Pod dużą, starą lipą z widokiem na wielką, bezkresną łąkę,
siedział stary człowiek.
Odmładzały go uśmiechnięta twarz, szeroko otwarte,
ciekawe świata oczy i gdzieś wewnątrz niego młodzieńczy duch, który rwał się,
by poganiać z wiatrem za motylami, by pobawić się z nimi w berka - tak jak
kiedyś, gdy jako kilkuletni chłopiec, tak się właśnie bawił.
Cieszył go zapach kwitnącej lipy i pełnia życia wokół: krzątające
się wśród listowia pszczoły, śpiewające ptaki, roztańczone wiatrem trawy i
kwiaty. Cieszyło słońce, ścigające się po niebie obłoki, lecz cieszył
najbardziej jeszcze jeden widok, a on pełen zachwytu go obserwował, aż
zapomniał o całym świecie i o sobie.
W oddali, wśród kolorowych motyli biegała,
a właściwie latała, mała, kilkuletnia dziewczynka. Wiatr rozwiewał jej długie,
czarne włosy, a z trzymanej za boki w rozpostartych ramionach czerwonej sukienki,
uczynił skrzydła. Poruszając nimi dziewczynka frunęła niczym motyl wśród
kwiatów i wysokich, nieskoszonych traw. Posłuszna wiatrowi, jak cała reszta
łąki - lekka, zwiewna, radosna, bawiła się nie bacząc na zmęczenie, na palące, lipcowe
słońce.
Rozczulił starca ten widok prawie do łez. Zna Adusię od
urodzenia, lecz to co dzisiaj zobaczył, to wielka odmiana. Nigdy nie widział u
niej zbyt wiele radości, co najwyżej rzadko uśmiechniętą buzię w czasie zabaw z
innymi dziećmi, ale to rzadko, bardzo rzadko. Na jej twarzy więcej było powagi,
troski właściwej dorosłym, bywało, że i strach.
W pewnej chwili dziewczynka spostrzegła starca. Zatoczyła
jeszcze kilka kółek i zostawiła motyle samym sobie. Podeszła do ławeczki i
usiadła blisko starca. – Odpocznę sobie. Naganiałam się za tymi „paziami i
księciami”, oj naganiałam. – powiedziała do niego.
On spojrzał na nią i odpowiedział:
- Ach siedź, ty mały
motylku, siedź, ile tylko chcesz! Chociaż, powiem ci, że kiedy przyglądałem się
tobie i twoim latającym przyjaciołom, to bałem się, że gdzieś odlecisz z nimi i
już cię nigdy nie zobaczę. - żartował.
- Mówisz, że to książęta? No tak, przecież ty jesteś ich
królową. Te motyle to twój dwór. Powiem ci moja droga, że zazdroszczę ci tego
latania. Chciałbym tak umieć latać jak ty, albo tak jak te motyle, ale chyba
się już nie nauczę … - nie dokończył starzec, bo mała mu przerwała:
- Ależ ja pana nauczę. Naprawdę nauczę. – cieszyła się
dziewczynka, a on uśmiechał się kiwając głową.
– Nie wątpię, nie
wątpię, chociaż, tak myślę, że prędzej nauczysz mnie chodu żółwia, niż latania.
No, może jeszcze mogę pochodzić jak kruk po świeżo zaoranym polu, ale latanie,
to już nie dla mnie. – przekomarzał się starzec.
- No dobrze, niech będzie kruk, nie musi być motyl, ale
troszkę pana nauczę. – nie odpuszczała.
- No dobrze, zostaniesz moją nauczycielką, ale uprzedzam,
mało zdolny ze mnie uczeń, a na dodatek wolę wagary i siedzenie na ławce, niż
długie i trudne lekcje. – zgodził się w końcu, a ona zachwycona od razu zerwała
się z ławki:
- To możemy ruszać, możemy już się uczyć! Proszę pana, niech
pan wstanie! – prosiła energicznie i wdzięcznie jak mały ptaszek.
Mężczyzna w
końcu wstał z ławki, rozejrzał się dookoła, chcąc się upewnić, czy nikt ich nie
obserwuje i pozwolił się prowadzić małej wdzięcznej nauczycielce w nauce
trudnej sztuki latania.
On wykonywał jej polecenia, a ona ze śmiechem go
chwaliła za odwagę bycia ptakiem i ganiła, to za zbyt sztywne i powolne ruchy,
to za to, że zbyt szybko się męczy, a tu jeszcze tyle nauki przed nimi.
Wyglądali bardzo pociesznie i … dziwnie.
On jak kruk, albo bardziej jak stary i leniwy kaczor lub gąsior, a ona jak
wróbelek, pełna życia, spontaniczności, dziecięcej chęci zabawy.
W końcu staruszek
zmęczony poprosił:
- Nie mogę już dziecinko. To już dla mnie za dużo. Może innym
razem, może jutro sobie jeszcze poćwiczymy, a teraz odpoczniemy. Dobrze?
Usiedli znowu na ławce. Staruszek zdyszany, słaby, a ona
zdziwiona, że ta nauka trwała tak krótko, przecież ona mogłaby latać i bawić
się cały dzień, od wschodu do zachodu słońca. Staruszek zamilkł. Siedzieli
dłuższy czas w ciszy, obserwowali łąkę, słuchali słowiczych śpiewów
dobiegających z oddali, cieszyli się wonią lip.
- Proszę pana, chciałabym coś panu opowiedzieć. Mogę? –
zapytała dziewczynka.
- Ależ tak dziecinko, opowiadaj. Lubię twoje opowieści. A co
chcesz mi opowiedzieć? – spytał
zaciekawiony.
- Najpiękniejszą historię o miłości. – gdy to oznajmiła, zdziwił
się, bo nie mógł się spodziewać takiego tematu, ale uśmiechnął się ciepło i poprosił:
- Tak. Historie o miłości to jest to, czego najbardziej lubię
słuchać. Opowiedz mi, proszę, lecz, na początek chciałbym byś mi powiedziała, co
ci dzisiaj sprawiło tak wiele radości, że aż zaniosłaś tę radość motylkom i
wiatrowi?
- Wyobraziłam sobie, że będę miała małego pieska i … to
świetnie, że chce pan posłuchać mojej historii. - odpowiedziała uszczęśliwiona.
Do tej pory jej opowieści to proza życia: o siostrach, bracie, którymi jako
najstarsza z rodzeństwa musiała się opiekować, gdy mama … była … pijana. O
tatusiu, który kilka lat temu zmarł, a on ją kochał jak nikogo więcej na
świecie, a mimo tego, że kochał to równocześnie wzbudzał w niej strach, bo bił
mamę, gdy był pijany. Słuchał tych opowiadań starzec z uwagą, a we wnętrzu
gdzieś płakał, bo wiedział, ile cierpienia, ile doświadczeń, które odbiją piętno
w sercu i umyśle tej małej osóbki w kolejnych
latach życia. Widział – choć tego nie mówiła, ile w niej tęsknoty za ciszą,
spokojem, miłością, za tym, co mogła tylko obserwować w innych rodzinach, ale
sama tego nie zaznała.
Dlatego słuchał jej z uwagą i sam opowiadał jej
historie, które miały wzbudzić w jej sercu nadzieję, wiarę, rozwiać smutki.
Jednak dzisiaj było inaczej, bo w Adusi dzisiaj zauważył nie smutek, lecz
radość, nie łzy, lecz uśmiech, nie strach, lecz entuzjazm i wiarę. Dlatego też
z niecierpliwością chciał wysłuchać jaka tajemnica kryje się za tą przemianą,
co takiego się wydarzyło, że w ustach dziewczynki miał się pojawić tak wielki,
najważniejszy na świecie temat – miłość. Powiedział więc bardzo zaciekawiony:
- Adusiu, nie mogę się już doczekać, opowiadaj, opowiadaj! –
ona naprawdę szczęśliwa, rozentuzjazmowana, zaczęła natychmiast.
- Kiedyś dawno, dawno temu pewien pan znalazł małego,
samotnego pieska. Podniósł go na ręce, pogłaskał, a piesek spojrzał na niego
ciepło swoimi małymi, słodkimi oczkami. Nie wiadomo skąd się tam znalazł i czyj
to był piesek, ale był mały i bardzo, bardzo samotny i niekochany. Mężczyzna
rozglądał się wkoło, ale nie znalazł właściciela, zabrał go więc do swojego domu,
nakarmił, zrobił mu miejsce do spania. Piesek wdzięcznie merdał ogonem i
patrzył z taką przyjaźnią i miłością w oczach na mężczyznę, że ten postanowił
się nim zająć. Nadał mu imię, ale nie pamiętam jakie … zapomniałam. Ale to nic …
I od tej pory bawili się razem.
Mężczyzna uczył pieska aportowania i zachowania
się w różnych sytuacjach, a ten wyrósł na dużego, mądrego psa. Stali się
wielkimi przyjaciółmi. On odprowadzał swego pana na dworzec, gdy ten jechał do
pracy i później ponownie przychodził, gdy jego pan wieczorem wracał. – tu
Adusia na chwilkę przerwała, bo jej broda zaczęła się trząść, a z oczu
popłynęły łzy. Odwróciła główkę do tyłu, dłońmi kilka razy wytarła spływające
łezki i nadal płacząc, kontynuowała:
- Proszę się nie śmiać ze mnie, ale to jest bardzo smutna
historia. – powiedziała.
- Adusiu, nie śmieję się. Rozumiem, ale chyba możesz mi
opowiedzieć dalej. Twoje łzy mi nie przeszkadzają. Proszę opowiadaj dalej!
Bardzo jestem ciekaw co się wydarzyło. – prosił starzec.
- Tak, pewnego dnia pies odprowadził swego pana na dworzec, a
wieczorem wrócił, lecz pana nie było. Pociąg przyjechał, a później odjechał, a
on nadal czekał. I tak samo czekał następnego dnia, i następnego, i … tak przez
wiele lat. - i tu znowu Adusia zaniosła się płaczem. Szlochała, a mężczyzna
patrzył się na nią z wyrozumiałością. Czekał, bo wiedział że ona musi się
wypłakać.
W końcu to on zaczął dalej mówić.
– Tak Adusiu, to naprawdę piękne opowiadanie o miłości, o
przyjaźni, o wierności, o wierze, że ktoś kogo kochamy wróci, będzie przy nas,
będzie na zawsze. Dziękuję ci za to opowiadanie.
- Jest mi bardzo smutno. Chciałabym mieć takiego pieska. –
powiedziała z tęsknotą w głosie. I po chwili już prawie, że radosna dodała: - I
będę go miała, i będę go kochała, a on będzie kochał mnie.
Starzec ledwo był w stanie powstrzymać się od łez, bo
widział, jak kipiała w dziewczynie tęsknota za miłością, by istniał ktoś w jej
życiu, dla kogo byłaby ważna, kto czekałby na jej powrót z niecierpliwością,
kto kochałby ją za to, że jest, że istnieje.
Gdzieś w jego wnętrzu, odezwało
się kilkakrotnie takie głębokie bezdźwięczne „ACH!” i poczuł się lepiej i by również
dziewczynka poczuła się lepiej zadał jej pytanie:
- Powiedz mi Adusiu, skąd znasz tę historię?
- Obejrzałam wczoraj film* o takim piesku i cały czas
płakałam i pomyślałam, że bardzo chciałabym mieć psa. – odpowiedziała.
- Proszę pana, a czy pan zna jakąś najpiękniejszą historię o
miłości? I czy może mi pan ją opowiedzieć? – zapytała.
- Tak znam dziecinko. I chętnie ci opowiem. Tylko poczekaj
chwilkę, niech zbiorę myśli. – poprosił. Jego twarz wypogodziła się zupełnie.
Popatrzył z czułością na Adusię i zaczął opowiadać.
- Tak myślę, że wszystkie najpiękniejsze historie o miłości
są bardzo podobne, lecz trzeba mieć w sobie dużo zrozumienia, by zauważyć co w
nich jest najbardziej istotne, czego nas uczą, kim się stajemy dzięki miłości …
Ta historia, którą chcę ci opowiedzieć dotyczy mężczyzny i
kobiety. Zdarzyła się bardzo dawno, lecz to co w niej było jej treścią –
miłość, przetrwała do dzisiaj. Poznali się bardzo dawno, spotykali, pokochali,
każde na swój sposób, ale prawdziwie, sercem. I mimo, że nie mogli być razem,
że byli daleko od siebie, to miłość trwała. I najważniejsze, że była prawdziwa,
bo nie zabierała wolności, bo dawała radość. I to ci muszę powiedzieć moja
droga: prawdziwa miłość przynosi radość, bo niczego nie wymaga, niczego nie
oczekuje, nie stawia żadnych warunków. I nawet wtedy, gdy ukochanej osoby nie
ma w pobliżu, a być może jest gdzieś daleko, to sprawia ci radość. Ta druga
osoba jest ważna, bardzo ważna, ale nie musi być przy tobie codziennie, nie musi
ci tego mówić, że cię kocha, ważne, że istnieje.
Miłość to obdarowywanie. Tak,
miłość to dar, który niesiesz komuś: mężczyźnie, kobiecie, dziecku, światu,
zwierzęciu i samo to, że obdarowujesz, czyni cię szczęśliwym. Niczego w zamian
nie oczekuje, ani obecności tej drugiej osoby, żadnej obietnicy, wzajemności,
niczego. To jest trudne do zrozumienia, dlatego miłości nie można się nauczyć w
jednej chwili, można ją odkryć, najczęściej odkrywamy ją przez całe życie. Gdy
odkryjemy, to taka miłość nigdy nas nie zasmuca, zawsze przynosi radość. I
dzisiaj, gdy widziałem ciebie na łące, zobaczyłem jak obdarowujesz miłością
motyle, wiatr, kwiaty, trawę. Jak na początek, całkiem nieźle. Zauważ, ile ci
to przyniosło radości, ile radości motylom i kwiatom, wiatrowi, ile radości
przyniosło to mi.
Naprawdę lubię patrzeć na tak piękne historie o miłości,
które rozgrywają się przed moimi oczami i lubię słuchać o nich. Ty chyba też
lubisz, nieprawdaż?
- Lubię, proszę pana. Pana opowieść jest piękna. I mi bardzo
potrzebna. Czuję, że mój smutek się już skończył. Dzisiaj się dużo nauczyłam.
Pewnie kiedyś będę miała pieska, pokocham go, ale wiem, że mogę też pokochać i
swoją mamę, a ona mi wcale nie musi mówić, że mnie kocha. Nie muszę pragnąć, by
mnie pokochała, bo dla mnie ważne, że ona jest. Pokocham tatusia, który odszedł
i już nie będę mu mogła powiedzieć, że go kocham, ale go pokocham, tak jak
pokochał ten człowiek w pana opowiadaniu.
Cieszę się, że pozwolił mi pan
opowiedzieć najpiękniejszą historię o miłości, dziękuję za pana historię. To
jest dla mnie najważniejszy dzień w życiu. – starzec przerwał dziewczynce, by jej
powiedzieć coś ważnego.
- Od tej pory, każdy następny dzień taki będzie, bo każdy
następny dzień przyniesie ci jeszcze piękniejszą historię o miłości i to będzie
twoja własna historia, albo historie innych ludzi, w których ty będziesz miała
swój udział.
Człowiek, który niesie dla świata swoją najpiękniejszą historię o
miłości, sam jest tą historią, niesie największy dar, jest bardzo ważny dla
świata, bo zamienia smutek w radość, nieszczęście w szczęście, strach w miłość.
Naprawia siebie i naprawia świat. Zrozumiałaś Adusiu, więc już się nie
wykręcisz z tego, by obdarowywać, tak jak dzisiaj obdarowałaś, tu i teraz, na
tej łące. Cieszę się, cieszę bardzo, że mnie to spotkało, że to widziałem, że
tego doświadczyłem na własne oczy. Jestem szczęśliwy. - radował się starzec.
Bardzo go to podniosło na duchu, bo takie chwile jak ta, to
rzadkość. W jego życiu pełno radości, choć nie zawsze tak bywało, natomiast ostatnio
jedyne chwile ze smutkiem są związane właśnie z Adusią. Ta mała siedmiolatka,
wyglądająca na jeszcze młodszą, a już tyle w niej siły, tyle mądrości, tyle
rezolutności, zapobiegliwości i pracowitości, że niejednemu dorosłemu
człowiekowi i połowy tego brakuje.
Tyle w niej tych dobrych rzeczy co i smutku, tęsknoty, łez. Zastanawiał
się starzec nad tym, ile jeszcze tego smutku, tej pracy ponad siły jest ta mała
w stanie znieść, ale po tym co tu zobaczył uwierzył, że wszystko będzie dobrze.
Cieszył się, że jednak ona potrafi się śmiać, tak samo jak potrafi płakać. Potrafi
się radować tak samo, jak się smucić. Do tej pory bał się, że to jej smutne
życie, przesiąknie tym smutkiem na tyle, by zarazić nim nie tylko jej umysł,
ale i serce i duszę. Teraz zobaczył, że może i na twarzy, często i w oczach
jest dużo smutku, ale jej serce, jej dusza potrafią się bawić, potrafią
odnaleźć radość i uśmiech. To dla niego ważne odkrycie.
I to właśnie z powodu tego smutku na jej twarzy i w jej
oczach płakało i rozdzierało się serce starego człowieka. Tak było do dzisiaj.
Teraz zaczął się w jej życiu czas najpiękniejszej historii o miłości.
Kilka dni temu wątpił (ba – dzisiejszego ranka jeszcze tak było), czy ta mała
istotka będzie potrafiła kiedyś kochać, czy ona się dowie, czym w ogóle jest
miłość, bo nikt jej do tej pory nie pokazał, czym ona jest, jak smakuje, ile
szczęścia zapewnia, jak wiele zmienia w życiu człowieka, jak go wzbogaca, albo
jak okalecza jej brak.
Wątpił, gdy się jej przyglądał od kilku lat, lecz jej
opowiadanie i to co zobaczył teraz na łące przywróciło mu pełnię wiary.
Piotr Kiewra