W dniu moich dziesiątych urodzin dziadek powiedział do mnie:
- Powiedz mi o swoich najpiękniejszych marzeniach, a one ci się przyśnią
dzisiejszej nocy, a gdy będziesz już duży, twój sen się spełni. Spełni się,
jeśli tylko będziesz tego gorąco pragnął. To będzie największy i najpiękniejszy
z darów jakie w życiu otrzymasz.
Zapytałem go: - Dziadku, czy ty jesteś czarodziejem?
A on mi odparł: - Nie jestem, lecz ty nim jesteś, mój drogi.
Uwierz, a kiedyś się przekonasz, kiedyś, za wiele lat, przypomnisz sobie, co ci
powiedziałem.
Mam tylko jedną prośbę: Opowiedz mi o swoim śnie jutro!
Dobrze?
- Zgodziłem się. Dziadek poznał moje marzenia, a następnego
ranka przyszedł do mnie, a ja opowiedziałem mu, co mi się przyśniło:
Obudziłem się w zupełnie innym świecie. Tam nie trzeba było
budować domów, bo można było mieszkać wszędzie: na łące, w lesie, w górach, nad
morzem, wszędzie, gdzie się tylko chciało.
W tym świecie nie było granic,
strażników, policjantów, ani żołnierzy, bo nie byli potrzebni. Nie było też
złodziei, bandytów, bo nie było zła. Był za to uśmiech, przyjaźń, miłość.
Nie trzeba było pracować. Można było cały dzień biegać,
spacerować, bawić się, albo odpoczywać.
Nie trzeba było chodzić do szkoły, bo wszystko działo się tak
naturalnie, że nie trzeba było się tego uczyć.
Zwierzęta były moimi przyjaciółmi, nawet te najdziksze
drapieżniki, a ja się ich nie bałem. Nikt ich nie zabijał, więc i one nikogo
się nie bały.
I wszyscy ludzie byli dla siebie przyjaciółmi i nie było
wojen i kłótni.
Spotkałem w tamtym świecie kilku ludzi, spotkałem starca,
chłopaka i dziewczynę, i wielu innych, a oni nic nie mówili, nic nie musieli
mówić, bo rozumieliśmy się bez słów.
Nikt nikomu nie musiał mówić jak żyć, bo życie, po prostu, płynęło
jak rzeka.
Jadłem to, co rosło na drzewach, krzewach, na łące i w ziemi.
Jedzenia było pod dostatkiem, dla mnie i dla innych, również dla zwierząt.
Czułem się szczęśliwy, niczego mi nie brakło, niczego nie
musiałem szukać, pieniądze nie były potrzebne. Nikt mną nie rządził, a świat do
nikogo nie należał, mogłem iść i biec, gdzie chciałem.
Tu nie było chorób, bo tu nikt nie myślał o chorobach. Ludzie
tu żyli długo, bo tu nie było strachu, a więc i cierpienia. Nie było też zegara,
więc tu nikt nie mówił o tym co było, ani nie myślał o tym, co będzie.
Tutaj jedyne łzy płynęły mi z oczu, gdy oglądałem wschody
słońca, patrzyłem na pełne kwiatów łąki,
na ścigające się z wiatrem konie, gdy siedziałem nad rzeką, a ona po prostu
płynęła.
Płakałem, gdy słuchałem śpiewu ptaków, gdy wpatrywałem się w błękitne
niebo, lub w gwiazdy, gdy obserwowałem latające krzykliwe żurawie, gdy bawiły
się zwierzęta, gdy czułem szczęście ludzi.
Cieszyłem się sobą i wszystkim, a wszystko inne też się
cieszyło. Ani ja, ani nikt inny nie chciał tego świata zmieniać, urządzać po
swojemu, bo on był doskonały. Doskonałe były wiosny i zimy, doskonałe było pogodne
niebo i burze. Doskonała była istota, która siedziała obok mnie i razem patrzyliśmy
na świat z wielkiej góry.
Radowaliśmy się tym, że mogliśmy razem się cieszyć i płakać.
Dziadku, a najpiękniejsze w tym śnie było to, że w ogóle się
nie bałem.
Taki był mój sen. Zaufałem dziadkowi - uwierzyłem w taki
świat.
I dzisiaj, gdy się tylko obudziłem, przypomniał mi się
dziadek i przypomniała mi się jego przepowiednia. A teraz, moja droga, gdy
patrzę na świat przed naszymi oczami, to myślę sobie: tak, jestem wielkim czarodziejem!
I powiem ci jeszcze
jedno: nie wstydzę się swoich łez, tak jak się ich nie wstydziłem, gdy miałem
dziesięć lat i nie wstydził się swoich mój dziadek, gdy mu opowiadałem o moim
śnie.
Nie wstydzę się łez i teraz, gdy zaglądam ci w oczy i mówię: nieważne
czy jestem wielkim czarodziejem, czy nie,
liczy się tylko to, co najpiękniejsze: świat bez strachu to nie sen, on naprawdę istnieje. On istnieje
i w tobie, i we mnie.
Piotr Kiewra
Bądźmy Czarodziejami ... :)
OdpowiedzUsuń