym szybciej mnie to goni. Im bardziej wypieram myśli o tym z siebie, tym mocniej nacierają. Nie dają chwili wytchnienia. Przecież nie wszyscy tak mają. Życie innych ludzi jest inne. Twoje też. Opowiedz mi o obojętności. Opowiedz mi, proszę. Nie obrażę się. Jesteś moim mistrzem. Opowiedz.

- Przyjęłaś taką postawę, próbujesz się schować pod pancerzem z kamienia. I dlatego boli. Kamień jest nieczuły na ból, bo jest obojętny, bo jest kamieniem. Taką ma misję. Ciebie będzie boleć, bo nie jesteś kamieniem. Twoja misja jest inna, ty masz się przebudzić z obojętności. Nie możesz być kamieniem, możesz tylko go udawać, udawanie boli. Wszystko, co grane boli. Gdy nie jesteś sobą – boli. Po to istnieje ból, by budzić. Ból jest dobry. Ból jest darem, on ma cel do spełnienia: ma wykryć wszelkie udawanie, wszelką obojętność. Ma cię informować, gdzie, kiedy grasz, udajesz kogoś innego, gdy odstępujesz od siebie, choćby na krok. Ma informować, gdy oddalasz się od prawdy, od siebie. I to tylko to. I ty jesteś kowalem swego losu, bo gdy to zrozumiesz, ból ustąpi. Spełnił swoje zadanie, może odejść.

Kamień jest obojętny.

Przyjmuje ciepło, oddaje ciepło, przyjmuje chłód, odddaje chłód, jest materialny, tylko materialny. Nie złości się, nie nienawidzi, nie zazdrości i nie lęka się, lecz też nie kocha, nie współczuje, nie ma w nim radości, bo nie ma w nim serca i duszy. Nie potrafi dawać, bo dawać może serce, a to jest skamieniałe, martwe. Człowiek ma więcej możliwości: Może przyąć chłód i przemienić je w ciepło. Może przyjąć złość, cudzą nienawiść, może znieść cudzą nieautentyczność, aktorską grę i przmienić ją we współczucie, zrozumienie. To jest miłość. Tylko człowiek ma taką zdolność.

Przeszkodą jest obojętność. Gdy ta przeszkoda zostanie rozpuszczona, gdy zniknie jak rozwiana wiatrem mgła, wspomniane przemiany przynoszą mu radość. Radością takiego człowieka jest dawanie – dawanie odmienionego, przemienionych energii.

Obojętność to sen, głęboki sen – ucieczka od wizji rzeczywistości, od wyobrażonej prawdy. Lecz to tylko wyobrażenie, prawda jest inna – odwrotnością tej wizji. Ta wizja jest zestawem nawyków, wspomnień, czarnowidztwa, a nie rzeczywistości. Dlatego jest snem.

W tym śnie taki człowiek maszeruje depcząc kwiaty swojego istnienia, zagłuszając śpiew słowika, zamykając okna i drzwi by go nie słyszeć, by nie słyszeć swojego serca i duszy. Dzisiaj też o mało nie zdeptałaś kwiatów, nie zwróciłaś uwagi na słońce, na chmury, na mnie, na łzę współczucia we mnie. To jest właśnie obojętność.

Taki człowiek woli wiedzę niż uczucie, smutne piosenki, smutne opowieści przedkłada nad wewnętrzną ciszę, nad odgłosy natury. Taki człowiek ucieka od siebie w świat cudzej niedoli, chętnie opowiada o swojej jak i wysłuchuje cudzej.

Obojętnośc to odczucie pustki, nieufności do siebie samego, to przywiązanie do ciemności.

Obojętność to zamknięcie się na piękno, na miłość, bo piękno, miłość często chodzą w przebraniach. Człowiek obojętny potrafi doceniać wtedy jedynie te zjawiska, które są blisko jego smutku, jego postawy niedoli. Jego docenienie to identyfikacja z tymi przejawami.

Człowiek obojętny łatwo ulega wpływom, łatwo daje się wykorzystywać, można nim rzucać, wyrzeźbić, przyozdobić, wbudować w mur. Łatwo, bo trudno jest dla kamienia zrozumieć innego człowieka, odczytać jego intencje, skoro kamień ucieka od prawdy, stoi, nie rozwija się. Kamień albo stoi w bezruchu, albo stacza się, albo eroduje, rozpada się, ginie, zamienia w piasek.

Człowiek z przybraną rolą kamienia, dużo myśli, bardzo dużo. To jest przyczyna jego skamienienia. Myśli odwracają uwagę od rzeczywistości, od prawdy, od TU i TERAZ.

I o ile kamień sobie z tym radzi, bo jest wyłącznie materialny, nie ma umiejetności przemiany energii, o tyle człowiek już nie. Człowiek jest istotą transcendentalną, jego energie ulegają przemianom, a te stłumione wybuchają, muszą wybuchać..

Człowiek, który obrał obojętność jako postawę życiową tłumi w sobie wszelki ruch myśli, przez co je wzmacnia, rozgrzewa do temperatury wulkanicznej lawy, lub dokonuje wyborów, selekcjonując je na dobre i złe, na warte uwagi i niewarte. Ten dualny – rozwojonyświat jest powodem walki, nieustającym wewnętrznym gadaniem, ciągle powtarzającym się wybieraniem i pasmem porażek, bo każdy wybór jest zły … właśnie z powodu tego, że energia jest ta sama, jest jednością, nie ulega podziałom, a więc nie można trafnie wybrać.

- A moja emocjonalność? Ona też jest wynikiem obojętności – skamienienia? – wtrąciła.

- Tak, dokładnie. Ten stłumiony ruch to zatrzymana energia, to wulkan, objawia się i w ciele i psychice, objawia  się częsty drżeniem ciała, złością, niepokojem dysharmoniami w ciele, wysoką emocjonalnością . Emocjonalność JEST WYNIKIEM TŁUMIENIA jakiejś części psychiki, choroby ciała są objawem ignorancji wobec informacji dawanych przez ciało. Czyli obojętnośc ujawnia się zarówno w ciele i psychice.

Obojętność zamienia człowieka w kamień, zalękniony, niezdolny do ruchu, kamień, bardziej przypominający kamienny posąg człowieka, często tylko przyozdabiany zagranymi minami, pozami, łzami, płaczem. Lecz jest to raczej płacz z bezsilności, płacz nad samym sobą, niż wynik współczucia i miłości. Z czasem jednak kamień okazuje emocjonalność muchy: wykonuje gwałtowne ruchy, jego zachowaniem rządzi haos.

Kamień przyciąga kamień – takie jest naturalne prawo. Tak chce egzystencja, by łatwiej nam było poznać siebie, poprzez innych, bowiem to, co nas razi w innych jest obecne w nas.

Obojętność nie może trwać wiecznie, bo nadmiar energii rozsadza od środka i wtedy kamień staje się muchą, by wkrótce powrócić do roli kamienia. Człowiek o skamieniałym sercu i duszy zamkniętej w klatce z kamienia staje się skrajnie nieszczęśliwy, bo jego dusza kołacze, wysyła coraz silniejszy ból, byś zrozumiała.

Emocjonalność nie jest przejawem współczucia i wrażliwości. Jest oznaką przewag danych głowie nad sercem. To wynik kolejnego dokonanego wyboru. To, co bierzesz za współczucie to rozczulanie się nad sobą, w czym bierze udział ciało, bo ono jest jednym z psychiką. Ludzie, zjawiska, które obrałaś za podmioty twojego współczucia, to tylko preteksty do tych rozczuleń, do płaczu nad swoją, a nie ich niedolą. Poobserwuj to głębiej, najgłębiej jak się tylko da, nie uciekaj od tego, a to dostrzeżesz, dotrzesz do prawdy o sobie.

Przedmioty twojej obojętności gonią cię, są przy tobie 24 godziny na dobę. Swoją ucieczką przywiązujesz je do siebie. To jak czerwone róże, o których starsz się nie myśleć, jak małpy, które starasz się ignorować, przepędzić je, a te wracają coraz bardziej nachalne, coraz bardziej agresywne, bezczelne.

Obojętność nie jest i nie może być lekiem na cokolwiek, choć wielu stosuje ją jako coś, co ma chronć przed niebezpieczeństwem – takim, czy innym. Obojętność w takim przypadku jest jak zamkniecie oczu na trudnej, górskiej, przepaścistej ścieżce. Zamiast uważności jest zamknięcie oczu. Zamknięcie oczu zawsze potęguje strach i mnoży jego kolejne przyczyny.

 

Człowiek, który umie sobie radzić z energiami, potrafi je świadomie przemieniać, to człowiek świadomy. Człowiek świadom tych przemian energii, pozwala na te przemiany, nie walczy z tymi energiami, które uznał za złe, za niekorzystne, nie pielegnuje tych, które uznał za dobre, bo energia jest jedną energią, ulega pozornym zamianom poprzez psychikę. Ta sama energia potrafi być miłością i nienawiścią, lub strachem, energią seksualną albo współczuciem, smutkiem albo radością.

Człowiek, który świadomie obserwuje te przemiany, powoli staje się świadkiem tych przemian, dociera do źródeł, korzeni wszelkich procesów, które się w nim dzieją, doznaje głębokiego samopoznania. Człowiek, który poznał siebie nie może być obojętny, nie może być smutny, zezłoszczony, nie może nienawidzieć. Jego energie, ta ciemna ich strona przemienia się w światło, zrozumienie. Zrozumienie siebie to zrozumienie całości.

Czyli gdy obserwujesz skamienienie, swoją kamienność, uświadamiasz sobie jej istnienie, jej korzenie, rozmiękczasz ten kamień. Topnieje on jak lód w promieniach słońca.

Człowiek, który obserwuje swoje energie, myśli je rozróżniające, dostrzega w krótce ich źródła. Do tego potrzebna jest jedynie uważność, otwartość.  Taki człowiek zdaje sobie sprawę, że każdy opór, każda walka, każda niekaceptacja, każde „nie”, jest źródłem jego niepokoje, smutku, niedoli, cierpienia i chorób. Człowiek świadomy to człowiek akceptacji, to człowiek na TAK wobec życia, zjawisk, wszelkich sygnałów. TAK jest efektem zrozumienia. Zdrowie, cisza, spokój, radość, miłość jest efektem zrozumienia.

Obojętność powstaje w reakcji na postawy innych ludzi, by się chronić.

W obojętność popada ktoś, kto jest zmęczony cierpieniem, ciągłym nawrotem wspomnień, coraz to przegrywanymi marzeniami, człowiek zawiedziony innym człowiekiem, miłościami, człowiek wykorzystany przez człowieka, ludzi jak on nieszczęśliwych, ludzi żebrzących o uwagę, docenienie - człowiek smutku, depresji, nieszczęśliwy.

Obojetność jest wtedy wyimaginowanym lekarstwem – ono nie pomoże, takie lekarstwo jest gorsze od objawów, bo jest chorobą, jest przyczyną, źródłem.

Człowiek medytujący, uważny, cichy jest pozornie obojętny. Nie mówi, nie jest aktywny, nie zabiega o uwagę, nie zadaje pytań, lecz kocha choć o tym nie mówi. Jest wolny, ufny, wrażliwy, spokojny, zharmonizowany, mądry, choć tego nie okazuje. Naprawdę trudno znaleźć gdziekowiek więcej współczucia, miłości, choć te nie są okazywane. Kto patrzy ten widzi, kto słucha ten słyszy, kto ma serce otwarte ten czuje.

Tak jest tylko z jednego powodu – jest doskonale uważny.

Próba bycia niezależnym też jest formą obojętności, bo przecież nie jesteśmy samotnymi wyspami. Jesteśmy współzależni. Tak jak drzewo nie potrafi istnieć bez słońca, tak człowiek bez drzewa ale i bez innego człowieka. Jesteśmy współzależni w braniu i dawaniu, ale i w każdym przejawie życia. Próba zobojętnienia, stania się niezależnym to zaprzeczenie naturalności. Obojętność jest przeciw naturze. Kamień ma taką naturę, lecz z punktu widzenia człowieka, lecz nie dla natury. Człowiek, który udaje kamień, który udaje cokolwiek, nie jest naturalny, nie jest sobą.

Skamienienie to ucieczka od siebie.

Jaka jest różnica między obojętnością a uważnością?

Uważnośc rozwija, budzi. Obojętność jest snem. Uważność buduje, obojętność niszczy. Uważność budzi w tobie TAK – bezwarunkową akceptację. Zaczynasz wtedy rozumieć skąd się bierze NIE, ze słabości, nie z siły, z udawania, nie z autentyczności, z chęci brania, nie z dawania. Człowiek kamień jest żebrakiem, pragnie, pożąda, oczekuje, ze strachu, z poczucia niższości. Chroni się za postawą na NIE, za postawą z kamienia. To jest jego gra.

Utożsamiasz się ze swoimi myślami, a ty nie jesteś myślami, jesteś tym, który je obserwuje. To utożsamienie prowadzi do różnych, do wszystkich chorób, do nędzy, do nieszczęścia. Ból, cierpienie wskazuje ci to od samego początku. Zauważ, że zawsze, gdy myślisz, czy dobrze czy źle, to tracisz energię, to stajesz się nieszczęśliwa. Zdaj sobie sprawę z jednego: Ty nie jesteś myślą, nie jesteś tym, którego boli, nie jesteś tym, który cierpi, nie jesteś tym, który się z tym identyfikuje. Jesteś tym, który to obserwuje. A ten nie cierpi.

Jest jeden lek na wszystkie choroby: uważność – obserwowanie myśli. Nie ma innego leku. Tak, to trudno zrozumieć, bo trudno zrozumieć najprostsze prawdy. Kamień w tobie broni się przed tym, bo to zrozumienie to jego zguba.

Coż ci mogę więcej powiedzieć? Z moich słów niewiele wyniknie, póki nie zaczniesz być uważna, póki ona – uważność nie rozpuści kamienia w tobie – twoich myśli.

Dopóki będzie w tobie ból, cierpienie, to znak, że nie znikła twoja obojętność, nie stopniały w ogniu uważności twoje myśli. Myśli są tym kamieniem. Dopóty ich nie spalisz, nie oświetlisz swoją obserwacją, dopóty będzie w tobie ciemność, dopóty będziesz polnym kamieniem.

To tyle. – zamilkł.

Szli dalej przez pole. Teraz widziała kamienie na każdym kroku. Pole było nimi usiane. Spojrzała w górę. Zauważyła chmury, wielkie, ciemne jak góry, kamienne. Spojrzała ponownie pod nogi a tam mały, listopadowy kwiatek. Niepozorny, cichy, nie narzucający się, nie obojętny. Spojrzała na przyjaciela i zobaczyła w nim łzy. Nie było ich na twarzy, nie było ich w jego oczach. Były w nim, płynęły z jego serca i duszy. To były łzy współczucia. Nie widziała, nie czuła do tej pory takich rzeczy. Wspomniała innych ludzi i odkryła dlaczego tak walczyli, gonili, uciekali. Zapewne z powodu obojętności, z tego samego powodu jak u niej. Dlaczego pojawili się na jej ścieżce? By budzić, by rozpuszczać kamień w niej samej, by przemieniać cierpienie i ból, w inną energię, współczucie, miłość. By była bardziej uważna. By obserwowała swoje myśli, bo to one zamieniają wszystko w kamień.

 

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane