76. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*
Wczoraj rano miałyśmy iść na Grzesia. Nie doszłyśmy, bo … moja koleżanka rozpłakała się. Była w stanie cokolwiek powiedzieć dopiero po jakimś kwadransie, jak już cała ścieżka spłynęła jej łzami. Powiedziała wtedy: „że już doszła tam, gdzie miała dojść.”
Popatrzyłyśmy więc na obiekt jej westchnień z pobliża schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Siadłyśmy na łączce obok przepięknego szałasu przy ścieżce i opowiedziała mi swoją historię.
Kiedyś, zanim skończyłam studia, zanim rozpoczęłam swoją pracę nauczycielki, ktoś, mój pierwszy chłopak, pięknie opowiadał mi o górach, o Tatrach, o swoim tam wędrowaniu. Ta magia, która płynęła z jego duszy udzieliła się mi. Zapragnęłam jej doświadczyć.
Zaczęliśmy planować naszą wspólną, pierwszą wyprawę i kilka dni przed wyjazdem … zginął w wypadku.
Nie mogłam się otrząsnąć z tego przez długi czas. Wtedy postanowiłam, że i tak tam pojadę i odwiedzę go … Grzesia. Tak miał na imię mój chłopak. Tak sobie wymyśliłam, że go odwiedzę, Grzesia – szczyt w Tatrach. On na pewno, jego duch tam, gdzieś wędruje …
Kilka lat coś zawsze stało na przeszkodzie, ale Grześ czekał i czekał.
I spotkałam ciebie. Nikt nie opowiada o górach tak jak ty. Przypomniałaś mi mojego Grzesia. Poprosiłam ciebie, byś mnie tam zaprowadziła, znalazłam w tobie, część duszy mojego Grzesia. Chyba, wy wszyscy wędrowcy macie coś wspólnego. Jest w was ten sam duch. Więc wybrałam ciebie za przewodnika, moją mistrzynię, która mi pomoże się oczyścić ze wspomnień, która mnie obudzi ze snu, w który zapadłam po śmierci mojego chłopaka.
No i przyjechałam tu. Rozedrgana cała wstąpiłam w ten zaczarowany świat gór i dolin, w mój magiczny świat znany z opowieści Grzesia. Tu dział się realnie. Jego opowieść, jego słowa, jego opisy materializowały się. Lecz tu, gdy ujrzałam ten szałas …
I nagle, gdy doszłyśmy do tego szałasu, Grześ do mnie wrócił. Naprawdę poczułam, że znalazł się przy mnie. Otóż, Grześ podarował mi kiedyś fotkę, jedyną fotkę, jaka mi po nim została. Na niej był on, uśmiechnięty, szczęśliwy, prawdziwy on, a obok był ten szałas. Dlatego, gdy tu dotarłyśmy, naprawdę go zobaczyłam, jak tu stoi i uśmiecha się do mnie.
Emocje tak mnie osłabiły, że nie mogłam już postawić kroku. Możemy tu przyjść jutro? Dokończymy naszą wycieczkę.
Przegadałyśmy więc następną godzinkę i popatrzyłyśmy w ciszy na góry i na Grzesia do wieczora.
Dzisiejszego ranka ponownie ruszyłyśmy, by spełnić marzenie koleżanki. Na szczycie, obok szlakowskazu, zostawiła małą wiązankę łąkowych, zwykłych kwiatów, zebranych, gdzieś wśród stadka pasących się owiec. Gdy na nią spojrzałam, widziałam, że to nie są zwykłe kwiaty. Te były magiczne, jak całe Tatry, jak ludzkie wspomnienia, jak dziewczęca pamięć.
Posiedziałyśmy tam z godzinkę. Wiem, że od tej chwili, zaczęła się jej własna górska opowieść. Wkroczyła w ten magiczny świat prosto z marzeń i wspomnień, w rzeczywistość.
Poszłyśmy dalej Długim Upłazem w stronę Wołowca, w stronę przygody, w stronę prawdziwego życia.
*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.
Piotr Kiewra
Piękne ❤
OdpowiedzUsuńWzruszająca opowieść - Bardzo ładna . Pozdro
OdpowiedzUsuńSilne doświadczenie - zobaczenie w rzeczywistości miejsca, które zna się jedynie z fotki z ukochaną odeszłą już osobą.
OdpowiedzUsuń