Parę dni temu, wybrałem
się na bardzo długi, pierwszomajowy spacer po Puszczy Rzepińskiej. Okrążyłem po
drodze wiele jezior, aż w końcu trafiłem na fragment puszczy dosłownie obsypany
kwiatami: kaczeńcami i innymi drobniejszymi żółtymi, i białymi kwiatami. Wśród
nich wiły się potoczki. Obfotografowałem to zjawisko.
W pewnym momencie,
niedaleko, z boku, ujrzałem, iż ktoś robi dokładnie to samo: zachwyca się tą
wewnątrz-leśną łąką i również uwiecznia tę wiosenną chwilę. Gdy zostałem
zauważony, usłyszałem:
- Dobrze, że to pan, bo
już się wystraszyłam, że to jakiś obcy osobnik. No wie pan, wiele się o tym
mówi. Boję się sama chodzić do lasu, bo nigdy nic nie wiadomo. A pan się nie
boi?
- Nie. Dawno wyrosłem z
lęku. Czegóż miałbym się bać? – odpowiedziałem.
- No wie pan, … choćby wilków … - odparła zakłopotana,
jakby nie mogąc znaleźć odpowiedniego dla mnie źródła strachu. I chyba
zorientowała się, że odkryłem to jej zakłopotanie, bo uśmiechnęła się i dodała
już rozluźniona:
- No tak, przesadzam.
Czegóż tu się bać? Mówią, że wilki nie atakują ludzi, a i tak są pewnie one
pana przyjaciółmi - słyszałam od ludzi, że jest pan chyba najczęstszym gościem
Puszczy, częstszym niż leśnicy. Ja też kocham las, ale jednak się boję. Chociaż
teraz, przyznam, mój lęk minął, gdzieś się rozproszył. To chyba te kwiaty …
- Tak, właśnie, gdy jest
w nas lęk, to nic wokół nas nie chce zakwitnąć. By pojawiły się kwiaty,
przestrzeń musi się uwolnić od strachu. Zauważyła to pani? Mówię o tej
przestrzeni wewnątrz nas. – wymądrzyłem się, ot tak, z lekkim uśmieszkiem na
twarzy i przymrużeniem oka.
- Tak, to
może być druga przyczyna tego, iż ta łąka pełna kaczeńców tak okazale zakwitła,
że pojawił się tu ktoś wolny od lęku, może nie tylko pan, może i ja. Już
najwyższy czas, bo lęk jest obecny od zawsze u mnie. Dziwne, że w obecnych
czasach jakoś ten lęk się zaczął ze mnie wycofywać. Może pojawiło się go już za
dużo, że wykorzystywano go już aż do przesady, i intuicyjnie poczułam, że coś
tu jest nie tak. Stopniowo poczułam jak się rozluźniam, jak puszczają swój
uchwyt pazury strachu, jak coraz mniej cieni mnie prześladuje, jak ziarna,
które we mnie ktoś zasiewa, coraz rzadziej kiełkują. Poczułam, że moja wyobraźnia
już tak się nie wysila, by z owych nasion wyrastały potężne drzewa strachu.
Dziwne, wręcz absurdalne jest to, iż w czasie, gdy dla większości ludzi,
dzisiaj, jest trudniej, mają więcej strachu, u mnie wiele się zmieniło,
przestałam się tak bardzo lękać. Może nie wszystkie cienie jeszcze znikły, lecz
jest mi wyraźnie lżej.
Tak, doświadczyłam tego
boleśnie. Doświadczałam przez całe dotychczasowe życie. Strach, lęk sprawiają, że nic nie chce
zakwitnąć, bo jak może coś kwitnąć późną jesienią? Sprawiają, iż listopad i
grudzień trwają cały rok, noc trwa całą dobę. Ludzie przestają się uśmiechać,
dzieci bawić, ptaki śpiewać, a motyle latać. Najsłodsze owoce stają się
gorzkie. Znika miłość, piękno, ciepło, dobro.
Otóż to, lęk, strach
wyparł miłość, współczucie, radość, pokój … niebo z naszego, mojego życia,
zamienił życie w piekło, nieustające cierpienie.
W końcu zrozumiałam,
całkiem niedawno, że ci wszyscy doradcy wokół sieją strach i że jest to ich
metoda panowania nade mną. I stało się pewnego dnia coś niewiarygodnego.
Krzyknęłam, nie tylko do świata, głośno, z całych sił, ale przede wszystkim
głęboko, w samym sercu, w środku mej duszy: - Koniec! Wypchajcie się! Zapytałam się w duchu tych doradców: „Tak mi
radzicie? Skoro tak, to, dlaczego chcecie, bym była tak nieszczęśliwa jak wy?
Przecież to widać, że jesteście nieszczęśliwi.
Bo, z jakiego powodu to robicie? Chcecie mieć towarzystwo w swoim
własnym cierpieniu? O co każecie się modlić?
Modlitwa to dziękczynienie za wszystko, co dostajemy od życia, nawet za
cierpienie, bo to nauczyciel życia. A wy
czego mnie uczycie? Bycia żebrakiem, żebraniny? Nie uczycie dziękować, lecz
prosić. Te prośby, to krzyk - znak waszego nieszczęścia.” I … wyrzuciłam
telewizor. To tylko przedmiot, nie za duży, ale … wiesz, ile nagle przybyło mi
przestrzeni w moim życiu, w moim domu, we mnie. Teraz, gdy tak rozmawiamy,
zdałam sobie sprawę, że wraz z telewizorem wyrzuciłam cały mój strach. To było
okno, przez które mną zarządzano przy pomocy strachu. To nie jedyne okno, było
ich więcej …
Pewnego dnia doznałam przebłysku:
tak, to głowa, to ona jest zarażona strachem. Strach to jej natura. Nasiona by
nie wyrosły, nie wykiełkowałyby, gdyby nie wyjątkowo urodzajny grunt, jakim
jest nasz umysł. I to właśnie zrozumiałam, to nie inni są winni, to ja
produkowałam swój strach i wszystkie wynikające z niego problemy.
Och jak się cieszę.
Zrzuciłam z siebie całe Himalaje ciężaru. Chce mi się teraz krzyczeć,
wrzeszczeć w tym lesie, do tych drzew, do tych kwiatów i pewnie, gdyby nie ty,
to bym to zrobiła. Och dziwny jest ten świat!
- Nie krępuj się! –
chwilę się śmialiśmy wśród kwiatów. Potwierdziłem: Tak, dziwny jest ten świat,
chyba nie cały świat, lecz ten świat w naszych głowach. Zauważ, że by się
strach pojawił, to musi być siewca i odpowiednia gleba, by to ziarno mogło
wyrosnąć. Gdy w twojej głowie jest zrozumienie, czym strach jest, jak działa,
nic z tego nie urośnie. Ta gleba niczego nie urodzi, owi doradcy, siewcy
zmarnują jedynie swoją energię. A tak na marginesie, też wyrzuciłem swój
telewizor i w ten sposób politycy utracili nade mną władzę, resztki władzy. Nie
są mnie w stanie już niczym zarazić. Hihihi. – zaśmiałem się, zaśmialiśmy się
razem. Zapytała:
- Jestem ciekawa jak ty
się pozbyłeś swego ciemiężyciela? - Opowiedziałem jej zatem swoją historię:
- Tak jakoś powoli
wyrastałem z niego. Już w dzieciństwie nauczyłem się nie za bardzo wierzyć
dorosłym, nie tylko rodzicom, dziadkom, nauczycielom, kumplom z pdwórka,
telewizji, bo intuicyjnie czułem, iż ich nauka, ich rady, nie są szczere, że
coś chcą na mnie wymusić, że chcą strachem wymóc na mnie uległość,
podporządkowanie, że chcą mną władać w pełni. Buntowałem się przeciw temu, może
nie tak ostentacyjnie, lecz grzecznie, bardziej w środku niż na zewnątrz.
Pamiętam tamten czas, czas strachu. Straszył
dziadek wspomnieniami wojny, babcia opowieściami o duchach, mama, ojciec, przed
konsekwencjami bycia niegrzecznym, niepokornym, nieposłusznym. Straszono
chorobami, bo: „jak nie ubierzesz czapki, nie zapniesz kurtki, nie zawiążesz
szalika, to się przeziębisz, będziesz mieć grypę”, „jak nie zjesz mięsa, to
będziesz słaby”, „jak nie będziesz pił mleka, to będziesz mieć osteoporozę i
łamliwe kości.”
Gdy odkryłem, jak się
próbuje mną rządzić, zrozumiałem, że czynią tak nie tylko najbliżsi, ale w
zasadzie wszyscy wkoło.
Straszyły filmy w
telewizji, w kinie. Straszyły książki. Nawet w bajkach straszono, to wilkiem,
ciemnym lasem, złym człowiekiem. Straszyła szkoła złą oceną. Straszył ksiądz z
ambony piekłem, wiecznym potępieniem. Straszyli kumple z podwórka, po nich
przyszedł czas na kaprali w wojsku i ich przełożonych, na polityków, naukowców,
lekarzy, rządy te oficjalne i ukryte. Dziewczyny straszą chłopaków, chłopcy
dziewczęta, żony mężów, mężowie żony, że zostaną sami/same. Straszy prawo,
mniejsze i większe zwierzęta, owady, bakterie i wirusy … nawet róże swoimi
kolcami. Strach jest dodawany, mnożony, potęgowany przez wszystkich i wszystko,
przez media, te oficjalne i internetowe. Strach jest w reklamach, oparta na nim
jest propaganda, sztuka, kultura, szkolnictwo, praca, religia … wszystko.
Strach był i jest
narzędziem do panowania nad innym człowiekiem, na początku nad dzieckiem, w
procesie wychowywania, później nad dorosłymi, czyli członkami społeczeństwa.
Strach służy, czemuś służy. Ktoś się nim posługuje. Tego, jako dzieci i dorośli
też się uczymy: wykorzystywania strachu w swoich działaniach, relacjach,
realizacji różnych życiowych celów.
Możemy z całą pewnością
powiedzieć, że strach jest narzędziem władzy: nad dzieckiem, pracownikiem -
członkiem społeczeństwa. Jest też narzędziem władzy nad sobą samym. Stosujemy
go również sami wobec siebie, lecz nazywamy to motywacją, ale zauważmy – to
dwie strony tego samego medalu.
Strach jest narzędziem
władzy nad niewolnikiem, lecz nie tylko. Siewcy strachu zasiewają go również w
sobie, właściciel niewolnika też się lęka, rodzic się lęka, ksiądz się lęka –
lękają się zastraszani i straszący.
Strach jest
niebezpieczny, choć nigdy z niego nic nie wyrasta, zawsze pozostaje nasieniem,
tylko nasieniem. Mimo to jest niebezpieczny. Właśnie, dlatego, że jest
nasieniem, małym niewidocznym, ale za to pobudzającym wyobraźnię. I to jest
cała jego praca, porusza wyobraźnię, a tam wszystko wyrasta, rośnie ponad
miarę, czasem do niebotycznych rozmiarów. Wyrasta z niego choroba, zło,
zazdrość, cierpienie, każde nieszczęście, nawet modlitwa.
Jest dokładnie jak
mówisz, to strach zamienia modlitwę w prośbę. Modlitwa przestaje być
wdzięcznością staje się żądaniem. Duchowe drogi stają się poszukiwaniem,
ścieżkami do realizacji pragnień, ucieczkami od strachu. To efekty pracy
wyobraźni. Stąd niebo ma taki kształt, a nie inny, stąd Bóg stał się ojcem, raz
nagradzającym, raz karzącym, lecz w sumie kimś, kogo się lękamy (bo jak
wytłumaczyć lęk przed śmiercią, w perspektywie nieba?).
Stąd taki, a nie inny
styl życia, stąd tak ważne miejsce w życiu ludzi zajmuje materia i pogoń za
nią. Stąd w świecie rządy pieniądza. Można powiedzieć, że strach i pieniądz to
synonimy, oba przedmioty są narzędziami.
Strach? Możemy śmiało
powiedzieć:
Dopóki się będziesz lękać, dopóty Twój lęk
będzie Twoim programem.
Gadaliśmy jeszcze długo
chodząc tam i z powrotem wzdłuż łączki pełnej kwiatów, żółtych, białych, wśród
drzew, wzdłuż leniwie płynących strumyków.
Na koniec kobieta
podsumowała:
- Czuję, że ozdrowiałam,
nie tylko od strachu, lęków, ale uwolniłam się od moich dolegliwości, wielu, bo
przez te wszystkie lata, moje ciało informowało mnie, iż strach to nie jest
odpowiednie dla mnie towarzystwo, że należy mu się odpowiednio mocny kopniak.
Czuję, że to dzisiaj, gdzieś tak w środku naszej rozmowy, wymierzyłam tego
kopniaka wszystkim moim lękom. Na pewno mi w tym pomogłeś. Dziękuję. Dziękuję
też tej łączce, kaczeńcom i w ogóle. To jest ta moja modlitwa.
- Podziękuj też lękom,
wszystkim strachom, bo to najwięksi nauczyciele. Kto by ci to wszystko
wytłumaczył, doprowadził do zrozumienia? Na pewno nie dotychczasowi doradcy.
Pewnie, gdyby nie twoje doświadczenie, nie wysłuchałabyś mnie. Pewnie tak. Może
byś też nie zauważyła tych kwiatów. I ja bym nie zauważył i wiosna, by już
nigdy nie nadeszła. – śmialiśmy się. I z tym śmiechem poszliśmy każde w swoją
stronę.
Tak, podziękujmy siewcom strachu. Ich nasiona trafiły do naszego życia, by
trafiło do nas to, co miało trafić.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane