niedziela, 24 października 2021

Wielki podryw

86. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca* 

 Ile to razy wędrowałam w Tatrach? Ile razy wędrowałam sama? Niewiele. Dlaczego? Bo ciągle podrywają mnie faceci, hihi. Ilu tu już próbowało? Może z tysiąc? E, więcej, hihihi. Nie piszę o nich, bo musiałabym powtarzać ciągle to samo (chyba kopiują scenariusze jeden od drugiego, hihihi). I sami rezygnowali, po kawałku ścieżki ze mną. Dlaczego? 

 Ten dzisiejszy facet był inny, bo szczery i znał się na ludziach, no i kocha Tatry. Tamci przyjechali w Tatry, by poderwać babkę, która leż lubi tu bywać, a ten przyjechał, by tu być, a tę różnicę doskonale znam, bo … jestem tu z tego samego powodu. 

 No i … tego ja podrywałam. Naprawdę, dosłownie. Otóż, gdzieś w połowie Roztoki, na mokrych kamykach, obok potoku, wyłożył się jak długi, no i … podrywałam go z tych kamieni, obolałego, przemoczonego i … zawstydzonego, bo przecież … widziałam jego upadek.

 Usiedliśmy, lecz po chwili jakoś się pozbierał i ruszyliśmy na Zawrat. Minęliśmy w ciszy Wielką Siklawę, Pięć Stawów. Nie było z jego strony żadnych słownych„ochów” i „achów”, były gdzieś w jego środku, widziałam i czułam to, bo … znam to u mnie. I na tym polegała jego szczerość i miłość do gór. Wyrażały się w ciszy, w sposobie bycia. Natomiast jego znajomość ludzi wynika ze znajomości siebie, o czym przekonałam się już znacznie wyżej, na samej Przełęczy Zawrat, tym razem pustej, bez tłumów, za to w gęstej chmurze. 

Przyszła gdzieś z dołu, a wraz z nią przyszły jego słowa. Oto, co mi wyznał: 
 - Pierwszy raz to mi się zdarzyło, by się potknąć na górskiej ścieżce. Zawsze byłem uważny, a tu taki wstyd i to przed kobietą. Przyznam ci się, że chciałem z tobą zagadać i szukałem jakiegoś pretekstu i nic mi do głowy nie przychodziło. Od Wodogrzmotów roiło się mi w głowie od tysięcy różnych słów na tę okazję, aż w końcu … bach. 
 No i okazało się, że słowa były niepotrzebne. Teraz z tego się śmiejemy, ale … moim kościom nadal nie do śmiechu. Powiem ci, że … teraz to rozumiem … trudno się podrywa ludzi szczęśliwych. 
Człowieka szczęśliwego: kobietę, mężczyznę, nie kupisz słowem, nie zafascynujesz elokwencją, urodą ciała, wiedzą, humorem, czy opowieściami o swoim smutku, nieszczęściu. Nie zaspokoisz jego pragnienia, by nie być samotnym nie tylko na górskiej ścieżce, ale i w życiu. U takiego człowieka takiego pragnienia nie ma. I chyba dlatego, nie mogłem znaleźć słowa i musiałem upaść … 
 Szedłem tylko chwilę obok ciebie i to poczułem, iż jesteś szczęśliwa. I poczułem dzięki temu, dzięki tobie, że i ja jestem szczęśliwy. Jakoś to do mnie przyszło, tu na tej ścieżce, obok kogoś takiego jak ty. Stałaś się moim lustrem. Nie powiedziałaś słowa, nie poznałem twojej historii, wystarczyło, że tu jesteś, że patrzysz na te same góry i idziesz, po prostu idziesz. Te śliskie kamienie Roztoki dały mi do zrozumienia właśnie w ten sposób, poprzez ból, iż jestem szczęśliwy.

 I jeszcze jedno: nie muszę niczego planować, wszystko dzieje się samo. Czasem to trochę boli, lub bardzo mocno boli, ale jednak przynosi ulgę, bo oddala lęk i pozwala być szczerym, bo nie trzeba udawać, silić się na grę, oszukiwać, przekonywać siebie i innych. Stajesz się … nie, odkrywasz, że jesteś wolnym. No i za to zrozumienie ci dziękuję. - skończył. 

 Taki to był podryw dzisiaj. Zeszliśmy z Zawratu znowu w ciszy, w ciszy ścieżki, ciszy łańcuchów, obok ciszy Zmarzłego i Gąsienicowego Stawu, w ciszy w naszych głowach. A teraz, gdy to piszę, czuję, że naprawdę jestem szczęśliwa.

 On też był moim lustrem. Też mi wiele powiedział i słowem, i nic nie mówiąc. Które to już lustro w moim życiu? No tak, tysiące przegapiłam. 

Minęłam tysiące kamieni milowych i ich nie zauważyłam, a każdy czemuś służy, nie znalazł się na drodze, na mojej drodze, przypadkiem. 

 Ten kamień był wielki: Jestem szczęśliwa, inni to widzą, a sama nie widziałam.

 Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane