Czekałem na wiosnę, buchnęło w ludziach jej żywiołem, lecz nie u wszystkich. W niektórych wszystko zgasło. Ces't la vie - chciałoby się powiedzieć. „Trawiłem” więc to, co przyjaciółka
opowiedziała mi o paru pogrzebach, które ją dotknęły. Mnie też to dotknęło.
Odszedł mi ktoś bliski. Odeszli jacyś ludzie. I znowu zdałem sobie sprawę, że
odeszli wojownicy. Rozgrywali wojnę, mieli swoje role, mieli swoich wrogów.
Wykształcili się do tej wojny, zdobyli doświadczenie, powalczyli, sprawdzili
się, może wydawało im się, że parę bitew wygrali, ale w końcu ostatnią – jak
zawsze – przegrali. Były łzy, wspomnienia bliskich, lecz – tak mi się zdaje –
nie było nauki, nie było wniosku, nie było rozwoju, nie było zrozumienia, ani w
nich, ani w tych, którzy patrzyli z bliska lub z daleka na ich walkę. Pozostaną
literki na nagrobkach - może kilkadziesiąt lat, pozostanie trochę nietrwałych
ścian, parę ułożonych przez nich kamieni, gdzieś w, lub przy drodze, parę
spełnionych lub niespełnionych marzeń, miłości, które niosły cierpienie, a nie łączyły,
które zamiast przenieść ich do wieczności, przeniosły tylko w ludzką pamięć i w
kilka zapisanych na papierze, lub wykutych pracą pamiątek. Zostanie jednak
więcej zniszczonego, zepsutego, śmieci uczynionych ze złota. Tego zostanie znacznie
więcej: złego niż dobrego, więcej brzydkiego niż pięknego, więcej sztucznego niż
naturalnego, więcej gry niż prawdy, bo taki jest skutek ludzkiej ambicji, by
poprawiać boga.
Człowiek robił to szukając szczęścia, a co znalazł?
Zadałem sobie pytanie, czy tu chodziło o to, by się spieszyć
ich kochać? Nie, tu chodziło o to, by się im przyjrzeć i zobaczyć w ich wyścigu
i trudzie, w ich walce nas samych, by skorzystać z ich odbicia w naszym lustrze.
Oni nie poszli w górę. Nie poszli, bo jak wiatraki tak i oni
zaczęli się kręcić w kółko i poza zataczanym kółkiem, więzieniem, w które
zaprzegła ich proza życia nie widzą już nic. W wieku 25-30 lat kończy się ich
wspinaczka, kończy się ich odwaga, by się rozwijać. Stają się pesymistami, a
ich ramiona służą już tylko do chwytania tego, co znają: ciągle tego samego
wiatru. Ich ciekawość się skończyła, wolą już narzekać niż sprawdzać, co jest
za następnym zakrętem. Skończyła się ich radość szukania i dopadł ich smutek.
Przestali tworzyć, bo uświadomili sobie, że radość tworzenia pojawia się tylko
w drodze do dzieła, na etapie marzeń, a na mecie nie ma już nic. Gdzieś w nich
wcześniej coś umarło, bo zobaczyli bezcelowość, swoją głupotę trwania w
nadziei.
Tak, po okresie młodości, po paru zakochaniach, po
wybudowaniu domu, po nacieszeniu się cudem obdarowywania życiem, po zasadzeniu
kilku drzew, zaczął się w nich proces umierania radości. Dlaczego? Bo nie było
profitów? Bo nie było docenienia? Bo nie było już niczego wyżej? Bo już byli
starzy? Bo ich ciała nie były już takie świeże i witalne? Bo więcej w nich
bolało i ból zabijał błogość? Nie, oni nigdy nie obserwowali wiatraków.
Tak. Nagle w niedokończonym dziele dopada ich śmierć.
Przychodzi, bo ich żywot nie miał sensu, ich dalsza droga niczemu już nie
służyłaby, szkoda było czasu … może w następnym życiu zrozumieją więcej … więc
odchodzą.
Czy za cudzą śmierć możemy być wdzięczni, że czegoś nas uczy?
Czy śmierć to tylko okazja do smucenia się? Czy jest w niej coś, co nas
rozwija? Czy to nie nazbyt egoistyczne wnioski? - przeszło przeze mnie. I od
razu pojawiły się odpowiedzi: tak właśnie jest, mamy zrozumieć, coś odkryć w
sobie, odkryć prawdę, tę, która jest, a nie tę o innych. I to nie jest egoizm.
Mimo pogrzebów, poczułem się odrobinkę lepiej, zrozumiałem: dopóki żyję mam się
rozwijać, mam coraz więcej rozumieć i coraz lepiej się czuć. Mam się nauczyć
wybaczać i lepiej się czuć. Mam się radować samym byciem, kręceniem się. Tak,
to bycie, samo kręcenie się coś kreuje – daje prąd – rozedrganą energię …
Ale, ilu ludzi obserwuje wiatraki? No ilu?
Ilu ludzi odkrywa radość bycia, tylko i wyłącznie bycia - jak
wiatraki?
Tak, umierają za wcześnie, bo nie zatrzymały ich wiatraki,
ich prawda.
Jest w wiatrakach jeszcze więcej prawdy. Dużo więcej.
Kolejna stała się moją prawdą: wiatraki się kręcą - w tym
widzą swoją misję, wiatraki nie wysiewają nasion, nie rozwijają się, nie mają
szans na to, by zakwitnąć – człowiek ma taką szansę. Jeśli zaufa wiatrowi życia
na pewno zdarzy się ten wielki przełom, jeśli podąża ku szczytom - mimo trudów,
dostrzeże stamtąd swoją własną prawdę. Zdarzy cię cud.
Wiatrak zaufał tylko wiatrowi, na tym kończy się jego ufność,
człowiek, by się uczyć wykorzysta wszystkie prawdy: i wiatraków, i wiatru
życia, aż w końcu odkryje tę najcenniejszą, tę najgłębszą, tę najjaśniejszą –
swoją własną prawdę – prawdę Wszechświata.
I chyba tylko po to zostaliśmy obdarowani czasem, ludźmi,
relacjami, naturą, wiatrakami, by to zrozumieć. Tak na to trzeba spojrzeć …
zostaliśmy obdarowani. Tak, cierpienie to droga do zrozumienia. Ale i tu mamy
wybór: albo iść uparcie tą drogą i narzekać do końca i ciągle mieć nadzieję, że
to się skończy, albo … zatrzymać się pod wiatrakami.
Tak, gdy się je obserwuje, one już zostają – stają się
naszymi przewodnikami … nauczycielami … mistrzami. Tak droga z nimi jest drogą
pod górę, ale za to pełną błysków …
Jednym z nich jest śmierć.
Piotr Kiewra
Podesłałeś mi do przerobienia temat który był dzisiaj przerabiany przeze mnie podczas spaceru z koleżanką.Wszystko jest względne.W tym samym czasie ktoś roni łzy ze śmiech z radości a obok ktoś zupełnie inny targany bólem utraty kogoś bliskiego , szleje z bólu. Jeden świat , ten sam czas i dwie różne energie.Ktoś powie takie jest życie , rodzimy się i umieramy tak musi być i więcej się nad tym nie będzie głowił, ale tacy wrażliwcy jak my ,będą dochodzić jakiejś prawdy jakiegoś sensu.Ta sama śmierć przyjdzie i po nas wszystkich po tych myślących o wiatrakach , którzy rozumowo potrzebują ułożyć swoje życie i po tych co nie zastanawiają się za wiele nad wiatrakami. Jest początek i koniec ,alfa i omega , niebo i piekło i są ludzie którzy dzielą się na tych co słowa wypowiedziane wyżej traktują tylko jako słowa i tacy co wypowiedziane słowa muszą ubrać jeszcze w jakiś sens.Jesteśmy różni ani lepsi ani gorsi po prostu inni.Może ci inni po prostu umierają a my zanim umrzemy potrzebujemy tą śmierć oswoić . Rozłożyć ją na czynniki pierwsze aby się jej nie bać ?
OdpowiedzUsuń