niedziela, 29 listopada 2015

Współczucie

- Czemu płaczesz człowieku? – zapytał wiatr.

- Współczuję tym wszystkim cierpiącym. Czuję ich ból. Moje łzy płyną razem z ich łzami tym samym strumieniem. Cierpię, bo nie mogę im pomóc. Niestety, moje współczucie nie ujmuje im cierpienia, lecz przysparza go dla mnie. Dlaczego? Czyżby moje współczucie było zbyt małe? Co mam zrobić? – poprosił.   

- Nie pomożesz im i nie pomożesz sobie, bo jesteś zwykłą płaczką. To, czym szafujesz to zwykły lament, to nie jest współczucie. Przyłączenie się do chóru nie pomaga, bo wzmacniasz cierpienie innych, swoim własnym cierpieniem. Zabierasz im nadzieję. Twoje łzy sprawiają, że tracą resztki ufności. Jest inna droga, pójdź nią, wskaż tę drogę dla nich. To będzie twoje współczucie.

Otóż wypij ich łzy. Wchłoń ten strumień. Nakarm nim, użyźnij, napój twe spragnione serce i oddaj im uśmiech, i oddaj im wyrosłe z ich łez kwiaty. Tylko w ten sposób naprawisz ich cierpienie. Takim współczuciem wyplenisz ich ból.

Oddając poprawione przysporzysz im uśmiechu i nauczysz się prawdziwego współczucia, odkryjesz drogi, po których chodzi miłość. Nauczysz się przemieniać cierpienie i ból w miłość. Tylko w ten sposób zbudujesz u innych nadzieję oraz ufność. Tylko w ten sposób zapalisz światło na ich ścieżkach.

To jest twój cel: najpierw naprawić siebie i oddać siebie poprawionego. To jest twój rozwój: nauczyć się karmić bólem, poić cierpieniem, a oddawać kwiaty uśmiechu serca. To są prawdziwe nasiona miłości.
To jest twoja misja – stać się ogrodnikiem, który uprawia miłość na cudzym i swoim cierpieniu.

Przemień siebie, zacznij od tego, a pomożesz innym. – skończył wiatr i pogonił swą własną ścieżką.

Długo wsłuchiwał się człowiek w wywołane wietrznym podmuchem echo, patrzył i zobaczył mnóstwo wysianych nasion, zobaczył na szarej drodze kwiat, wiele kwiatów - oddychających miłością serc. I usłyszał ich pieśń: pełną uśmiechu i radości pieśń.


Piotr Kiewra 

niedziela, 1 listopada 2015

Wiem kim jesteś

Dotykał wiatr twarzy kobiety, rozwiewał włosy i poły jej płaszcza. A ona szła coraz szybciej i szybciej.

- Dlaczego przede mną uciekasz? – w końcu zapytał.

- Jest zimno, jest nieprzyjemnie, spieszę się do domu, a ty mną tarmosisz, a ty mi przeszkadzasz. Nie lubię cię. – odpowiedziała.

- A dlaczego mnie nie lubisz? Nie lubisz mnie, bo jestem blisko? Nie lubisz, bo jestem przy tobie zawsze, gdy jesteś poza domem? Nie lubisz mnie, bo cię znam, dobrze cię znam? – pytał wiatr, a kobieta zniecierpliwiona szła jeszcze szybciej.

- Nie lękaj się mnie. Nie masz, czego się bać, ja znam twoją prawdę. Przede mną nie musisz grać, nie musisz udawać, nie musisz uciekać. – szeptał jej do ucha.
Kobieta nagle się zatrzymała i głośno mu zarzuciła:

- A skąd ty to możesz wiedzieć? Ja się nie boję. Przed niczym i nikim nie uciekam. Po prostu jest mi zimno, chcę jak najszybciej być w domu. Taka jest prawda.

- Tak, twój dom jest twoim azylem, tam się czujesz bezpieczna, tam cię nikt nie podgląda, tam nikt się w ciebie nie zagłębia, tam nikt nie widzi i nie czuje twego bólu, twojej samotności, twojej do siebie nienawiści, tam możesz się ukryć ze swoim nieszczęściem, tam możesz do woli nad sobą się rozczulać, wypłakiwać morze łez. 

Tam ukryta i daleko od innych, od spojrzeń, od pomocnych dłoni, możesz rozmyślać, marzyć o dobrych ludziach, którzy powiedzą ci dobre słowo o tobie.

Tam jesteś daleko od ludzi, tam odgradzają cię mury, zamknięte drzwi i szczelne szyby. Tam jest twoja wolność. Czy o taką wolność ci chodzi?

I tam jesteś daleko od wiatru, który mówi ci to, czego nie lubisz słuchać. Nie lubisz wiatru, bo mówi ci coś, w co nie wierzysz.

A ty przecież wiesz, kim jesteś. Przecież powiedzieli ci o tym twoi rodzice, twoi bliscy, powiedzieli ci o tym twoi nauczyciele. Śmiali się z ciebie twoi koledzy oraz ci, którzy udawali twoich przyjaciół. Uwierzyłaś im, gdy ci mówili, że jesteś nic nie warta, że nic z ciebie nie będzie, że nikt nigdy nie zaakceptuje twojej prawdy, że jesteś brzydkim kaczątkiem i kopciuszkiem.

Nikt ci nigdy nie opowiedział zakończenia tych bajek? Uwierzyłaś innym, a nie sobie, bo od dziecka afirmowałaś cudze prawdy.

Uciekasz od ludzi, szczególnie tych, którzy chcieliby być bliżej ciebie, bo boisz się, że odkryją twoją prawdę, twoją wewnętrzną brzydotę. Pielęgnujesz taki obraz siebie już całe lata – od dziecka, a dla innych pokazujesz inną twarz. Tylko w domu nie grasz, tylko w domu płaczesz i wyrzucasz wszystkie pretensje do siebie samej.

Czy tym w istocie jest wolność? Czy by być wolnym potrzebne są mury i szyby? Czy potrzebny jest dystans, czy potrzebna jest izolacja, czy potrzebna jest ucieczka? Czy potrzebny jest strach i przyspieszony krok?

To nie jest wolność, to jest więzienie. Dlatego płaczesz. To płacze twoja dusza, bo ją zamknęłaś, wtrąciłaś ją do więzienia. A DUSZA POTRZEBUJE BLISKOŚCI INNYCH DUSZ.

Dopóki jej nie uwolnisz, dopóki nie pozwolisz się jej zbliżyć do innych, do wiatru i rzeki życia, dopóty będziesz cierpieć.

Porzuć swoje więzienie, porzuć swoje dzieciństwo, swoją przeszłość. Porzuć obrazy siebie samej. Porzuć wmówione przez innych słowa i pozwól wypłynąć prawdzie. Ona musi mieć miejsce. By się ukazała, trzeba porzucić kłamstwa i nieprawdy o tobie, bo jak długo jeszcze będziesz uciekać? Jak długo będziesz się ukrywać? Jak długo będziesz zamknięta na dokończenie opowieści o tobie? Jak długo będziesz udawała, że jesteś szczęśliwa, że siebie kochasz, że siebie akceptujesz? Jak długo na twojej twarzy będzie gościć sztuczny uśmiech?

Czy nie dość ci cierpienia? Cierpisz, bo nie żyjesz w prawdzie.
Znam twoją prawdę. Jest w tobie prawdziwy uśmiech, jest w tobie radość, jest wolność od oczekiwań innych, jest akceptacja. I jest też największa wartość: jest miłość. To jest twoje prawdziwe piękno.

Boisz się, bo gdy wyrzucasz śmieci ukazuje się dno – pustka. Tylko wiedz, że miłość mieszka w pustce, bo tylko miłość istnieje i ona całą tę pustkę zapełnia.

Nie bój się taką być. Pozwól sobie samej na taką pustkę.

Zaakceptuj tę prawdę. Nie musisz nikomu jej udowadniać, wystarczy, że ją poznasz, wystarczy, że pozwolisz jej wypłynąć. Nic nie musisz robić, o nic się musisz starać. Ta prawda jest. Gdy taką siebie zobaczysz zniknie twój strach i przestaniesz uciekać, a twoim domem stanie się cały Wszechświat, twoimi przyjaciółmi zostaną ci wszyscy i pokochają cię ci wszyscy, którzy kochają prawdę, bo oni już cię kochają i już są twoimi przyjaciółmi.

A przede wszystkim, pokochasz siebie samą, zostaniesz swoim największym, najwierniejszym przyjacielem.

Nie uciekaj od wiatru! Nie uciekaj, bo ja już cię znam, wiem, kim jesteś. - powiedział i zostawił ją samą w spokoju. Długo stała w miejscu, wpatrując się w chodnik. Stała mimo zimna. W końcu ruszyła, lecz nie w stronę domu. Szła wolno, obserwując ludzi. Nie zwracali na nią uwagi, a mimo to czuła, że są dla niej bliscy. 


Piotr Kiewra

piątek, 23 października 2015

Życzenia

- Wietrze, odnoszę wrażenie, że ludzi nużą, a może nawet, że nie cierpią życzeń, które im składamy z okazji ich świąt. Nie wierzą w ich spełnienie i nie wierzą nam, w naszą życzliwość. Czego w takim razie życzyć przyjaciołom, bliskim? – zapytał elegancko ubrany człowiek, idący z naręczem kwiatów.

- Gdybyś żył w prawdzie, gdyby twoja miłość i wolność były prawdziwe, niczego byś nie życzył, niczego byś nie mówił, bo twoje bycie, twoja prawda przemówiłaby do ludzi silniej, niż twoje słowa. A poza tym, ludzie nie są szczerzy przy składaniu życzeń, jak i przy ich przyjmowaniu, bo wszystko, czego tak naprawdę potrzebują, już mają. Tak, ty nie możesz im dać tego, czego sam nie posiadasz, a oni nie mogą przyjąć, bo mają.

Jedyne, czego powinieneś życzyć sobie i innym, to rozwiania chmur twoich i ich myśli, by dostrzec, jakie skarby już posiadacie. – odpowiedział wiatr.


Piotr Kiewra

wtorek, 20 października 2015

Altruizm

- Chciałbym pomóc biednym, zagubionym, nieszczęśliwym, smutnym, cierpiącym. Chciałbym, by ludzie się kochali, a gdy im pomogę, na świecie będzie więcej uśmiechu, radości, wtedy ludzie nie będą ze sobą walczyć. Wietrze, myślę, że takie jest moje przeznaczenie, taka jest moja misja.

- Jest tylko jedna wartość, którą bezinteresownie możesz obdarowywać, nie uzależniając ludzi od siebie. Jeśli ufasz, życie daje ci to, co jest ci potrzebne: powietrze, wodę, pożywienie, przestrzeń. Resztę już masz: wolność, radość, miłość. Inni ufni, mają dokładnie to samo.

Twoją misją jest ufać życiu, być wolnym, kochać i cieszyć się życiem. Twoim przeznaczeniem jest okazać tę radość, ufność, obdarowywać miłością.

To jest twój altruizm: stać się takim, jakimi chciałbyś widzieć innych ludzi. Tylko twoja ufność, miłość i wolność zbuduje w innych ludziach ufność i pozwoli im odkryć w sobie miłość i radość, tylko twój przykład ich uwolni.
Takim altruistą jest wiatr, jest słońce, takimi byli i są duchowi mistrzowie i prorocy.

Takim bądź.


Piotr Kiewra  

poniedziałek, 19 października 2015

Chwila

Nie troszczcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.

Ewangelia wg św. Mateusza

Spacerowała zamyślona swoją ścieżką. Była tu prawie każdego wieczora, przez cztery pory roku, w smutku i radości. Szła wspominając, lub wyobrażając sobie przyszłość. Bywało, że tędy biegła ze łzami w oczach, by ukoić biegiem ból, wyciskała tu na rowerze ostatki sił, by zabrakło tlenu na myślenie, by się im nie dać pokonać, albo maszerowała z kijkami szybko, na pograniczu truchtu, wsłuchując się w stukot kijków o chodnik, by zagłuszyć w sobie głosy.

Od jakiegoś czasu jednak wolno spacerowała, bo to ją uspokajało. Zauważyła to.

Dzisiaj tuż przed wyjściem z domu wysłuchała piosenki, a z jej tekstu zostało w niej jedno słowo. Przeskakiwało z uszu do głowy, do serca i jeszcze głębiej i już zostało gdzieś w jej środku, ba, nawet zakrztusiła się nim i zakaszlała, tak jakby naprawdę wpadło do gardła. Parę kroków dalej wszystko wróciło do normy, a ona zwróciła uwagę na oddech: wdech - wydech, wdech – wydech.

- Chwila. – to było to słowo. Kołatało w niej, bo tyle razy je powtarzała sobie i innym, lecz teraz uświadomiła sobie, że go nie rozumie, nie wie, czym chwila jest. A co gorsza, że prawie nikt jej nie rozumie, nie przeżywa, że i ona jeszcze nigdy jej nie przeżyła.

Zatrzymała się w małym, leśnym wąwozie, na skraju miasta. Ten wąwóz i te kilkaset metrów dzikiego, zaniedbanego lasu, starego parku, chaszczy, był jak oaza na miejskiej pustyni. Pod nogami leżało już sporo żółtych i brązowych liści. Widziała wszędzie wokół jak spadają kolejne, jak wirują, jak próbują, by jak najdłużej utrzymać się w powietrzu, by zawiesić się w nim, jak na gałęziach. Chciały jak najdłużej żyć, być w tej chwili, zanim dotkną ziemi i już na zawsze pozostaną jej częścią.

Tak, poczuła przez moment, co czują te spadające liście. Zjednoczyła się z nimi. Pozostała na długo z jednym z nich. Wypatrzyła go jeszcze wysoko w górze i z zadartą głową obserwowała jego lot, długi, pełen przygód i tańca lot. Czuła jego pełne oddanie się wiatrowi. Czuła jak listek cieszy się swoją ostatnią chwilą, mającą się zdarzyć za sekundę śmiercią. A jednak się cieszył, radował całym sobą. Było to widać w jego tańcu, falowaniu, podskokach, gdy się kręcił, wirował, znowu leciał ku górze pełen optymizmu i … i tak trwał, i trwał. A ona wraz z nim trwała i trwała.

- Zdarzyła się chwila! – pomyślała, wręcz w sobie wykrzyknęła. Ten listek pokazał jej jak cieszyć się chwilą. Pokazał, czym ona jest, a jednocześnie, czym nie jest: Jest wiecznością, a nie jest czasem. Zdumiona odkryciem poddała się mu.

Jednak, gdy tylko przyszła myśl, chwila sobie poszła.

- Teraz już ją poznałam. Teraz będzie mi łatwiej wskoczyć w następną chwilę. – pomyślała, lecz nie było łatwiej.

- No tak, jak się czegoś spodziewam, to się nie zdarzy. Chwili nie mogę oczekiwać, bo stanie się wyobrażeniem, czymś z przyszłości, a w tańcu z liściem byłam w teraźniejszości.

Czym była ta chwila? Obserwacją. Czym jeszcze była? Zatrzymaniem. Czym? Współodczuwaniem, uczuciem. Czym jeszcze? Czymś, co nie robię w jakimś celu, czymś, czego nie planuję, o czym nie marzę, czego nie oczekuję, czymś, czego nie szukam, czymś, o co nie walczę, czymś, czemu się poddaję, czymś, czemu ufam ….

Czym jeszcze jest ta chwila? Wolnością. Wolnością? Wolnością, od czego i wolnością, do czego? Od wszystkiego i do wszystkiego, czyli też wolnością od strachu. I od czego jeszcze? – pojawiały się w niej pytania, kolejne i kolejne.

W pewnym momencie zastanowiła się: - Kto te pytania zadaje? Ktoś, lub coś, co chce bym poznała prawdę, bym poznała siebie. Tak, to moja intuicja, to moja dusza, to coś co wreszcie doszło do głosu, co się wreszcie przebiło ze swoją ciszą przez ten hałas, który cały czas tworzyłam. Co ten hałas tworzyło? Tak, moje myśli … Tak, myśli. Taaaaaak, ta chwila jest chwilą, jest teraźniejszością, bo nie ma tam myśli …. – wykrzyknęła bezgłośnie gdzieś wewnątrz siebie, lecz przede wszystkim poczuła i to uczucie ją ukłuło. Ukłuło w okolicy serca, a później kłuło po dłoniach i na całym ciele, tak jakby ją obsiadły mrówki i kłuły wywołując tam wibracje. To było przyjemne odczucie.

Po chwili jej całe ciało lekko wibrowało. To było milion razy silniejsze od wibracji, które do tej pory były w niej obecne, np. w jej ulubionym tańcu, w chwilach szaleństwa, zabawy, podniecenia, w tym, co brała do tej pory za chwilę, za tu i teraz. Teraz wie, że były to fałszywe chwile, fałszywe „tu i teraz”, bo to były tylko ucieczki. Nawet ten senny taniec w białej sukni, z welonem, całe to szaleństwo tańca, było ucieczką i tworzyła je, by uciec, choć na chwilę, od myśli. A może było jeszcze inaczej: tworzyła te fałszywe „tu i teraz”, by mieć z nich bazę wspomnień na przyszłość, by mieć do czego wracać, gdy dopadną ją złe wspomnienia, lub gdy przyjdą myśli o czekających ją trudach pracy, spotkań z nieprzychylnymi ludźmi, którzy czegoś od niej oczekują, którzy chcą ją przywiązać, zniewolić, zamknąć gdzieś w małej przestrzeni i mieć tylko dla siebie, albo  uczynić z niej przedmiot, którym się zabija samotność. Tego się właśnie bała, takich ludzi nie lubiła, bo czuła się przy nich jak niewolnica. Przyszłość ją w większości zasmucała, bo goniły ją – tak jak większość ludzi – bankowe odsetki i inne długi.

Chwile, które do tej pory brała za „tu i teraz” były planowanymi wspomnieniami. Miały później poprawiać nastrój, zabijać depresję, melancholię, przykrywać myślenie o przyszłości, myśleniem o przeszłości. Tak, to miały być pokłady chwil do wykorzystania kiedyś tam, a to, co dziś odkryła było czymś zupełnie innym, nie było tworzone, by cokolwiek naprawiać i by dawać sobie radość, by gdzieś uciekać, były czymś co jest, a nie czymś co się tworzy po coś.

– Chwila jest. Tu i teraz jest. Chwila trwa, tu i teraz trwa. Chwila jest, gdy nie myślę. Naprawdę żyję, gdy nie myślę. Wartościowe jest wszystko to, o czym nie myślę, to co czuję. Moja prawda, to ta część mnie, która nie produkuje myśli i słów, ta część, która się cieszy, przeżywa radość z bycia tu i teraz. Prawdziwa jestem, gdy czuję, a nie, gdy myślę. Uczucia są moją jawą, myśli są moim snem. Przeszłość i przyszłość są snami, taaaak …. Obudź się, obudź! – mówiła, krzyczała do siebie, a to ją przeszywało, wprawiało w wibrację, budziło ze snu, sprawiało radość.

Jednak, jak zauważyła, nie było to takie proste: - Chwila nie pojawia się na zawołanie, chwila nie pojawia się, gdy myślę, że się pojawi. Czas nauczyć się w niej być, trzeba się nauczyć … nie myśleć.

I zaczęła się uczyć.

Listek, który na moment wprowadził ją w chwilę stał się kotwicą, czymś, co uświadamiało, że można się wyzwolić z myślenia, i właśnie przy jego pomocy będzie jej łatwiej, poczuła to, listek dodał jej otuchy.

- „Bądź tu gdzie jesteś!”, „Obudź się!” To nie będą moje hasła, moje okrzyki, moje kierunki działania. To będzie moje przypomnienie, mój budzik, by się nie zapominać, bo zapominanie to bycie w myślach, a przypomnienie ma nas z nich wyprowadzać. -  w ten sposób wyraziła swoją gotowość do całkowitej przemiany jej życia.

- No dobrze, tylko bez planowania, tylko bez oczekiwań, tylko bez poszukiwań chwil, po prostu niech się zdarzają! …  O Boże! – nagle wykrzyknęła, tym razem głośno, bo wrócił w jej pamięci wczorajszy spacer z przyjacielem, właśnie w tym miejscu, w tym wąwozie.

– O Boże, przecież ja wczoraj nie byłam obecna ani przez chwilę jego pobytu, naszego spaceru. Nie dałam mu choćby chwili swojej obecności. Tak mną zawładnęła chęć podzielenia się swoimi myślami, swoimi wspomnieniami, swoimi strachami, wątpliwościami, moimi planami, lękiem dotyczącym przyszłości, że ani przez chwilę nie byłam przy nim obecna, mimo, że on był u mego boku. A on był obecny, wysłuchał mnie, współodczuwał mój lęk, moje wątpliwości, widział wszystkie opadające i bojące się śmierci listki we mnie. Odczuwał i słuchał nie tylko moich słów, nasłuchiwał mojej duszy. Był ze mną, wskazywał na barwy jesieni, zachwycał się liśćmi, owocami, wskazywał na ścieżkę wśród kałuż, uczulał na wiatr na naszych skroniach i w naszych włosach, … on tam był, a mnie tam nie było. Ja byłam w zupełnie innym czasie i w innym miejscu. Mówił, kiedy jestem, a kiedy mnie nie ma, bo widział to na mojej twarzy, w moich oczach i pewnie czuł w moim i swoim sercu i duszy. No i słyszał ciągle moje słowa, a one na pewno nie były z tej chwili. O Boże, jak to możliwe, że dwoje ludzi się spotyka, rozmawia, jest ze sobą, a są w tym momencie w zupełnie różnych światach? Jak to możliwe? Przecież, tak naprawdę, my się nie spotkaliśmy, nie rozmawialiśmy, bo nie byłam obecna. Tak, prawdziwą obecnością jest tylko rozmowa serc, rozmowa dusz, nawet, gdy między nimi jest absolutna cisza, nie ma żadnych słów, ale jest współodczuwanie chwili, współodczuwanie słów, gestów, dźwięków, kolorów. Prawdziwą obecnością jest docenienie zapachu kwiatu, tchnienia wiatru, zmarszczki na tafli jeziora lub na twarzy przyjaciela. Prawdziwą obecnością jest współodczuwanie chwili razem z przyjacielem, znalezienie się w jego skórze, w jego butach, a ja … a ja zawsze jestem w swoich wyimaginowanych chwilach, w swoich za i przeciw, w swojej niewierze, w swojej nadziei, w swojej nienawiści, w swoim pożądaniu docenienia, w swoim oczekiwaniu, że ktoś mi da radość, że ktoś mi cokolwiek da. Ja jestem w rozumieniu – rozumowaniu poprzez głowę, a to nie jest ani zrozumienie, ani bycie. Tak, ja niczego do tej pory nie rozumiałam, bo nie byłam. Tylko poprzez bycie, poprzez doświadczenie czegoś sercem, a nie głową, jest się uczestnikiem, jest się w tej chwili. To ta chwila, tylko ta chwila jest życiem, tylko ona jest prawdą. Tylko w tej chwili jestem sobą – jeśli umiem ją przeżywać, będąc w niej. Tylko w tej chwili jest prawdziwa miłość, tylko w tej chwili rozumiem prawdę innego człowieka, tylko w tej chwili mogę zrozumieć swojego przyjaciela, i tylko w tej chwili mogę być jego prawdziwą przyjaciółką. Tak, tylko wtedy jestem przyjaciółką, prawdziwą przyjaciółką, gdy jestem obecna. Tylko wtedy jestem radosna. Tylko w tej chwili jestem wolna. Tylko w tej chwili jestem zakochana i kochana. Tylko w tej chwili jest piękno, moje piękno i piękno mojego przyjaciela. Tylko ta chwila jest, nie ma innej. Moje życie jest tylko w tej chwili, … och i moje życie jest wieczne. Naprawdę? Poza tą chwilą jest tylko śmierć. Poza tą chwilą jest tylko pustka, nieszczęście, cierpienie, strach. Jest tylko ta chwila. Ta chwila to wszystko. – przepływało w jej świadomości takie własnie rozumienie świata, innych ludzi, siebie.

- On mi cały czas, swoją obecnością w tu i teraz, mówił: przyjaciółko, poznaj moją radość, a ja chciałam to usłyszeć w słowach, zobaczyć w gestach, w działaniu, a przecież nie mogłam zobaczyć jego radości, tak jak radości drzew, bo ją można tylko poczuć i to w sobie. – zarzucała sobie.

Popatrzyła na wąwóz, na płynący dołem strumyk, na drzewa, na zielone, żółte, czerwone i brązowe liście, na zaschnięte kwiaty, na kałuże i błoto pod stopami, spojrzała w górę na zachmurzone niebo. Tak, to wszystko trwało w chwili, to wszystko było. Liście wcale nie umierały, lecz tylko ich ciała obracały się w proch, ale gdzieś wśród tego prochu, gdzieś nad nim i pod nim, wszędzie było ich istnienie, które nie umierało, lecz trwało. A można to było dostrzec tylko będąc w tej chwili.

Patrzyła na spadające liście, a one trwały w tym spadaniu, patrzyła na drzewa, a te trwały, jakby czekały, lecz one nie czekają, one są i cieszą się swoim istnieniem. Płynąca stróżka trwała, kałuże trwały i błoto trwało.  Wszystko to jest wieczne, bo jest w tej chwili. Spojrzała na swoją dłoń, na swoje stopy, spojrzała na odbicie swej twarzy w lustrze kałuży i ucieszyła się. Jej ręce, nogi, jej twarz, jej oczy trwały i są wieczne. Ciało umiera każdego dnia, jej stopy, ręce i twarz, oczy, starzeją się i umierają, ale skryte pod nimi istnienie trwa. To ją radowało, aż dech zapierało.

Zwróciła uwagę na oddech, na to, co najbliższe jej życiu i jej obecności w świecie. - Och, jakie oddychanie jest piękne! – I zachwyciła się.

Wdech, a w nim do jej wnętrza wraz ze wszystkimi uczuciami wpadł Wszechświat. Wydech, a w nim pomknęła z serca, z jej istnienia, ku Wszechświatowi cała jej miłość. I wtedy poczuła chwilę, poczuła, że jest tu i teraz, a prawda chwili była jeszcze głębsza – spadający liść nie wywoływał już żadnych skojarzeń, ani z życiem, ani ze śmiercią. To zjawisko nie było ani piękne, ani brzydkie, było nowym, świeżym doświadczeniem. Nawet słowa: „spadający liść”, były nowe, świeże, nieznane, nic nieznaczące. Spadający liść wprawił ją w zachwyt, ale w jej głowie nie pojawiła się żadna myśl, nie pojawiło się żadne pytanie, żadne: dlaczego? To doświadczenie pozostało czyste, i taka sama czystość była w niej.

Ruszyła dalej, a każdy jej krok wprowadzał ją do nowego, świeżego świata, pełnego nowych, świeżych doświadczeń i uczuć, a każde z nich odkrywało zupełnie nowe pokłady radości. I taki był każdy następny krok, i w wąwozie, i w mieście, i w domu, i ku ludziom, i ku sobie.  

Wdech i Wydech są tu i teraz. Ona jest tu i teraz. Jest obecna.

Piotr Kiewra 

czwartek, 15 października 2015

Druga strona

Chodził człowiek alejkami cmentarza. Co chwilę się zatrzymywał i czytał sentencje na nagrobkach. Dumał nad nimi. W końcu zapytał towarzyszący mu w ciszy wiatr:

- Wietrze, co jest po drugiej stronie?

- Wszystko oprócz myśli i słów, wszystko oprócz strachu. Tam, gdzie nie ma myśli, słów i strachu, tam są uczucia. Tak, tylko miłość jest po drugiej stronie. – odpowiedział mu wiatr.

Piotr Kiewra 

poniedziałek, 14 września 2015

Gdzie mieszka wiatr?

Zadawał człowiek w cierpieniu pytania dla nauczycieli, przyjaciół, szukał prawdy w poezji i prozie. Dopóki wysyłał słowa, wraz z fałszywą radością, lub smutkiem w odpowiedzi, ulga nie nadchodziła.

Nikt w powracającym słowie nie potrafił dać mu radości, czekał więc na nią, bo czuł, iż ona jest drogą ku prawdzie.

Pytał nadal wielu, aż zdesperowany rzucił słowem na wiatr, a ten nie oddał mu słów, lecz ciszę. Długo medytował nad otrzymanym darem, aż w końcu odkrył, gdzie ona mieszka, gdzie jest jej źródło – poczuł jej mowę, a ta była uczuciem, zrozumieniem poprzez serce.

Tak oto wiatr skierował człowieka do właściwego mu domu, a ten, gdy poznał mieszkanie swoje, szeroko otworzył okna i drzwi, i w każdym kolejnym wdechu i wydechu z wiatrem w zabawie, znajdował w swym domu radość, odkrywał wszystko, czego mu trzeba. Bezpowrotnie znikło cierpienie, zniknął strach, znikły pytania, znikły słowa. 

Pozostała miłość, nią oddychał.


Piotr Kiewra