- Czemu płaczesz dziecinko? – zapytała małą dziewczynkę,
siedzącą w kucki nad rzeczką.
A ta głośno szlochając: - Proszę panią! Niech pani zobaczy,
jaka ona jest biedna. To sierotka. Jest taka mała, skulona i pewnie głodna.
Rzucam jej chleb, a ona siedzi i tylko patrzy, i się smuci. Cały czas jest z
boku. Inne kaczki podpływają, zabierają jej chleb … Ona ma takie smutne oczy.
Chcę jej pomóc i nie mogę. Co ja mam zrobić? To na pewno sierotka.
Kobieta podeszła całkiem blisko, przykucnęła obok dziewczynki
i poprosiła: - Daj mi ten okruszek, może ja ją poczęstuję.
Rzuciła na drugi brzeg rzeczki, tuż obok kaczuszki, a ta
nawet nie poruszyła dziobem. Po chwili chleb
porwały inne kaczki walcząc o niego hałaśliwie dziobami, nogami i skrzydłami. –
Kochanie, a skąd wiesz, że to sierotka? – zapytała małej.
- Wiem, bo nikt się nią nie interesuje, inne kaczki ją
popychają. Jest taka wystraszona, pokrzywdzona przez los. Ona na pewno też nią jest.
Kobieta popatrzyła na nią ze współczuciem i zapytała: - Ona też? Nie masz taty i mamy?
- Nie no, mam. - odpowiedziała ciągle chlipiąc.
- Jak to, masz tatę i mamę …
i jesteś sierotą? Porzucili cię? Możesz mi o tym opowiedzieć? Nie płacz!
Opowiedz mi o tym dziecinko! – poprosiła kobieta
głaszcząc ją po włosach.
Teraz obie siedziały w kucki, pochylone nad
rzeczką, wpatrując się w kaczuszkę na drugim brzegu i obie płakały, dziewczynka
opowiadając, kobieta z uwagą słuchając.
Gdy mała skończyła swoją opowieść, starsza pani
powiedziała: - Tyle lat minęło, a ja ciągle jestem sierotą. Jestem stara,
brzydka, też gdzieś na uboczu życia, moje oczy też są smutne i ciągle się boję –
tak, jak ta kaczuszka. Jestem nią, bo za taką się uważałam. Ale moja droga, chcę ci powiedzieć to co kiedyś mi powiedziano:
- Nie jesteś brzydkim kaczątkiem, nie jesteś sierotką, jesteś
boginią. Widzę cię taką, mimo, że ty takiej siebie nie widzisz. I chciałabym
teraz to powtórzyć tobie: jesteś boginią, uwierz.
Mówiła, a wszystko w niej drgało. Odezwały się wspomnienia, a z nimi emocje, smutek, płacz.
- Moja maleńka, jesteś … boginią. Ja też jestem. Od dzisiaj
jestem. Obiecuję. Bądźmy nimi razem, od dzisiaj, od teraz. Ty boginią i ja
boginią. Nie będziemy się smucić, płakać, użalać nad sobą. Dobrze? Przestaniesz płakać, zrobisz to dla mnie? – poprosiła i po
chwili dodała: - Ty jesteś jeszcze mała i nie wiem, czy mnie zrozumiesz, ale
chciałabym ci opowiedzieć o mnie. Byłam kiedyś taka jak ty,
moje życie było takie samo jak twoje, ale wtedy nie spotkałam kogoś, kto by mi
powiedział, że jestem boginią. Wszyscy mnie utwierdzali, że jestem sierotką,
wszystko tak mi mówiło. A najgłośniej ja krzyczałam o tym sama do siebie. Nie
spotkałam nikogo, kto by powiedział prawdę, ty masz więcej szczęścia -
spotkałaś mnie. Wysłuchasz?
Ta krótka odpowiedź małej, siedzącej w kucki dziewczynki: -
Dobrze, proszę pani. – zabrzmiała jak zgoda na rozmowę z samym Panem Bogiem,
bowiem nikt z dorosłych, do tej pory, nie potraktował jej tak poważnie, by jej
wysłuchać, i aż tak poważnie, by jej opowiadać o sobie, o swoich tajemnicach.
No i nikt nie mówił do niej, że jest boginią, że jest kimś aż tak ważnym.
Poczuła się tak dobrze, że przestała płakać i słuchała z uwagą. Kobieta
opowiadała:
- Sierotą zostałam, gdy miałam jeszcze rodziców. Chciałam
uczuć, przytulenia od taty, od mamy, a się bałam, bo … mama kochała tatę, a on
ją krzywdził. Mama kochała mnie i mnie krzywdziła. Nie mogłam tego zrozumieć,
więc się bałam. Bolały mnie jej słowa, płacz, strach przed razami i awanturami taty. Potrzebowałam miłości, a
dostałam strach. Ona kochała człowieka, którego się bała, ale mój strach był większy, bo widziany dziecięcymi oczami.
Tak się zajęli sobą, ranieniem siebie
nawzajem i ucieczką w alkohol, że nie dali mi niczego poza powodami do
strachu. Gdy tatuś zmarł moje sieroctwo powiększyło się.
Pogłębiała je matka brakiem bliskości serc, złym słowem, wywołaną alkoholem nieobecnością w rzeczywistości, sprowadzaniem jakichś obleśnych typów i
zabawą z nimi.
I to już we mnie zostało: moje uczucia wiążą się ze strachem.
Bałam się ran mamuni, i tego, że też ich zaznam. Pragnęłam być kochana, a drżałam
ze strachu. I tak całe życie drżę. Pragnę miłości, a gdy ją dostaję, drżę.
To czego nie dostałam od rodziców, dawałam sobie samej w
myślach, w marzeniach - nauczyłam się rozczulać nad sobą. Zauważyłam, że gdy byłam
smutna, zapłakana, drżąca, to się mną zajmują, że dostaję zainteresowanie, że
mi współczują. Współczuła mi babcia i jeszcze parę osób. W
sieroctwie odkryłam wielką siłę – moc przyciągania opieki dobrych ludzi,
przyjaciół, moc ich współczucia. Zaraz potem odkryłam, że oni też potrzebują współczucia, że są od niego uzależnieni. To mnie
przeraziło, ale nie mogłam nic zrobić. Odkryłam, że świat składa się prawie z samych sierot, takich jak ja. Więc nie
musiałam się wstydzić. Świat to jeden wielki sierocy teatr.
Bałam się, że gdy oddam miłość komuś, kto kocha, gdy sama
pokocham, to stanę się słaba. Owszem kochałam, ale – dzisiaj to widzę – to
uboga miłość, to sieroca miłość, bardziej współczucie niż coś co łączy i
otwiera. Chciałam być silną, bo widziałam słabość swojej matki, jak jej miłość
zabiera siły, jak pcha ją do zguby. Mówiłam sobie: Bądź przyjaciółką, stań z
boku, to wygodne i bezpieczne, nikogo nie skrzywdzisz i ciebie nikt nie
skrzywdzi.
Zatwardziałam w tym sieroctwie, bo musiałam być silna, gdy
dom stanął na moich barkach. Rosło i wzmacniało się, gdy rosłam, gdy stałam się
nastolatką, a i później, gdy zostałam kobietą, a nawet żoną.
Oczywiście, rozgrywała się we mnie walka, biły się, kłóciły
dwie postawy, jedna, bezsilna, bezradna, gdzieś z wewnątrz, ale bez głosu, druga
to sierota, momentami silna, krzykliwa, z dużą ilością słów, z wielkimi
emocjami, tańcem, chęcią pokazania swojej siły, swojego piękna, swojej racji,
swojej władzy, gdzieś na piedestale, na scenie, czy choćby na stole. Chciałam
się pokazać, by coś dostać. Lecz jeszcze częściej, chciałam się schować, ukryć
twarz w ramonach, skulić się i nikomu nie pokazywać, bo a nuż zobaczy moją
słabość, moje sieroctwo, to, że nie mam czego dać, moją pustkę, swoją niezbyt
świetlaną przyszłość. Tak, moja przyszłość, oparta była na przeszłości, tam
byłam mała i skulona, więc przyszłość – ta lepsza, wciąż uciekała, bo
zamazywałam ją snami i lękami z przeszłości.
Sieroctwo stało się moją ucieczką, wymówką, odkładaniem
wszystkiego na później.
Ucichła, przestała opowiadać, bo nagle coś w niej drgnęło, odeszły
wspomnienia, i znalazła się tu nad rzeczką pełną kaczuszek, obok dziewczynki. -
O Boże! – jakby prąd przez nią przepłynął. – Jak mnie bolą kolana od tego
przysiadu? O Boże, jak mnie boli coś w środku. O Boże, to, co boli wypływa ze
mnie, prosto do rzeki. Dziewczynko, wyrzućmy swoje sieroctwo do wody, niech
płynie. To jest fałsz, to kłamstwa, same siebie oszukujemy. Gramy przed sobą
swoją siłę, a przed innymi naszą słabość. Nie musimy grać, bo to to tylko gra.
Życie to nie teatr, a my z niego urządziliśmy teatr, scenę, na której coś
udajemy i staramy się przekonać innych, bo czegoś od nich oczekujemy.
Oczekujemy, że nas docenią i to za co? Za nasz smutek, za naszą biedę, za nasze
drżenie ze strachu, za naszą brzydotę, za naszą samotność i brak uczuć, brak
przytulenia. A gdy zagramy piękno, mądrość, gdy pięknie zatańczymy, opowiemy
piękną historię, to mało, kto to zauważy, mało kto doceni. Dostaniemy kilka
komplementów, kilka ciepłych słów, uścisk dłoni, ale nie dostaniemy czegoś
głębszego. Gdy natomiast opowiemy smutną historię swojego życia, to dostaniemy
współczucie. Walka o to współczucie to jest nasz cały teatr. Lecz doświadczenie
życia i ciągłe powracające cierpienie w końcu doprowadza do zrozumienia, że to
też nie jest to, o co nam chodzi.
Współczucie jest dla sierot, miłość jest dla książąt, królów,
przede wszystkim dla bogów. Gdy ktoś mi
współczuje, i gdy o to współczucie zabiegam, jestem sierotą. Gdy ktoś mnie
kocha, gdy kocham, nie jestem sierotą. Tylko ktoś, kto widzi we mnie serce,
duszę, widzi we mnie boginię, kogoś bardzo ważnego, najważniejszego, jedynego w
swoim rodzaju. Nie jestem sierotą – tylko taką siebie widziałam. I dlatego nikt
nie może mnie skrzywdzić, bo nie można skrzywdzić bogini. Sierota sama siebie
krzywdzi, bo liczy tylko na opiekę, na zrębki współczucia, na minimum, na
najmniejsze z możliwych rzeczy, bo sama siebie umniejszyła do najmniejszych z
możliwych postaci. Tak, przecież do dzisiaj byłam Calineczką, Kopciuszkiem, sierotką
Marysią. Byłam kimś, kto próbował walczyć o uznanie, docenienie, nawet kosztem
jeszcze mnie umniejszających, odbierających szacunek otoczenia, działań.
Z rzadka moje sierotka się umniejszała, czasem nawet
zapominałam nią być. Wtedy odzyskiwałam głos, siły, zupełne inna była postawa
ciała i wiara w siebie. Wtedy ramiona szły odruchowo w górę, chciałam jak mała
dziewczynka skakać po drzewach, śpiewać i tańczyć w lesie, nie na pokaz dla
innych, ale dla siebie. Malała sierotka, a rosła ufność, bo wzmacniał ją mój
wierzący we mnie przyjaciel. Widział we mnie boską istotę, bogactwo serca. To
nie była wizja, on to dostrzegał gdzieś głęboko we mnie.
Wszystkich oszukałam swoim sieroctwem, i męża, i innych
mężczyzn, ale nie jego. Nawet moja siła, waleczność, pewność siebie, były próbą
ukrycia swojej słabości, sierocego zagubienia, niepokoju o jutro, niewiary w
coś większego niż przyjaźń z sierotką.
Oni się dopasowali do mojego postrzegania siebie i chcieli
się opiekować jako sierotą, a on widział moją prawdę, i zawsze mi o tym mówił,
lecz nie słuchałam.
Nie chciałam zauważyć, poczuć siły jego uczuć, bo się ich
bałam. Bałam się, że on mnie nimi zwiąże, ale tak naprawdę nie wierzyłam, że
coś takiego jak uczucia istnieją. Owszem znałam tęsknotę, osamotnienie, radość
z bycia kogoś bliskiego, ale coś jeszcze głębszego? Co to, to nie.
Uczucia zawsze są skierowane do istot boskich, bo tylko takie
istoty sa zdolne i otwarte, by przyjąć miłość. Sierota nie może przyjać
miłości, bo się użala nad swoim losem, bo nie chce uczuć, nie chce darów serca,
bo sądzi, że gdyby przestała być sierotką, to nie dostanie niczego, nawet
okruchów ze stołu, nawet tego, co dostaje żebrak – litościwego spojrzenia. A
poza tym, skąd sierota ma wiedzieć ,co to jest miłość? Kto ją miał jej nauczyć?
Przeciez siebie nie kocha, a nawet nienawidzi, a jak można pokochać kogoś, kogo
się nienawidzi (choćby za sieroctwo).
Moja sieroca siła była pozorna, to tylko iluzja i gra przed
ludźmi. Gdy zostawałam sama w domowym zaciszu, znowu stawałam się małą, biedną,
sierotką i tam dopadały mnie sieroce żale, na świat, na siebie, na udrękę
życia.
„Jesteś Boginią”! Gdy on to mi powiedział, zaprotestowałam.
Jednak jego słowa coś we mnie poruszyły, bo stopniowo coś się zmieniało. Szło
powoli, i może jeszcze długo bym wędrowała, gdyby nie ty, gdyby nie twoja
kaczuszka..
Ten głos, który do tej pory cicho we mnie siedział i nie miał
odwagi się przeciwstawić krzykom i sierocej waleczności, coraz częściej
obdarowywał mnie ciszą i spokojem, coraz częściej pokazywał mi trochę inną
mnie. Lecz go nadal wyciszałam, nie pozwalałam na mocniejsze znaki. Dzisiaj
wiem, dlaczego potrafiłam na całe miesiące zaniemówić, bo zawiązywałam mu usta,
krępowałam go jak tylko mogłam, a on i tak rósł w siłę i dzisiaj moja królewno,
dzięki tobie i kaczuszce, zrozumiałam. Dziękuję ci moja kochana. Naprawdę
jesteś boginią, bo kto inny mógł mnie tak przekonać jak nie ty, moim do mnie
podobieństwem? Ty jak lustro odbiłaś moje sieroctwo, wymyślone i świetnie grane
sieroctwo. Nie jestem nią, a ty też nie, bo jeśli ja nie jestem, to jak ty,
prawdziwa bogini, możesz nią być. To niemożliwe.
Obudziałaś mnie ze snu, złego, trwającego całe życie snu o
biednej, pokrzywdzonej sierotce. Zrzuciłam z siebie jej brzemię i nagle
odzyskałam głos, a nawet poczułam, że mogę się poderwać z ziemi, znad rzeki i
latać.
Na potwierdzenie tego, sama do siebie, krzyknęła: - Hej! – i
zdziwiła się, nie znała tego głosu. To był zupełnie inny dźwięk. To nie był
głos kogoś, kto prosi o zauważenie, kogoś, kto gra swoją wielkość będąc
maluczkim. To był głos bogini.
W tym momencie wyszło za chmury słońce i wiszący nad nimi od
rana, deszczowy, smutny nastrój minął. Po raz pierwszy poczuła, że słońce
oświetliło jej boską postać, że odbiło swoje światło od światła jej boskości.
Tu się spotkały oba źródła.
- Jeszcze przed chwilą się broniłam, bo uważałam świat za
zły, bo czyha na takie sierotki jak ja, by je jeszcze bardziej osierocić, by
zabrać resztki, które mnie odżywiały. Kiedyś ustanowiłam więc bramę, szczelnie
ją zamknęłam przed złem świata, nawet przed przyjaciółmi, bo oni tylko pozornie
takimi są, bo przecież czegoś chcą. Oni grają przyjaciół, tak jak ja gram
sierotę. Świat to jeden wielki teatr, w którym nic się nie dzieje naprawdę, w
którym miłość nie istnieje, przyjaźń nie istnieje, gdzie życie się odgrywa,
gdzie się nie ufa, bo wszysytko jest udawane, sztuczne i sprawia ból. W takim
obrazie świata zawsze wspierał mnie we wspomnieniach duch mego taty i los mojej
nieszczęśliwej mamy. Uważałam siebie za niegodną kochania, za nieszczęśliwą, bo
jak można być szczęśliwym w teatrze, w życiu, w którym nie dostrzega się szczęśliwych
ludzi, lecz jedynie takich, którzy to szczęście grają. Więc wolałam być widzem
wobec innych, a odnośnie siebie musiałam odgrywać swoje role. Wobec ludzi, na
scenie, grałam wielką sierotę, grałam i szybko wracałam do swojego azylu, gdzie
nikt nie mógł dostrzec mojej prawdy, bycia samotną, zagubioną, malutką, drżącą
ze strachu przed jutrem, sierotką.
Wybrałam takie życie. Bliżej byłam tych, którzy swoje role odrywali
zgadzając się z moją rolą sieroty, lecz nie zgadzając się z rolą jaką ja im
przypisałam. Stąd moje z nimi wojny, wielkie trwające po kilkadziesiąt lat starcia.
Okopani na swoich pozycjach nie poddawaliśmy się. Jak mogliśmy ulec, skoro
żadne z nas nie wyobrażało sobie ustąpienia z roli sieroty, skoro żadne z nas
nie znało prawdy o sobie, skoro pokochaliśmy tę grę, skoro nasze nieszczęście
zawsze mogło być doskonałym magnesem przyciagającym następnych nieszczęśliwców,
topiących swoje smutki w alkoholu, zabawie, narzekaniu, publicznym okazywaniu
swojej siły, wyjątkowości, albo nagości. W ten sposób sierotki zbierają siły do
walki: albo oklaski, albo cudze i swoje łzy.
No tak, wpusciłam do swego worka, tzw. przyjaciół, też
sieroty i tam doskonale mogliśmy grać swoje role, bezpiecznie trzymając się na
odległość, by nikt nie odkrył prawdy, naszej wspólnej gry. Wpuściłam tam sobowtóry mego nieszczęśliwego
tatusia i odgrywałem rolę nieszczęśliwej mamusi. Szukałam inspiracji, kogoś,
kto mnie z tego teatru wyzwoli, a cały czas przyciągałam ludzi, którzy
potwierdzali mój sierocy talent. Gdy mnie całowali, przytulali, głaskali po
główce, by jej ulżyć w cierpieniu, lecz nie po to, by pokazać jej prawdziwą
twarz. Nie mogli mi pomóc odzyskać siebie, bo sami musieliby się odkryć, sami
musieliby zrzucić swoją maskę. To było beznadziejne.
I wtedy przyszedł on. Nie walczył o mnie, nie głaskał, lecz
wskazał na strach. Nazwał boginią. Nigdy nie spoglądałam w jego oczy na dłużej.
Dzisiaj przypomniałam sobie jedną z takich chwil i mimo, że upłynęło wiele
czasu, gdy go tu nie ma, to nawet dzisiaj mogę tam zajrzeć, bo już się nie boję
spojrzeć na jego duszę, serce, przyjaźń, akceptację. I mimo odległości w czasie
i przestrzeni, w jego oczach, jak w lustrze, widzę siebie, widzę boginię.
Nie jestem sierotą i nigdy nie byłam. To przeszłość i los moich
bliskich zrobił ze mnie sierotę - tak do tej pory myślałam, ale to nieprawda,
to ja ją wykreowałam, uwierzyłam w swoją karmę.
Sieroctwo powoduje, że nie ma bliskości dusz. Sierota ucieka
od czyjejś duszy, ponieważ, gdyby pozwoliła być blisko, przestałaby być sierotą.
Często sieroty mówią do innych: cieszę się, że jesteś”, lecz sierota, tak
naprawdę, nie potrafi się tym cieszyć, bo cieszyć się można tylko połaczeniem
dusz, otwartością, dawaniem siebie, a sieroty pragną tylko brać, boją się połączenia
i są zamknięte, więc ich radość jest znowu grą. Te słowa: „Cieszę się, że
jesteś” to tylko kwestia na scenie sierocego teatru, bo nie ma tu prawdziwej
radości, nie ma prawdziwej miłości.
Za każdym razem, gdy oczekiwałam, że ktoś doceni sierotkę
pojawiały się emocje. Im większe były oczekiwania, tym bardziej intensywne
emocje: w stosunku do nieznajomych ludzi, do mężczyzn, przed wykonaną pracą,
przed spotkaniem z przyszłością, przyjaciółmi, urzędnikami, pieniędzmi, zabawą.
Teraz, gdy spojrzałam na siebie, to mówię: o jejku, gdy
odchodzi moja sierotka – odchodzą powody do wiązania się z emocjami, do bycia
ich niewolnikiem, ponieważ ona zniknęła, a wraz z nią potrzeba jej doceniania,
zauważania.
Oj ty, moja mała bogini, nie wiem, czy mnie zrozumiesz: ale
tu i teraz poczułam wielkie rozluźnienie. Gdy mi to przewidywał przyjaciel
ganiłam go za to. Mówiłam, że to trudne, że to niemożliwe, bo muszę najpierw to
i tamto, że to dotyczy starych ludzi, którzy już nie mają tak dużych trosk i
obowiązków … Krytykowałam i stawiałam opór … A to takie proste … Moja droga, to
takie proste …
No tak, ja cały czas myślałam, że jestem wolna od oczekiwań,
ale nie byłam, bo emocje mnie zdradzały. Emocje czasem to czarujące kwiaty, to słodkie
owoce, ale przede wszystkim pokrzywy i osty, wyrosłe z nasion, a są nimi
oczekiwania. W większości moich chwil były takie właśnie chwasty: parzyły,
kłuły, smuciły, odbierały energię, paraliżowały, odbierały wiarę i nadzieję,
zamykały. No tak, im mocniej parzyły i kłuły, tym mocniej trzymałam drzwi, tym
wyższe stawiałam mury, tym bardziej uciekałam … no tak, tym bardziej uciekałam
w sieroctwo.
Teraz to widzę, królewno moja ... Nie wiem, czy to zobaczysz.
Jesteś mądrą dziewczynką, znacznie mądrzejszą niż ja wtedy, gdy byłam taka jak
ty, znacznie mądrzejszą niż ja przez całe życie.
To wszystko można zmienić. To takie proste: patrzeć na swoje
sieroctwo, na scenę, na której kręcimy się w kółko i odgrywamy teatr dla ludzi,
by płakali, by by docenili, by dostrzegli piękno naszego ciała, nasz strój,
charakter, nasze znaczenie, naszą wielkość, by się nami zainteresowali, by nam
współczuli, by spojrzeli …
No tak, sierota chce by ją obserwowano, ale zauważam tu i teraz
wielki paradoks. Otóż, gdy inni patrzą na ciebie, grasz, lecz gdy ty patrzysz
na siebie na scenie, gdy patrzysz uczciwie nie na cudze życie, ale na swoje
własne, nagle przestajesz być sierotą, a stajesz się tym, kim zawsze chciałaś
być. Czasem nawet żygać ci się chce, bo odkrywasz grę, ale pod nią odkrywasz
coś fascynującego – siebie prawdziwą, taką, jaka jesteś. Widziałaś do tej pory
brzydotę i płytkość, tymczasowość, a tu nagle piękno, głębia i wieczność. To
jest ten paradoks.
Nagle odkrywasz swoją wielkość, bez potrzeby, by ktokolwiek
to musiał dostrzegać. Już jestem wielka …
Gdy tak patrzysz cały teatr znika, znika scena i znika aktor,
znikają wszystkie jego problemy. Zostaje tylko widz, który to wszystko
obserwując śmieje się do rozpuku. Śmieje się, bo okazuje się, że emocjonował
się czymś, co nie istnieje. Oj, nie wiem, czy mnie rozumiesz?
Sierotka nie poszukuje miłości, szczęścia, ona poszukuje
widzów. W chwilach samotności grałam przed sobą, przed Bogiem. Oczekiwałam, że
Bóg się zlituje, a on tu był tylko widzem, nie był tu kimś, kto mógł to zmienić,
on się uśmiechał i czekał, aż zrozumiem. Jak może Bóg zmieniać i przewstawiać
się naszej woli, skoro nasza modlitwa jest nieszczera.
Ja mogłam to zmienić, bo byłam boginią. Bogini sama sobie
wystarcza, nie oczekuje od innych czegoś, co mają oni. Bogini jest widzem,
sierota jest aktorem.
No tak, z aktora zabiegającego o oklaski, wzruszenie,
współczucie i łzy, trzeba stać się widzem. Aktor zabiega o względy i
współczucie, widz się uczy, zdobywa wiedzę o sobie. A gdy już się nauczy,
przestaje cierpieć, przestaje być sierotą.
Dziewczynka słuchała, lecz w pewnym momencie kobieta
spojrzała na nią i powiedziała:
- O Boże, ale dlaczego ja to Ci wszystko mówię? Przecież ty
możesz tego nie zrozumieć. Jeszcze godzinkę wcześniej, tego nie wiedziałam,
jeszcze kilka minut temu tak się nie czułam.
Na chwilkę przerwała, bo uświadomiła sobie, że tak naprawdę
mówi to, nie do dziewczynki, lecz do siebie. Sama siebie słucha, i dlatego jest
zaskoczona tą prawdą. Teraz przypomniała sobie, co mówił jej przyjaciel, że
mistrz jest w każdym z nas, lecz zagłuszony jest przez mowę i krzyki w głowie.
Teraz usłyszała mistrza, jej własnego mistrza i to nauczającego małą
dziewczynkę, lecz najbardziej zdumiona była głoszoną prawdą ona sama.
- Proszę Panią, proszę panią! Ta sierotka się obudziła. Ona
się zrobiłą piękna, i podpłynęła do innych. To jest to, co pani mówiła. Ona
spała, z otwartymi oczami spała. Ona nie jest sierotką, ona jest boginią.
Dziękuję pani. Pani mnie obudziła, już nie będę płakać nad sobą, już nie będę
czekać, aż mnie obdarują. Pani i ta kaczuszka nauczyłyście mnie, że trzeba
zejść ze sceny i z aktora stać się widzem. Proszę panią, mogę pani jeszcze coś
powiedzieć? Mogę się o coś zapytać?
- Tak, pytaj.
- Ten pan musiał panią bardzo kochać, skoro widział w pani
boginię..
- Tak dziecinko, wiem, że mnie kochał.
- A mogę jeszcze o coś zapytać?
- Odważnie pytaj, pytaj jak królowa. Sierotki boją się pytać,
boją się prosić, królowe, boginie się nie boją. Nie bój się!
- On odszedł od pani?
- Nie, to ja go odepchnęłam.
- A teraz to już ostatnie pytanie: czy odezwie się pani do
niego?
- Tak, to całkiem możliwe, to bardzo możliwe. Dziękuję mała
istotko. Nie wiesz, ile zmieniłaś w moim życiu. Zobaczyłam w tobie siebie. Och,
gdybym ja wtedy, gdy byłam mała, spotkała, takiego kogoś jak ty dzisiaj
spotkałas.
Tak odezwę się do niego, bo on pierwszy pokazał, że nie
jestem sierotą. Chcę mu podziękować za tę głębię spojrzenia, i to, że we mnie
wierzył, i za miłość, którą mi dał, a ja odrzuciłam, chociaż ona cały czas,
gdzieś obok mnie krążyła i krąży, tak jakby czekała, aż się otworzę. I chcę
przeprosić za to, że nie dałam mu się cieszyć razem ze mną z tej chwili, z
mojego przeistoczenia w boginię.
Teraz mu podziękuję jako bogini. Jako sierota obarczyłam go troskami, niepokojami,
smutkami, oczekiwaniami, a jako bogini uśmiechnę się do niego sercem i duszą. To
jest ta otwartość, którą on głosił, a ja nie rozumiałam.
Dziewczynka słuchała i uśmiechała się do kobiety, do kaczuszek, a przede wszystkim do siebie samej, lecz w pewnym momencie znowu zapytała:
- Proszę panią, a co z naszymi rodzicami?
Kobieta spojrzała na nią z zachwytem i uwielbieniem, przynależnym bogini i powiedziała:
- Obawiałam się, że jesteś zbyt mała, by zrozumieć, co miałam ci opowiedzieć, ale to pytanie pokazuje, że rozumiesz, że jesteś bardzo mądrą dziewczynką, że jesteś prawdziwą boginią. Twój tatuś i mamusia, tak jak i moi rodzice też są lub byli sierotkami, ale teraz jesteśmy im w stanie przebaczyć, bo teraz nie znajdujemy w nich żadnej winy, bo teraz jesteśmy w stanie dostrzec w nich to, czego sami nie widzą, ich boskość i ją pokochajmy.
Dziewczynka słuchała i uśmiechała się do kobiety, do kaczuszek, a przede wszystkim do siebie samej, lecz w pewnym momencie znowu zapytała:
- Proszę panią, a co z naszymi rodzicami?
Kobieta spojrzała na nią z zachwytem i uwielbieniem, przynależnym bogini i powiedziała:
- Obawiałam się, że jesteś zbyt mała, by zrozumieć, co miałam ci opowiedzieć, ale to pytanie pokazuje, że rozumiesz, że jesteś bardzo mądrą dziewczynką, że jesteś prawdziwą boginią. Twój tatuś i mamusia, tak jak i moi rodzice też są lub byli sierotkami, ale teraz jesteśmy im w stanie przebaczyć, bo teraz nie znajdujemy w nich żadnej winy, bo teraz jesteśmy w stanie dostrzec w nich to, czego sami nie widzą, ich boskość i ją pokochajmy.
Gdy obie wstały znad rzeczki, stały się wielkie. Ze
skulonych, małych, biednych, brzydkich kaczątek, godnych współczucia istot,
stały się boginiami i zamiast zabiegać o cokolwiek, dawały radość.
Piotr Kiewra
No,no.Być narratorem żeńskiej energii to chyba trudne.Wszyscy po trochę jesteśmy sierotami i aktorami dobrze to ująłeś.Jeśli chodzi o długość to znasz moje zdanie można by troszkę obkroić . Piątka
OdpowiedzUsuń