Był letni, pogodny świt. Gdy dwoje przyjaciół, mężczyzna i
kobieta, postawili pierwsze kroki na górskiej ścieżce, słońce nie oświetlało jeszcze
widocznych stąd wierzchołków, smreków i jodeł.
Wschód słońca to piękne, duchowe przeżycie, lecz tu w górach
jest wyjątkowe. Dlatego zjednoczyli się w duchu z lasem, ze ścieżką, z górami,
by oczekiwać nowych odkryć.
Szli w milczeniu. Nie rozmawiali, bo czuli, że tajemnice
odkrywa się bez myśli i słów, a przyniesie je i odkryje samo życie. Wystarczy
obserwować.
– Pewnie światło dnia pozwoli ujrzeć coś ważnego, coś co nas
zmieni, doda nam mądrości. – tak pomyślało tych dwoje poszukiwaczy otwartych na
spotkanie nieznanego.
Wokół panowała głęboka cisza, tylko ptaki swoim śpiewem dodawały
jej głębi. Spał jeszcze wiatr, drzewa, spały chmury schowane gdzieś za lasami,
za górami. Pod butami wolno odmierzanych kroków chrzęścił żwir, to sprzyjało
medytacyjnemu nastrojowi, tak samo jak sprzyjały temu ich głębokie, miarowe
oddechy.
Gdy doszli do schroniska, tutaj pod słupem z tabliczkami
kierującymi na szlaki, ona zapytała: - Mój drogi przyjacielu, dokąd dzisiaj
idziemy? O czym mi dzisiaj opowiesz, o czym opowiedzą nam góry?
On jej odpowiedział pytaniem: - Czuję, że chcesz mnie o coś
poprosić, czy tak?
- Tak. Opowiedz mi o przyjaźni! O przyjaźni i o … miłości. –
poprosiła.
- Dobrze. – zgodził się. Spojrzał na tabliczki wskazujące
szlaki i natychmiast podążył myślą na każdy z nich. Znał je wszystkie.
Najdłużej zatrzymał się przy tabliczce z żółtym kolorem. W końcu powiedział:
- Pójdziemy na Krzyżne, to dobry szlak, bo tam jest odpowiedni
kontrast.
- Kontrast? – zapytała.
- Tak, pokażę ci kontrast. – odpowiedział tajemniczo.
Ruszyli. Przeszli przez las, później przez potok, a gdy weszli
na wzgórza porośnięte kosodrzewiną sięgającą im do barków, ona powiedziała:
- Widzę kosówkową „łąkę”, widzę gdzieniegdzie limby. Te krzewy
są jak owce, a sosny to pasterze w środku stada. Tak, to baca i juhasi otoczeni wielkim stadem
owieczek. To pasterze i owce, albo … morze, zielone morze.
– Tak, to zielone
morze. A tam dalej - widzisz te szare przestrzenie? To w morzu kosówek
pojawiają się wyspy. To głazy, które tworzyły kiedyś okoliczne szczyty. Czy
słyszysz szum, bulgotanie? To gdzieś głęboko pod skałami, przelewają się fale
morza, które tu widzisz. Z tym, że tu jest odwrotnie, fale są w głębinach, nie
na powierzchni. Tu wszystko jest inne, pełne tajemnic, a mimo monotonii, pełne
piękna. – szeptał do niej z uśmiechem.
Stopniowo zielone morze
kosówek przemieniało się w morze szarych kamieni. W pewnej chwili ona
zaniepokojona zapytała: - Miałeś mi opowiedzieć o przyjaźni?
- Tak, opowiem ci, lecz teraz rozglądaj się uważnie. Ten
szlak wymaga cierpliwości, jest żmudny, pełen zieleni, pełen błękitu nieba,
lecz też pełen szarości. Samo życie. Zaufaj mi, to jest najlepszy szlak, by poczuć
czym jest przyjaźń i czym jest miłość. Trzeba jednak go przejść od tej strony, … i od przyjaźni trzeba zacząć. Zaufaj! – na koniec
poprosił.
Szli więc dalej. Wyszli wcześnie, więc nie było tu jeszcze
ludzi, pojawiło się już jednak słońce. Na razie samej jego tarczy nie było
widać, oświetlało tylko okoliczne szczyty, dolina była w głębokim cieniu. Było cicho,
prawie bezwietrznie, pod nogami szemrały niewidoczne potoki.
Gdy tak szli, ona powiedziała do niego:
- Cywilizacja została gdzieś daleko, zapomniałam o niej,
zapomniałam też o czasie, czuję jakby go w ogóle nie było. Tylko ja i ty, dwie
łódki, dwa samotne, białe żagle. Mam wrażenie, że płyniemy po tym zielonym i
szarym morzu. Tam dalej widzę nieznane lądy, bezludne wyspy, niedotknięte
ludzką stopą miejsca, a my jesteśmy tu, jesteśmy teraz. Lecz to morze jest
dziwne - jest wzburzone, są tu fale, jest ich szum, lecz czuję się bezpiecznie,
nie boję się, że utonę – pewnie dlatego, że ty tu jesteś.
On bez słów zgodził się z nią.
W dali ukazało się jeziorko.
Po kilku minutach szli już jego brzegiem. Ona zauważyła:
- Mamy kolejny kolor – czerwień. Tu jest cudownie. Jak się
nazywa to miejsce?
- To „Czerwony stawek”, a jest czerwony od osadu na głazach.
Chodź tam, zatrzymamy się po drugiej stronie jeziorka - coś ciekawego zaobserwujemy. – zaproponował.
Gdy po chwili tam się znaleźli, ona od razu zauważyła:
- „Łał”, ciekawe, stawek
już nie jest czerwony, stał się błękitny. Patrzysz z jednej strony jest tak,
patrzysz z innej strony – zupełnie inaczej. Tak jak w życiu, sporo iluzji. Nie
zawsze to co widzisz, lub słyszysz, jest prawdą. Okazuje się, że ta ma różne
oblicza, lecz jest jedna. Smutek przemienia się w radość, radość w smutek, nienawiść
w miłość, noc w dzień, czerwień w błękit – tak jak tu, w tym stawku. Wszystko jest jednym: to ten sam
stawek, a jak go różnie postrzegamy, radość jest jedna, a jednak jak potrafi
się zmieniać w nas samych. Ulegamy iluzjom, bo reagujemy na świat, na to co
widzimy i słyszymy. Uzależniamy swoje emocje, odczuwanie, ale i postrzeganie
prawdy, od czasu i miejsca, od naszych oczekiwań.
Jak wiele się można nauczyć od przyrody, z obserwacji
świata, z obserwacji siebie. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - wyszeptała i
cmoknęła swego przyjaciela w policzek.
Ruszyli nieco ostrzej pod górę. Co jakiś czas, gdzieś
blisko, słyszeli odgłosy świstaków, lecz
nigdzie nie mogli ich wypatrzeć. Minęli ostatnie wyspy kosodrzewiny i od tej
pory królowały tu dwa kolory, szarość skał i błękit nieba. Gdy po małej
wspinaczce przeszli przez skalny grzebień, znaleźli się w zupełnie innej
krainie, w szarej, kamiennej pustce, ze wszystkich stron zamkniętej wysokimi
szczytami. Za plecami łagodnie, a przed nimi prawie pionowo opadały z niebios skalne ściany.
Wreszcie ukazał się im cel wycieczki – Przełęcz Krzyżne.
Tutaj mężczyzna zwrócił się do swojej przyjaciółki: - Zatrzymajmy
się chwilkę, chcę cię o coś zapytać: Powiedz mi, co widzisz? Jak się czujesz?
- Czuję się dziwnie. Jest tu pięknie, jest tak „wysokogórsko”, lecz jest jakoś dziwnie.
Czuję się zamknięta, mało tu … powietrza i … mało wolności. – wyznała i uśmiechnęła się.
- Pamiętasz „Proroka”, tę część o przyjaźni? Khalil Gibran
pyta w „Proroku”:
„Kimże jest
przyjaciel, jak nie odpowiedzią na to, czego ci trzeba?” a dalej mówi:
„Jest podobny
ziemi, którą uprawiasz z radością. Jest też i plonem, który zbierasz pełen dziękczynienia.
Jest niby dom twój i ognisko twoje.
Do niego przecież
głodny przychodzisz. Jego to szukasz, gdy pragniesz spokoju.”
A teraz słuchaj! Tak Khalil Gibran mówi o przyjacielu:
„jest
jako górski szczyt najpełniej widziany z doliny.” Zapamiętajmy te słowa!
Możemy ruszać dalej. Teraz czas na … kontrast. – powiedział, znowu uśmiechnął
się tajemniczo i ruszyli dalej w górę.
W czasie tej mozolnej wspinaczki po coraz bardziej stromej
ścieżce, wpatrywali się w szczyt, w przyjaciela najpełniej widzianego z doliny.
Dosłownie kilka kroków przed przełęczą, mężczyzna zwrócił
się do swojej przyjaciółki:
- Odwróć się na chwilkę. Poobserwuj, zapamiętaj to wrażenie!
A teraz przygotuj się! Otwórz oczy, uszy, otwórz serce, duszę! Weź kilka
głębokich oddechów i … chodź za mną!
Po chwili znaleźli się na przełęczy. Mężczyzna obserwował
swoją przyjaciółkę, a ta .. oniemiała. On sam, mimo, że był tu już kilkukrotnie
przeżywał to podobnie. Ledwo krył łzy ekstazy, natomiast ona ich nie kryła.
Stała zachwycona z szeroko otwartymi oczami i chłonęła to co przed nią , pod
nią i nad nią.
A on spoglądał na świat i na swoją przyjaciółkę i nie
wiedział, które z tych zjawisk, który z tych cudów jest większy. Patrzył to na nią,
to na to co ich otacza i pewnie patrzyłby tak wieczność całą, gdyby nie to, że
kobieta w pewnej chwili rozpostarła ramiona , podeszła do niego, rzuciła się jemu
w objęcia i powiedziała:
- Dziękuję ci, dziękuję, dziękuję! Nigdy w życiu nie
widziałam czegoś tak cudownego. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa. To jest – mój
drogi, kochany przyjacielu, najpiękniejsze co mogłam zobaczyć, czego mogłam
doświadczyć.
Wtuleni w siebie nadal obserwowali świat dookoła. Zachwycały
ich góry, głębia doliny, a w niej połyskujące jeziora, smuga wodospadu, a wokół
niego różnokolorowa tęcza, ścieżka pełna malutkich, ludzkich postaci.
Zachwycała zieleń górskich zboczy, szarość i czerń skał, a nad tym wszystkim
słońce i błękit nieba. Gdy w końcu
odwrócili się do tyłu i spojrzeli w dolinę, z której przed chwilą przyszli,
kobieta cicho wyszeptała:
- Teraz rozumiem. To jest ten kontrast. Tam jest
ograniczona, tu jest otwarta przestrzeń. Tam jest przyjaciel „… jako górski szczyt najpełniej widziany z
doliny”, tutaj jest przyjaciel, którego miłość jest jako bezkres, nie ma
żadnej granicy.
Mężczyzna podjął temat:
- Gdybym miał dać uniwersalna definicję, podkreślającą
różnicę, powiedziałbym tak:
Przyjaciel to szczyt
widziany z doliny, natomiast miłość to bezkres widziany ze szczytu.
Przyjaciel jest „odpowiedzią na to czego ci trzeba”, natomiast
ktoś kto cię kocha, daje ci znacznie więcej, daje ci bezkres, daje ci wszystko.
Przyjaźń to odpowiedź na potrzeby, miłość to bezinteresowne dawanie
i otwartość na przyjmowanie.
Przyjaźń to sfera materialna, psychiczna, emocjonalna,
miłość to duchowość.
Przyjaźń to związek dwóch osobowości, miłość nie jest
związkiem, jest zrozumieniem, odkryciem istniejącej duchowej więzi.
Przyjaźń może przerodzić się w miłość, gdy się rozwinie,
natomiast miłość musiałaby zejść ze szczytu, by stać się przyjaźnią.
Przyjaźń się widzi, miłość się czuje.
Przyjaźń rośnie w działaniu, w słowach, w myślach, więc na
nią się pracuje. Miłość nie jest myślą, przejawia się w istnieniu, lecz nie
można jej wyrazić ani słowem, ani żadnym działaniem, nie możesz jej w żaden
sposób udowodnić.
Wg tego co mówi Gibran, wg typowego ludzkiego, takiego jak
tam w dolinie pojęcia przyjaźni, przyjaciel to ktoś, kogo cenisz, za to, że
jest użyteczny, poznajesz kim on jest, gdy jesteś w potrzebie. Przyjaciela
potrzebujesz, wykorzystujesz go, by coś od niego dostać. W przyjaźni radość
sprawia ci otrzymywanie.
W miłości tylko dajesz i niczego nie oczekujesz, kochasz bezwarunkowo,
bo dawanie sprawia ci radość.
Miłość odkrywasz, gdy zrozumiesz, że nie jest nią pożądanie
i zaspakajanie jakichkolwiek potrzeb, wtedy wraz z nią odkrywasz wolność, a bez
wolności miłość nie może istnieć.
Odkrywasz miłość, gdy odczuwasz radość ze swojego istnienia
i z obecności innych istot. Kochasz kogoś lub coś za to, że jest, nie dlatego,
że zaspakaja twoje potrzeby. Kocha cię ktoś, komu sprawiasz radość tym, że
jesteś. On pomaga ci osiągać szczyty twego rozwoju samą swoją obecnością.
Jeśli tak kochasz - osiągasz ten bezkres miłości widziany ze
szczytu.
Tam na dole, w dolinie, nie było pełni miłości, bo nie było
pełni radości, nie było „powietrza” - pełni wolności , tu na szczycie jest
wszystko.
Według tego co tu widzę na szczycie, powiem ci tak: Bóg nie
wymyślił przyjaźni, Bóg dał Wszechświatu miłość. To człowiek rozróżnił przyjaźń
i miłość, uznając bliskość, seks za przeszkodę, by przyjaźń była miłością, a
miłość przyjaźnią. Zatem, by przyjaźń urosła i stała się miłością muszą zniknąć
potrzeby, musi pojawić się wolność.
Wg mnie to pojęcie przyjaźni, które poznaliśmy tam na dole,
jest ludzkie, sztuczne, ograniczone, nieprawdziwe. To tutaj na górze jest
boskie.
Wg tej ludzkiej definicji przyjaciel poprowadzi cię w stronę
zwykłego, normalnego, codziennego, może ciekawego życia, lecz zwykłego życia. Poprowadzi
cię jednak po poziomej ścieżce.
Ktoś kto cię kocha,
poprowadzi cię po ścieżce wiodącej w górę, poprowadzi cię do zrozumienia siebie.
Przejrzysz się w oczach kochającej cię osoby i zobaczysz tam twarz swojej
duszy. Tego nie zobaczysz w oczach przyjaciela, bo nie ma tam bezkresu, nie
ma tam widoku ze szczytu, nie ma tam aż takiej głębi.
W oczach przyjaciela
za dużo ograniczeń, za dużo zasad, przekonań, za dużo trosk, smutku, za mało radości,
za dużo strachu, czyli za dużo własnego podwórka, za mało wszechświata.
A najkrócej jak potrafię mógłbym powiedzieć:
Miłość to
przyjaźń bez granic.
Miłość to
przyjaźń bez cienia lęku.
Miłość
istnieje tam gdzie wolność.
Miłość
przydarza się wolnym ludziom.
Jednak – tu na górze odrzuciłem to ludzkie spojrzenie, tutaj
widząc bezkres widzę też, że tak jak mężczyzna i kobieta są jednym, góra i
dolina są jednym, tak i przyjaźń i miłość są jednym.
Tak - MIŁOŚĆ I
PRZYJAŹŃ to bezkres. – powiedzieli jednocześnie, kobieta i mężczyzna.
Dwoje przyjaciół długo siedziało na szczycie, w pełnym
słońcu, z radością w sercach spoglądając w niczym nie ograniczoną przestrzeń.
Piotr Kiewra