Całkiem niedawno wsiadłem do pociągu, który miał mnie zawieźc ku Tatrom, po których, co roku (z wyjątkami) wędruję. Czekała mnie przynajmniej dziesięciogodzinna, nocna podróż.
Na następnej
dużej stacji do mojego przedziału weszła kobieta, a po chwili wyszła. Gdy
pociąg ruszył, powróciła, ale odmieniona – przebrana.
Zażartowałem,
że przed chwilą zajęła to miejsce zupełnie inna kobieta, a ona śmiejąc się od
ucha do ucha:
- Tak. Taka
moja natura. Jestem jak kameleon, lecz wśrodku – zaręczam – jestem ciągle taka
sama..
I tak
zaczęła się jedna z najbardziej inspirujących rozmów w moim życiu, a na pewno okraszona największą
ilością śmiechu, szczególnie ze strony mojej rozmówczyni. Gdy zorientowałem się, że kobieta potrafi
śmiać się ze wszystkiego, a przede wszystkim z samej siebie, zapytałem, co
sprawiło, że rodzi się w niej tyle śmiechu, tyle radości i to w tematach, które
u większości ludzi są przyczyną smutku, depresji?
- A … To długa
historia. Taka mniej więcej jak do … Zakopanego. – odparła i śmialiśmy się
oboje. - Co mnie nauczyło się śmiać? Ulica. Naprawdę.
Jako małe
dziecko byłam nad wyraz poważna, grzeczna, posłuszna. Posłuszna rodzicom,
nauczycielom, księdzu. Spełniałam ich oczekiwania. Czasem, gdzieś w ciszy
pokoju, w łóżku, mojej lalce – najbliższej przyjaciółce i powierniczce mych
tajemnic żaliłam się, wylewałam łzy na jej sukienkę, na jej gładkie lalczane
lica lub włosy. Innym razem w polu skowronki lub pod nocnym niebem gwiazdy
obserwowały mój smutek i słuchały dziewczęcego łkania.
Pewnego
razu, a był to wigilijny wieczór, na który czekałam cały rok, tata zniknął i
więcej się nie pojawił. Gdy zapytałam mamy, gdzie mój tatuś, odpowiedziała, że
„odszedł w siną dal”.
To określenie,
ta sina dal, stała się od tej pory czymś, czego się bałam. Bałam się jej jak
przepaści, jak pustki bez dna, bez granic.
Mama ukrywała
przede mną swe łzy, swoje nieszczęście i mówiła, że od tej pory musimy się
trzymać razem. Ja się starałam, lecz mama znikała, coraz częściej zostawiała
mnie samą, na dzień, dwa. Najgorsze były noce. Wtedy mocno trzymałam się mojej
lalki, bo mamy nie było w pobliżu.
I tak powoli
przyzwyczajałam się. W końcu mama, któregoś razu chwyciła mnie za rękę,
zaprowadziła do babci, zatrzasnęła za sobą drzwi i zniknęła na stałe. Z domu
zdążyłam zabrać jedynie swoją lalkę.
Babcia
nauczyła mnie wszystkiego, co mogłoby się przydać do życia w społeczeństwie. A
więc walki o swoje, tego by być twardym, nieugietym, nieustraszonym, żeby być
zwycieżcą. Więc w szkole, w klasie, ja byłam zwycieżcą. Miałam najlepsze oceny
w nauce i zachowaniu.
Lecz to moje
szkolne wygrywanie oparte było na strachu: Muszę być grzeczna i muszę umieć, bo
zostanę źle oceniona, bo będę nikim, bo mnie zostawią samej sobie. Tego się bałam
najbardziej, że zostanę znowu porzucona.
I tak w
parze ze strachem szły te moje szkolne i później studenckie sukcesy.
Oprócz babci
wychowywała mnie telewizja, książki pozytywnego myślenia, motywujący mnie szef
w pracy. Mówili o inwestowaniu w wiedzę, o ryzyku, o drodze na szczyt. Reklamy,
filmy pokazywały obraz dostatniego życia. Coraz więcej wiedziałam jak to
zrobić. Z rachunków jednak wynikało, że pracą i oszczędzaniem osiągnę to pod
koniec życia. A wszyscy wokół mieli to już. Co zrobili? Zaryzykowali, wzięli
kredyt.
Bałam się.
Tak, ja bałam się ryzyka. Gdy jednak obok mnie pojawił się pewien przystojniak
i zaczął mnie motywować wizją udanego, bogatego życia aż do późnej starości. Te
jego wizje były silniejsze od mojego strachu, więc wzieliśmy ślub, wzieliśmy
kredyt, kupiliśmy mieszkanie i zaczęliśmy żyć tak jak bohaterowie filmów, jak
ludzie sukcesu.
Wkrótce
przestało mnie to cieszyć. Mój przystojniak zaczął się zachowywać jak mój tata.
Któregoś razu, akurat w wigilię gdzieś zniknął. Wrócił po świętach i oznajmił,
że … odchodzi.
To tylko
potwierdziło moje wcześniejsze lęki.
Dzisiaj mogę
powiedzieć na pocieszenie innym, gdy im w życiu czegoś zabraknie, gdy są
nieszczęśliwi z tego powodu:
Gdy oddali się od ciebie świat,
zbliżysz się do siebie samego.
Gdy odejdzie z twego życia ktoś
bardzo ci bliski, lub bardzo i bliska i cenna rzecz, gdy zabiorą ci wszystko,
co masz, zyskujesz siebie.
Dzięki temu
masz szansę, znacznie większą, niż gdyby to się nie wydarzyło, by poznać
prawdę, by poznać siebie, by odnaleźć prawdziwe, nieuwarunkowane szczęście,
prawdziwą radość życia.
Naprawdę
tego doświadczyłam. Gdy straciłam wszystko, pracę, pieniądze, dom, przyjaciół,
najpierw była myśl o samobójstwie, czarna rozpacz i strach, … i ulica, a
później stopniowo, odkryłam, że to wszystko to były rzeczy, zupełnie nieistotne
szczegóły. Ulica mnie nauczyła, że wszystko jest po coś, że nic się nie wydarza
przypadkiem, że klęski służą wzrostowi. Gdy umarły najbliższe mi osoby,
najpierw była zapaść, później to odkrycie.
Dzisiaj mogę
powiedzieć, że gdy zniknie strach, gdy przestanie go zasilać jego źródło, nasz
własny umysł, wtedy dopiero może pojawić się piękno, radość, miłość i wolność.
Tak, wolność od strachu to najpiękniejsze i najcenniejsze, co może być. Ta
wolność staje się wtedy źródłem wszystkiego: szczęścia, miłości, radości –
prawdy.
Najpierw
walczyłam, żebrałam o pomoc innych by mi oddali, co mi zabrali. Obwiniałam
świat, ludzi, Boga. Później zaczęłam sobie zdawać sprawę, że to daremne. Nikt o
tobie nie myśli, dla nikogo się nie liczysz. Tylko pozornie to tak wygląda.
Zawsze świat od ciebie chce kompromisów, zgody na oddanie części siebie, wymaga
poświęcenie swojej wolności. Tak samo jest z innymi ludźmi – prawie zawsze chcą
czegoś w zamian, za przedmiot twojej żebraniny. No tak, przecież oni też o coś
żebrzą: o miłość, o seks, o pieniądze, o możliwość wykorzystania kogoś, nie
tylko pracę na ich rzecz.
Gdy
dotarło do mnie to, iż jestem sama, stała się dziwna rzecz, odczułam ulgę.
Wielką ulgę. To był przełomowy moment mego życia. Wszystkie moje drogi
odwróciły się o 180 stopni. Zamiast do przodu lub do tyłu zaczęłam się wspinać,
zaczęła się moja duchowa podróż, moja przemiana. Odkryłam lek na wszystko –
medytację.
Ludzie
jej nie znają. Ja też nie znałam, mimo, że czytałam o niej wiele, wszystko, co
możliwe, przede wszystkim od mistyków, ludzi oświeconych.
Medytacja
to nie wygibasy z ciałem, to nie torturowanie swojego umysłu i zmuszanie go do
ciszy, to nie pragnienie oświecenia.
Medytacja
to nie poświęcanie czasu na ćwiczenia z oddechem, to nie afirmacje, to nie
joga, czy wizualizacje.
Ona
przychodzi sama, gdy jesteś na gotowy – gdy znajdziesz się na ulicy, gdy
poczujesz, gdy zrozumiesz, że jesteś sam. Jest darem.
Ten
dar jest efektem zrozumienia, że wszystko, co ci się w życiu wydarza, właśnie
temu służy: każde nieszczęście, każde cierpienie, każdy upadek, każda porażka.
Tak,
sukcesy, drobne szczęścia, niby miłości, dobrobyt, to przyjemne uczestniczenie
w życiu świata jest przyczyną twojej wewnętrznej nędzy, oddala cię od prawdy,
od prawdziwego szczęścia, nieuwarunkowanego niczym. Sprawia, iż to zrozumienie
stanęło gdzieś w połowie drogi i czeka. Człowiek zadowolony ze świata (szczęśliwy,
w rozumieniu człowieka tłumu – społeczeństwa) nie potrafi zrozumieć – nie może.
Nie może zrozumieć siebie, a więc innego człowieka, tego co się dzieje w nim.
Nie może się doszukać prawdy, bo spaceruje po powierzchni, zadowala się
świecidełkami, sztucznym światłem, odrobiną sztucznego śmiechu i nadzieją na
jutro. O to, ta nadzieja, tak wychwalana, opisywana jest tamą, jest przeszkodą,
jest tak naprawdę poświęcaniem życia na mżonki, iluzje. Jest przeczekiwaniem
życia gdzieś w poczekalni, jest jak oglądanie filmów science fiction i czekaniem aż się im to
wydarzy naprawdę. To tak naprawdę walka i opór, ciągła pogoń za uciekającym
horyzontem.
Ja
też byłam wojownikiem. Część życia poświęciłam na atakowanie świata i
próbowałam mu wydrzeć to, co mi się wg mnie należy, a gdy coś tam zdobyłam, to
broniłam tego. Broniłam się też przed tym, co przynosi życie, przed
cierpieniem, przed stratą – po prostu bałam się. Walka i opór z tego wynikają,
ze strachu.
Dzisiaj
wiem, że broniłam się przed samą sobą, przed poznaniem prawdy, stąd cierpienie.
Ono zawsze temu towarzyszy – jest informacją, że uciekasz od siebie, od prawdy,
od Boga, od radości. To tak trudno komukolwiek wytłumaczyć … to prawie
niemożliwe.
Dzisiaj
czuję, że wreszcie rozumiem, co Tolle mówił do ludzi, co mówią inni mistycy,
duchowi mistrzowie: Jezus, Budda, Atisha, Lao Tzu, Osho, de Mello …
Dzisiaj
rozumiem te cytaty:
To, z czym walczysz - wzmacniasz, a to, czemu stawiasz opór -
trwa nadal.
Moja ulica nauczyła mnie, że:
Życie da ci takie doświadczenia, jakie najbardziej pomogą w
rozwoju twojej świadomości. Skąd wiadomo, że potrzebujesz określonego
doświadczenia?
Stąd, że jest to doświadczenie, które w tej chwili przeżywasz.
Dzięki tej
rozmowie podróż do Zakopanego była jak przysłowiowy strzał z bicza. I nie
chodzi tu o czas, ale o drogę. Nie, nie o drogę liczoną w metrach, czy
kilometrach, ale o drogę do siebie samego, o drogę do zrozumienia. Czasem
prowadzi ona przez ulicę, czasami przez chorobę, czasem może poprzez śmierć
kogoś bliskiego, może poprzez miłość. Ulica, choroba, śmierć, miłość, to znaki,
grzechem jest ich przegapienie. Nie ma innych grzechów.
Na koniec,
widząc z oddali, z okna pociągu, tatrzańskie szczyty, zapytałem o dzisiaj.
Odpowiedziała:
- Nadal żyję
na ulicy, precyzyjniej mówiąc: we Wszechświecie. Mój umysł, ciało bywają tu i
tam, moje zrozumienie jest natomiast wszędzie, i tu w pociągu, w tych górach, w
innych ludziach, w każdym żyjątku, w bezkresie Wszechświata.
Nie boję
się, bo nie mam niczego. Ludzie za dom biorą ściany, stół, kanapę, żonę, męża i
dzieci, dla mnie domem jest Całość, Wszechświat, Bóg, moje zrozumienie –
Świadomość. Nie mam więc niczego i mam wszystko.
Nie mam pieniędzy, a podróżuję, jem, zawsze
znajdzie się jakieś łóżko. Do dzisiaj jest to dla mnie tajemnicą, jak to się dzieje.
Nie próbuję jej jednak rozwikłać.
Ulica uczy
paradoksów i … ciszy. - zamilkła.
Przeszliśmy
jeszcze kawałek ulicami Zakopanego już w milczeniu.
W pewnym
momencie nasze ścieżki się rozeszły. Ona poszła ulicą, prosto ku górom, ja
skręciłem do swojej kwatery. Odwróciłem się, popatrzyłem chwilę na oddalającą
się kobietę. I … dopiero teraz, w drzwiach pensjonatu, uświadomiłem sobie, to
co mi przekazała.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane