poniedziałek, 24 grudnia 2018

Tatrzańskie świąteczne choinki


75. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

Spośród wspomnień zawartych w pamiętniku jest kilka spisanych z okazji świątecznych, Bożonarodzeniowych pobytów w Tatrach. Oto te zapiski:

Idealna świąteczna choinka to ta przystrojona czapami śniegu, gdzieś w Dolinie Strążyskiej, Chochołowskiej, Kościeliskiej, lub gdzieś wzdłuż Drogi pod Reglami.

Taka choinka stała się dla mnie tradycją. Urywałam i urywam się ze świątecznej gorączki w Tatry, choćby na te dwa, trzy dni, by pobyć w tym klimacie, w tej scenerii, w tym duchowym – religijnym nastroju samej ze sobą.

Ta świąteczna cisza, wśród tatrzańskich dolin zasypanych śniegiem jest nieporównywalna z żadną inną ciszą. Wtedy nie potrzeba mi długich marszów po szczytach, wysokogórskich wspinaczek, wystarczy tu być.

Tu gdzieś u podnóża Tatr idąc po skrzącym się w słońcu, skrzypiącym od mrozu śniegu, lub brnąc w zadymce, jest mi ciepło, gwieździście, świątecznie, wzniośle na sercu i duszy.

Tutaj się odnawiam, na nowo się rodzę.

Tutaj prawdziwy Święty Mikołaj obdarowuje mnie nie materialnymi, lecz duchowymi darami. A ja obdarowuję jego, obdarowuję małego Jezusa, obdarowuję cały świat swoim szczęściem, radością.

Tutaj obserwuję jak inni się cieszą, szczególnie górale z udziałem swojej muzyki, śpiewu. Czasem jestem z nimi, uczestniczę w ich modlitwie stojąc gdzieś w kącie kościoła, nucąc z nimi kolędy.

Tutaj doświadczam dziwnych zjawisk, gdy w dwudziesto, czy nawet trzydziestostopniowym mrozie czuję się jak latem w upale. Tutaj tak mnie rozgrzewa jakiś wewnętrzny płomień, że nie potrzebuję szalika, czapki.

Ta zimowa, świąteczna przytulność tatrzańskiej przestrzeni okrytej śniegiem jak pierzynką, jest tak przyjazna, tak miękka, delikatna, czysta … Naprawdę czuję się tu jak w raju, jak w niebie. I tak chyba wygląda raj, tak chyba naprawdę jest w niebie.

Dzisiaj, w Wigilię Bożego Narodzenia, co prawda w samo południe, nie o północy, spotkałam jelonka, a chwilę później liska. Oba zwierzątka chwilę popatrzyły na mnie, a ja na nie. Ja do nich przemówiłam ludzkim głosem, a dla nich było chyba za wcześnie, hihi. Chociaż chyba przemówiły do mnie uczuciem i przyjaźnią, bo nie uciekły, póki się nie nagadały nasze serca i dusze.

Naprawdę nie mogę się napatrzeć na tatrzańskie drzewa: świerki i jodły, uśpione na białych poduszkach, przykryte grubymi, śnieżnymi kołderkami. Śpią tak wdzięcznie, tak lekko, a ja czuję ich ledwo widoczne i słyszalne oddechy. Wydają się tak małe, tak grzeczne … A gdy się obudzą, gdy rozszumią swoją melodią, swoją poezją … Gdy z wiatrem zaczną szeptać tajemniczo …

Dzisiaj przeżyłam burzę śnieżną na Drodze pod Reglami. Nie pozwoliła mi wejść gdzieś głębiej do Parku. No i dobrze, nie było mi to potrzebne. Tak naprawdę to przeszłam może jedynie ze sto metrów, bo wiatr i śnieg razem próbowali zamienić mnie w śnieżnego bałwanka, no i bawili się ze mną w przepychankę, a w odpowiedzi na każdy mój krok do przodu, spychali mnie o dwa do tyłu. To była moja najpiękniejsza zabawa od czasów dzieciństwa.

Spaceruję wzdłuż Potoku Kościeliskiego nie mogąc się nadziwić jego artystycznej kreatywności, nie mogąc się nadziwić Matce Naturze. Tyle różnych arcydzieł, tyle wizji, tyle chwilowych i bardziej trwałych form, że żałuję, że nie fotografuję, bo brak mi słów, by móc to zatykające dech piękno, oddać choćby w małej części.

Jeszcze nigdy nie widziałam Strążyskiej tak świątecznie przystrojonej przez naturę. Jestem zdumiona. Co za kreacje świerków, potoku, tej ścieżki? Człowiek nie jest tak pomysłowy. Ludzie tylko małpują naturę, małpują jeden drugiego, kobiety się malują, by dorównać jedna drugiej, lub by się choć odrobinkę wyróżnić. Tu żadne drzewo, żaden zakątek nie podejmuje takich wysiłków, dostaje wszystko od Natury. Człowiek jest głupi, bo wierzy, że jest mądrzejszy. Wierzy, że potrafi stworzyć równie wspaniały świąteczny nastrój bombkami, cukierkami i światełkami. Daremny trud, to tylko małpowanie.
Tu jedna śnieżynka spadająca z nieba jest większą artystką niż tysiące ludzkich rąk.

A Giewont? Dzisiaj obudzony, w rozmowie ze słońcem, z wiatrem, z chmurką śnieżnego pyłu nad nim i wokół. Rozmarzony, królewski, wspaniały, lecz nie wyniosły, duchowy. Naprawdę jak król nad swoim królestwem. To król łączący dwa królestwa: nieba i gór. Szłam Strążyską wpatrzona to w niego, to w drzewa, to w swoje serce i duszę. Czuję jak się to wszystko brata ze sobą, jak w modlitwie. To najswspanialsze Święta!

Te zimowe i świąteczne Tatry to nie tylko moja duchowa strawa, materialne jadło dające energię mojemu ciału, to miliony, miliardy tajemnic i w każdej śnieżynce i w każdym promieniu słońca, i w każdym moim oddechu i w każdej mojej komórce, w każdej chwili …

Tutaj patrząc na to, co mnie otacza, rozumiem: świat to Boże Królestwo i ja też w nim jestem. Nie muszę nigdzie iść, nie muszę niczego i nikogo szukać. Jestem tu, w tej chwili i to wystarczy. Znalazłam i zostałam znaleziona. Jestem spełniona.

Dziękuję!

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane