Kilkadziesiąt
lat temu wydłubałem z kawałka deski wiatraczek – takie śmigiełko osadzone na gwoździu przybitym do kołka obracającego się na drugim – tym razem pionowym,
gwoździu.
Lubiłem
się mu przyglądać, jak mierzy siłę i kierunek wiatru, ale też i dlatego, że
działał na moją wyobraźnię. Dzięki niemu latałem w przestworzach, nawet wtedy,
gdy widziałem go przez wychodzące na podwórze i ogród, okno. Obserwowałem go w letniej burzy, zimą w
śnieżycy i zawierusze, w słocie, a najczęściej podczas wystawanej w oknie, zamiast wyleżanej w łóżku, chorobie.
Wtedy
był dla mnie ogromny, zapewniał ciąg pozwalający ulecieć ponad chmury, ku
słońcu, a w nocy ku gwiazdom.
Przypomniał
mi się teraz, gdy patrzę na wiatrak. Ten jest chyba z milion razy większy …
Czy
naprawdę ten jest większy? Tamten mnie unosił, choć był malutki, a ten, mimo,
że ogromny … to ani drgnę.
Czyżby
moja wyobraźnia zmalała, czy też wielkość to coś zupełnie innego niż metry,
kilometry i lata świetlne?
Jak
zatem mierzy się wielkość? Czy jest to rozmiar widziany okiem, a może mierzy go
czas, pamięć – historia, konto w banku, tytuły, sława, medale? A może to dokonania
dla świata lub ludzi: ilość, albo, jakość uczynionego dobra, odkrytych
naukowych prawd, artystycznej spuścizny?
A
może wielkość to jeszcze coś zupełnie innego?
Kontemplowałem
to patrząc na wiatrak i wspominając moje dziecięce dzieło, powędrowałem po
przeczytanych książkach, po szkolnych lekcjach, podróżach, doświadczeniach
życia. Przespacerowałem się przez filozofie, religie … i nic. Przez godzinę,
czy dwie … nic. Aż w końcu znalazłem odpowiedź … to znaczy znalazł ją kos. Usiadł
sobie na jakimś badylu i okazywał radość.
Wiem,
że w jego życiu nie wydarzyło się nic na ludzką miarę wielkości, ale ją
okazywał. Niczego nie zbudował, niczego nie dokonał, niczego nie miał, lecz był
radosny. Śpiewał, choć nikt mu za to nie zapłacił, cieszył się, choć tego
występu nikt nie filmował, nikt go nie chwalił … On nie dbał o to, czy się to komuś podoba, czy nie. Śpiewał, bo był radosny. On miał radość.
Co
takiego jeszcze można mieć oprócz radości, czego nic i nikt nie może zabrać i
czego również nie może dać, bo już to mamy? No tak: miłość, wolność, świadomość
istnienia. To właśnie chyba miał ten kos – na pewno tak było. On wyśpiewywał
miłość, wolność, siebie – radość.
Kto
jest, zatem, największy wśród ludzi, a kto jest najmniejszy?
Ten
najmniejszy nie ma nic, nawet misy żebraczej, to widać, lecz gdy ma coś, czego nawet
śmierć nie może mu odebrać, ma bogactwo w środku: wolność i miłość, a tego nie
widać. A ten największy ma wszystko, co największe w świecie materii, to, co
największe w cywilizacji, i to widać, lecz gdy będzie odchodził z tego świata,
wszyscy zobaczą jego puste ręce i pustkę w środku. Jest najmniejszy, bo nie odnalazł swojej wielkości.
Śmierć
czyni najmniejszych wielkimi, a największych tu na ziemi, tych, co posiedli
nawet pół świata, najmniejszymi, bo zapomnieli o swojej wielkości - zatracili
ją.
Kos
oraz duży i mały wiatrak odpowiedziały mi na pytanie, jaki jest sens pogoni za
wielkością? Żaden, bo goniąc za wielkością malejemy, bo zapominamy o tym, co
czyni nas wielkimi, o wielkości, która od zawsze jest.
Przypomniałem
sobie ten czas, gdy obserwowanie kręcącego się, dziecięcego wiatraczka
sprawiało mi radość tej samej miary, co u kosa. Wróciłem, więc do tej
dziecięcej czynności i poczułem dziwną rzecz: im mniejsze było pragnienie
wielkości, tym większa była we mnie radość.
Czy
wielkość można dogonić, osiągnąć? Czy można stać się wielkim?
To,
co widać, to nie wielkość człowieka, to ilość otaczających go rzeczy, wielkość i
wartość tych rzeczy. Wielkość człowieka jest czymś, czego nie widać, tkwi w nim
samym, a nie w świecie zewnętrznym, tym, który widać. Wielkość jest wewnątrz, a
możemy ją dostrzec sami – nikt inny. Cudzej wielkości nie możemy dostrzec –
możemy ją poczuć. Możemy ja poczuć tylko wtedy, gdy czujemy swoją.
I
jeszcze jedno: tam wewnątrz nie ma najmniejszych i największych, tam nie ma
żadnego podziału. Tam jest wielkość: ocean, niebo.
Kos
sprawił, że zrozumiałem … Tak, radość to cieszenie się z bycia nieograniczonym –
wolnym, nieskończenie wielkim. Nie, w porównaniu z kimś, czy z czymś, nie w
jednostkach mierzących rzeczy. Ta wielkość, nieograniczoność, po prostu jest, a
jej przejawem jest radość. Tę widać, choć ta widoczna, to tylko mała, mizerna jej
część. Reszta ukryta w wewnętrznej ciszy rozbiega się w tej nieograniczoności,
a jej echo nigdy nie wraca. Rozpoznałem ją u kosa. Gdy mu się przyjrzałem,
zrozumiałem, na czym polega wolność – on nie jest przywiązany do echa.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane