Kiedyś Ela, którą nazywano pajączkiem, już jako staruszka
stanęła przypadkiem nad brzegiem rzeki i ujrzała zapłakaną i smutną, brzydką
dziewczynę. Podeszła do niej i zapytała:
- Chciałabyś teraz zasnąć i nigdy się już nie obudzić?
Chciałabyś, by twoje życie było tylko brzydkim snem? Zgadza się, moja droga?
- Tak. – odpowiedziała dziewczyna.
- To w takim razie powinnaś się obudzić. Ty teraz śnisz, więc
się obudź! – powiedziała uprzejmie kobieta.
- Nie rozumiem! – wyłkała dziewczyna.
- Dobrze. W takim razie, jeśli zechcesz, opowiem ci o
pajączku. Chcesz? – zapytała staruszka.
- Tak, proszę mi opowiedzieć!
Kobieta opowiedziała jej swoją historię …
Płacz, łzy, to była codzienność małej Eli. Gdy tylko
otwierała rankiem oczy, opanowywała ją gorycz, przypominał się jej okrutny
świat pełen złych ludzi, ich nienawiść i od razu pojawiał się płacz. Nie lubiła
patrzeć w lustro, nie lubiła patrzeć na swoją twarz, na swoje ręce, nogi. Ona
była brzydka i świat był brzydki. I na dodatek cały ten świat jej dokuczał, podkreślał
jej brzydotę. Na każdym kroku mówiły jej to dzieci, woda w misce, kałuży i
stawie. Nie lubiła bawić się z dziećmi i widywać ludzi. Chciała się gdzieś
ukryć, by na nią nie patrzono, nawet słońcu miała za złe, że spogląda na jej
twarz, choć widziała je najczęściej poprzez łzy.
Najbardziej znienawidziła szkołę, bo tam było najgorzej.
Chłopcy i dziewczynki z jej klasy, z innych klas dokuczali jej przy każdej
okazji, wymyślili jej nawet przezwisko: pajączek. Po jakimś czasie mówili tak
do niej nauczyciele, a później też jej tatuś i mamusia. Powoli zaczynała
zapominać swego imienia. Nie chciała słuchać ptaków, szumu wiatru, bo słyszała
w ich pieśniach o brzydkim pajączku. Znienawidziła drzewa, bo te się z niej
naśmiewały, układając swe gałęzie na kształt pajęczych nóg, znienawidziła róże
i inne kwiaty, bo te krzyczały do niej: - „Popatrz na nas, popatrz jakie
jesteśmy piękne, jak nas wszyscy kochają”.
Za to lubiła deszcz, bo nie musiała wtedy uciekać od ludzi, lubiła
rzekę, bo jej szybki nurt nigdy nie odbijał jej własnego oblicza. Uznała ją za
swoją przyjaciółkę i często nad nią chodziła. Tak, rzeka to jedyna jej oaza,
jej własny, odludny kawałek świata, gdzie mogła być samotna i mogła spędzać
czas bez złych słów i spojrzeń. Tutaj zapominała o pajączku, zapominała o nim
jeszcze tylko w nocy, we snach. Wtedy była wolna.
Tylko w nich pojawiało się piękno. We snach wszystko było
inne, przyjazne, dobre. W nich pojawiała się babcia. Tylko dla niej mała Ela
była śliczną wnusią, jej oczkiem w głowie. Wraz z nią wkroczyła do świata wielu
pięknych bajek. To był najszczęśliwszy czas w życiu, pełen dobroci, dobrego
słowa, ciepła, pełen nadziei, dobrych ludzi, dobrze kończących się historii.
Gdy babcia odeszła, odszedł też świat, o którym opowiadała. Ela
została sama. Już nikt więcej małej dziewczynce nie powiedział, że ją kocha, od
tej pory nikt nie zapewniał, że jest najpiękniejszą wnusią na świecie.
W nocy była wolna, w dzień nieszczęśliwa. W dzień wszystko i
wszyscy się z niej śmiali, a w niej rósł strach i bezsilność.
Gdy pewnego dnia mama w chwili złości powiedziała:
- Ty
naprawdę jesteś jak pająk, czemu Bóg pokarał mnie taką szkaradą? – mała Ela wybuchła
gdzieś w środku, ale nie mogła już tego wypłakać, bo zabrakło w niej łez,
zabrakło w niej miejsca na aż tak wiele bólu i cierpienia, zabrakło nadziei i
wiary, więc pobiegła. Uciekła. To co powiedziała mama zabolało najbardziej, jak
żadne inne słowo, jak żadne spojrzenie, jak żaden inny szturchaniec,
popchnięcie, których doświadczała codziennie wiele.
Uciekła wtedy z domu i nie
chciała już do niego nigdy wracać. Biegła i biegła, chciała uciec jak najdalej.
Po drodze gubiła łzy, jej drogę znaczyły małe, słone kropelki żalu, małe krople
wielkiego nieszczęścia. Wszędzie widziała ludzi – pająków, nawet drzewa które
mijała, zwierzęta przybierały postać pająków i śmiały się z niej. Przybiegła
zmęczona nad rzekę, usiadła na jej wysokim brzegu, a tuż obok na kołysanej
wiatrem trawie zobaczyła pajęczynę, a w niej pająka. Rozpłakała się jeszcze
bardziej, bo nawet on – jej przybrany brat, wydawał się z niej śmiać. Poczuła
się jak złapana w sieć.
- Żadnej pomocy, żadnego ratunku, żadnego przyjaciela. Słońce,
wiatr, drzewa, wszyscy ludzie, odwrócili się ode mnie, zdradzili, śmieją się ze
mnie. - żaliła się w duchu.
Spojrzała na wodę w rzece i powiedziała: - Tylko ty jesteś mą
przyjaciółką, tylko ty mnie zrozumiesz, tylko ty mnie przyjmiesz, z tobą się
zaprzyjaźnię i … - wskoczyła do wody. Nie próbowała płynąć, chciała w niej
zasnąć i już się nigdy nie obudzić. Po co? By się z niej śmiano, by nazywano ją
pająkiem? Po co walczyć? Po co przeciwstawiać się tej nienawiści? Po co? I tak
nie da rady, jest za słaba. Wszyscy są przeciwko niej – nawet jej mamusia. Po
co? - Została więc pod wodą. Powiedziała sobie:
- Zasnę tu. Woda jest moją
przyjaciółką, sen jest moim przyjacielem. Nie chcę się budzić! - tak się zrobiło błogo,
tak dobrze, nikt jej już nie będzie dokuczał, nikt z niej się nie będzie śmiał,
nikt w tej wodzie nie będzie widział jej łez. Nawet rzeka nie zobaczy ich już
nigdy więcej.
Woda ją niosła, a ona poddała się. Powoli zaczęła zasypiać i pojawił się sen, a w nim babcia. Znowu tak jak
dawno, dawno temu, gdy jeszcze nikt nie nazywał ją pajączkiem, pochylała się nad
jej łóżeczkiem i mówiła do niej cicho: - Zaśnij, zaśnij moja mała, śliczna
Elżuniu. Głaskała jej małą główkę, a gdy ona nadal nie mogła zasnąć babcia
śpiewała jej kołysankę. Ela ucieszona poprosiła: - Babciu! Opowiedz mi bajkę,
proszę!
Babcia zaczęła swą opowieść, tym razem o bazyliszku,
potworze, który zabijał swoim spojrzeniem i strachem, który wzbudzał u ludzi i
wszelkiego stworzenia.
- O jejku! Babciu, czemu mi to przypominasz? Czyżbyś ty też
chciała mnie zdradzić? Czyżbyś, moja kochana babciu, też chciała mi dokuczyć? –
wykrzyczała z wielką pretensją i żalem dziewczynka. Babcia jednak kontynuowała,
a Ela zapadając w coraz głębszy sen, słuchała zdumiona.
– Czy ktokolwiek, kiedykolwiek zastanawiał się, co czuł
bazyliszek, jak bardzo się bał, co przeżywał, gdy uśmiercał swoim widokiem? Tylko
ty, mój pajączku, jesteś w stanie go zrozumieć, tylko ty jesteś w stanie
zrozumieć jego strach, tylko ty możesz wiedzieć, co on czuł. A może jego strach
był znacznie większy, może jego cierpienie było gorsze, niż tych wszystkich,
których on uśmiercał? Tylko ty możesz poznać tę prawdę i tylko ty możesz
zanieść tę prawdę ludziom! Tylko ty, tylko ty! Więc obudź się! Obudź się teraz!
Obudź się moja śliczna wnusiu i kochaj wszystkich. Obudź się i kochaj. Tylko to
się liczy, wszystko inne nie ma znaczenia. Nie bój się już więcej i kochaj.
Obudź się! – coraz głośniej krzyczała do niej babcia, a ten głos coraz głębiej
docierał do śpiącej dziewczynki.
W pewnym momencie Ela obudziła się, wypłynęła
na powierzchnię, wyszła z wody. Tuż obok dłoni zobaczyła kwiatek pokrzywy i
wykrzyknęła do niego zdumiona: - O jejku, jaki jesteś śliczny, mój malutki!
Gdy spojrzała nieco dalej, na pobliskie drzewa, gdy usłyszała
szept wiatru, śpiew ptaka, gdy poczuła na sobie słońce, wykrzyknęła:
- O Boże! Wszystko: drzewa, wiatr, ptaki, słońce, mówią -
kocham. O Boże, byłam ślepa, głucha i nieczuła. Spałam i w dzień, i w nocy.
Rozejrzała się wokół. Jej zdumienie rosło z każdą chwilą.
Patrzyła na zupełnie inny świat. Wszystko wokół było takie piękne, żywe,
kolorowe, przyjazne. Spojrzała na swoje odbicie w wodzie. Niby nic się nie
zmieniło. Jej ciało było takie jak wcześniej, ale ona widziała siebie zupełnie
inaczej. Poczuła, że jest pogodzona ze swoją brzydotą. Od tej pory jej brzydota
stała się piękna, bo ona ją pokochała.
Poszła zdumiona w świat poznawać go na nowo.
Pokochała zarówno tych, którzy jej nie oceniali, lecz także
tych którzy śmiali się z niej i dokuczali.
Rosła, i mimo, że nadal była brzydka, coraz mniej śmiano się
z niej. Pajączek odpowiadał na zaczepki uśmiechem, a gdy jej mówiono, że jest
brzydka jak pająk, ona odpowiadała:
- Wiem, ale nic na to nie poradzę i dobrze mi z tym. Nie ma
to dla mnie znaczenia, ale cieszę się, że inni są piękni, nie zazdroszczę im.
Uroda ciała, to tylko forma, to takie ubranie dla duszy, dla serca, i nie po
ubiorze się ocenia.
Pajączka widywano najczęściej radosnego, uśmiechniętego,
widywano też smutnego, płaczącego, ale nie były to łzy z powodu swojego
nieszczęścia. W takich chwilach jej
kochające serce wspierało innych, jej radość dodawała otuchy nieszczęśliwym. Każdy,
kto spojrzał na pajączka, to coś w nim się zmieniało, tak jakby słońce
zaświeciło, jakby się niebo otworzyło.
Dziewczynka zrozumiała, a to zrozumienie dodało jej wiele
siły, posiadła moc wzmacniania nadziei i wiary u innych. Zrozumiała, że ona
kiedyś, jak bazyliszek, uśmiercała swoja brzydotą, a dziś przebudzony pajączek
uzdrawia swoją pogodą, swoją ciszą, swoim wewnętrznym spokojem, swoją
wewnętrzną urodą - miłością.
Od tej pory nikt, nigdy już się z niej nie śmiał, bo coraz
więcej rozumiała: - Nikt nie odrzuca mnie, odrzuca tylko wyobrażenie o mnie,
odrzuca to, kim jestem wg niego, wg jego spojrzenia, jego mniemania, odrzuca
moją formę, brzydotę mego ciała, a ja to nie tylko moje ciało. Zrozumiała,
dlaczego tak się dzieje; ludzie nie akceptują innych dlatego, że nie akceptują
siebie. Odrzucają czyjeś wizerunki, bo nie akceptują, nie kochają siebie i swoją
nienawiść do siebie przerzucają na innych, a wtedy potrafią przerysować cudzą
szpetotę, zło tkwiące w innych. Ich nienawiść do własnej brzydoty każe im niszczyć wszystkie lustra, bo w każdej brzydkiej istocie widzą swoją własną niedoskonałość. Boją się, że ktoś to odkryje i im więcej w nich strachu, tym bardziej są agresywni, tym bardziej
nienawidzą i dokuczają innym.
Zrozumiała, że bazyliszek, był najbardziej lękliwą istotą pod słońcem, stąd jego zdolność do wzbudzania strachu w innych, do uśmiercania tym strachem. Gdy zaczęła współodczuwać strach u ludzi, obudziła się. Wtedy łatwo jej już było kochać innych, bo zaakceptowała ich wszystkie wyobrażenia na ich i jej temat.
Zrozumiała, że bazyliszek, był najbardziej lękliwą istotą pod słońcem, stąd jego zdolność do wzbudzania strachu w innych, do uśmiercania tym strachem. Gdy zaczęła współodczuwać strach u ludzi, obudziła się. Wtedy łatwo jej już było kochać innych, bo zaakceptowała ich wszystkie wyobrażenia na ich i jej temat.
Przestała się bać i wszystko się zmieniło. Obudziła się i
zniknął strach. Przestała oczekiwać od innych, że ją pokochają, a przede
wszystkim tego, by oni się zmienili. To ona się zmieniła, a wtedy wszystko się
zmieniło. To co przychodziło do niej od innych nie miało znaczenia, nie
wpływało na jej samopoczucie, wręcz przeciwnie – przestała reagować, a zaczęła
kochać. Im więcej dawali jej powodów, by ich nienawidzić, tym bardziej ich
kochała i widocznie ta miłość ich odmieniała, bo przestali jej dokuczać, a
później nawet zapragnęli jej towarzystwa, jej uśmiechu, pogody, ciszy, pozytywnej
energii, mocy dzielenia się miłością, jej mocy wzmacniania. Ich ciała nadal były piękne, ale przy pajączku wypiękniały też ich serca i odkryły się dusze.
I wtedy poczuła, że dostaje więcej niż daje.
I wtedy poczuła, że dostaje więcej niż daje.
To było wspaniałe uczucie. Zrozumiała wtedy, że jej misją –
od chwili, gdy znalazła się na tym świecie – było być „pająkiem”. Miała zostać
pająkiem, by zrozumieć i by dać coś od siebie innym, by pokochać, prawdziwie
pokochać. By pokochać za bycie, a nie za coś, by znaleźć w sobie
bezinteresowność i pomóc ją znaleźć innym.
Dziewczyna przestała płakać, uśmiechnęła się do staruszki i
po chwili obie kobiety poszły razem rozmawiając i śmiejąc się w głos.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane