Zanim znowu, po wielu latach, spotkałem kumpla z podwórka,
dotarły do mnie, czy to plotki, czy opinie o nim, że „mu odbiło”, że
„zwariował”, że „mu się pomieszało”.
Kilkadziesiąt lat temu bawiliśmy się razem na „podwórku” w
naszej rodzinnej miejscowości: graliśmy w piłkę, chodziliśmy po lesie, po
wielkiej łące, którą nazywaliśmy prerią, leżeliśmy tam nic nie robiąc, tylko
patrząc w niebo i chmury, siedzieliśmy pod samotnym drzewem tamże, lub w
wydłubanej z wielkiego pnia sosny, łodzi, która unosiła nas na tafli jeziora.
Tak sobie wyobrażaliśmy życie, że nic nie trzeba robić, tak
jak dzikie zwierzęta i ptaki: nie sieją, nie orzą, a żyją, mają się doskonale,
są radosne.
Jego ojciec miał małe
gospodarstwo rolne i gonił go do pracy w nim: to do pasienia krów, do koszenia,
siania, młócenia, itd., a on uważał, że to nie ma sensu, bo ojciec ciężko
pracując nie dorobił się niczego więcej, czego, by nie miały „ptaki powietrzne”
i inne zwierzęta - jakiegoś lichego gniazda. Nie dorobił się niczego poza
licznymi chorobami, krzywymi nogami, bolącymi od pracy rękami, kręgosłupem.
Kumpel uznał, że jego życie będzie wyglądało inaczej.
Ja wyjechałem, on został. Nie widzieliśmy się od tamtych
czasów – każdy z nas realizował się osobno.
I pewnego dnia wędrując po swoich „starych śmieciach”, po
lasach rodzinnej miejscowości, wokół jezior, po łąkach, wspominałem stare
dzieje, wspomniałem kumpla i nasze dzikie wizje.
Postanowiłem jeszcze odwiedzić nasze stare, samotne drzewo na "prerii", i jakież było moje zdumienie, gdy spotkałem go tam, na odludziu, siedzącego,
tak jak kiedyś, opartego tyłem o drzewo. On był tak samo zaskoczony jak ja,
choć przyznał, że wierzył, że się kiedyś znowu spotkamy i to właśnie w tym
miejscu.
Po kilku słowach, zorientowałem się, że szaleństwo i
postradanie zmysłów przypisało mu społeczeństwo:
- Tak jest zawsze – społeczeństwo ma cię za wariata, gdy
jesteś i pozostajesz sobą, gdy wracasz do źródła, do swojej własnej prawdy, gdy
żyjesz zgodnie ze sobą samym, gdy realizujesz swoją wizję. – tak mi powiedział
o sobie i o mnie, bo właśnie o mnie słyszał podobne opinie, jak ja o nim.
Usiadłem obok niego opierając się plecami o drzewo – nasze
stare, dobre drzewo, naszego wspólnego przyjaciela, powiernika naszych
młodzieńczych tajemnic, fantazji, które stały się rzeczywistością.
Oto, co mi opowiedział o sobie, o człowieku, który wrócił do
bycia sobą, o człowieku, który stał się jak ptak niebieski, wolny, radosny,
dziki.
- Jako dzieci i
młodzieńcy mieliśmy szalone plany i marzenia, i wszystko było w porządku, bo
młodzi ludzie mogą być szaleni i dzicy, mogą mieć swoje własne pomysły na
życie. Lecz, gdy wchodzisz w dorosłe życie musisz je porzucić, musisz się stać
jak wszyscy, musisz grać tak samo jak cała orkiestra, jak społeczeństwo.
Musisz to samo robić,
tak samo myśleć, za tym samym gonić, tego samego się bać. Musisz to samo mieć,
to samo mówić, to samo oglądać w telewizji, musisz, tak jak wszyscy, brać
kredyty i je spłacać, by mieć dom, lub mieszkanie, by mieć samochód, telewizor
– jak wszyscy. W wolnych chwilach masz czytać gazety, takie jakie czytają
wszyscy, masz cywilizować ogród, by stał się taki, jak ty – cywilizowany.
Masz się stać maszyną. Tego właśnie chce społeczeństwo – byś
stał się maszyną, taką samą, toczka w toczkę podobną do innych maszyn. Nad tym
pracują szkoły, rodzice, media, autorytety, religie, cała cywilizacja. W końcu
nasza głowa staje się cywilizowana, znika z niej resztka młodzieńczej dzikości
i stajesz się … dorosły.
Wtedy porzucasz resztki swoich wizji, resztki siebie i
od tej pory jesteś robotem. Bierzesz pierwszy kredyt (w jakiejkolwiek postaci,
bo mieszkanie, które dostajesz jest swego rodzaju kredytem, dom, który
dziedziczysz po rodzicach, też nim jest) i … stajesz się niewolnikiem, bo masz
zobowiązania: jesteś przywiązany jak koń mojego ojca powrozem do kołka na łące,
jak krowa do pastwiska, świnia do chlewa, pies do budy.
Rozchorowałem się i ja na tę chorobę. Odziedziczyłem ją. Podejrzewam, że ty
również.
I po co mi to było? Przecież widziałem przykład mego ojca,
wszystkich sąsiadów i wszystkich innych ludzi. Niczego się nie dorobili, poza
chorobami ciała i głowy, poza smutkiem, cierpieniem i … niewolą.
Później brniesz dalej, przywiązujesz, niewolisz innych: wychowujesz
na swój kształt i podobieństwo swoje dzieci i wnuki, bierzesz na łańcuch nie
tylko swojego psa, ale i rodzinę, przyjaciół. Wszystko ogradzasz murem,
zamykasz w klatce: fizycznej i mentalnej klatce.
I cierpisz, bo musisz cierpieć, bo tak cię nauczono, że
cierpienie wynika z natury człowieka i że trwa dopóki nie skończy się twoje
istnienie, albo dłużej …
Nikt ci nie powie, musisz się sam o tym dowiedzieć, że jego
przyczyna jest zupełnie inna i że to właśnie ono temu służy, by odkryć prawdę i
to odkryć ją teraz, a nie później.
Ludzie
patrzą na świat przez pryzmat pieniędzy i materii. Robią to od tysięcy lat.
Materia, coś, co tak naprawdę, wg fizyki kwantowej, nie istnieje, stała się
spoiwem cywilizacji. Pieniądz stał się centrum wokół, którego kręci się
społeczeństwo.
Tak myślę, gdy pojawiły się pieniądze (w jakiejkolwiek formie),
zniknęła ze świata miłość. Miłość i pieniądze nie mogą istnieć razem, obok
siebie. Może istnieć albo miłość, albo pieniądze.
Tak samo jest z wolnością: gdy pojawiły się pieniądze,
musiała zniknąć ostatecznie wolność.
Tak, rozchorowałem się na tę chorobę. To jest
przyczyna wszelkich chorób, gdy za pieniądzem znikają miłość i wolność,
pojawiają się wszelkie choroby. Miłość i wolność uzdrawiają, pieniądze –
materia, rozharmonizowują, pozbawiają podstaw zdrowia.
Nazywam tę chorobę – bankową, chociaż w przeszłości
nadawałem jej różne nazwy.
Tak było ze mną, tak jest z miliardami ludzi i z tobą.
Tak było ze mną, tak jest z miliardami ludzi i z tobą.
Łatwo ją rozpoznać, gdy
czujesz, że brak pieniędzy i czegokolwiek z materialnych rzeczy (ja bym dodał od siebie, że nie tylko czegokolwiek, ale i kogokolwiek)
jest w stanie popsuć radość życia, ale i wtedy, gdy dostatek sprawia przyjemność.
To oznaki, iż daliśmy się zmanipulować i zostaliśmy
zaprogramowani na niewolników. Pieniądze są środkiem nasennym, gdy żyjemy,
by zarabiać i je zdobywać - takie życie to sen na jawie.
Któregoś dnia, chyba tutaj pod drzewem, gdy już się
mocno nacierpiałem, nasz przyjaciel swoją ciszą mi to wyszeptał: „Cierp więc
dalej .... aż się obudzisz.”
Wtedy to przypomniała mi się nasza, dziecinna i młodzieńcza
wolność. Wtedy to zrozumiałem, że jako dzieci i nie zatruci jeszcze
„dorosłością” młodzieńcy, byliśmy sobą. Wtedy to na powrót zapragnąłem… być.
Wtedy to stałem się na powrót szalony, dziki i …
zdrowy. Zniknęło ze mnie wszelkie napięcie, przestał mnie boleć kręgosłup,
spracowane ręce, kolana, przestała mnie boleć głowa.
Gdy tylko powiedziałem o mojej decyzji paru osobom,
odsunęli się ode mnie, bo uznali, że postradałem zmysły. Sprzedałem mój bardzo
ucywilizowany dom i ogród, samochód i całą niepotrzebną mi materię, spłaciłem
kredyty. Uwiłem sobie tylko gniazdko jak te liche ptasie gniazda i od tej pory
tak żyję.
Patrzę na świat i widzę jasno: A oni ciągle handlują swoim
czasem, wysiłkiem, walką, zdrowiem, życiem. Ktoś nam wmówił, iż praca czyni z
nas człowieka. .. tak to prawda ... jesteśmy ludźmi ... lecz żebrakami ...
żebrzemy dla utrzymania się w statusie członka społeczeństwa.
Społeczeństwo to wynalazek właścicieli niewolników. Ci właściciele to też niewolnicy ... choć oni tego tak nie widzą.
Nadchodzi dla każdego taki moment, że się zastanawiamy ... jaki ma sens życie dla ciułania groszy i spłacania rachunków, rat kredytów? Jaki ma sens życie bez widzenia i czucia tego, co nie jest, i nie może być przeliczone w pieniądzu?
Jaki sens ma praca zasłaniająca wszystko, co wartościowe i piękne, ale czego nie da się kupić i sprzedać?
Społeczeństwo to wynalazek właścicieli niewolników. Ci właściciele to też niewolnicy ... choć oni tego tak nie widzą.
Nadchodzi dla każdego taki moment, że się zastanawiamy ... jaki ma sens życie dla ciułania groszy i spłacania rachunków, rat kredytów? Jaki ma sens życie bez widzenia i czucia tego, co nie jest, i nie może być przeliczone w pieniądzu?
Jaki sens ma praca zasłaniająca wszystko, co wartościowe i piękne, ale czego nie da się kupić i sprzedać?
Jaki sens ma inne życie niż siedzenie pod drzewem i
obserwowanie ludzi robotów i ludzi maszyn? Tylko to ma sens. Tak. Bycie robotem
i maszyną nie ma sensu .... bo roboty i maszyny nie mają serca i duszy ... nie
przeżywają bezprzyczynowej radości, nie są bezinteresowne. Nie sprawia im
szczęścia po prostu - bycie ... siedzenie pod drzewem i obserwowanie.
I to jest tak: gdy wróciłem do siebie, do źródła, do
naszej młodzieńczej wizji, by nic nie robić i żyć miłością i cieszyć wolnością,
ozdrowiałem na ciele i w umyśle, ale społeczeństwo uznało, że wtedy właśnie się
rozchorowałem.
Czyli wszystko jest na odwrót, ale społeczeństwo już nie jest
moim właścicielem, ja nim jestem. Stałem się nikim dla społeczeństwa i dla
siebie samego … i jest mi z tym lekko.
Już teraz, wreszcie, rozumiem słowa Jezusa i innych
mistyków, o staniu się na powrót jak dziecko i myślę, że na tym polega
dorosłość – dojrzałość, na zrozumieniu tego.
I jeszcze jedno, tak czuję, że właśnie na tym polega
zbawienie, że właśnie w ten sposób, tak jak my, siedząc pod drzewem i
obserwując siebie, i wszystko wokół, można odkryć ścieżkę do niego.
Pamiętam naszą „dłubankę”, łódkę, unoszącą nas na
wodzie, teraz moje życie, unosi mnie jak ta łódź - nie ja decyduję o kierunku i
przeznaczeniu, lecz wiatr … i tak chcę żyć. A że innym to nie pasuje, no cóż …
to moja łódka i są w niej tylko zdrowi – uwolnieni od choroby bankowej.
Zgodziłem się z każdym jego słowem, bo jesteśmy
przecież z jednego podwórka, z jednej ulicy, z jednej „prerii”, z tego samego
drzewa, z tej samej wizji, z tej samej dziczy. I tak samo jesteśmy szaleni,
lecz to nasze szaleństwo nas uzdrowiło.
*Jest ta
choroba częścią jeszcze większej choroby dotykającej człowieka -ludzkość, ale o
tej innym razem.
Piotr Kiewra
Czekam z niecierpliwością na kolejne opowieści 😊
OdpowiedzUsuńBardzo fajny artykuł!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak mało ludzi to rozumie.
OdpowiedzUsuńFszystko ma swój. Początek iswój koniec. Ale wspomnienia. Ciekawe.
OdpowiedzUsuńwspaniale trafne w słowach opowiadanie ! szkoda, że nie ma takiego przedmiotu w szkołach.Taka lekcja byłaby dobrą nauka dla naszej zŁotówkowej cywilizacji.
OdpowiedzUsuń;-)