- Moi drodzy! Dziękuję Wam za pamięć, za życzenia, za piękne
i wartościowe prezenty. Jest mi bardzo miło. – tak podziękowała wszystkim
gościom, przyjaciołom, córkom, wnukom, za miłe chwile, które ją spotkały. Odwdzięczyła
się im pięknym uśmiechem, głębokim, serdecznym, wypływającym wprost od serca
uśmiechem.
Usiadła i patrzyła na nich, a uśmiech i cisza nie odchodziły
od niej.
Wtem ktoś zapytał:
- Powiedz nam, nasza kochana, jaka jest tajemnica Twojej
pogody ducha, Twego uśmiechu, Twojej miłości, Twojej przyjaźni, Twojego
spokoju, Twojej długowieczności? Skąd się u Ciebie to bierze? Pytam, bo nie
znam nikogo, w tych, pełnych napięcia czasach, tak głęboko spokojnego,
uśmiechniętego, pozytywnego, jak Ty, droga babciu? I pewnie wszyscy tu obecni,
mają to samo zdanie. Zdradzisz nam tę tajemnicę? Prosimy!
- Dobrze. Opowiem wam o tym. Ale … będziecie zaskoczeni.
Dobrze, opowiem, bo może wam się to też przydać - przekażę wam ten prezent. –
zgodziła się z wyraźnym ożywieniem, z tryskającą z niej – jak z wielkiej, miejskiej
fontanny, energią.
- Posłuchajcie!
Dawno temu, przy okazji 45 urodzin, w pierwszej połowie
mojego życia … O Boże! Dzisiaj mija dokładnie 45 lat od tamtej chwili! O Boże! –
na chwilkę się zatrzymała nad tym wspomnieniem, zaszkliły się jej oczy, zapadła
w ciszę. Lecz parę sekund później wróciła jej energia i opowiadała dalej.
- No więc, rozpakowywałam prezenty, tak jak to robiłam przed
chwilą. Były różne: i kwiaty, kartki z życzeniami, gadżety, moje ulubione
aniołki i parę bardziej, lub mniej wartościowych rzeczy. Ale dostałam też coś
zupełnie innego … Coś niematerialnego. Coś … No dobrze, powiem wam: dostałam „bezpańskie,
szczekające psy”. – powiedziała śmiejąc się głośno, ze szklącymi się oczami, aż
łzy jej ciekły po policzkach.
Powtórzyła to kilka razy, chichocząc trudnym do
powstrzymania śmiechem: dostałam szczekające, bezpańskie psy. – śmiała się
głośno, a oni patrzyli na nią, nie rozumiejąc nic a nic, tylko obserwowali ją,
z twarzami pełnymi zdziwienia, nawet zakłopotania. Po dobrej minucie, spojrzała
na ich twarze i powiedziała:
- No więc, słuchajcie dalej. Od kogoś, kto mnie znał jak nikt
inny, dostałam prezent. Mała paczuszka a w niej seledynowa kartka, prawie pusta
… przeczytam wam, bo trzymam ją cały czas i na każde następne urodziny wyciągam
z mojego sekretarzyka i przypominam sobie. – wyciągnęła czysty, wyblakły kartonik
i przeczytała:
- Życzę Ci …
I więcej nic. Żadnego innego innego słowa, tylko te trzy
kropki. Dopiero, gdy spojrzałam na drugą stronę znalazłam tam klucze … – odwróciła kartonik na drugą stronę i czytała
dalej:
- Klucz do … i znowu kropki. A dalej, poniżej, po lewej:
Pamiętaj o szczekających, bezpańskich psach! Pamiętaj w
każdej chwili swego życia, w rano, w dzień i w nocy, i w zabawie, i w smutku i
bólu. Tylko o tym pamiętaj! – o bezpańskich, szczekających psach.
A po prawej:
Zapomnij o:
·
Starym dębie
·
Porcelanowych aniołkach
·
O tych, których kochasz
·
O tych, którzy Cię kochają
·
O niebie
·
O słońcu
·
O wietrze we włosach
·
O czerwonych makach
·
O płynącej rzece
·
O pomocnych dłoniach przyjaciół
·
O łzach zachwytu
·
O tańcu
·
O muzyce duszy
·
O szumie morskiej fali
·
O górskiej ścieżce
·
O głosie twojego (wewnętrznego) mistrza
·
O dzieciach
·
O oddechu
·
O biciu swego serca
·
A szczególnie zapomnij o ufności do życia, przyjaciół
i w ogóle do ludzi, do wszystkiego
Na samym dole:
Klucz do klucza:
To jest Twoja medytacja. Dzięki niej znajdziesz …
No i podpis … Twój mistrz.
No i to wam powiem … W pierwszej połowie mojego życia były we
mnie wspomnienia, dużo, bardzo dużo wspomnień. Były marzenia i plany na
przyszłość, wiele marzeń i była jakaś tam wiara, była jakaś tam, bo marna nadzieja.
Były emocje, bardzo dużo emocji, oj dużo. Przelewały się we mnie, aż do bólu,
aż do wielkiego drżenia, które dopadało mnie co rusz. Były lęki, bo były braki,
a to pieniędzy, a to bliskiej osoby, a to znowu pieniędzy. I tak w kółko.
Szybko odkryłam, że te „szczekające, bezpańskie psy”, to moje myśli. Dopadały
mnie i obszczekiwały. Do tej pory je przeganiałam, goniłam je kijem, krzykiem, prośbą,
zagłuszałam tańcem, głośną muzyką, modlitwą, kontemplacją. Udawałam, że ich nie
dostrzegam, że jestem głucha na ich szczekanie. Ale pewnego dnia zrozumiałam,
że intencja zawarta w tej medytacji była odwrotna. Nie miałam nic do stracenia.
Czterdzieści pięć lat walki ze szczekającymi, bezpańskimi psami, nic nie dało.
Postanowiłam je zaprosić, by szczekały jak najgłośniej, w każdym możliwym
momencie, w dzień i w nocy. Zaczęłam je karmić, by tylko chciały przyjść i szczekać.
I stało się coś
dziwnego, niezrozumiałego, absurdalnego – im bardziej je zapraszałam, im
częściej o nich pamiętałam, im uważniej się im przyglądałam, tym bardziej ode
mnie stroniły. Jakby się wstydziły, że się im przyglądam, że się do nich
uśmiecham, że się ich nie boję. Ich szczekanie stawało się coraz cichsze.
Powoli zaczęły się ode mnie oddalać, chować po kątach. Ale nie dałam im
spokoju. Przywoływałam je, podsuwałam najlepsze kąski, udawałam obojętną,
wystraszoną, a gdy tylko się zbliżyły śmiałam się z nich i patrzyłam jak
podtulają ogony i wycofują się. To było niesamowite.
Trwało to kilka miesięcy, może rok, półtorej … Szczekające,
bezpańskie psy znikły. Już mi nie przeszkadzały. Od czasu do czasu tylko
przypominały o sobie wyciem dobiegającym mnie z dala, jakby gdzieś z głębokiego
lasu. Lecz już nie przychodziły. To one się mnie bały, a nie ja ich.
I przyszło do mnie to, czego kiedyś szukałam. Gdy szczekające,
bezpańskie psy odeszły, przyszła … cisza.
I wtedy na nowo poznałam, dzięki ciszy, to, co kiedyś
starałam się pamiętać. Zgodnie z kluczem, gdy zajęłam się drugą stroną kartki –
im bardziej starałam się zapomnieć o dębie, porcelanowych aniołkach, oddechu, dzieciach,
czy przyjaźniach, tym bardziej ich pamiętałam. Tym bardziej ich czułam, tym to
wszystko było bliższe. Teraz czułam, że to stało się częścią mnie, utkwiło
gdzieś w środku: i inni ludzie, i słońce, wiatr, porywy serca, łąki, lasy,
jeziora, wszystko. To było moje. Byłam z tym w ścisłym związku, nierozerwalnym.
Nie musiałam pamiętać, to po prostu było, czułam to, jak się czuje dziecko w
łonie.
Im dalej ode mnie były szczekające, bezpańskie psy, tym
więcej doświadczałam uczuć, tym bardziej docierała do mnie muzyka, śpiew ptaków,
kolor i zapach kwiatów, szum morskiej fali, wiatr we włosach. Tym silniej
czułam obecność dusz moich przyjaciół, innych ludzi, wszystkiego, co wokół mnie
i daleko ode mnie. Nie miałam już braków. Naprawdę, niczego mi nie brakowało.
Wszystko, czego kiedyś pragnęłam miałam przy sobie i w sobie. Gdy tylko
szczekające, bezpańskie psy oddaliły się, wszystko inne się przybliżyło. To
była magia. To jest magia. To jest tajemnica. Poznałam ją.
Dzięki ciszy mam dzisiaj wszystko: i miłość, i przyjaźń, i
długie, zdrowe życie, mam uśmiechnięte, szczęśliwe serca wokół, mam i pieniądze.
Mam dwie strony medalu: materię i duchową istotę w jednym.
Nie pragnę, ale mam.
Moje pragnienia zabrały szczekające, bezpańskie psy. Zabrały też nadmiar słów,
zabrały wspomnienia, zabrały lęki, zabrały też „jutro”. Ale po co mi „jutro”?
Mam „dzisiaj” i „dzisiaj” mi wystarcza, a „jutro” samo się o siebie zatroszczy.
Taka, moi mili, jest tajemnica. Bezpańskie i szczekające psy
odeszły. Gdy one zniknęły zaczęłam dojrzewać. Druga połowa mojego życia była i
jest już wzrastaniem mojej dojrzałości, pięknym, spokojnym, pełnym radości,
ekstazy, życiem.
W pierwszej połowie byłam ciągle dzieckiem, płaczącym, tęskniącym
za mamą i tatą dzieckiem. Byłam dzieckiem zarażonym strachem i wychowaną tak, by
przepędzać szczekające, bezpańskie psy. Teraz jestem odpowiedzialna,
samowystarczalna, cicha, spokojna, dojrzała, ale za to radosna i beztroska jak
dziecko. Znowu jestem dzieckiem, nowonarodzonym, wesołym, pełnym zabawy dzieckiem.
To dziecko zrobiło sobie przyjaciółmi nawet bezpańskie, szczekające psy. Mam
dziewięćdziesiąt lat, a ciągle jestem takim właśnie dzieckiem.
I będę nim na zawsze, dopóki będę pamiętała o szczekających,
bezpańskich psach.
To jest moja tajemnica, to jest moje przesłanie dla was:
pamiętajcie o szczekających, bezpańskich psach! Darmo dostałam, darmo wam daję.
To tyle, moi drodzy. Przepiszcie sobie tę kartkę, bo moją
muszę zachować. To moja pamiątka, po kimś, kto mi dobrze, całym sercem, życzył.
Piotr Kiewra
Dziękuję za medytację.Moje dzikie i wściekłe psy też zaczynają być coraz bardziej potulne .
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń