Ten tekst –
opowiadanie - oddaje ideę facebookowej grupy Tatry – górskie wędrówki. Publikuję go, by okazać ją tym wszystkim,
dla których jest na tyle bliska, by stanowić powód uczestnictwa w grupie.
„Nie idę dalej, nie muszę iść, by czuć, że wędruję, by
odbywać tę prawdziwą wędrówkę” – usłyszałem cichy, spokojny głos za sobą.
Inny
głos, chyba dużo młodszego człowieka natychmiast ripostował: „Jak to, nie
rozumiem, jak możesz wędrować siedząc tu pod tym kamieniem? Chciałem z tobą pochodzić
po Tatrach, ale chyba się nie rozumiemy … No dobrze - jak zwykle - idziemy
dalej bez dziadka.”
„Ja zostaję z dziadkiem” – zdecydowanie oznajmił najmłodszy z
głosów.
„Dobrze, wy tu sobie wędrujcie na siedząco, a ja po mojemu. No to
cześć, trzymajcie się”. – zakomunikował i po kilku sekundach minął głaz o który
siedziałem oparty. Był to może trzydziestokilkuletni mężczyzna. Już w marszu
zakładał swój plecak. Przeskakując po kilku kamieniach dotarł do krawędzi
Czarnego Stawu, chwilę popatrzył w jego przejrzystą
toń, rzucił spojrzeniem po
szczytach - od Kościelca po Żółtą Turnię, po czym odwrócił się w stronę swoich
wcześniejszych towarzyszy, machnął im ręką na pożegnanie i ruszył w lewo, w
stronę widocznej ścieżki okalającej część jeziora.
Obserwowałem go przez chwilę jak energicznie kroczy po niej.
- Pewnie w głowie już miał plan zdobycia jakiegoś szczytu. – pomyślałem i …
powędrowałem wzrokiem dalej w ciszę otaczających mnie gór, w głębię stawu i
błękit nieba. Z tej ciszy wyrwał mnie dziecięcy głos:
- Dziadku, wolę wędrować z tobą. Tata zawsze się gdzieś
spieszy, pogania mnie, gdy chcę popatrzeć na góry, a gdy już wejdziemy na jakiś
szczyt, to zanim zdążę się napatrzeć na to wszystko, co widzę, to już zmusza
mnie do gonienia na następną górę.
Tata wszystko planuje i denerwuje się, gdy
nie uda się nam czegoś zrealizować. Tak
naprawdę, to góry mojego tatę
denerwują. Chyba tak jest, bo nigdy nie jest szczęśliwy, że tu jest, a ciągle
narzeka, że coś mu się nie udaje, a to z mojego powodu, bo za wolno idę, a to z
powodu pogody, a to z powodu tłumów ludzi … I ciągle chce, by mu robić zdjęcia,
gdy jest na górze. Ostatnio mi powiedział, że robię kiepskie zdjęcia, bo na
nich były same góry, potoki, kwiatki, chmurki nad szczytami, albo w dolinkach,
a nie ma w nich mnie, albo jego.
Tak, tata, daje mi mało czasu na zdjęcia i na
… góry. Chyba uważa siebie za kogoś ważniejszego niż te góry, bo lubi się
chwalić przed innymi, że je zdobył. Pokazuje wtedy siebie na tych zdjęciach, a
góry ledwo tam widać.
Dziadku, mój tata chyba nie lubi gór, bo patrzy na nie
zupełnie inaczej. Ty jesteś spokojny, szczęśliwy, a on nie. Tak to czuję. Chcę
by był szczęśliwy i spokojny jak ty, ale nie wiem, jak to sprawić. Dlaczego tak
jest? Opowiesz mi o swoich wędrówkach po górach? – poprosił dziecięcy głosik zza moich pleców.
Byłem ciekaw, jak ten głos wygląda, jak duże jest to dziecko, ale nie mogłem –
nie chciałem, by dziadek i jego wnuczek (myślałem, że to chłopak) zorientowali
się, że ktoś słyszy ich rozmowę. Siedziałem więc dalej wpatrując się w błękit i
zieleń stawu.
Już w pierwszych słowach dziadka dowiedziałem się, że
rozmawia z wnuczką, małą, ale wrażliwą i ponad wiek dojrzałą dziewczynką:
- No widzisz moja mała Monisiu, twój tata, to mój
syn, ale on
wędruje zupełnie inaczej. Nigdy go nie uczyłem jak wędrować, w ogóle go nie
uczyłem jak żyć. Bo, moja droga, wędrówka to - po prostu – życie, a życie to
wędrówka. Uważam, że każdy człowiek powinien wędrować po swojemu, dlatego nigdy
go nie uczyłem, nie pouczałem, nie mówiłem, co należy, a czego nie należy. Nie
wychowywałem twojego taty,
bo uznałem, że wszystkiego musi się nauczyć sam, by
nikogo nie winił za to, co mu się przydarza i kim jest, bo sam jest „góralem”
swego losu. Lecz życie – wędrówka, to proces i nie można wszystkiego zrozumieć
od razu, w jednej chwili, na pierwszej ścieżce. Na to przyjdzie czas. Uczymy
się obserwując świat, ale przede wszystkim siebie samego.
Góry to tylko jedna ze ścieżek. Sam tu wiele się nauczyłem,
wiele zrozumiałem, wiele zaobserwowałem. Był taki czas, że zdobywałem szczyty –
jak twój tata, ale później poznałem znacznie piękniejszy, ciekawszy, sposób
wędrowania. W tym sposobie góry to ścieżka, ale celem nie są góry, Tatry i ich
szczyty, celem jestem ja sam. Cel jest gdzieś wewnątrz mnie, jest gdzieś głęboko
ukryty, otoczony wielką tajemnicą i tam właśnie podążam. To jest znacznie
bardziej ekscytująca wędrówka niż zdobywanie Rysów, czy Mount Everestu, więcej
w tej wędrówce radości i spokoju. Na tej ścieżce nie ma gdzie się spieszyć.
W tej wędrówce Tatry są moją ścieżką, twój tata jest moją
ścieżką, ty jesteś moją ścieżką, ten głaz, ten staw, chmury i niebo, wszystko,
to moje ścieżki.
Wędruję krocząc ścieżkami Tatr, ulicami miast, będąc w tłumie
ludzi, słuchając ich głosów, zaglądając im w serca i dusze, ale wędruję też
siedząc tu w górach, patrząc na te cuda natury, na ten staw, na szczyty, niebo
i chmury, rozmawiając z tobą, patrząc ci w oczy … Tak, zaglądanie w twe oczy to
piękna wędrówka, zaspakajanie twej ciekawości świata, ludzi i siebie, to piękna
wędrówka. Używanie słów, słuchanie twoich słów, twego taty i innych ludzi,
głosów gór, wiatru, to też część tej wędrówki, ale najpiękniejsza, najgłębsza,
najciekawsza, pełna odkrywających się tajemnic jest wędrówka poprzez świat
ciszy, a szczególnie swojej własnej ciszy.
Więc jak widzisz, nie ma znaczenia, czy idę, siedzę, leżę,
czy rozmawiam, czy milczę, jestem na jawie, czy śnię, czy jestem w górach, czy
w domu, moja wędrówka trwa. Twoja też i twojego taty też. Tak samo wędruje
każde istnienie. Tylko nie każde zdaje już sobie sprawę co jest celem naszej
wędrówki, co jest celem poznania, więc niektórzy gonią to za tym, to za tamtym,
a ponieważ żaden z celów, osiągniętych celów, ich nie cieszy, to znak, że
jeszcze są na fałszywej ścieżce, więc szukają. Pewnego dnia odkryją. Lecz
odkryją nie dlatego, że im to powiem ja, lub ktoś inny, bo przeczytają o tym w
mądrej książce, lecz dlatego, że doświadczą cierpienia, które w pewnym momencie
zaprowadzi ich do zrozumienia. Muszą tego doświadczyć. Wtedy ich wędrówka stanie
się spokojną wędrówką, pełną głębi i miłości, współczucia. Wtedy, nie
wcześniej.
Tak naprawdę, wszędzie bez względu na miejsce i okoliczności,
zawsze znajdujemy siebie, czy tu, czy na Kościelcu, który stoi tu nad naszymi
głowami, czy na Granatach, tam po lewej, czy w fotelu w domu, zawsze znajdujemy
to samo. To nie znaczy, że miejsce i okoliczności nie mają znaczenia, mają, na
pewno mają, bo inaczej życie nie miałoby sensu, istnienie gór, innych ludzi nie
miałoby sensu. To, że jesteś w górach, to, że zdobywasz szczyt, że robisz to ze
swoim tatą, albo ze mną, ma sens, bo każda taka sytuacja coś tworzy, buduje
okazję do zrozumienia czegoś, do odkrycia części swej tajemnicy.
Z górami to jest chyba tak, iż dlatego, że kryją w sobie tyle
tajemnic, przez to umożliwiają nam szybsze dotarcie do nas samych, odkrycie
naszych własnych tajemnic. Im więcej je nam odsłaniają góry, tym intensywniej
poznajemy siebie.
Dlatego tak tu ludzi ciągnie. Ludzie podświadomie tu lgną, ale
są też tacy, którzy się ich boją i nie lubią, bo boją się trudnych objawień na
swój własny temat. Tak myślę.
Twojego tatę tu ciągnie, bo jest ciekaw, bo chce poznać
siebie i ciebie tu ciągnie, wszystkich nas ciągną góry z tej samej przyczyny.
Jedni sobie z tego zdają sprawę, inni nie. I taka jest tylko różnica.
Takie, Monisiu, są te moje, twoje i innych wędrówki.
Wędrówka to życie, a życie to wędrówka, a góry, ludzie,
świat, to ścieżki – moje, twoje i innych ścieżki. - gdy dziadek skończył mówić,
po kilku chwilach ciszy, zadał dziewczynce pytanie:
- No to jak ruszamy w naszą wędrówkę?
- Tak dziadku, ruszamy. Tylko powiedz mi jeszcze jedno: jak
wybierać ścieżki? –zapytała dziewczynka.
- Nie wiem, tego nie wiem. Mogę ci podpowiedzieć tylko jak to
jest u mnie. Mianowicie, dawno temu wsiadłem do łodzi i ciężko wiosłowałem,
lecz w pewnym momencie, gdy przyszło zrozumienie, o którym ci opowiedziałem,
wyrzuciłem wiosła.
Od tej pory łódź mnie sama prowadzi. I prowadzi dobrze. Gdy
wejdziemy na ścieżkę sama zobaczysz jak to się dzieje. - umilkł i usłyszałem za mną dźwięk zamykanych zamków, trzask zapinanej
uprzęży plecaków. Po chwili szmer oddalających się kroków zaczął ginąć w
odgłosach otaczającego mnie tłumu turystów wypoczywających w tym magicznym
miejscu, nad Czarnym Stawem.
Wstałem, rozejrzałem się, ale dziadka i jego
wnuczki już nigdzie nie mogłem wypatrzyć.
Ruszyłem więc w swoją wędrówkę. Wiosła zostawiłem pod głazem.
Nie będą już mi potrzebne.
Piotr Kiewra
Urzekło mnie to opowiadanie! Chwila refleksji
OdpowiedzUsuń