środa, 23 marca 2016

Największy i najmniejszy człowiek

Kilkadziesiąt lat temu wydłubałem z kawałka deski wiatraczek – takie śmigiełko osadzone na gwoździu przybitym do kołka obracającego się na drugim – tym razem pionowym, gwoździu.

Lubiłem się mu przyglądać, jak mierzy siłę i kierunek wiatru, ale też i dlatego, że działał na moją wyobraźnię. Dzięki niemu latałem w przestworzach, nawet wtedy, gdy widziałem go przez wychodzące na podwórze i ogród, okno.  Obserwowałem go w letniej burzy, zimą w śnieżycy i zawierusze, w słocie, a najczęściej podczas wystawanej w oknie, zamiast wyleżanej w łóżku, chorobie.

Wtedy był dla mnie ogromny, zapewniał ciąg pozwalający ulecieć ponad chmury, ku słońcu, a w nocy ku gwiazdom.

Przypomniał mi się teraz, gdy patrzę na wiatrak. Ten jest chyba z milion razy większy … 

Czy naprawdę ten jest większy? Tamten mnie unosił, choć był malutki, a ten, mimo, że ogromny … to ani drgnę.

Czyżby moja wyobraźnia zmalała, czy też wielkość to coś zupełnie innego niż metry, kilometry i lata świetlne?

Jak zatem mierzy się wielkość? Czy jest to rozmiar widziany okiem, a może mierzy go czas, pamięć – historia, konto w banku, tytuły, sława, medale? A może to dokonania dla świata lub ludzi: ilość, albo, jakość uczynionego dobra, odkrytych naukowych prawd, artystycznej spuścizny?
A może wielkość to jeszcze coś zupełnie innego?

Kontemplowałem to patrząc na wiatrak i wspominając moje dziecięce dzieło, powędrowałem po przeczytanych książkach, po szkolnych lekcjach, podróżach, doświadczeniach życia. Przespacerowałem się przez filozofie, religie … i nic. Przez godzinę, czy dwie … nic. Aż w końcu znalazłem odpowiedź … to znaczy znalazł ją kos. Usiadł sobie na jakimś badylu i okazywał radość.

Wiem, że w jego życiu nie wydarzyło się nic na ludzką miarę wielkości, ale ją okazywał. Niczego nie zbudował, niczego nie dokonał, niczego nie miał, lecz był radosny. Śpiewał, choć nikt mu za to nie zapłacił, cieszył się, choć tego występu nikt nie filmował, nikt go nie chwalił … On nie dbał o to, czy się to komuś podoba, czy nie. Śpiewał, bo był radosny. On miał radość.

Co takiego jeszcze można mieć oprócz radości, czego nic i nikt nie może zabrać i czego również nie może dać, bo już to mamy? No tak: miłość, wolność, świadomość istnienia. To właśnie chyba miał ten kos – na pewno tak było. On wyśpiewywał miłość, wolność, siebie – radość.

Kto jest, zatem, największy wśród ludzi, a kto jest najmniejszy?

Ten najmniejszy nie ma nic, nawet misy żebraczej, to widać, lecz gdy ma coś, czego nawet śmierć nie może mu odebrać, ma bogactwo w środku: wolność i miłość, a tego nie widać. A ten największy ma wszystko, co największe w świecie materii, to, co największe w cywilizacji, i to widać, lecz gdy będzie odchodził z tego świata, wszyscy zobaczą jego puste ręce i pustkę w środku. Jest najmniejszy, bo nie odnalazł swojej wielkości.

Śmierć czyni najmniejszych wielkimi, a największych tu na ziemi, tych, co posiedli nawet pół świata, najmniejszymi, bo zapomnieli o swojej wielkości - zatracili ją.

Kos oraz duży i mały wiatrak odpowiedziały mi na pytanie, jaki jest sens pogoni za wielkością? Żaden, bo goniąc za wielkością malejemy, bo zapominamy o tym, co czyni nas wielkimi, o wielkości, która od zawsze jest.
Przypomniałem sobie ten czas, gdy obserwowanie kręcącego się, dziecięcego wiatraczka sprawiało mi radość tej samej miary, co u kosa. Wróciłem, więc do tej dziecięcej czynności i poczułem dziwną rzecz: im mniejsze było pragnienie wielkości, tym większa była we mnie radość.

Czy wielkość można dogonić, osiągnąć? Czy można stać się wielkim?

To, co widać, to nie wielkość człowieka, to ilość otaczających go rzeczy, wielkość i wartość tych rzeczy. Wielkość człowieka jest czymś, czego nie widać, tkwi w nim samym, a nie w świecie zewnętrznym, tym, który widać. Wielkość jest wewnątrz, a możemy ją dostrzec sami – nikt inny. Cudzej wielkości nie możemy dostrzec – możemy ją poczuć. Możemy ja poczuć tylko wtedy, gdy czujemy swoją.

I jeszcze jedno: tam wewnątrz nie ma najmniejszych i największych, tam nie ma żadnego podziału. Tam jest wielkość: ocean, niebo.


Kos sprawił, że zrozumiałem … Tak, radość to cieszenie się z bycia nieograniczonym – wolnym, nieskończenie wielkim. Nie, w porównaniu z kimś, czy z czymś, nie w jednostkach mierzących rzeczy. Ta wielkość, nieograniczoność, po prostu jest, a jej przejawem jest radość. Tę widać, choć ta widoczna, to tylko mała, mizerna jej część. Reszta ukryta w wewnętrznej ciszy rozbiega się w tej nieograniczoności, a jej echo nigdy nie wraca. Rozpoznałem ją u kosa. Gdy mu się przyjrzałem, zrozumiałem, na czym polega wolność – on nie jest przywiązany do echa.

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane