Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Duchowość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Duchowość. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Świąteczne światełka i światło wewnętrzne


Z lasu lekko przystrojonego śniegiem, ze ścieżki zaszklonej grudniowym mrozikiem, wkroczyłem na moją ulicę. Mimo wczesnej szarówki tu jasno, migająco, świątecznie …

No właśnie, świątecznie?

Jakby na potwierdzenie mojego zawahania, sąsiad ponarzekał na świecidełka, na głupi zwyczaj strojenia domów lampkami na kilka tygodni przed świętami. Ponarzekał jeszcze na żonę, która się uparła, by „wywiesić cały posiadany i zbierany latami arsenał, którym trzeba okablować wszystkie drzewka przed domem, w ogrodzie, na żywopłotach, jakoś pozaczepiać to na okapach dachu i kto wie, co jeszcze jej przyjdzie do głowy? No i trzeba wydać sporo na prąd!”

Po chwili wyrzucił z siebie jeszcze opinię na temat jakości „tego szmelcu, który nadaje się tylko na śmietnik, bo uparcie nie chce świecić … i już”.

Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, by go jakoś pocieszyć, a przy okazji nie urazić żony, która i tak pewnie będąc gdzieś w ciepłym kuchni zaciszu, by tego nie słyszała i nie namyślając się, gdzieś od serca, wyszło ze mnie: ważniejsze te światła wewnątrz nas, a nie te wokół!

Sąsiad ochoczo i ze śmiechem się ze mną zgodził i zostawiłem go w wyraźnie lepszym humorze.

Jednak tych moich parę słów zostało we mnie na dłużej i na tyle głębiej, że postanowiłem je zapisać i zadać sobie pytanie:

Które światła, te na zewnątrz, czy te wewnątrz nas, ważniejsze, bardziej świąteczne?

Chyba powinna być jakaś równowaga! - zauważyłem. - Bo skoro tyle na zewnątrz, to i tyle wewnątrz. A przyznam się, że …  tych jakoś nie widać, no nie widać.

Wcale nie jesteśmy bardziej od środka rozświetleni i to nie tylko, na co dzień, ale i od święta. Jakaś taka wśród ludzi grudniowa szarość i mroczność (nie mam nic za złe dla grudnia – jest jaki jest): to samo w słowach, to samo w myślach i chyba w sercach i duszach. Jakoś tam nie widać światła, ani w oczach, ani na twarzach, ani w energiach serc i dusz. Nic stamtąd nie mruga, nie jaśnieje, nie rozświetla ani dróg, ani życia.

I chyba z tego powodu, by ukryć niedobór światła ze źródła, tak mocno oświetlamy ulice, drzewka i domy, i … telewizory swoją uwagą.

Ja chyba naprawdę jestem dzikusem, bo nie mam telewizora i nie mam lampek, a w „lustrze”* to zobaczę, jak tam jest z moim wewnętrznym światłem. - obiecałem sobie.

Hej!

Pozdrawiam świątecznie, życząc całej mocy wewnętrznego światła i to nie tylko na Święta!

P.s. Ta uwaga o wewnętrznym świetle, przypomniała mi coś, co wydarzyło się bardzo dawno temu: o pewnej dziwnej wróżbie, którą mnie ktoś dotknął, a do teraz nie bardzo wiedziałem, o co w niej chodzi i nagle … ale o tym osobno.

*Lustro. Tu lustro to ludzie, zdarzenia, świat, który mnie otacza i odbija mnie, to kim jestem.

Piotr Kiewra

 

Tęcza

Mówiłem ostatnio o sąsiedzie i jego świątecznych lampkach. Gdy jakoś tak spontanicznie zauważyłem, że „ważniejsze te światła wewnątrz nas, a nie te wokół” przypomniałem sobie pewną bardzo dziwną postać i jej równie dziwną wróżbę.

Otóż, byłem jeszcze młodzieńcem i pewnego czerwcowego południa, po jakichś tam studenckich egzaminach, spacerując świeżo po burzy parkową alejką, ktoś – nie wiem, czy to mężczyzna, czy kobieta, bo mógł to być równie dobrze on wyglądający jak kobieta, lub ona ubrana jak mężczyzna, powiedział/powiedziała patrząc na mnie: „widzę tęczę”!

Rozejrzałem się wokół i faktycznie na części nieba wśród ociekających kroplami wody liści ujrzałem wyraźnie półkolistą tęczę. Pokiwałem więc twierdząco głową w stronę dziwnej ni to kobiety, ni to faceta, a on, czy ona, do mnie:

- Powróżę ci!

Ja na to: - Nie, nie chcę!

W odpowiedzi usłyszałem: - Muszę ci to powiedzieć: Widzę w TOBIE tęczę! – to „w tobie” tak mocno zaakcentował/a i na dodatek palcem wycelował/a w sam środek mnie, że aż mnie zatkało. Po chwili zapytałem jednak: - Co to oznacza?

A on/ona na to: Kiedyś się dowiesz. Gdy będziesz gotów, poznasz to światło, tę tęczę. Pamiętaj o tęczy, o pełni kolorów! – odwrócił/a się i tyle było tej dziwnej przygody.

Dzisiaj przypomniałem sobie tęczę.

Czy ona już we mnie jest? Może na razie sobie tylko o niej przypomniałem. Dzisiaj już wiem, dlaczego użyta została ta metafora, dorosłem by ją odkryć, bo magia jej odkrywania zaczęła się już dość dawno. Coś się działo i dzieje, jednak dopiero dzisiaj te odkrycia skojarzyłem sobie z tamtą wróżbą. Dzisiaj też wiem, dlaczego tak trudno mi było rozpoznać płeć tej wróżki, czy wróżbity.

Wszystko przychodzi w odpowiednim czasie.

Dojrzewanie to nie starzenie się, to coraz większe zrozumienie, to coraz bliżej pełni jaką jest tęcza. Ona w nas jest. Teraz wiem, co ją zasłania.

 

Teraz i ja mogę Ci powróżyć:

Otóż, widzę w Tobie tęczę.

Nie zapomnij! Ty jesteś tęczą!

 

I jeśli teraz jeszcze nie rozumiesz, to nie przejmuj się, nie staraj się odszukać podpowiedzi. Nie spiesz się – przyjdzie. Może przy okazji zawieszania świątecznych światełek, lub przy spoglądaniu w „lustro”.

No to Hej!

 

Piotr Kiewra

środa, 11 października 2017

Świętość


Są częste zjawiska i są też niezwykle rzadkie. Są – w ludzkim przekonaniu - czyny wielkie, heroiczne, ale są i pospolite i tak samo jest ze świętością: jest ŚWIĘTOŚĆ i jest aspiracja.

Świętości jest niewiele, prawie w ogóle jej nie ma. Mówię o tej prawdziwej, bo tej głoszonej, opisywanej – religijnej jest wiele, lecz nie jest ona prawdziwa, bo wynikała z aspiracji do bycia świętym. Wszelkie starania, wszelkie pragnienie świętości ją przekreśla. Wg mnie świętość jest wrodzona, jest naturą, naszą naturą i może się objawić z powodu …  bezinteresowności i braku pragnienia bycia świętym.

Bezinteresowność jest zjawiskiem niezwykle rzadkim. A prawdziwa bezinteresowność – ta trwająca całe życie, wobec nie tylko pojedynczych – wybranych istnień, lecz wobec całości jest świętością, jedyną prawdziwą świętością.

Świętość jest miłością w której, nikt i nic nie jest odrzucone, w której żadne z istnień nie jest wyróżnione ani zapomniane. Ze świecą szukać takiej miłości i  świętości.

Gdy usłyszałem o tym człowieku, od razu pomyślałem, iż jest święty.

Inni, o których słyszymy starali się nimi zostać, podejmowali wysiłki, starali się wyróżnić , być lepszymi, bezgrzesznymi, pomocnymi … Niektórzy nawet cierpieli na pokaz … Ginęli by usłyszał o nich świat, oddawali ostatnią koszulę za wdzięczność, finansowali kościoły, nauczali świętości całe tłumy, by kupić zbawienie, budowali biblioteki, uniwersytety, budynki, miasta, by zapamiętano ich imię. Wspomagali biednych, by pisano i mówiono o nich, by uspokoić sumienie. Sami sobie w ten sposób stawiali pomniki.

Tak, gdy nie ma absolutnej, anonimowej, bezinteresowności, to jest stawianie pomników sobie samym. To nie jest świętość.

Natomiast ten człowiek jest święty.

Przez 37 lat sadził las. Nie dla siebie, nie dla innych. Odbudowywał to co zniszczyła cywilizacja, wróg natury. Wyśmiewano go, traktowano jak głupka, w końcu zostawiono samemu sobie. Każdego dnia, drzewko za drzewkiem -dni, tygodnie, miesiące, lata, dziesiątki lat, całe życie. Sadził i sadził.

Po prostu sadził drzewa. Gdy go pytano: po co? – nie wiedział.  Sadził i już.

Odbudowywał boskie dzieło. Tylko święty człowiek może budować, bo jest zharmonizowany z boskością. Każdy inny człowiek, budując niszczy, każda misja jakiej się podejmuje jest niszczeniem, sprzeciwianiem się boskiemu planowi. Żadna nawet najbardziej szlachetna – w ludzkim pojęciu - misja tego nie usprawiedliwia. Lecz prawdziwego budowania prawie nie ma, nie słyszałem o tym. To jest jedyny wyjątek.

Dla mnie jest to jedyny święty o jakim słyszałem.

 

Piotr Kiewra

niedziela, 8 stycznia 2017

Horyzont

Marzenie jest jak horyzont
Nadzieja jest jak horyzont
Im szybciej ku nim biegniesz, tym szybciej uciekają

Słowo jest jak horyzont
Piękno jest jak horyzont
Im więcej słuchasz, patrzysz, tym bardziej ich znaczenie umyka

Kobieta jest jak horyzont
Mężczyzna jest jak horyzont
Im bardziej się zbliżasz, tym bardziej się oddalają

Wiedza jest jak horyzont
Prawda jest jak horyzont
Im więcej jej szukasz, tym mniej znajdujesz

Miłość jest jak horyzont
Życie jest jak horyzont
Im bardziej ich pragniesz, tym więcej nicości odkrywasz

Śmierć nie jest jak horyzont
Ty nie jesteś jak horyzont
Serce nie jest jak horyzont

Im więcej rozumiesz, im bardziej czujesz, tym jesteś bliżej …
Życia, Szczęścia, Wieczności, Miłości, Prawdy



Piotr Kiewra 

sobota, 31 grudnia 2016

Koniec wędrówki

Gdy wielki zdobywca szczytów świata stanął na ostatnim, niezdobytym dotąd wierzchołku góry, zdziwiony ujrzał tam starca. Ten siedząc prawie nagi na śniegu i lodzie, wygrzewał się w słońcu.

Zdobywca, nie do końca pewny, czy widzi tam żywego człowieka, zapytał.

- Co tu robisz? Skąd się tu wziąłeś?

- Mieszkam tu od dłuższego czasu, czekałem na ciebie. – odpowiedział z uśmiechem.

- Jak to, nie jestem tu pierwszy? Ty zdobyłeś ten szczyt przede mną? Jestem przegrany, cały ten wysiłek na nic, wszystko straciłem.

Starzec zaśmiał się w głos:

- Tak, nigdy nic nie miałeś, wszystko straciłeś, zanim ruszyłeś na pierwszy szczyt. Zobacz, twoje dłonie są puste, co w nich masz? Pustkę, tym większą im większa twoja ambicja, tym bardziej bolesną, im mocniej zaciskasz palce. Zobacz, co udało ci się zatrzymać! Trochę potu i ból. Czy o taką zdobycz walczyłeś?

Zrozpaczony zdobywca wykrzyknął:

- Jestem nikim? Czyżby to wszystko na nic? Tyle lat daremnego trudu? Moje marzenia nie były nic warte? Czyżby jedyne, co mi pozostało, to skoczyć w tę przepaść i zakończyć całe to nieszczęście?

Starzec z uśmiechem kontynuował:

- Tak, rzuć się w przepaść. Skocz i zakończ swoje nieszczęście! Ale zanim to zrobisz, posłuchaj!

Szczyt, z którego może upaść tylko twoje ciało, nie jest cenną zdobyczą. Tylko szczyt, z którego może upaść twoje pragnienie, takim jest. Ja wszedłem tu przed tobą, by ci powiedzieć, byś rzucił w przepaść tę właśnie część siebie: to najgorętsze, ale i to najbardziej zimne, to najbliższe, ale i najbardziej odległe, każde. Rzuć się w tę przepaść, lecz nie mówię, byś tam rzucił ciało, rzuć tam pragnienie zdobywania, a otrzymasz to, co warte posiadania, to, w czym cię nikt nie może wyprzedzić, to, czego nawet śmierć ci nie odbierze, to, czego nie utrzymasz w dłoniach, a będzie twoje na zawsze. Gdy twoje pragnienia roztrzaskają się tam na dole, spłynie na ciebie łaska, którą nie będziesz się chwalił, która nie uczyni cię wielkim przed światem, lecz tylko wyłącznie dla ciebie samego. Rzuć się!

Zdobywca usiadł obok starca. Zajrzał mu w oczy. Dostrzegł w nich wielkie współczucie. Pokłonił się wiec jemu do stóp, rzucił spojrzeniem w dół, na dno przepaści. Zobaczył tam roztrzaskane swoje marzenia, a wtem, w sercu poczuł jak jego serce i całe jego wnętrze napełnia spokój, cisza pełna błogości.
Spojrzał w dal, na pozostałe szczyty, spojrzał w niebo. Spojrzał obok siebie, w stronę starca, ale po nim pozostał już tylko ślad odciśnięty na śniegu.

Czyj to ślad, czego to ślad? – odbijały się echem słowa, lecz nie wiedział już czyje te słowa, wiedział, że odpowiedź nie ma znaczenia, bo porzucone pragnienia nie pozostawiają bolesnych śladów, w przeciwieństwie do pełnych radości chwil zdobywania.

Zrozumiał - zabijał ból kolejnymi zdobyczami, lecz gdy pojawił się ten ostatni szczyt, ten, po którym nie ma już nic, a który najbardziej boli, bo nie ma wyższego, bo nie ma już czym ukoić niedoli, rzucił wszystko, nawet swoje imię wielkiego zdobywcy, całą pamięć.

Patrzył w dal, lecz nie było to spojrzenie w przyszłość.


Piotr Kiewra  

wtorek, 7 czerwca 2016

Wilki i gołębie

Któregoś dnia zadzwonił telefon i pewna bliska mi osoba, wyżaliła się w monologu na świat, na ludzi, nawet na Boga. Było w tym tyle złości, nienawiści, tyle wyszczerzonych, wilczych kłów, tyle zazdrości, jadu, zatrutych słów, tyle łez i żalu, że trudno o więcej.

Wysłuchałem i pomyślałem, skoro to do mnie trafiło, muszę z tym coś zrobić. Zapytałem więc siebie: czy mogę to naprawić? Odpowiedziałem, że nie, ale mogę tej osobie pokazać drogę poprawy. Byłem tu tylko słuchaczem, ta trucizna była wylana na innych, jednak słowa i idąca za nimi energia weszły do mnie, lecz natychmiast złagodniały: wilki zamieniły się w łagodne pieski.

Umówiłem się z tą osobą i postanowiłem opowiedzieć pewną historię.

Powiem ci to, czego nauczył mnie mój mistrz:

Było dwóch sąsiadów, jeden z nich obraził się na drugiego. Szkodził mu słowem, aż któregoś dnia wyrzucił przed wejściem do domu swego oponenta, śmieci. Ten posprzątał je i poszedł do ogrodu, ściął tam najpiękniejsze kwiaty i zostawił je przy domu sąsiada.

Ten był zaskoczony, wyszedł przed dom i zapytał, „Dlaczego dajesz mi kwiaty?” Daję ci najlepsze, z tego, co mam.  Zrozumiał kłótliwy sąsiad swój błąd, przeprosił i od tej pory żyli w zgodzie.

Otóż, ważne jest, co z ciebie wychodzi, a nie to, co wchodzi.  Może wejść zatrute słowo, czyjąś obojętność, złość lub nienawiść, a ty je przyjmujesz jak najlepsze pożywienie, jak najbardziej hojny dar i oddajesz uśmiech, drżenie i kwiaty swego serca, swoją wdzięczność, swoje współczucie. Dajesz to, co najlepsze w Tobie. To jest miłość i to jest mądrość.
 
Nie to cię zanieczyszcza, co do ciebie wchodzi, lecz to, co z ciebie wychodzi. 

Jeśli to, co oddajesz ma smak twego serca i duszy jest czyste, jest naprawdę twoje. Jeśli jest nieczyste, jest w tym złość, zazdrość lub nienawiść, nie jest twoje, bo oddajesz to, co przyjąłeś, nie poprawiłeś tego, nie zostawiłeś na tym śladu swego serca i ducha. Twoje wnętrze jest chore, bo dominuje w nim głowa.

Jeśli dostałeś chorobę i oddajesz chorobę, jesteś małym człowiekiem, nie ma w tobie mądrości. Nienawiść, zazdrość, trujące słowa, to choroby twojej głowy.

Jeśli oddajesz zdrowie jesteś boski.

Znasz Boga, gdy rozdajesz to, co najlepsze w tobie.

Znasz Boga, gdy to, co z ciebie wychodzi jest z nasion twojego serca i duszy.

Znasz Boga, gdy rozkwitasz i obdarowujesz sobą jak kwiatem.

Znasz Boga, gdy oddajesz poprawione to, co do ciebie weszło.

Gdy skończyłem swą opowieść, zauważyłem, że wilki złagodniały, podciągnęły ogony i coś postanowiły.
Później się dowiedziałem, że wilki przemieniły się w gołąbki pokoju.

Dziękuję mistrzu!


Piotr Kiewra

niedziela, 22 maja 2016

Zdejmowanie pancerza

Dlaczego ciągnie nas w góry? Dlaczego ciągnie innych? Skąd się bierze pasja gór? 

Pytanie nie dotyczy tylko turystów - pasjonatów, systematycznych górskich wędrowców, lecz też, a może przede wszystkim, maniaków gór: wspinaczy, taterników -  himalaistów.

Co ich wszystkich tam ciągnie? Co ciągnęło Kukuczkę, Wandę Rutkiewicz? Co nas ciągnie? Dlaczego komuś, kto po górach nie chodzi, tak trudno zrozumieć ludzi gór? 

Wielu ludzi gór opowiada, pisarze i poeci piszą, i wymieniają tu magię gór, naturę, piękno, niedostępność, chęć zdobywania, sukces, pokonywanie granic. Opowiadają o emocjach, adrenalinie, ucieczce od cywilizacji, od codzienności, problemów, ludzi. Mówią o chęci przeżycia czegoś niezwykłego – przygody, spotkania z nieznanym, potężnym, niezdobytym, tajemniczym, majestatycznym – boskim, itp. Mówią o pokorze.

Jednak najbliżej prawdy – i tu zgadzam się z mistykami – jest cel duchowy.
Idziemy w góry, bo nasza dusza tego pragnie. Góry tworzą atmosferę, dają pretekst, pomagają w inicjacji i kontynuowaniu pewnego procesu …

Nasza dusza pragnie uwolnienia spod chmur tworzonych przez głowę, pragnie zrzucić pancerz sztuczności, lęków, strachu, oczekiwań, od pragnień ustawicznego zaspokojenia ambicji, od ego.

Dusza uwalnia się wtedy, gdy zapominamy o przeszłości i przyszłości, a tutaj – w górach łatwiej się zapomina o marzeniach, celach, pogoni za zdobyczami, za lepszym i większym sobą.

Tutaj zostaje się sam na sam z teraźniejszością i z samym sobą.

W teraźniejszości, tak naprawdę, czyni się jedno: zdejmuje się pancerz. Pozostawienie przeszłości i przyszłości tym właśnie jest - choćby na chwilę, nieświadomie, rozbrajasz się.

Używasz innych argumentów, ale prawda jest taka: w górach odczuwasz zachwyt, bo tutaj możesz zdjąć pancerz nieprawdziwego siebie, zbroję, która zakrywa twoją prawdę, tutaj nie musisz się bać opinii, porównań. Nie musisz bać się trudów drogi do celu, prób bycia wielkim w świecie ludzi, tutaj możesz się bać tylko wysokości, upadku. Tutaj twój strach może być autentyczny, tutaj możesz się bać z powodu niebezpieczeństwa, bo je widzisz – jest tutaj i teraz, a nie tylko w wyobraźni.

Gdy wejdziesz trochę wyżej – nie tylko na górskiej ścieżce, lecz przede wszystkim na ścieżce zrozumienia, to tutaj – być może szybciej niż w innych miejscach - odkryjesz, że tak naprawdę nie ma czego się bać, bo nic ci nie grozi – jesteś wieczny, nie masz nic do stracenia.

Tutaj w górach nie musisz chronić swego wizerunku, możesz czuć się pięknym będąc takim, jakim jesteś. Tutaj nie musisz udawać, grać. Przy wielkiej skale, i przy małej roślince nie odczuwasz poczucia winy, tu nie czujesz się skrzywdzonym i nie czujesz byś kogokolwiek krzywdził. Tu nikomu niczego nie narzucasz, tu nie wywołujesz w nikim poczucia lęku, tutaj nikogo nie wykorzystujesz, sam nie czujesz się wykorzystywany.

Tutaj zamiast myśli pojawia się odczucie, uczucie, zachwyt, ufność, radość, współczucie, współodczuwanie. Tutaj wszystko dookoła dotyka twojej duszy a twoja dusza też dotyka i stąd zachwyt.

Tutaj czujesz się wolny, wolny od … i wolny do …
Tutaj możesz się odprężyć.
Tutaj, być może na chwilę, tylko tutaj, przestajesz cierpieć.

Dlaczego? Bo … Tutaj możesz być sobą, bo tu się rozwijasz, a twój rozwój to nic innego jak odkrywanie prawdy o sobie.

Twoja dusza tylko tego pragnie – twojego rozwoju. Całe twoje cierpienie tym właśnie jest – pragnieniem rozwoju. Tym ono jest – podpowiedzią. Gdy stoisz w miejscu, lub idziesz niewłaściwą ścieżką, cierpisz, a odczuwasz radość, zachwycasz się na drodze w górę rozwoju.

A tu możesz się odkryć.

Tutaj w górach, twoje wnętrze może się odsłonić, zrzucić pancerz, tutaj pancerz przestaje być potrzebny, bo tutaj znika lęk, bo tu uspokajają się myśli, bo tu gdzieś w tym ogromie gubi się głowa. A to głowa, twoje myśli tworzą ten lęk: przed ludźmi, przed bliskimi, przed prawdą, która ukazuje to, że jesteś zwykły, jesteś kroplą w oceanie, że gdzieś w środku jesteś dobry, że kochasz, że ufasz, że jest w tobie radość, że jesteś piękny w swojej brzydocie, bo nie liczy się fizyczne i mentalne piękno, lecz liczy się piękno twego serca i duszy.
Fizyczne i mentalne piękno, to tylko iluzje, to tylko gra, to tylko udawanie, to tylko kawałek skóry, to tylko licha i bezwartościowa wiedza, to tylko puste słowa, to tylko trochę hałasu i zamieszania, trochę szkodzącej światu i tobie walki, to tylko tracenie czasu i energii.

Tutaj zdarzają się chwile zapomnienia o świecie, a wtedy, gdy zapomnisz, na chwilkę, pojawia się przebłysk …, jak uderzenie pioruna gdzieś na górskim wierzchołku.
Przebłysk zrozumienia, duchowej prawdy, prawdy o tobie.

Na chwilkę pojawia się niebo – widać błękit. Nikną chmury, zza wielkiej góry pojawia się słońce. Jeszcze nie wiesz, czym jest niebo, czym jest słońce, kim ty jesteś, ale już się zachwycasz. To nic, że tylko na chwilkę, to nic, że nic z tego nie rozumiesz, to nic, że twoja głowa racjonalizuje i przypisuje temu odkryciu różne poetyckie metafory i naukowe oraz „mądrze”i inteligentnie brzmiące argumenty. To nic …

Mistyczna, duchowa, czy ta właściwa, bez żadnych przydomków i przymiotników PRAWDA  jest inna: tutaj się nie boisz, tutaj zdejmujesz pancerz i jesteś sobą, tutaj tym się zachwycasz: nie górami, naturą, potęgą, pięknem – światem zewnętrznym – lecz sobą: nagim, bezbronnym, prawdziwym.

Tutaj poznajesz duszę. Tutaj ją rozchmurzasz. Tutaj poznajesz, że ona cię łączy z tymi górami, ludźmi, z całością.

Tutaj się uzdrawiasz.

Nie rozumiesz, nie wiesz tego, lecz to właśnie cię zachwyca i dlatego tak cię tu ciągnie.

Tego zrozumienia, krok po kroku, tutaj się uczysz. Nie przejmuj się, że jeszcze teraz nie rozumiesz. Nie musisz, ważne, że czujesz, a to uczucie tobą kieruje.

Więc nie walcz, nie opieraj się, zaufaj, daj się wciągać! Daj uczuciu sobą kierować!

Zdejmuj pancerz!

Bywaj w górach, dotykaj nimi swojej duszy, dotykaj swoją duszą gór, dotykaj wszystkiego!

Nie lękaj się!
Zanieś swoje odkrycie, również w doliny, przenieś odpancerzonego siebie we wszystkie miejsca w których bywasz i żyjesz. 



Piotr Kiewra 

niedziela, 19 lipca 2015

Nie zrozumiesz mnie …

Nie zrozumiesz mnie …
Nie zrozumiesz mnie, dopóki …
Moim przyjacielem dzień, Twoim noc

Nie zrozumiesz mnie, bo …
Ja jestem dzisiaj, Ty myślisz o wczoraj lub o jutrze
Opowiadam Ci o słońcu, Ty mi o zimnie i deszczu
Wysłuchujesz moich opowieści o radości, ja Twoich o cierpieniu i bólu
Proponuję Ci muzykę słowików i skowronków, Ty mi proponujesz muzykę pełną płaczu i żalu
Ja czuję obfitość, Ty mi mówisz o brakach
Ja Ci podpowiadam UFAJ! Ty słuchasz tych, co mówią: Miej marzenia! Walcz!
Piszę Ci o szczęściu, Ty mi o nieszczęściach swoich przyjaciół
Wskazuję Ci Twoją wielkość, Twoją siłę i piękno, Ty się doszukujesz moich słabości
Okazuję Ci swoją wiarę, Ty masz tylko nadzieję
Obdarowuję Cię miłością, Ty mi okazujesz swój strach
Pokazuję Ci doliny ze szczytów, Ty widzisz trudy ku nim
Na Ciebie się otwieram, Ty na mnie zamykasz
Gdy prowadzę Cię nad rzekę oczyszczenia, mówisz, że nie jesteś gotowa
Moja radość jest zawsze i wszędzie, Twoja w zabawie
Ja trwam w ciszy, Ty walczysz
Ja idę za mistrzami, Ty podziwiasz wojowników
Ja oddycham miłością, Ty o niej słuchasz i mówisz
Wskazuję Ci palcem na światło, a Ty swoje: „I tak dalej, i tak dalej!”
Ja jestem w raju, Ty ciągle stoisz przed decyzjami

Tak, pragnę Twojej miłości, bo wiem, że wtedy nie będzie w Tobie strachu
Tak, bywa we mnie smutek, lecz to jest współodczuwanie Twojego
Tak, tęsknię – tęsknię za Twoim zrozumieniem
Tęsknię, bo czuję, że spełnię swoją misję, gdy Ci pomogę, gdy zostawię ślady
Tak, chcę Cię trzymać za rękę, tak, naprawdę chcę
Chcę Cię trzymać za rękę w drodze na Wielką Górę Zrozumienia

Przepraszam! Tak Cię widzę w chwili tęsknoty, smutku i złości. 
W chwili mojej prawdy widzę Twoją
Dziękuję za to, że jesteś, bo dzięki Twojemu istnieniu mogę zrozumieć

Nie zrozumiesz mnie …
Nie zrozumiesz mnie, a ja Ciebie, dopóki nie dojrzejemy
Nie dojrzejemy, dopóki nie zrozumiemy siebie
Nie zrozumiemy siebie, dopóki nie odkryjemy pustki – bez lęku, za to pełnej miłości

Tak, wiem - nie jestem jeszcze wolny …
Nie jestem wolny, dopóki nie zaakceptuję Twego niezrozumienia
Tak, nie jestem wolny, dopóki nie przejmę odpowiedzialności za wszelkie niezrozumienie

Rozumiem: Pełnia wolności, to pełnia akceptacji.

Piotr Kiewra

Wojownik i mistrz

Po całym dniu kręcenia się w kółko za swoimi i cudzymi sprawami, zdecydowała, by wyjść z domu i rozproszyć w marszu powstałe w niej napięcie. Szła stukając kijkami o chodnik. Patrzyła pod nogi, nie mogła więc zauważyć, kiedy z pełnego kolorów nieba powoli nikł błękit, poznikała już czerwień, pomarańcz i żółć, a na ich miejsce wkroczył coraz głębszy granat nocy.

To myśli sprowadziły jej uwagę na poziom chodnika - stały się tak wyraźne i uporczywe jak wystukiwane o chodnik tempo.

Przekrzykujące się w jej głowie głosy, męczyły ją bardziej niż marsz.

W końcu spojrzała w górę, jakby stamtąd spodziewając się pomocy i znalazła … przychylne jej mruganie. Pozwoliła mówić odległym galaktycznym przyjaciółkom, a one nic … trwały w ciszy. Wsłuchała się więc baczniej, by pokonać hałas myśli, aż w końcu dotarła do niej mowa cichsza niż szept, nie z nieba, lecz gdzieś z jej środka: … sza, … sza. Po chwili wyłowiła już pełne słowa: - Cisza, cisza. Zatrzymaj się! Stop! Stop!

Usiadła na ławce i zamknęła oczy. W jej uszy uderzył wiatr.
- Wietrze, dlaczego tak hałasujesz? – zapytała.
A on jej odpowiedział: - Chcę zagłuszyć twoje myśli, byś wreszcie mogła usłyszeć samą siebie. Pamiętaj! Wszechświat jest ci przychylny i mruga przyjaźnie do ciebie, tak samo wiatr, i twoje serce, i twoja istota. Słuchaj tego, co ciche, nie tego, co najgłośniejsze, tego co w pierwszym szeregu lub na wierzchu. Zajrzyj, wysłuchaj, poczuj to, co w głębi!

- Dziękuję wietrze, mój drogi przyjacielu, w takim razie pomóż mi. Co mam zrobić? – zapytała. A on jej na to: - Obudź swoją uważność, zadaj pytanie, i czekaj! W stosownej chwili poczujesz (nie usłyszysz lecz poczujesz) odpowiedź, lub doświadczysz czegoś, co będzie odpowiedzią. Wypróbuj, wyostrz swoją uwagę na ten najcichszy głos, który płynie z serca i wskazuje na pulsującą, nieprzemijającą i uśmiechniętą radość. Poczujesz to. On cię zatrzyma, gdy podążysz w kierunku bólu i smutku, a popchnie na drodze ku radości. Wypróbuj! Zaufaj i wypróbuj!

Tak zrobiła. Po kilku chwilach odnalazła w sobie ciszę. I natychmiast zauważyła: - Wietrze, ty jesteś ze mną!
- Tak. Jestem z tobą, słońce jest z tobą, i gwiazdy, i cały Wszechświat jest z tobą – jest w tobie. Twój głos i wiatru, i gwiazd jest głosem całości – Wszechświata. Lecz są w tobie też obce głosy …

- To łatwe. Wystarczy w hałasie odszukać ciszę … Czyli myśli nie są moje … i to one męczą i … są przyczyną bólu … - zauważyła i od razu pytała dalej:


- Czy będzie mi łatwiej? I dlaczego teraz?
– Bo czas na twoje dojrzewanie, bo czas na zrozumienie, bo od lat kręcisz się w kółko, jak na karuzeli i ciągle się boisz odpowiedzi, które płyną z twego serca, a wierzysz w to, co mówi ci głowa. To nie zapowiada żadnej zmiany, to cię męczy, i zanosi się na wiele kolejnych lat cierpienia, kolejnych pogoni i ucieczek, na kolejne gry. Powiedz mi szczerze, jaki to ma sens? 

- No tak, jestem zmęczona. Ciągle wszystko odkładam, bo się boję. Czekam i tak naprawdę, nie wiem, na co czekam. Kłócę się sama ze sobą, powtarzam te same pytania i ciągle słyszę te same odpowiedzi. Nie wiem, czy mogę im zaufać. Nigdy do końca nie wiem, co jest prawdą. Może żadna z tych odpowiedzi nie jest prawdziwa, bo ciągle wątpię? Ciągle nie jestem pewna, co jest głosem mojego serca, a co mojej głowy. Wydawało mi się, że dobrze siebie znam, lecz teraz tyle we mnie zamieszania, tyle różnych głosów…

Szukam wsparcia, szukam prawdziwych wojowników, by mnie poprowadzili przez tę wojnę, która się dzieje w moim życiu. Szukam ich, lecz we wszystkich wojownikach, których do tej pory napotkałam było coś, co mnie odpychało. Tak to czuję … Nie wiem czego im brakuje: odwagi, waleczności, męskości? Nie wiem, nic już nie wiem …

Tak, kręcę się na karuzeli. Nie mogę się zdecydować, więc czekam, mam nadzieję, że to się samo ułoży. Powiedz mi, kiedy to się skończy, kiedy będę mogła sobie zaufać?

- Twój problem: za bardzo ufasz głowie, za dużo kalkulujesz i dlatego w tobie tyle walki. Nauczyłaś się żyć w nadziei, w marzeniach. Cały czas słyszysz wokół: „Miej marzenia! Walcz!” Przyjęłaś te głosy jako swoją misję. A ja ci mówię: Porzuć nadzieję! Porzuć ją, bo trzymając się jej, pozostajesz przeciwieństwem tego, kim chcesz być.

Czy zauważyłaś, że zawsze dostajesz to czego się lękasz? Zauważyłaś, że im więcej w tobie strachu, tym więcej niechcianych rzeczy cię otacza?

Nauczyłaś się być twardą, nauczyłaś się walczyć i nie poddawać, wyćwiczyłaś się w okazywaniu swojej siły, lecz to nie jest prawdziwa twoja siła. To jest twój oręż wojownika, lecz mimo, że jesteś sprawnym i twardym wojownikiem, nie osiągasz tego, o co walczysz. W ostatecznych rozrachunku przegrywasz. Wojownicy zawsze są przegrani. Swoją walecznością przyciągnęłaś legiony innych wojowników, lecz wojownicy to tylko gracze, oni potrafią zagrać odwagę, potrafią walczyć i cieszyć się wygraną, potrafią płakać, gdy przegrają. Tym ci imponują, za to ich cenisz, a nawet kochasz. Ale w wojownikach nie ma głębi, bo nie ma prawdy, nie ma miłości, bo oni walczą z powodu strachu. I ty walczysz z powodu strachu.

Walczą, by pokonać samych siebie. Wojownik pod swoimi maskami kryje strach, kryje swoje nieszczęście, kryje swoją słabość. Wojownik walczy, wojownik gra twardziela, bo się boi i nie ufa. Wojownik nie wie, co to miłość, bo gdyby jej zaznał, nie walczyłby, poddałby się. Ci, którzy kochają, nie walczą, poddają się życiu i cieszą się tym, co ono przyniesie. Im walka nie jest do niczego potrzebna. Wojownik pragnie miłości, jej poszukuje i o nią walczy. Jednak wszyscy wojownicy to Don Kichoci, walczą z wiatrakami, nie mają, o co walczyć, lecz walczą.

W wojowniku wiele hałasu, wiele ukrytego smutku, wiele motywacji kryjącej niewiarę. Wojownik chce być ważny, więc opowiada ci o swoich zwycięstwach, chwali się swoim męstwem, ale jeszcze częściej mówi ci o swoim nieszczęściu. Wojownik potrzebuje wiedzieć, że jest potrzebny, lubi, gdy się go głaszcze i dekoruje pochwałami i medalami. Wojownik bardzo potrzebuje swojej damy, dla której to robi i która mu współczuje i go podziwia. Wojownik jest twardy na polu bitwy, lecz do swojej damy krzyczy: zaopiekuj się mną! Pokazuje jej swoje rany, nawet je powiększa, robi z siebie męczennika. W końcu, gdy dostanie od swojej damy to co chciał, zostawia ją. W kobiecie zaznaje chwili spokoju, ale on boi się tego, bo wie, że jego broń może zardzewieć, że w czasie pokoju straci cały swój dobytek, wszystkie zasługi i pozostanie nagi na wielkim pustkowiu.
Ucieka więc od swojej kobiety na kolejne wojny, ze strachu, by nie odkryła w chwilach bliskości jego pustki.

Ponieważ wojownik nie wie, jak czynić dobro, woli walczyć ze złem. Żaden z nich nie jest w stanie uwierzyć, że o dobro się nie walczy, że dobro po prostu jest – tak samo jak miłość: ona po prostu jest. I wolność - po prostu jest.
Żaden wojownik nigdy nie wywalczył dobra, miłości, wolności, bo nie można stworzyć – człowiek nie może stworzyć tego, co już jest i zawsze było. Jeszcze nikt na świecie nie wywalczył wolności – zamieniał jedynie jedną niewolę na inną. Stwarzał jedynie iluzję. Nikt na świecie nie wywalczył miłości – zastępował jedynie samotność aktywnością, obecnością w tłumie, bliskością z innym człowiekiem, jedno cierpienie innym. Nikt nie wywalczył dobra – zastępował jedynie jedno zło innym, a przede wszystkim, walcząc ze złem, sam stawał się złem.

Owszem wojownik ma piękne marzenia. Potrafi zaimponować i nimi zarazić wielu, lecz w ten sposób ich gubi, wyrządza im krzywdę.
Wojownik przygniata cię swoimi ciężarami, zabiera ci energię, bo karmi się twoim współczuciem.

Coś cię w nim odpycha. Nie wiesz, co? Jego strach, jego nieautentyczność, jego brak harmonii, jego nienawiść. Nie widzisz tego, ale czujesz, że na wierzchu jest pancerz, a pod spodem, strach i … że to złodziej, okrutnik .. wysysa z ciebie krew, osłabia cię, karmi cię złudzeniami … sprawia, że ufasz walce, że ufasz jemu, a nie życiu, że możesz w ten sposób zrzucić odpowiedzialność, lecz bacz na to: w ten sposób zamieniasz resztki miłości w strach …

Wojownik poszukuje chętnych do wzięcia udziału w jego krucjacie. Chce szerzyć wiarę w jego ideały, mówi o Bogu, o walce w jego imię, ale tak naprawdę dawno przestał w niego wierzyć, bo walcząc zaprzecza jego istnieniu. Nie ma w nim ufności, więc nie ma w nim Boga, bo przecież ufność to pełne poznanie Boga. Zamiast ufać walczy, zamiast poddać się jego woli, narzuca swoją wolę. Mówiąc o boskim planie, widzi jedynie swoje cele. Wojownik z siebie uczynił Boga i tym najbardziej odpycha, bo jego władza opiera się na brutalnej sile, na uśmiercaniu, na niszczeniu.

Tak naprawdę, wojownik to żebrak ukryty pod wieloma maskami. Każdy człowiek przechodzi przez ten etap. Wojownik to duży chłopiec, lecz niedojrzały mężczyzna. Podziwiają ich niedojrzałe kobiety, czyli te, którym imponuje, którym pobudza namiętność ta żołnierska fantazja i agresja, to prężenie muskułów, ta ideowość, wiara w swoją siłę i działanie. Jednak wojowników nie stać na bezinteresowność, oni przecież walczą o coś, o wygraną, o pokonanie kogoś, więc i ich miłość nie jest bezinteresowna. Gdy się im baczniej przyjrzeć, to wojownicy są chyba najbardziej schowanymi za różnymi pozorami i maskami żebrakami. Żebrzą o miejsce w historii, w czyjejś świadomości, w czyimś sercu, o pieniądze, ziemie, zaszczyty.

Grając siłaczy, płacą za to krwią – swoją, a przede wszystkim cudzą, krzywdzą.
A ty kochając wojowników płacisz za to swoją własną krwią i przedłużasz ich mękę, karmisz ich nadzieję na wygraną, na lepszą przyszłość, stajesz się wspólnikiem w ich zbrodniach. Podtrzymujesz ich nieszczęście, okazując współczucie unieszczęśliwiasz ich i pozwalasz, by rozsiewali nasiona nieszczęścia i strachu.

Stworzyłaś sobie z wojowników kochanków i masz nadzieję, że cię pokochają. Nie pokochają cię, bo wojownik nie kocha, nie potrafi. Wojownik nienawidzi, bo jest w nim nienawiść, więc może ci ofiarować tylko nienawiść, czyli to czym jest wypełniony. Miłość jest stanem bycia, natomiast nienawiść jest jej przeciwieństwem, bierze się ze strachu. Wojownik nie może kochać, bo nie ma w nim miłości.  

To co wojownik najlepiej potrafi, to grać. Może zagrać więc miłość, może ci dać namiętność, substytut miłości, bo to wszystko można zagrać, ale żadna gra nie jest w stanie cię przekonać. Jesteś zbyt wrażliwa, by się dać zwieść pozorom, twoja intuicja odkrywa prawdę, lecz jej nie słuchasz.  Trzymasz dystans, lękasz się bliskości, lękasz się pełnej otwartości, bo boisz się wykorzystania, boisz się zdrady, boisz się zostać zniewoloną i pokonaną. Z jednej strony ta sama siła cię przyciąga i jednocześnie odpycha. Dlatego źle się czujesz, stąd smutek.

Jeśli słuchasz opowieści swoich kochanków, to opowiadają ci o swoim nieszczęściu, bo tylko ono w nich jest, bo gdy jest strach, nie może być nic więcej. Opowiadają ci też o swojej tęsknocie, o pragnieniu, lecz nigdy nie dostąpią przedmiotu swojej nadziei, swojego marzenia, bo nie są w stanie tego przyciągnąć, bo ich nadzieja jest fałszywa, bo strach nie jest w stanie przyciągnąć czegoś, co jest prawdziwe, bo sam jest nieprawdziwy. Wolność wojownika jest nieprawdziwa, miłość jest nieprawdziwa i jego piękno jest nieprawdziwe. Wszystko co u nich na wierzchu: ich tęsknota, ich namiętność, ich piosenka i taniec, ich odwaga, jest atrakcyjne, ale to tylko gra. Grają tak byś im współczuła, zabiegają o twoje współczucie, wykorzystują twoją wrażliwość, a ty tę wrażliwość, to współczucie bierzesz za miłość.

Wojownik to na wierzchu piękna skorupa: piękny mundur, lśniąca zbroja, w rękach groźna i śmiertelna broń, na twarzy hardość, w spojrzeniu odwaga, w ustach piękne słowa, a w środku … „ciepłe kluchy”, czyli to, co cię odraża. Dlatego, gdy patrzysz na wojowników, to targają tobą sprzeczności: z jednej strony pociągają cię, a z drugiej starasz się trzymać dystans, bo intuicyjnie poznajesz ich nieprawdę. Nie widzisz tego, lecz czujesz. I to wahanie oceniasz jako piękne, lecz … mówię ci: trwonisz czas, gubisz siebie i ich! Nie dajesz sobie czasu by wzrastać, i im zabierasz szansę na przeobrażenie się, na porzucenie misji wojownika, na odrzucenie zbroi.

Po czym poznasz wojownika? On ci zabiera energię, pozbawia cię siły i czyni z ciebie wojownika. Tak, trwając przy wojownikach, stajesz się wojownikiem, uczestniczysz w wojnie, zabijasz miłość w sobie i w innych, mnożysz strach. Takie są skutki wojowania: rozpraszasz miłość, zbierasz strach!

To wszystko wydaje ci się ciekawe i piękne, i rodzi się wiele wspomnień, lecz przy wojowniku się nie rozwijasz. Tworzysz więcej nienawiści, złości, niepokoju, zamieszania. Chciałabyś tworzyć piękno, a tworzysz brzydotę. Marnujesz życie. Gdy dojrzejesz zostanie przy tobie z tego wszystkiego tylko wspomnienie i pustka, twoje niespełnienie. I nadal będziesz przy nadziei …

Porzuć swoje nadzieje, bo doświadczysz przy swoich kochankach tylko miraży i nieprawdy. Wojownicy wyglądają na atrakcyjnych, bo ich nadzieje i ich marzenia są atrakcyjne, ale to tylko miraże, więc i twoja nadzieja też jest mirażem. Twoja miłość do nich też jest mirażem, bo kochasz miraże, nieprawdę, grę, nienawiść, strach, nieszczęście, to co w nich nieprawdziwe, bo wojownicy nie mają w sobie prawdy, oni są nieprawdziwi, bo odrzucili ją, bo oparli się na nadziei, a nadzieja jest tylko pragnieniem, pustką, nadzieja jest nic nie warta. Nadzieja jest dla głupców, to ufność jest źródłem siły i mądrości.

Porzuć zatem i ty swoją nadzieję, bo nie przemienisz nadziei, nieprawdy wojowników w prawdę, bo z nadziei nie ulepisz prawdy, bo z pustego nie nalejesz. 

- A kto jest przeciwieństwem wojownika? Za kim mogę podążyć? Kto jest prawdziwy? – zapytała wiatru, a on jej odpowiedział:

- Nie pytaj swojej nadziei, swojego marzenia, zapytaj swojej prawdy, swojej ciszy. Lecz najpierw porzuć swój hałas, porzuć swoje marzenia, swoją nadzieję i swoją wiarę w wojownika, bo te głosy zawsze zakrzyczą twoją ciszę. Spójrz w gwiazdy, spójrz w głębię nieba, posłuchaj tamtej ciszy, niech ona wejdzie w ciebie. Posłuchaj ciszy wiatru, niech on wejdzie w ciebie i omiecie cię z hałasu. Gdy tak się stanie, gdy opuści cię hałas, przestaniesz być wojownikiem i znikną też inni wojownicy, a pojawi się ktoś prawdziwy, cichy, bez nadziei, bez marzeń, pojawi się, jak pojawia się wiatr. Ten ktoś będzie posiadał i hałas i ciszę, nadzieję i jej brak, tęsknotę i jej brak, może być na wierzchu brzydki, ale jego piękno jest ukryte. Będzie jak wiatr. Wiatr nie opowie ci o swoim marzeniu i swojej tęsknocie, o swojej miłości, bo wiatr nic ci nie opowie, bo wszystko co od niego słyszysz – słyszysz przez jego ciszę, przez jego miłość. Nigdy nie opowie ci o swoim nieszczęściu z dwóch powodów: bo cię szanuje i ciebie kocha, a po drugie, nie ma w nim nieszczęścia, bo nie ma w nim strachu. Jest miłość, a tam gdzie miłość nie ma strachu, tam gdzie miłość nie ma nieszczęścia. Tam gdzie miłość nie ma też słów, jest cisza … słów niewiele.
Po czym go poznasz? Będzie nosił w sobie bezchmurność – ciszę i będzie tym się dzielił. I to będzie ktoś w tobie, już go nosisz w sobie, masz już w sobie mistrza, wiatr już jest w tobie. Spotkasz swego mistrza, gdy zostaniesz bez nadziei, gdy porzucisz wojownika, gdy porzucisz hałas, gdy pokochasz.

Po czym poznasz mistrza? Po ciszy. Wpłynie w ciebie energia i już tam pozostanie, zostaniesz obdarowana, poczujesz wdzięczność, bo darów będziesz doświadczać każdego dnia, a tym darem będzie miłość. Poczujesz się wolna. Twój mistrz niczego ci nie zabierze, o nic cię nie poprosi, nie opowie ci o nieszczęściu, nie nałoży na ciebie ciężarów, nie zrobi z ciebie niewolnika, pomoże ci się rozwijać, iść w górę, nie zaniesie cię tam, czasem pogrozi kijem, czasem dmuchnie w oczy i uszy. Twój mistrz czasem wyda ci się jak ciepłe kluchy, lecz wiedz, że w jego środku jest wojownik, piękny i atrakcyjny, lecz ten wojownik nie walczy, on po prostu jest. Rolą mistrza jest ci służyć, być u twego boku. U twego boku pojawi się mistrz, gdy dojrzejesz. Najpierw pojawi się w tobie, a wtedy pojawi się też jego odbicie na zewnątrz.

Znam twój strach: boisz się związku z mistrzem, boisz się jego bliskości, bo czujesz, że on cię zna, on przenika wszystkie twoje tajemnice, boisz się, że on odkryje twoją pustkę, że zabierze ci całą twoją wartość. Nie lękaj się, bo jest i będzie całkiem odwrotnie. On jest twoim odbiciem, więc ukaże ci cały twój potencjał, całą twoją doskonałość, ale stanie się to tylko dlatego, że przeniknie cię do głębi, więc otwórz się całkowicie.

Wojownik chce cię okraść, jego możesz się lękać, a mistrz cię obdarowuje tobą, zwraca ci całą siebie. Nie lękaj się więc mistrza, bo mistrz, to ty. Pozwól na pełną bliskość, na głębokie – najgłębsze wniknięcie, na swobodny przepływ.
Tylko przy mistrzu nauczysz się otwartości, tylko przy mistrzu możesz czuć się bezpieczna.

Chciałabyś odkryć swoją doskonałość, chciałabyś wejść na szczyt, albo nawet wznieść się ponad niego, lecz nie chcesz się zaangażować, boisz się pokochać mistrza, tak jak on ciebie kocha, lecz nie ma innej drogi, bo nie możesz się niczego nauczyć bez zaangażowania, nie możesz niczego zrozumieć bez otwarcia się do środka ciebie. Gdy pozwolisz wejść mistrzowi, wejdziesz i sama. Mistrz lepiej cię rozumie, bo on już poznał siebie, teraz chce ci pomóc zrobić to samo, więc zaangażuj się, wejdż tam, gdzie wszedł twój mistrz. Podąż za nim, idźcie razem. Twoje zrozumienie nie może przyjść z zewnątrz, nie możesz jego wywalczyć, od kogoś dostać, musisz do niego dotrzeć, spadając – jak wodospad - do wewnątrz siebie. Boisz się zatracenia, boisz się spadania, boisz się utraty stanu posiadania, boisz się oddać swoje tajemnice, ale wiedz, że te tajemnice, które chronisz to tylko twój strach, nic więcej. To, co poznasz dzięki porzuceniu swego strachu jest prawdą, jest prawdziwą wartością, jest miłością, wolnością i ufnością. Porzuć zatem wszelki lęk.

Twój mistrz jest po to, byś czuła się bezpieczna, byś była odważna i byś się nie zatrzymywała, byś nie traciła czasu, byś nie trwoniła energii.

Mistrz poznał cię wcześniej, on zobaczył już twoje lęki, więc nie masz czego chronić, teraz chce ci tylko pozwolić zastąpić ten lęk miłością. To jest ta tajemnica. Pozwoł sobie samej na odkrycie jej, na doświadczenie jej. Otwórz się! Nie lękaj się! Nie walcz! Nie twórz barier! Kochaj!

Współczując wojownikowi osłabiasz go, bo podtrzymujesz go w nieprawdzie, w strachu. Zaznał ulgi, więc może dalej się bać.

Twoja głowa, twoje ego, potrzebuje wojownika, twoje wnętrze potrzebuje mistrza.

Spotykając się z wojownikiem, robisz coś dla niego, spotykając się z mistrzem robisz coś dla siebie.

Spotykając wojownika pogrążasz się w strachu, spotykając mistrza uczysz się miłości.

Spotykając wojownika oddajesz mu swoją energię, tracisz, trwasz w stagnacji, bo zamiast rozwoju jest nadzieja. Spotykając mistrza ty zyskujesz, ty rozwijasz swój potencjał, uzdrawiasz się.

Dla wojownika jesteś potrzebna, on cię wykorzystuje. Mistrzowi nie jesteś do niczego potrzebna, to on tobie jest potrzebny.

Gdy już dojrzejesz, czyli gdy nauczysz się patrzeć oczami swojej istoty i spojrzysz na wojownika i mistrza, to oto, co zobaczysz: ciepłe kluchy, czyli niewolnika obleczonego lśniącą zbroją – klatką, w której jest nienawiść, strach, niepokój, niewiara. Obok zobaczysz rycerza obleczonego ciepłymi kluchami, rozluźnionego, pełnego spokoju, akceptacji, wewnętrzenj siły, miłości, ufności, i przede wszystkim wolnego.
Czyli, to kogo widzisz, to dowód twojej niedojrzałości, lub dojrzałości, sposobu postrzegania:
  • ·        widzisz to, co na wierzchu, bez uczuć,
  • ·        albo patrzysz w głąb, sercem, uczuciem.

W pierwszym przypadku dostrzegasz nieatentyczność, dostrzegasz gracza i jego strach i to cię odpycha. Dostrzegasz pozory wielkości. W drugim, mimo, że mylą cię pozory - widzisz prawdę. Na zewnątrz jest szmata, wyskubany kogut, a w środku rycerz. Lecz on nie walczy, jest tak silny miłością, że nie musi walczyć.

Nie musi używać wielu słów, nie musi cię przekonywać, niczego udawadniać, wystarczy, że jest.

Z pierwszym czeka cię zabawa w myśliwego i króliczka, jeśli tego pragniesz – mówię: dorośnij, bo wbrew pozorom ta gra, to lata trwania w nadziei i wierze, lecz bez miłości, a więc w cierpieniu, w strachu ...  Z mistrzem takiej zabawy nie będziesz miała, nie będzie potrzebna nadzieja i wiara, lecz za to będzie miłość, a ona za wszystko wystarczy z nawiązką.

Do tej pory mówiono ci: Miej nadzieję! Miej marzenia! Walcz!
I co? … I szłaś drogą cierpienia, strachu i smutku.

Moja rada:
Zaufaj! Poddaj się życiu! Bądź wolna! Kochaj!
Idź tą drogą, bo to droga radości!
Tamtej już spróbowałaś, teraz wypróbuj tej. Ta zmiana będzie oznaką twej dojrzałości …

Otworzyła oczy. Wiatr już tak mocno nie dmuchał w jej uszy i nie zagłuszał hałasów świata, lecz mimo to, lepiej słyszała ciszę, tę włąsną ciszę.


Piotr Kiewra