poniedziałek, 10 maja 2021

O dziwnym świecie lęku i lesie pełnym kwiatów

Parę dni temu, wybrałem się na bardzo długi, pierwszomajowy spacer po Puszczy Rzepińskiej. Okrążyłem po drodze wiele jezior, aż w końcu trafiłem na fragment puszczy dosłownie obsypany kwiatami: kaczeńcami i innymi drobniejszymi żółtymi, i białymi kwiatami. Wśród nich wiły się potoczki. Obfotografowałem to zjawisko.

 W pewnym momencie, niedaleko, z boku, ujrzałem, iż ktoś robi dokładnie to samo: zachwyca się tą wewnątrz-leśną łąką i również uwiecznia tę wiosenną chwilę. Gdy zostałem zauważony, usłyszałem:

 - Dobrze, że to pan, bo już się wystraszyłam, że to jakiś obcy osobnik. No wie pan, wiele się o tym mówi. Boję się sama chodzić do lasu, bo nigdy nic nie wiadomo. A pan się nie boi?

 - Nie. Dawno wyrosłem z lęku. Czegóż miałbym się bać? – odpowiedziałem.

 - No wie pan,  … choćby wilków … - odparła zakłopotana, jakby nie mogąc znaleźć odpowiedniego dla mnie źródła strachu. I chyba zorientowała się, że odkryłem to jej zakłopotanie, bo uśmiechnęła się i dodała już rozluźniona:

 - No tak, przesadzam. Czegóż tu się bać? Mówią, że wilki nie atakują ludzi, a i tak są pewnie one pana przyjaciółmi - słyszałam od ludzi, że jest pan chyba najczęstszym gościem Puszczy, częstszym niż leśnicy. Ja też kocham las, ale jednak się boję. Chociaż teraz, przyznam, mój lęk minął, gdzieś się rozproszył. To chyba te kwiaty …

 - Tak, właśnie, gdy jest w nas lęk, to nic wokół nas nie chce zakwitnąć. By pojawiły się kwiaty, przestrzeń musi się uwolnić od strachu. Zauważyła to pani? Mówię o tej przestrzeni wewnątrz nas. – wymądrzyłem się, ot tak, z lekkim uśmieszkiem na twarzy i przymrużeniem oka.


 - Tak, to może być druga przyczyna tego, iż ta łąka pełna kaczeńców tak okazale zakwitła, że pojawił się tu ktoś wolny od lęku, może nie tylko pan, może i ja. Już najwyższy czas, bo lęk jest obecny od zawsze u mnie. Dziwne, że w obecnych czasach jakoś ten lęk się zaczął ze mnie wycofywać. Może pojawiło się go już za dużo, że wykorzystywano go już aż do przesady, i intuicyjnie poczułam, że coś tu jest nie tak. Stopniowo poczułam jak się rozluźniam, jak puszczają swój uchwyt pazury strachu, jak coraz mniej cieni mnie prześladuje, jak ziarna, które we mnie ktoś zasiewa, coraz rzadziej kiełkują. Poczułam, że moja wyobraźnia już tak się nie wysila, by z owych nasion wyrastały potężne drzewa strachu. Dziwne, wręcz absurdalne jest to, iż w czasie, gdy dla większości ludzi, dzisiaj, jest trudniej, mają więcej strachu, u mnie wiele się zmieniło, przestałam się tak bardzo lękać. Może nie wszystkie cienie jeszcze znikły, lecz jest mi wyraźnie lżej.

 Tak, doświadczyłam tego boleśnie. Doświadczałam przez całe dotychczasowe życie.  Strach, lęk sprawiają, że nic nie chce zakwitnąć, bo jak może coś kwitnąć późną jesienią? Sprawiają, iż listopad i grudzień trwają cały rok, noc trwa całą dobę. Ludzie przestają się uśmiechać, dzieci bawić, ptaki śpiewać, a motyle latać. Najsłodsze owoce stają się gorzkie. Znika miłość, piękno, ciepło, dobro.

 Otóż to, lęk, strach wyparł miłość, współczucie, radość, pokój … niebo z naszego, mojego życia, zamienił życie w piekło, nieustające cierpienie.

 W końcu zrozumiałam, całkiem niedawno, że ci wszyscy doradcy wokół sieją strach i że jest to ich metoda panowania nade mną. I stało się pewnego dnia coś niewiarygodnego. Krzyknęłam, nie tylko do świata, głośno, z całych sił, ale przede wszystkim głęboko, w samym sercu, w środku mej duszy: - Koniec! Wypchajcie się!  Zapytałam się w duchu tych doradców: „Tak mi radzicie? Skoro tak, to, dlaczego chcecie, bym była tak nieszczęśliwa jak wy? Przecież to widać, że jesteście nieszczęśliwi.  Bo, z jakiego powodu to robicie? Chcecie mieć towarzystwo w swoim własnym cierpieniu? O co każecie się modlić?  Modlitwa to dziękczynienie za wszystko, co dostajemy od życia, nawet za cierpienie, bo to nauczyciel życia.  A wy czego mnie uczycie? Bycia żebrakiem, żebraniny? Nie uczycie dziękować, lecz prosić. Te prośby, to krzyk - znak waszego nieszczęścia.” I … wyrzuciłam telewizor. To tylko przedmiot, nie za duży, ale … wiesz, ile nagle przybyło mi przestrzeni w moim życiu, w moim domu, we mnie. Teraz, gdy tak rozmawiamy, zdałam sobie sprawę, że wraz z telewizorem wyrzuciłam cały mój strach. To było okno, przez które mną zarządzano przy pomocy strachu. To nie jedyne okno, było ich więcej …

 Pewnego dnia doznałam przebłysku: tak, to głowa, to ona jest zarażona strachem. Strach to jej natura. Nasiona by nie wyrosły, nie wykiełkowałyby, gdyby nie wyjątkowo urodzajny grunt, jakim jest nasz umysł. I to właśnie zrozumiałam, to nie inni są winni, to ja produkowałam swój strach i wszystkie wynikające z niego problemy.   

 Och jak się cieszę. Zrzuciłam z siebie całe Himalaje ciężaru. Chce mi się teraz krzyczeć, wrzeszczeć w tym lesie, do tych drzew, do tych kwiatów i pewnie, gdyby nie ty, to bym to zrobiła. Och dziwny jest ten świat!

 - Nie krępuj się! – chwilę się śmialiśmy wśród kwiatów. Potwierdziłem: Tak, dziwny jest ten świat, chyba nie cały świat, lecz ten świat w naszych głowach. Zauważ, że by się strach pojawił, to musi być siewca i odpowiednia gleba, by to ziarno mogło wyrosnąć. Gdy w twojej głowie jest zrozumienie, czym strach jest, jak działa, nic z tego nie urośnie. Ta gleba niczego nie urodzi, owi doradcy, siewcy zmarnują jedynie swoją energię. A tak na marginesie, też wyrzuciłem swój telewizor i w ten sposób politycy utracili nade mną władzę, resztki władzy. Nie są mnie w stanie już niczym zarazić. Hihihi. – zaśmiałem się, zaśmialiśmy się razem. Zapytała:

 - Jestem ciekawa jak ty się pozbyłeś swego ciemiężyciela? - Opowiedziałem jej zatem swoją historię:

 - Tak jakoś powoli wyrastałem z niego. Już w dzieciństwie nauczyłem się nie za bardzo wierzyć dorosłym, nie tylko rodzicom, dziadkom, nauczycielom, kumplom z pdwórka, telewizji, bo intuicyjnie czułem, iż ich nauka, ich rady, nie są szczere, że coś chcą na mnie wymusić, że chcą strachem wymóc na mnie uległość, podporządkowanie, że chcą mną władać w pełni. Buntowałem się przeciw temu, może nie tak ostentacyjnie, lecz grzecznie, bardziej w środku niż na zewnątrz.  

  Pamiętam tamten czas, czas strachu. Straszył dziadek wspomnieniami wojny, babcia opowieściami o duchach, mama, ojciec, przed konsekwencjami bycia niegrzecznym, niepokornym, nieposłusznym. Straszono chorobami, bo: „jak nie ubierzesz czapki, nie zapniesz kurtki, nie zawiążesz szalika, to się przeziębisz, będziesz mieć grypę”, „jak nie zjesz mięsa, to będziesz słaby”, „jak nie będziesz pił mleka, to będziesz mieć osteoporozę i łamliwe kości.”

 Gdy odkryłem, jak się próbuje mną rządzić, zrozumiałem, że czynią tak nie tylko najbliżsi, ale w zasadzie wszyscy wkoło.

 Straszyły filmy w telewizji, w kinie. Straszyły książki. Nawet w bajkach straszono, to wilkiem, ciemnym lasem, złym człowiekiem. Straszyła szkoła złą oceną. Straszył ksiądz z ambony piekłem, wiecznym potępieniem. Straszyli kumple z podwórka, po nich przyszedł czas na kaprali w wojsku i ich przełożonych, na polityków, naukowców, lekarzy, rządy te oficjalne i ukryte. Dziewczyny straszą chłopaków, chłopcy dziewczęta, żony mężów, mężowie żony, że zostaną sami/same. Straszy prawo, mniejsze i większe zwierzęta, owady, bakterie i wirusy … nawet róże swoimi kolcami. Strach jest dodawany, mnożony, potęgowany przez wszystkich i wszystko, przez media, te oficjalne i internetowe. Strach jest w reklamach, oparta na nim jest propaganda, sztuka, kultura, szkolnictwo, praca, religia … wszystko.

 Strach był i jest narzędziem do panowania nad innym człowiekiem, na początku nad dzieckiem, w procesie wychowywania, później nad dorosłymi, czyli członkami społeczeństwa. Strach służy, czemuś służy. Ktoś się nim posługuje. Tego, jako dzieci i dorośli też się uczymy: wykorzystywania strachu w swoich działaniach, relacjach, realizacji różnych życiowych celów.

 Możemy z całą pewnością powiedzieć, że strach jest narzędziem władzy: nad dzieckiem, pracownikiem - członkiem społeczeństwa. Jest też narzędziem władzy nad sobą samym. Stosujemy go również sami wobec siebie, lecz nazywamy to motywacją, ale zauważmy – to dwie strony tego samego medalu.

 Strach jest narzędziem władzy nad niewolnikiem, lecz nie tylko. Siewcy strachu zasiewają go również w sobie, właściciel niewolnika też się lęka, rodzic się lęka, ksiądz się lęka – lękają się zastraszani i straszący.

 Strach jest niebezpieczny, choć nigdy z niego nic nie wyrasta, zawsze pozostaje nasieniem, tylko nasieniem. Mimo to jest niebezpieczny. Właśnie, dlatego, że jest nasieniem, małym niewidocznym, ale za to pobudzającym wyobraźnię. I to jest cała jego praca, porusza wyobraźnię, a tam wszystko wyrasta, rośnie ponad miarę, czasem do niebotycznych rozmiarów. Wyrasta z niego choroba, zło, zazdrość, cierpienie, każde nieszczęście, nawet modlitwa.

Jest dokładnie jak mówisz, to strach zamienia modlitwę w prośbę. Modlitwa przestaje być wdzięcznością staje się żądaniem. Duchowe drogi stają się poszukiwaniem, ścieżkami do realizacji pragnień, ucieczkami od strachu. To efekty pracy wyobraźni. Stąd niebo ma taki kształt, a nie inny, stąd Bóg stał się ojcem, raz nagradzającym, raz karzącym, lecz w sumie kimś, kogo się lękamy (bo jak wytłumaczyć lęk przed śmiercią, w perspektywie nieba?).

Stąd taki, a nie inny styl życia, stąd tak ważne miejsce w życiu ludzi zajmuje materia i pogoń za nią. Stąd w świecie rządy pieniądza. Można powiedzieć, że strach i pieniądz to synonimy, oba przedmioty są narzędziami.

 Strach? Możemy śmiało powiedzieć:


Dopóki się będziesz lękać, dopóty Twój lęk będzie Twoim programem.

 

Gadaliśmy jeszcze długo chodząc tam i z powrotem wzdłuż łączki pełnej kwiatów, żółtych, białych, wśród drzew, wzdłuż leniwie płynących strumyków.

Na koniec kobieta podsumowała:

- Czuję, że ozdrowiałam, nie tylko od strachu, lęków, ale uwolniłam się od moich dolegliwości, wielu, bo przez te wszystkie lata, moje ciało informowało mnie, iż strach to nie jest odpowiednie dla mnie towarzystwo, że należy mu się odpowiednio mocny kopniak. Czuję, że to dzisiaj, gdzieś tak w środku naszej rozmowy, wymierzyłam tego kopniaka wszystkim moim lękom. Na pewno mi w tym pomogłeś. Dziękuję. Dziękuję też tej łączce, kaczeńcom i w ogóle. To jest ta moja modlitwa.

 

- Podziękuj też lękom, wszystkim strachom, bo to najwięksi nauczyciele. Kto by ci to wszystko wytłumaczył, doprowadził do zrozumienia? Na pewno nie dotychczasowi doradcy. Pewnie, gdyby nie twoje doświadczenie, nie wysłuchałabyś mnie. Pewnie tak. Może byś też nie zauważyła tych kwiatów. I ja bym nie zauważył i wiosna, by już nigdy nie nadeszła. – śmialiśmy się. I z tym śmiechem poszliśmy każde w swoją stronę.

 

Tak, podziękujmy siewcom strachu. Ich nasiona trafiły do naszego życia, by trafiło do nas to, co miało trafić.

 

Piotr Kiewra


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane