niedziela, 10 października 2021

Stara baba w górach

85. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca* 

 Jeszcze nigdy się tak nie naśmiałam. Cały dzień się śmieję … teraz to już prawie nie pamietam, co mnie tak rozśmieszyło, ale się śmieję. 

Chyba zapiszę to, by się jeszcze pośmiać w przyszłości. 

Otóż pękam ześmiechu, bo jacyś piłkarze w górach sprawili mi ogromną radość, usłyszałam od nich komplement, największy komplement jakim mnie obdarzono, hi, hi. Nazwali mnie „starą babą”. Jakbym nie wiedziała, że nią jestem, hihi. Od dawna nią jestem, może od urodzenia. Tak czasem bywa. Lao Tzu też podobno urodził się stary i wcale, a to wcale mu to nie przeszkadzało …

 Nie wiem, czy uda mi się tu cokolwiek napisać, bo ręce mi się trzęsą z tego śmiania … 

Szłam na Czerwone Wierchy … Nie, może zacznę od wczoraj, hihihi. 
No tak, wczoraj zgłupiałam … Lało w górach, więc człapałam z nudów po Krupówkach, pod parasolem. Z ciekawości weszłam do jakiegoś sklepu ze sportową odzieżą, no i wtedy zaszalałam jak nigdy dotąd, bo obkupiłam się zgodnie z najnowszą modą. Legginsy, jakiś polar, czy softshell, kto by to pamiętał jak to licho się nazywa … no tak, zwariowałam całkowicie. Wystroiłam się w te rzeczy dzisiaj rano i ruszyłam. Tylko mój stary plecak pozostał, mój stały towarzysz, reszta to rzeczy jeszcze pachnące fabryką. Zamiast mojej przepaski z chustki założyłam czapkę, oczywiście firmówkę. 

Naprawdę jestem świrnięta, stałam się żywą reklamą jakiegoś kota z Ameryki, hihi. 

No i dę na te Czerwone Wierchy z Kościeliskiej. Przy kasach biletowych mijam jakąś piłkarską drużynę, którą trener ustawia na łapanie kondycji w górach i idę dalej, wkraczam na czerwony szlak na Ciemniaka. Po paru chwilach słyszę kroki jakiejś dużej grupy wędrówców, patrzę ci ja, a to sportowcy – piłkarze drałują za mną. Przyspieszyłam kroku. 

Mija parę chwil i słyszę za sobą zawołanie: - Hej lala, zwolnij. Nie możemy nadążyć. – wtedy przyspieszam jeszcze bardziej, a mną zaczyna wstrząsać śmiech. Pomyślałam: - Ja, lala, no nieźle. Hihi.

 - Hej zgrabna, poczekaj. Tu sami przystojniacy, na pewno któryś ci się spodoba. No poczekaj, nie pędź tak! – a ja przęłączam bieg na maksa. Śmiech we mnie też wybucha na maksa, prawie się dławię ze śmiechu, a za mną jeszcze inny głos: - Proszę panią, gdzie kupiła pani ten modny plecak? 
- No nie, oszaleję ze śmiechu. Podoba się wam mój stary plecak? On jest prawie tak stary jak ja. Lubicie zabytki. Młode byczki, a lubią zabytki. - ledwo mówię sama do siebie.

Ten pierwszy głos znowu: 
- Hej mała, daj żyć. Nie damy rady, a wielu ma na ciebie ochotę, naprawdę. – słyszę śmiech całej grupy. Nie zwalniam jednak, a nawet jeszcze wydłużam krok, a za mną znowu:

 - Hej ślicznotko, nie żal ci nas, połowa z nas umiera ze zmęczenia, a druga połowa z tęsknoty za twoimi zgrabnymi nóżkami i pupcią. Naprawdę zwolnij! - śmiech mnie dusi, powoli łapię zadyszkę (no przecież ścigam się ze sportowcami). 

W końcu któryś podbiega i wyprzeda mnie i nagle staje jak wryty. Gdy zrównują się z nim kumple, on do nich:
 - Nie uwierzycie, to stara baba. 
Całe towarzystwo, jak wulkan wybucha śmiechem na cały okoliczny las. No i drużyna mnie zostawiła. Ich motywacja do dogonienia mnie spadła do zera. No tak: 
- I nici z treningu. Hihi 

 I w ten sposób stałam się odpowiedzialna za słabszą formę drużyny, a z drugiej strony to nadawałabym się na trenera, gdybym nie była taką „starą babą”, hihihi. 

 W ten sposób przypomniała mi się podobna historia z czasów mojej młodości. Też gonili za mną jacyś sportowcy, biegacze, też wołali za mną: 

- Laluniu, zwolnij. Któryś z nich podbiegł szybciej i spojrzał mi w twarz. Zniesmaczony zawrócił do kumpli i do nich: - Brzydula. Zgrabna, ale brzydula. 

 Wtedy nie było mi do śmiechu. Dzisiaj jednak śmieję się. 

Dobrze jest być brzydulą, dobrze jest być starą babą, ba ma się święty spokój. Można spokojnie wędrować, hihi.

 Cała trasa w górę i całe Czerwone Wierchy były świadkiem mego śmiechu, całe tłumy turystów też. Może wzięli mnie za wariatkę, tak pomyślałam i było mi jeszcze bardziej do śmiechu. Rzadko widuję stare baby i starych dziadów, by się tak śmiali od ucha do ucha, więc chyba jestem świruską. 

Gdybym to komuś opowiedziała, nie zrozumieliby mnie. Nie zrozumieliby, dlaczego można się śmiać z samej siebie jako starej baby. Dlatego nikomu tego nie opowiem, hi hi. 

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach 

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane