poniedziałek, 26 marca 2018

Zawrat to mistrz nastrojów

9. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Wchodzę na Zawrat. Idę w chmurze. Nic nie widzę. Nie ma nieba i nie ma piekła, nie ma strachu. Widzę kawałek łańcucha, kawałek ciemnej, śliskiej, mokrej ściany, a mimo to się do niej … przytulam. Widzę swoje dłonie, widzę to, co bliskie stopie – kawałek skały i nic więcej nie widzę. Czuję … znowu jestem tu i teraz. Czuję, czym jest ta chwila … To piękna ścieżka i piękny czas … bez czasu.

Wchodzę w chmurze prawie niewidoma na przełęcz, a tu, po drugiej stronie, w Pięciu Stawach - inne życie: bezchmurność, słoneczność, otwartość świata.

Co we mnie uderza? To jak szybko zmieniają się nastroje ... wystarczą sekundy … Nie tylko szybko …. Ta sama ścieżka … przed chwilą ze smutkiem patrzyłam pod nogi i na ręce, przytulałam się do kawałka mokrej skały, a teraz widzę
cały świat, czuję się przytulona przez słońce i przez całe góry … i uśmiech jest wszędzie, i we mnie …

… i … coś do mnie trafiło i zadałam sobie pytanie: Czy to ścieżka, widok z niej, narzuca mi emocje? To nie ścieżka … to nie Tatry mnie krzywdzą, lub nagradzają, to moja myśl
tworzy mój smutek, euforię, słowa …

Zawrat jest, jaki jest, słońce, chmury i deszcz też są tym, czym są. To nie deszcz mnie złości, to nie słońce wywołuje we mnie radość, to myśl …

To nie człowiek jest przyczyną mego cierpienia, poczucia
samotności, czy szczęścia, to moja myśl …

Zawrat to uświadamia, bo to mistrz.


Piotr Kiewra  

piątek, 23 marca 2018

Ach!!!


8. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca


 


Ach!!! I tyle. Brak mi słów! Jest tylko płacz i … ACH!!!


Wczoraj ta Hala tak mną zawładnęła, że jestem dzisiaj tu znowu. To oczarowanie, to zakochanie. Gdy ją ujrzałam, ten pierwszy moment, gdy otwiera się widok spomiędzy drzew, to już wiedziałam – to jest miłość na całe życie. Od wczoraj tu „mieszkam”. Ciałem tylko chwilowo, sercem i duszą … na zawsze … i we dnie, i w
nocy. …

… Przyznam się, że przez pierwsze trzy dni, gdy moja „brać” studencka mnie prowadziła po Nosalu, po Kasprowym, po Czerwonych Wierchach, Tatry nie zrobiły na mnie wrażenia, ot! takie tam góry. Lecz wczoraj, gdy dopiero czwartego dnia, tu dotarliśmy i zobaczyłam Halę
Gąsienicową … już mnie nikt stąd nie wygoni. Teraz Tatry, w tej jednej chwili, stały się moją największą miłością, a to miejsce … Ach!!!

… tu odkryłam, że mam duszę. ..

...

Tu definitywnie, dzisiaj porzucam moją „brać”, bo oni i one nie widzą tu żadnego „Ach”. Mają cel – szczyty. Ich rajcuje to, co mogą osiągnąć nogi, za bardzo się spieszą, nie pozwalają mi być z tym, co kocham, śmieją się z mego „zaślepienia”. Wiem, że w górach i … w życiu … muszę i chcę być wolna. Nie mogę być na żadnym łańcuchu. Nie będę
tu dla towarzystwa. Tatry są czymś więcej niż towarzyszem na ścieżce … więc, chodzę sama.


Hala … Dzisiaj jestem tu już pół dnia i nie siedzę, cały czas stoję. Uświadomiłam sobie właśnie: Tak jest zawsze, gdy tu mnie przyprowadzi moja ścieżka. Nie siedzę … nie ma na to czasu. Patrzę, zaglądam tu w każdy zakątek i wszędzie jest  Ach!


Czasem tylko tu, pod Murowańcem, coś zjem na ławce, a tak nie chce mi się jeść. Najczęściej jednak chodzę, stoję i nasycam się do syta Halą i jej siostrami: Doliną Gąsienicową i Doliną Stawów Gąsienicowych, tą między Kościelcem a Kasprowym. Czarny Staw, tylko on i ten
Zielony, każą mi przysiąść gdzieś na głazach i być z nimi w milczeniu. To miejsce mnie syci i nie chce mi się jeść …


Co mnie tu tak ciągnie? Nie wiem. Wiem tylko, że nie można zdefiniować tego piękna. Tu po prostu jest inaczej. Tu inaczej się oddycha, patrzy, stoi, siedzi. Tu jestem inna, chyba bardziej sobą, tu inny jest wiatr, tu inne jest słońce i tu … dech zapiera słowa. Pozostaje tylko Ach! To jedno wystarcza za wszystkie słowa świata. …


Ach!


Ach! Ach! Ach! Siedzę na Karbie i mam całą moją miłość wokół … obracam głową i mam … Tu na Karbie i na Małym Kościelcu zrobiłam sobie moje stojące orle gniazdo i stąd wysyłam w świat moje Ach! Płyną jedno po drugim … Tatry we mnie wpływają, dotykają mego serca i wypływają …

……

Ach! Tylko to. Trzeba być poetą, by to, co się pisze nie było za małe, by mogło to „Ach” oddać. Dlatego milczę  ...


Dziś tu wchodzę i mimo, że nie ma słońca, że jest deszcz i mgła, i że nie widać gór, ledwo, co widać, ale ta ścieżka … te kwiaty, ta fioletowa szata Hali, wystarcza. Drżę i mimo, że nie widzę tego, co przy pełni słońca, to czuję.

Piękno się czuje a nie widzi!


W lipcu i we wrześniu jest tu mniej koloru niż w moim ulubionym sierpniu, lecz czar ten sam. Patrzę i jest „Ach!” Ono jest w sercu. To nie jest okrzyk moich ust, to okrzyk uniesienia mego serca i duszy. …


Spaceruję po Hali w deszczu. Szumi nim moja peleryna, lecz słyszę tę ciszę Hali, tę bezdźwięczną ciszę. Widzę jej najmniejszych mieszkańców: Trawę, małe i większe kwiaty, kosówki, żwir pod nogami, głazy obok ścieżki, a to dalsze i większe czuję.

Widzę i słyszę ludzi na ścieżkach. Wyłaniają się z mgły, wędrują dalej w swych szeleszczących i kolorowych kapotach. Nie widzę ich twarzy, ale czuję ich serca. Biją tym samym „ach” co moje.

Oczy mylą. Dzisiaj wierzbówka kiprzyca jest wielkości smreków, a w słońcu jest taka mała … Tak, to patrzenie w deszczu jest potrzebne, by wyrzucić wszelkie kryteria i normy, by nie patrzeć przez pryzmat wielkości … w deszczu i mgle, to, co małe rośnie, jakby chciało powiedzieć: Wreszcie mnie widzisz!

Tatry bez deszczu, bez mgły, bez chmur, słońca, błękitu nieba i bez człowieka tu na ścieżce, bez serc i dusz, bez „ach”, nie byłyby pełne. To wszystko to CAŁOŚĆ. ACH!




Ach. To już prawie … tak, prawie pięćdziesiąt lat, jak ujrzałam to miejsce i nadal jest tak samo. Już, gdy wyruszam na to spotkanie to drżę, to się cieszę, a gdy mijam ostatnie smreki, to … kończą się słowa. Tylko gdzieś z dna duszy … to … Ach!


Ach! Znowu ACH! Dzisiaj moje 77 urodziny spędzam na Hali. Taki sobie zrobiłam prezent. Moje serce bije tak samo jak wtedy, gdy byłam tu pierwszy raz. I dlatego tu jestem – ono mnie przyprowadziło. Tu czuję się młoda. Tatry odmładzają … inaczej: Czynią cię ciągle młodym.

To Ach, to magiczny eliksir młodości.

Ach! to westchnienie serca, jego miłości.

„Ach” tu pozostanie, gdy mnie już nie będzie. To wiem.



Piotr Kiewra

środa, 21 marca 2018

Śliskie plecy Kościelca


7. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca


 

Co mi powiedział Kościelec? Tak, góry przemawiają do mnie. Przemawiają przygodami, nastrojem, słońcem i deszczem, trudem, niebezpieczeństwem …

Im więcej ścieżek, tym więcej doświadczeń, tym więcej nawiązałam relacji ze szczytami i dolinami. To moi
przyjaciele, bo mnie uczą, bo mnie karcą za niesłuchanie uwag, albo nagradzają za uważność na ścieżce, za czytanie ich znaków…

Zrozumiałam, że Tatry to moje oczyszczenie z celów, z planów … to oczyszczenie z przeszłości, a przede wszystkim z przyszłości. Dzisiaj Kościelec wskazał mi, że moje cele, moje plany, nie mają żadnej
wartości …
Oto, co zrobił i mi powiedział: Szłam ścieżką po karku i plecach Kościelca, dumałam sobie o przeszłych uśmiechach losu i grzechach, o pustyniach i kwitnących ogrodach mojej przyszłości, gdy na ścieżkę spadło ledwie parę kropel deszczu. Nawet ich nie zauważyłam, bo to tylko parę i mnie nie dotknęły … Sekundę później podeszwy moich zuchów zamieniły się w narty, stopy poszusowały krok do przodu, lecz reszta mnie została, by w następnym ułamku sekundy z całą mocą wypróbować jak twarde są plecy Kościelca, a jak kruche moje własne. Zanim byłam w stanie cokolwiek pomyśleć i zrobić, sunęłam na leżąco w stronę krawędzi … zobaczyłam już Czarny Staw …
zatrzymałam się centymetr od lotu prosto w jego „czarną” toń …

Co mnie zatrzymało? To nie był mój wysiłek, moja walka … to On zaplanował i akcję informacyjną skutecznie przeprowadził …  

 

Wytrząsłam tym upadkiem dzisiaj przyszłość … Przyszłość w tych paru krokach stanęła pod znakiem zapytania. … zdałam sobie sprawę, że plany nie mają sensu … za chwilę może mnie nie być …

Co mi powiedział Kościelec? Żyj tym, co teraz! Powiedział mi to swoją ścieżką w dół … powiedziały mi to krople spływającego po tej samej
ścieżce deszczu. One nie były już w morzu, one były tu i teraz, a moja stopa w nich i na mokrej skale .. Tak, życie nie jest bezpieczne … Dlatego jest tak piękne, dlatego góry są tak piękną metaforą życia …

Od tej pory w górach cała moja uwaga jest w tym obecnym kroku, nie w tym poprzednim, ani następnym.

Z gór ta nauka powędrowała ze mną na pozostałe ścieżki …


Piotr Kiewra

wtorek, 20 marca 2018

Mistycznie na Czerwonych Wierchach


6. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca


 

Idę po Czerwonych Wierchach wśród słońca i chmur …  i jest tak … mistycznie.  Co chwilę, coś się odsłania, a co innego, zakrywa. Niknie Giewont, Krywań, nikną góry i nagle się odsłaniają w całej okazałości, lub w większym, czy mniejszym fragmencie.

Każda chmura niesie jakąś tajemnicę, a każdy prześwit
słońca między nimi, odkrywa jakiś jej kawałek. Tyle tu tajemnic, że ich nie odkryję choćbym miała jeszcze milion lat życia, bo i życie, w każdej chwili tworzy je na nowo,

.. ale to nic ... to nic, w porównaniu ze mną, z tymi tajemnicami, które przykrywają chmury moich myśli. Tak, te ciemne chmury
myśli zakrywają tyle tajemnic, a same tak się cieszą, że to niby one są odkrywcami. Guzik prawda, one tylko zasłaniają ...

Tym jest myśl – chmurą …

 ... a to jeszcze nic ... w porównaniu z tajemnicą całości.

... no i zaprzestałam
porównań, bo .... zniknął mistycyzm ... no tak, gdy porównuję, albo, gdy gadam sama ze sobą, to znika i gdy gadam z kimś, albo słucham czyjegoś oceanu słów, to tajemnica znika ...

… nie ma żadnej tajemnicy w słowach .... ani grama ...

No i znikła mi tajemnica Czerwonych Wierchów, bo .... na Małołączniaku spotkałam sąsiada. Tak się zdziwił, że chodzę po Tatrach i że się nigdy nie spotkaliśmy wcześniej, że ... gadał i gadał.  

Opowiadał mi o swoich wcześniejszych górskich wycieczkach, o przygodach, o ludziach z którymi maszerował,
no może z tysiąc historii ... i opowiadał i opowiadał, a moją mistyke szlag trafił.

I nie wytrzymałam, pytam:

- Wspominasz mi swoje historie, ludzi, góry sprzed 10 lat, o pięknie wczorajszych gór, a gdzie są te góry, w których jesteś teraz, gdzie ty jesteś teraz?
- Nie rozumiem!  - odpowiedział.
- Słowami próbujesz mi przekazac wczorajsze piekno, a przegapiasz to obecne.


- Nadal nie rozumiem. – mówi.
- To bądź  chwilę bez słów i popatrz na to! – i zrobiłam gest ręką wskazując, co się dzieje teraz, a naprawdę się
działo …

- A tak. – powiedział, niby żartem. - Już teraz wiem, czemu chodzisz sama, bo nie lubisz rozmawiać z innymi.

Nic nie powiedziałam, tylko wzruszyłam ramionami.  Nie wytłumaczę mu, czym są jego słowa dla niego, a nie dla mnie,  ... nie wytłumaczę, czym
jest ta chwila, .... nie wytłumaczę, czym jest mistycyzm i … niczego nie wytłumaczę, bo on uważa, że rozmowa polega na tym, że on mówi ... i mówi ... i mówi .... hihih.



Nie zauważył chmur i słońca, ... nie zauważył mnie, .... nie
zauważył siebie, .... nic nie zauważył, tylko chciał zaliczyć Czerwone Wierchy, by komuś o nich opowiedzieć, by się pochwalić, że był wśród mistycznego piękna. Ale czy go naprawdę odnalazł?

Samo łażenie po górach wśród chmur, to jeszcze nie mistycyzm. A szczególnie
wtedy, gdy między mistykę gór i jego samego wkraczają słowa. Jego nie ma, są słowa, .... a te są wewnętrznym gadaniem, a nie obecnością, są myślą, są chmurą, która zasłania dostęp do tajemnic i nie pozwala się cieszyć samą ścieżką ku poznawaniu.

Chodzi więc zmęczony,
nieszczęśliwy i szuka okazji, by … pogadać, by dać sobie chwilę przyjemnośći w rozmowie, z kimś, kto, wg jego pragnienia, go zrozumie. Bo przecież zrozumie go ktoś, kto po górach chodzi … no i się przeliczył, hihihi.

Mówię do niego: - Według mnie szkoda czasu na słowa w
górach, bo albo góry, albo słowa. Chodźmy w ciszy! Nic nie mówmy! W środku, w nas, też niech nic nie mówi, też niech będzie cisza! Dobrze?

- Dobrze! – obiecał. Ale chyba obiecał, bo był dobrze wychowany, albo, bo obiecał kobiecie, ale widzę, że walczy, że powstrzymuje słowa, że go
noszą i przepełniają i nie jest pewien, czy nie wybuchnie, jeśli nie pozwoli do końca dnia im wypłynąć w czyjąkolwiek stronę. Wie jedno, że do mnie nie, bo obiecał, a ja się śmieję w duchu, bo zgaduję, że zaraz mi podziękuje za wspólny marsz i pójdzie swoją ścieżką.

Ale gdzież tam, wytrzymał.
Może się czegoś nauczył od wrednej nauczycielki. Tak, jestem wredna, wiem, ale cóż ja na to poradzę. Ci, którzy kochają góry i ich mistycyzm, są, w tym rozumieniu, wredni. Tak, wredni, jak Lao Tzu, który dla towarzyszącej mu w w wielogodzinnej wędrówce, osoby, z powodu jednego słowa: „Jak pięknie! –
powiedział: - „Nigdy więcej cię nie zabiorę na wspólny spacer, bo jesteś strasznym gadułą.”


Otóż to, na słowa przyjdzie czas w domu ... jak wezmę do ręki pamiętnik, albo, gdy komuś to opowiem ... ale komu to opowiem .... i po co .... przecież i tak nie „zobaczy” tej mistyki .... coś
sobie wyobrazi, ale co sobie wyobrazi?

Parę chmur i słońce? To przecież nie będzie mistyka. To będzie tylko chmura i słońce. Nie, tego nie opowiem nikomu, bo co opowiem? Kto to zrozumie? Więc, po co gadać? I tak z tej przeszłej mistyki, którą sąsiad chciał się
ze mną podzielić, nic nie zrozumiałam. Absolutnie nic do mnie nie trafiło, bo niby skąd .... z pustego słowa?



Mój sąsiad pewnie nabrał dystansu do mnie i pewnie się obraził, ale to nie moja wina, bo ja tu nie przyjeżdżam gadać o pięknie wczorajszych gór i
słuchać czegoś, czego już dawno nie ma. Tamtych tajemnic, o których on opowiadał już dawno nie ma. Są nowe, te z teraz.

 

Piotr Kiewra