środa, 14 listopada 2018

Idź, napij się herbaty!




- Wietrze, opowiedz mi o miłości, o Bogu, o prawdach życia.  - poprosił człowiek.

- Nie zajmuj się bzdurami!  Nie marnuj życia na takie nonsensy. Idź posłuchaj śpiewu ptaka, poobserwuj wschód i zachód słońca.  Poczuj jak dotyka cię moje tchnienie. Idź, napij się wody ze źródła, albo herbaty. - odpowiedział mu wiatr.

Piotr Kiewra

poniedziałek, 12 listopada 2018

Śmiech i łzy


Oto, co powiedział śmiejący się starzec na temat twoich łez:

Łzy to twoja modlitwa. Modlitwa - nie prośba, lecz dziękczynienie.

Łzy nie są z głowy, więc ich matką i ojcem nie są smutki i żale, ani żadna inna myśl.  

Ich źródło, strumień, z którego płyną jest w sercu i duszy - płynie z twojej głębi.
Informują o tym, co masz w środku, że czujesz. Mówią o twojej wrażliwości, o połączeniu z całością, o współczuciu wobec innych kropli oceanu, z którymi jesteś razem tym oceanem, z którymi wspólnie jesteś w modlitwie.
Łzy są świadectwem twojego teraz.
Ciesz się nimi. Bo tak naprawdę są one twoim obrazem, obrazem twego wnętrza, twej prawdziwej urody, piękna, boskości.
Łzy to sposób wyrazu twego serca. Serce nie używa słów, bo są zbyt płytkie, nie zawierają treści, są tylko opakowaniem. To łzy są odbiciem treści, bo treścią jest uczucie.

Mimo, że z natury są kobiece, w mężczyznach też jest ich źródło.
Nie wstydź się ich, nie zatrzymuj. Pozwól im płynąć, nie stawiaj żadnych tam na ich drodze. Niech płyną całym szerokim strumieniem, bo to łzy prawdy.

Nie walcz, by je powstrzymać, a doświadczysz też śmiechu, bo łzy i śmiech są jak bracia i siostry, jak najbliżsi przyjaciele.  

Łzy i śmiech są tak naprawdę kroplami radości. Gdy zaprzestaniesz walki te krople połączą się w ocean radości, one go tworzą. Są w ciągłej modlitwie.

Łzy są śmiechem, a śmiech łzami.
Śmiej się i płacz, roń łzy i się śmiej, tak żyj - oto przepis na spokój, błogość, zdrowie, urodę, długie życie, szczęście.
Tak naprawdę łzy i śmiech to przedmioty materialne twojej miłości, tym się ona objawia.
Tylko taka modlitwa - przez śmiech i łzy - jest prawdziwa.

Prawdę tworzą śmiech i łzy, nieprawdę myśli i słowa.  
Taka jest tajemnica: Śmiech i łzy pochodzą z raju.

Płacz i śmiej się, bowiem, gdy płaczesz i się śmiejesz jesteś w raju.



Śmiejącego się starca wysłuchał: Piotr Kiewra

niedziela, 4 listopada 2018

Łzy – tatrzańskie łzy

Czy też tak masz, że gdy jesteś w górach, w Tatrach, gdzieś z twojej głębi płyną łzy? Może je chowasz, może z nimi walczysz, może nie chcesz, by ktokolwiek je widział? Nie chcesz się do nich przyznać?

Może z jednej strony jest tak, iż góry cię ciągną, lecz gdy tu jesteś czegoś się lękasz? Może tego, iż nie jesteś tu sam/sama?

Może się lękasz otworzyć również przed naturą?

Może się boisz tego, iż twoja prawda jest taka „niemęska”?

Może boisz się, że tu znika ten wojownik, którego w sobie kultywowałeś pod wpływami społeczeństwa, edukacji, mediów? Może tu na czas wędrówek, mimo, iż zdobywasz szczyty, znika twój wojownik, a ujawnia się twoja prawdziwa natura – pojawia się w tobie pokój?

Może …

Łzy są informacją, przebłyskiem prawdy ze źródła – z twojego źródła.


Gdy zapoznałem się z całym pamiętnikiem samotnej górskiej wędrowczyni, powstał obraz osoby, która go pisała.  Tak naprawdę jest to nie tylko zapis wydarzeń z życia kobiety, która w sposób szczególny ukochała góry, przede wszystkim jest to obraz jej samej, jej wnętrza, jej serca i duszy.

Jest to obraz człowieka – każdego człowieka. Jest to obraz nie tylko tych, jak ja i ty, chodzących po górach. Mamy to w sobie wszyscy. U jednych jednak jest to na wierzchu, u innych przykryte, schowane pod wieloma warstwami masek, słów, myśli, działań – nieprawdy.

Świadectwo pamiętnika …

Gdy go dotykałem czułem te wszystkie łzy, które na niego zostały wylane. Czułem nie tylko te wszystkie, o których jego autorka pisała przy wielu okazjach, czułem, też te dosłownie wylane.
Czuję, widzę wyraźnie jednak, iż nie są to łzy rozpaczy, żalu, samotności.  Tak naprawdę są to łzy radości , ekstazy, poczucia szczęścia, miłości, współczucia.  

Łzy to sposób bycia samotnej wędrowniczki , sposób wyrazu siebie, to jej treść, esencja, istota, objaw boskości - tej boskiej części człowieka.

Skąd do mnie przychodzi takie, a nie inne zrozumienie? Otóż, gdy się dobrze przyglądam,  gdy wchodzę w głębiny swoich własnych łez, gdy docieram do ich źródła czuję i widzę, że to nie tylko łzy, a właściwie, że to śmiech.  

Łzy bowiem są jednością ze śmiechem, razem tworzą całość.  Przyzwyczailiśmy się odbierać łzy dość płytko jako wyraz smutku.  Tak nie jest. Są one wyrazem głębi serca i duszy, wyrazem współczucia, przyjaźni, miłości i pokoju.
Gdy bywam w tych miejscach, gdzie bywała autorka pamiętnika też mam łzy.  Czuję, że to moja modlitwa - połączenie z tym miejscem , z tymi, którzy tu byli, są i będą.
Gdy się pojawiają pozostaje się cieszyć, śmiać się choćby przez łzy.  Nie tamujmy ich, nie wstydźmy się, gdy się pojawią na szczycie, na przełęczy, w dolinie, czy przy okazji tęczy.  Niech płyną całym szerokim strumieniem tak jak górskie potoki: Kościeliski, Siwy, czy Strążyski.

Gdy wejdziesz na Krzyżne, gdy staniesz na Rysach, czy Kościelcu, Czerwonych Wierchach wśród słońca i chmur - niech płyną.  Gdy patrzysz na połyskujące stawy Morskie Oko, Czarny Staw, gdy wchodzisz na Halę Gąsienicową i gdzieś z duszy wydobywa się ach! niech się leją łzy, nie powstrzymuj ich, bo to są łzy prawdy, twoje świadectwo bycia tu i teraz, świadectwo wrażliwości i twojego piękna.  

Gdy jesteś na szczycie, lub w dolinie, gdy stoisz i patrzysz na te cuda i nie ronisz łez, zmarnowałeś okazję, by być sobą, by pozwolić przemówić swojej prawdzie. Cały twój wysiłek poszedł na marne.

Gdy spotykasz człowieka, jego historię, słońce, kwiatek na ścieżce, choćby najmniejszy, i głęboko  nie współczujesz, to roztrwoniłeś swą energię.

W takim przypadku góry – póki co – są dla ciebie tylko sportem, ucieczką od świata, ucieczką od samego siebie, okazją do karmienia swego ego.

Skądinąd wiem, czuję, iż tak nie jest. Tak myślisz, iż jesteś tak twardy, tak silny, że ani jedna łza nie popłynie … To niemożliwe, bo to łzy są oznaką siły, a nie słabości, bo to śmiech jest energią życia.

Każdy ma w sobie to źródło, strumień łez i śmiechu, lecz udaje wojownika …

Tajemnica świata, tajemnica człowieka jest właśnie taka: wojownik to gra, to udawanie, to maska, natomiast łzy i śmiech są prawdziwe.    
Nie zamykając się, nie walcząc z tym, co płynie u ciebie od środka, dajesz okazję, by prawda wreszcie popłyneła z ciebie. Dostałeś możliwość poznania swojej natury.

Tatry są taką okazją, nastrojem, środowiskiem, gdzie serce i dusza łatwiej przemawiają do nas samych. Są miejscem, gdzie możemy się cieszyć będąc sobą.  Łzy są świadectwem tego cieszenią się sobą.

Jeśli to odkryłeś/odkryłaś zanieś prosto z Tatr takiego/taką siebie w doliny, w codzienność.


Piotr Kiewra

niedziela, 21 października 2018

Trud wspinaczki


73. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*


Kiedyś grupa wycieczkowiczów widząc moje dziarskie kroki ku szczytom, a okraszone uśmiechem na twarzy i błyszczącymi szczęściem oczami, zapytała mnie, jak ja to robię, że ten trud wejścia na szczyt mnie nie przeraża.  

Powiedziałam im, że góry dla mnie, to nie wejście na szczyt, to bycie cały czas jak na szczycie - w ekstazie.
Mówię im: - Jeśli myślisz, że zyskasz szczęście, gdy wejdziesz na szczyt to twój trud jest daremny. Trzeba porzucić wszelkie takie nadzieje. Szczęścia i błogości się nie osiąga,  ani w trudzie, ani w żaden inny sposób. To już jest. Jest zanim wejdziesz. Jest zawsze.
To nie jest sposób patrzenia,  to uczucie.
Nadzieja przeszkadza ci w tym, by to poczuć.  
Nie patrz na Tatry jak na trud. Patrz, lecz poczuj piękno - całym sobą. Nie tylko zobaczysz, a poczujesz. Wtedy trud przemieni się. Najpierw stanie się tłem, a następnie towarzyszem, przyjacielem - częścią tego piękna.

To te same energie, lecz przemienione: ból może być szczęściem, nieszczęście ekstazą.
To się może w górach zdarzyć, to się może zdarzyć wszędzie. Tylko jedno jest potrzebne: dać pierwszeństwo sercu. Nie głowie, lecz sercu.
Tak, nadzieje na zyskanie szczęścia w górach i gdziekolwiek są  płonne, a trudy daremne. W górach niczego nie zyskasz, one mogą ci pomóc się przemienić. To nie zysk, to odkrycie.
- tak powiedziałam.

Tylko, kto to zrozumiał? Kto to poczuł? Kogo moje słowo odmieniło? Kogo przekierowało z głowy do serca? U kogo serce kazało zapomnieć o bólu nóg?
Chyba uznali mnie za nawiedzoną … hihi.

Wszyscy zawrócili, tylko jedna osoba poszła za mną i później ona, kobieta cała we łzach, wyznała mi, że przyjechała tu po raz pierwszy, teraz w wieku pięćdziesięciu lat i że zmarnowała te wszystkie lata, bo nikt jej wcześniej nie pokazał, że istnieją góry, że istnieje szczęście i że można je odkryć wędrując.  

- Już tak patrzę, już je czuję - tak jak mówisz. Stąd tyle łez, stąd tyle szczęścia. – wyłkała.
No więc, popłakałyśmy razem, a później i Tatry popłakały deszczem. Lecz wróciłyśmy szczęśliwe.

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra

piątek, 21 września 2018

Samotni w górach to nie znaczy, że sami

Ten wpis pojawił się już na blogu, jako jeden w parze z innym tekstem, a ponieważ przez wielu komentujących go czytelników został uznany za ważny, publikuję go ponownie, tym razem w bardziej widocznym miejscu.
Wiele osób, które chodzą po górach szuka towarzystwa do wędrówek, dla niektórych to, że nie mają z kim wędrować staje się przeszkodą, by w ogóle planować wyjazdy w góry, by chodzić. 
Oto opowieść samotnej wedrowczyni, z którą warto się zapoznać.  Wiele się można nauczyć, wiele zrozumieć i można znowu wrócić na ścieżki.  
34. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*
Gdy bywam w sierpniu w Tatrach, przeważnie jest pogodnie. Bywa jednak, że w ciągu tygodnia zdarzy mi się dzień „wolny” od wyższych partii gór, bo  … deszcz. Ubieram wtedy kapotę i spaceruję po dolinkach, po Pęksowym Brzyzku, przesiaduję na Nosalu.
Może to przypadek, ale na Nosalu, po raz kolejny spotykam kogoś, kto smuci się bardziej niż te chmury nad nami. Kiedyś zostawiałam tych ludzi samym sobie, dzisiaj stanęłam obok młodej dziewczyny … tak, wystarczy być blisko, na wyciągnięcie ręki, a staję się pomocna. Taka bliskość prowokuje do komunikacji … Ona pyta:
- Chodzisz sama po górach? Jesteś samotna? Nie powinno się, to niebezpieczne.
Ja nie mam z kim chodzić. W moim środowisku góry nikogo nie pociągają, jestem samotna … Kocham góry, ale wiele lat nie byłam w Tatrach, bo nie miałam z kim. Tym razem umówiłam się z koleżanką, ale ta nie dojechała, bo … znalazła jakąś wymówkę … może chłopak nie pozwolił, nie wiem … No i siedzę w mieście, stoję tu na Nosalu i zastanawiam się … szukam towarzystwa, ale to trudne. Tu każdy przyjeżdża z kimś i nie chcą jakiejś przybłędy … Jak ty sobie z tym radzisz?
- Jestem samotna, ale to nie znaczy, że sama. Gdy wyruszam, najczęściej już po chwili mam towarzystwo … spotkałam ciebie, już nie jestem sama. Tyle lat wędruję po Tatrach tu i tam, ale rzadko bywam sama. Nikogo nie szukam, ludzie sami się pojawiają … może dlatego, że czuję się wolna. Doświadczyłam, że wolność pociąga, do ludzi wolnych ludzie lgną. Kocham ludzi i kocham góry, bo jedno bez drugiego nie ma sensu, lecz przyjeżdżam w góry sama, a ludzie sami się znajdują. Tatry pełne są samotnych. Jeszcze więcej ich poza Tatrami.
Czasem mimo samotności w związkach, lojalność, przywiązanie, nie pozwalają im tu bywać. A tu warto bywać, właśnie po to, by okrzepnąć w samotności, nauczyć się ją akceptować, bo jest naszą naturą. Przez 99% czasu jesteśmy sami ze sobą. Warto to zrozumieć, bo i miłośc zaczyna się przydarzać i czujemy się szczęśliwi, nie dlatego, że los nam sprzyja, ale dlatego, że szczeście też jest naszą naturą. I przytrafia się ono tym, którzy w samotności okrzepli. Gdy to zrozumiałam, zawsze przy mnie pojawiają się ludzie. Wędrujemy razem, uczymy się od siebie nawzajem o sobie samych …
Dlatego chodzę po górach. To chyba jedno z najlepszych miejsc, by być ze sobą, by nauczyć się samotności, by nauczyć się kochać i by odkryć, którymi ścieżkami chadza szczęście. Gdy przestałam się modlić o kogoś przy boku, gdy przestałam od życia tego własnie oczekiwać, pragnąć miłości, pragnąć bliskości drugiego człowieka, to wszystko to nagle się przy mnie pojawiło. Taka jest tajemnica życia.
Wędruję już po Tatrach kilkadziesiąt lat, wiele z tych rzeczy, o których ci mówię, zrozumiałam tu właśnie, w czasie moich samotnych, lecz wśród ludzi, wędrówek. Kiedyś chciałam, by chodzili ze mną moi bliscy, przyjaciele, ludzie, których kochałam, ale okazało się, że nasze ścieżki się różnią. Nikogo więc tu nie ciągnę, nie przekonuję, nie szukam. Życie mi przynosi to, czego kiedyś szukałam. I to chyba wszystko.Tobie te ścieżki też wiele dadzą. Wędruj nimi!
Czuję, że to ją rozluźniło … Ot życie, tworzy scenariusze i pełne jest paradoksów. Na Nosalu również ich dużo. Niby to mały szczyt górski, ale ważny …
Często się z tego śmieję. Byłam nauczycielką. Nie lubiłam tej pracy, bo to był obowiązek, misja. No i uczniowie też nie lubili szkoły. Ja się męczyłam z nimi, a oni ze mną. Teraz, gdy skończyłam nauczanie, życie mi daje ciągle okazje, by komuś w czymś pomóc, by czegoś nauczyć. Teraz to nie obowiązek i pewnie dlatego, czuję, że gdy jestem pomocna … to słońce wychodzi zza chmur … no i wyszło. Hihihi.
Piotr Kiewra

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat . Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

czwartek, 30 sierpnia 2018

O czym pamięta mój stary, tatrzański plecak?

72. Z pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Wszystko się zmieniło: moje ciało,  myśli, ubrania, tylko moja dusza się nie zmieniła i mój plecak.
Mam go ze sobą cały czas, towarzyszył mi w Tatrach od mojej pierwszej wyprawy do dzisiaj.  To od sześćdziesięciu lat mój wierny przyjaciel. Poznał Tatry od innej strony niż ja, bo od tyłu - od strony moich pleców.   Dlatego razem jesteśmy całością - ja i on, on i ja - na dobre i na złe. Złego nie pamiętam, a i jemu nie było źle, bo trwa i trwa.
Uszyła go z wojennego munduru dziadka moja babka. Dziadek wspominał wojnę i swoje w niej zwycięstwa, a babka, przeciwna wojnie, zrobiła z munduru "coś zdecydowanie bardziej użytecznego" - tak mawiała.  
To świadek i uczestnik wszystkich moich wędrówek a wcześniej ... szkoły.
Szkoly nie lubił, bo tam uczniowie go szarpali, śmiali sie z niego. I ja nie lubilam szkoły i tamtejszej bezczynnosci i powtarzania tysiace razy tego, co, tak naprawdę, w życiu nieistotne. Szkola mnie otępiała, zabijała inteligencję, a kształciła pamięć. A do czego mi pamięć?  By tak głupie nauki jak historia zaśmiecały mi głowę? Czlowiek wolny, a więc żyjący w teraźniejszości nie potrzebuje pamięci. Żyje spontanicznie, z chwili na chwilę, pamięć by tylko przeszkadzała. Pamięć to klatka.

Szkola to czyniła wszystkim. Tylko nieliczni się buntowali,  a wśród nich i ja. Chyba dlatego zostałam. … nauczycielką.
W ramach tego buntu chodziłam do szkoły okrężną drogą,  a ze mną wędrował mój plecak. Doceniałam jego oddanie i cierpliwość i zamiast szkolnego balastu - podręczników i zeszytów  nosiłam książki, które z nudów czytałam na lekcjach. Wędrowaliśmy przed szkołą i po szkole. Pamięta nasze wędrówki, ale i uwagi ludzi do mnie pod jego kątem.  Nie przejmowalam się, bo wiem, że trzy palce krytykantów wskazują ich samych, a tylko jeden jest w moją stronę.
Później, w górach znowu co niektorzy nam dokuczali. Lecz coś we mnie mówiło: liczą się Tatry i moja w nich dusza.
Przeszliśmy razem wiele gór i dolin, życie napisało wiele opowieści, a to jedna z nich - z dzisiaj. Rankiem, gdy ruszyłam na szlak, młodzi ludzie przyzwyczajeni do firmowych rzeczy obśmiewali mój plecak i długie na nim sznurki. Nawiązali też do mojego wieku. Nic im nie powiedziałam, bo tak naprawdę mnie nie dotknęli.  Słowa nie są w stanie mnie zranić.

No i parę godzin później ten młody człowiek zawisł nad przepaścią ku Koziej Przełęczy.  Wtedy, nie mamyślając się ani chwili, podałam mu mój plecak. Złapał za paski i sznurki, wcześniej wyśmiewane przez niego.  Zaufał im jak skrzydłom anioła.
Plecak uratował mu życie.
Mimo wszystko, ten młody człowiek zadziwił mnie. Gdy ochłonął, gdy minął czas walki, przyznal:
- Zrozumiałem.  Moje piękne i bogate ciuchy zakrywają to co brzydkie i ubogie pod spodem.  Wstydzę się za siebie. Popisywałem się przed kumplami. Przepraszam.
Tak naprawdę śmiałem  się z siebie. Teraz to widzę.  Jest pani wielka. Dziękuję bardzo. Bardzo dziękuję. - Odpowiedziałam mu:
- To nieprawda. Właśnie odkryłeś w sobie to, co piękne i bogate.  Zakrywały to nie ubrania, lecz myśli. Pod ubraniem jest tylko materia, a pod myślą wieczna prawda. Mój stary plecak pomógł ci ją odkryć.  Może po to został uszyty dziesiątki lat temu. Miał służyć nie tylko mi, miał nieść pokój - miał chronić życie, tak jak wcześniej był świadkiem jego zatracania,  teraz stał się narzędziem go chroniącym.

Takie zdarzenie zapamiętał mój pamiętnik.  To on mnie uwalnia od pamiętania. Mój stary plecak uwalnia mnie również, bo od lat nosi te same rzeczy, na różne tatrzańskie ewentualności.  

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra

czwartek, 19 lipca 2018

Siwy Potok i wszystkie inne potoki


71. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Góry mnie wezwały, by mi powiedzieć, że mnie to też czeka. Wiem to, ale tylko wiem … Do tej pory to była jakaś hipoteza, jakaś informacja ze świata, informacja o jego naturze, o przemijaniu, ale informacja …
Teraz to było doświadczenie … Człowiek mi mówi „Dzień dobry” i za chwilę ten dobry dzień zamienia się w wieczne milczenie, w wieczną pustkę …
To doświadczenie to coś zupełnie innego niż słowa, niż wyobrażenie, niż cała wiedza świata …
Odkryłam coś wielkiego, coś, co trzeba poznać, w to wejść i to chyba największe z ludzkich doznań, znacznie większe niż urodziny, niż miłość … Nie ma większego poznania niż to … nie ma nic głębszego … ale to część życia, więc nie da się tego ominąć, uciec … no i może się to przydarzyć w dobrym dniu, w każdym dniu, nawet najlepszym, nawet teraz. Więc trzeba się przygotować … trzeba zrozumieć … trzeba w to wejść … trzeba pokontemplować nad tym, pomedytować …
No i kontempluję swoją śmierć nad Siwym Potokiem … Idę wzdłuż … Przesiaduję nad nim. Wchodzę do niego, zamaczam w nim stopy, dłonie, przemywam twarz. … No i nie potrafię napisać, czego doznaję, co do mnie przychodzi.
Przechodzę przez Iwaniacką Przełęcz i teraz kontempluję wzdłuż Potoku Kościeliskiego.Ten sprowadza mnie swoim szumem, swoim magnetyzmem w dół. Tu też dotykam i poznaję go stopami, dłońmi i twarzą, lecz nie potrafię nic powiedziec i napisać … pustka. To nie tylko moja przypadłość. Nikt tego nie opisał … Wielu omijało temat … nie próbowali poznać, aż doznanie samo przyszło. Może przyszło bez obecności zmysłów, we śnie, czy w utracie przytomności, i chyba wtedy nie było piękne i tak głębokie, jakim jest w doznawaniu w pełnej obecności …
Gdy dzień się skończył, jedyne, co mogę powiedzieć, że się mniej lękam …
Kolejny dzień chodzę wzdłuż potoków. Posiedziałam przy Strążyskim, dotknął mnie swoim chłodem, a później też i Biały Potok w dolinie Białego okazał mi swój chłód. Na koniec zeszłam bulwarem obok pędzącej Bystrej. Pytam jej: - Gdzie tak się spieszysz? Bystra nie odpowiada, nie musi, czuję, że potoki, rzeki lubią “koniec” w oceanie. Poznały naturę rzeczy i nie lękają się.
I co? Mniej się boję.
Trzeci dzień. Znowu jestem nad Siwym Potokiem. Zadaję sobe pytanie, dlaczego mnie tak pociagają, i ten Siwy i wszystkie inne.
Wiem, to rzeki życia. Ich wody są obecne wszędzie, w każdym życiu, i człowieka, i rośliny, i zwierzęcia. Skoro są obecne w ich życiu, to są obecne i w chwili śmierci i znają ją. Poznały ją wiele razy, dokładnie tyle, ile cudów narodzin. Poznały tę tajemnicę, lecz nie podzielą się ze mną, i chyba wreszcie wiem, dlaczego się nie podzielą. To nie tylko dlatego, bym sama doświadczyła, ale przede wszystkim, bym zrozumiała, że „to” niczego nie kończy. Woda to powtarza w nieskończoność, ta moja woda, też już jest doświadczona. A jest też coś nie będącego wodą „we mnie”, co też doświadcza w nieskończoność.
Siedzę, spaceruję, próbuję tego „chłodu”, który nie jest końcem i czuję, że strach nie istnieje. Czuję, że potokowy „chłód” nad którym pokontemplowałem zapoznał mnie z namiastką tego, który stanie się pewnego dobrego dnia, moim udziałem i … zniknął strach. Jest on wynikiem myślenia o przyszłości, a w końcu to myślenie zaprowadza do ciemnej dziury, do pustki, stąd strach. Gdy poznaję nieskończoność, gdy zaczynam rozumieć, to, co potoki mi podpowiedziały, to wiem, że koniec nie istnieje, więc i strach nie ma racji bytu.
I wiem, że potoki nie mają końca, ten Siwy nie ma końca. Ileż to już razy „ta” woda jest w tym miejscu? Któryż to raz umarła w oceanie i narodziła się ponownie, jako chmura, śnieg i deszcz? Któryż to raz ja jestem nad tym potokiem?
Wracam do domu wzdłuż Siwego Potoku i w ogóle się nie boję. Nie mogę się doczekać …

Piotr Kiewra